Trubadur 3(36)/2005 |
60 lat Opery Śląskiej w Bytomiu
Początki polskiej opery na Śląsku sięgają wprawdzie jeszcze czasów przedwojennych, ale jako instytucja teatr operowy w tym regionie powstał 14 czerwca 1945 (a więc w dniu historycznej już dzisiaj premiery Halki na scenie teatru w Katowicach). Od tego czasu Opera Śląska zaprezentowała 253 premiery (operowe i baletowe), dając prawie 14 000 przedstawień!
I zawsze była „kuźnią talentów wokalnych”. Nic więc dziwnego, że swój kolejny okrągły jubileusz uczciła koncertem artystów śpiewaków, których debiut sceniczny i początek kariery miał miejsce właśnie na jej scenie. Koncert odbył się w pięknie odrestaurowanej sali koncertowej im. Adama Didura (wybitnego śpiewaka i pierwszego dyrektora tej Opery) 19 czerwca 2005. Wystąpiło w nim dziewięcioro artystów-śpiewaków. Prowadzenia koncertu i wokalnego w nim udziału podjął się Wiesław Ochman. I był to koncert ze wszech miar udany. Możliwość obcowania ze wspaniałą sztuką wokalną to wspaniała przyjemność. Wszyscy występujący artyści demonstrowali wysokie umiejętności, a jeśli głosy ich nie zawsze brzmiały świeżo i nośnie, to zadziwiała technika i umiejętne dyskontowanie talentu i wiedzy wokalnej, którymi tak kiedyś zachwycali. Szczególne wrażenie na piszącym te słowa wywarły występy Krystyny Kujawińskiej (wciąż piękna, ciemna barwa dramatycznego sopranu dostosowana do wykonywanych arii – śpiewała Aidę i Toskę), Henryka Grychnika (muzykalność i kultura subtelnie prowadzonego głosu, wyczucie frazy i miękkie piana w arii Leńskiego i pieśni Non ti scordar di me) oraz Alicji Słowakiewicz-Wolańskiej (lekkość i ruchliwość głosu, dokładność intonacyjna i rytmiczna w utworach Scarlattiego i Haydna). Poza wymienionymi mogliśmy podziwiać jeszcze Gabrielę Kściuczyk-Mechlińską, Jana Wolańskiego, Bożenę Grudzińską-Kubik (swobodna, precyzyjna koloratura w arii z Traviaty i w Karnawale weneckim), Ryszarda Wojtaszewskiego i Jana Dobosza. Śpiewakom akompaniowali Larysa Chaban, Antoni Duda i Halina Mansarlijska. Konferansjerka Ochmana lekka, dowcipna, ciekawa. Brakowało tylko, choćby krótkich, informacji o występujących artystach (nie było drukowanego programu).
Drugim jubileuszowym wydarzeniem na scenie bytomskiej była premiera, ósma z kolei, Halki St. Moniuszki (od 1945 roku kolejne jubileusze obchodzone są premierą Halki). W ciągu tych 60 lat w operze Moniuszki na bytomskiej scenie występował kwiat polskiej wokalistyki i realizatorów operowych. Widzowie mogą mieć więc retrospektywne porównania (jeśli nie z autopsji, to choćby z nagrań). Tym większa więc odpowiedzialność ciążyła nad realizatorami i wykonawcami obecnej inscenizacji. Czy sprostali oczekiwaniom? Wśród realizatorów – nazwiska, powiedziałbym, znakomite. A spektakl wydaje się bezbarwny, przeciętny. Scenografia praktycznie nie istnieje: pusta, na biało wymalowana sala z jakąś (szczątkową?) konstrukcją metalową w głębi, żadnych elementów góralskich (nie licząc projekcji filmowej, czarno-białej z fragmentami gór). Dobrze, że choć kostiumy tradycyjne (prócz Halki ubranej w raczej nie góralskie odzienie). Swoiście rozwiązany jest I akt: oto w trakcie uczty zaręczynowej, na oczach biesiadników, Janusz prowadzi miłosny dialog z Halką!
Oglądana obsada (spektakl z 18.06.2005) również nie mogła do końca zadowolić. Postać tytułowa w wykonaniu debiutantki Jolanty Wyszkowskiej (wyróżnienie na ostatnim Konkursie im. A. Didura) była raczej tylko zarysowana. Jest ona jeszcze bowiem zbyt młodą artystką (głosowo i aktorsko), by pokonać trudności tej partii. Ale jak na debiutantkę zrobiła wiele, by móc się podobać. Maciej Komandera (Jontek) ujawnił po raz kolejny piękno swego głosu w wysokim rejestrze (bogactwo alikwotów) i niepokojącą przeciętność w średnicy i dole skali. Włodzimierza Skalskiego słyszałem śpiewającego już znacznie lepiej. Dobrze wypadli natomiast Bogdan Kurowski (Stolnik) i Jacek Greszta (Dziemba). Postać Górala zlikwidowano (tak jak recitativ poprzedzający słynną dumkę Jontka), zastępując go Zakonnikiem?!
Całość muzycznie przygotował i prowadził dyrektor Opery Śląskiej Tadeusz Serafin. I strona muzyczna należała chyba do najlepszych w całym przedstawieniu.
Jacek Chodorowski