Trubadur 2(51)/2009 |
Twórzmy polskie balety
Creations 1 w TW-ON
Na zamknięcie sezonu 2008/2009 miłośnicy baletu mogli obejrzeć spektakl, który w całości był dziełem artystów baletu. Piszę „w całości”, gdyż warszawscy tancerze nie tylko go wymyślili, stworzyli do niego własne choreografie i je zatańczyli, ale też byli autorami kostiumów, ustawiali dekoracje, pracowali jako inspicjenci, operatorzy świateł, wpuszczali widzów na widownię i sprzedawali przygotowane przez siebie programy.
Wieczór był bardzo udany, mogliśmy obejrzeć wielu młodych tancerzy, którzy często mieli szansę pokazać się od innej strony niż na co dzień lub wyjść z cienia corps de balet.
Największe wrażenie zrobił na mnie utwór ostatni, ale był on też autorstwa jednego z najbardziej doświadczonych w tej grupie choreografów, Jacka Tyskiego. Balet Donna był opowieścią o dzikich mężczyznach i panujących nad nimi kobietach – szalony, pełen afrykańskich rytmów, ze świetną Magdaleną Ciechowicz – zmysłową i drapieżną.
Drugi ze „starszych” stażem choreografów, Karol Urbański, zaproponował dzieło krańcowo różne – ułożony do muzyki Beethovena balet W prześwicie, w którym mogliśmy podziwiać eteryczną, prawdziwie romantyczną, ale i jednocześnie perfekcyjną technicznie Ewę Nowak, z dobrze jej partnerującym Jarosławem Zaniewiczem. Wykonawcy wypadli niezwykle stylowo, ale sam utwór, choć ładny, wydawał się dość banalny i nic nie wnoszący.
Rozczarowała mnie natomiast propozycja Natalii Wojciechowskiej Anioły, stanowiąca dość nijaki zestaw klasycznych skoków. Do bólu naiwne dziełko operujące grupą solistów w białych strojach miało tylko jedną mocną stronę – wykonanie pełne zaangażowania i autentycznej radości z tańca, zwłaszcza u autorki choreografii, która była też jedną z wykonawczyń.
Bardzo zgrabne było zaprezentowane jako pierwsze ogniste tango – Abrazo Edwarda Bablidze, w którym wystąpił autor choreografii z Aną Kipshidze, spodobały mi się również dwie choreografie Roberta Bondary, w których wystąpili Dagmara Dryl i Maksim Wojtiul (Butterflies in the stomach) oraz Marta Fiedler, Anna Lorenc, Paweł Koncewoj i Sebastian Solecki (When you end and I begin), a których choreograf udanie czerpie inspirację od wielkich współczesnych twórców. Szczególnie druga jego choreografia, nie tylko pomysłowa pod względem zaproponowanych sekwencji kroków i gestów, ale także plastycznego wyrazu, a zwłaszcza operowania światłem okazała się bardzo poruszająca.
Niezwykle spodobała mi się inicjatywa, pozwalająca zaprezentować się młodym tancerzom, a przy tym, jak dowiedziałam się z towarzyszących jej wypowiedzi dyrektora Krzysztofa Pastora – dająca możliwość spróbowania swoich sił także w innych teatralnych zawodach. Chodzi o to, aby tancerze – ludzie uprawiający tak wyczerpujący i krótkotrwały zawód, jeszcze w pełni sił mogli przygotować się na przejście do innej zawodowej aktywności. A ja już czekam na Creations 2!
Jolanta Gula