Trubadur 3(36)/2005 |
„Rajska” operetka na gliwickiej scenie
Kwiat Hawaii Paula Abraháma należy, obok Wiktorii i jej huzara oraz Balu w Savoyu, do tych najlepszych, najczęściej wystawianych jego operetek. Dość zgrabnie skonstruowane libretto (spółki autorskiej Grünwald, Földes, Löhner-Beda) oparte zostało na autentycznych wydarzeniach związanych z amerykańską kolonizacją hawajskiego archipelagu. Libretto to Abrahám oprawił muzyką różnorodną, barwną, umiejętnie łączącą miejscowy folklor z coraz bardziej wówczas modnymi amerykańskimi synkopowanymi rytmami. Powodzenie miała więc operetka zapewnione.
Gliwicki Teatr Muzyczny sięgnął po nią już po raz drugi w swej historii (pierwszy raz: 18.06.1960). Obecna inscenizacja jest tradycyjna, bardzo zresztą słusznie. Operetka ta bowiem ma jakby dwa plany: baśniowy, hawajski świat pełen egzotyki utanecznionej i kolorowej oraz współczesny (w stosunku do czasu akcji: koniec XIX wieku), bardzo „amerykański”, wypełniony modnymi melodiami, piosenkami, nieco zwariowany. I cały ten koloryt, podkreślony scenografią i kostiumami (a i grą wykonawców) został zachowany. Prowadzący spektakl gościnnie dyrygent Antoni Duda, na co dzień kapelmistrz Opery Śląskiej, starał się wydobyć z partytury ową lekkość i finezję, barwność i różnorodność, co na ogół mu się udawało. Dyskusyjne natomiast pozostaje włączenie do warstwy muzycznej kilku „obcych” (choć też Abraháma) fragmentów operetkowych (z Wiktorii i jej huzara i Balu w Savoyu). Tym bardziej, że zrobiono to kosztem usunięcia oryginalnej muzyki tej operetki.
Bohaterką oglądanego spektaklu (5.06.2005) była bezsprzecznie Małgorzata Długosz w partii księżniczki Laii (dlaczego partię Suzanne Light śpiewał kto inny – tradycyjnie łączy te postaci jedna wykonawczyni?!) Pięknie wyglądała, pięknie śpiewała. Jej głos jest perlisty w brzmieniu, bardzo swobodny, artystka posługuje się nim z całkowitą pewnością. Partnerował jej jako książę Lilo-Taro Witold Wrona. To autentyczny amant tej sceny. Śpiewał (choć dzięki wspomnianym zabiegom zbyt mało) bardzo dobrze, głosem nośnym o ładnej barwie i wyrównanym brzmieniu. Oboje stanowili znakomicie dobraną, baśniową parę „kolorowych” Hawajczyków. Dobrze też wykonali swe partie Arkadiusz Dołęga (kapitan Stone) i Jolanta Kremer (Suzanne). Zabawny (i przekonujący) duet stanowili Wioletta Białk (Bessie) i Tomasz Białek (Jim Boy), nie ustępował im Michał Musioł jako John Buffy.
Gliwicka inscenizacja ma wszelkie dane, by długo utrzymywać się w repertuarze.
Jacek Chodorowski