Trubadur 1-2(26-27)/2003 |
Marcello Finalmente…
Takim tajemnym, żartobliwym, czułym nazwaniem obdarzył Go jeden z najserdeczniejszych przyjaciół, Placido Domingo (pewnie rozpoznaliście Państwo słowa Rudolfa z III aktu Cyganerii?). Profesor Marcel Prawy był dobrotliwym demiurgiem, operową wyrocznią. Wiedział wszystko o przeszłości opery, ale aktywnie żył jej współczesnością, albowiem jak nikt inny wiedział, że jedynie ogarniając rozumem i sercem przeszłość można tworzyć i rozumieć teraźniejszość. W dniu Jego odejścia Internet wchłonął i przekazał dalej słowa pożegnań, wspomnień, wzruszeń. Wiedeńczykom trudno pojąć, że nie ujrzą Go siedzącego jak zawsze od kilkudziesięciu lat na miejscu nr 1 w pierwszej prawej loży na parterze, i że na próżno będą spoglądać w tamtą stronę, chcąc wyczytać z Jego twarzy ocenę przedstawienia. Młodym gościom Staatsoper zabraknie Jego uśmiechu i żarcików wymienianych ze stojącymi po wejściówki. Profesor Marcel Prawy nie oceni już żadnego spektaklu, nie napisze książki, nie udzieli wywiadu. Polska prasa opędzała się zresztą od propozycji umieszczenia wywiadu z Nim jak od natrętnej muchy. Nie szkodzi, nie pierwszy to człowiek rozkochany w Polsce bez wzajemności. Ale kiedy zanudzi nas na śmierć papka, jaką glajchszaltuje się kolumny naszych gazet, zaczniemy pewnie upominać się o mądre rozmowy z mądrymi starcami. Tymczasem przepatrujmy pilnie programy telewizyjne, może np. na 3SAT zostaną powtórzone operowe audycje Profesora, czas już bowiem, żeby poznało je kolejne pokolenie melomanów. Marcello Finalmente… Przepraszam za poufałość – Panie Profesorze, finalmente odnalazł Pan tych, z którymi obcował Pan osobiście lub duchowo przez całe życie tu, na ziemi. Proszę, niech Im Pan powie, że opera ma się dobrze, i proszę Im szepnąć kilka słów o TRUBADURZE, którego zdążył Pan poznać. Nigdy Pana nie zapomnimy.
Jadwiga Piller