Biuletyn 2(3)/1997  

I will be taking it for the rest of my life so i think this medication will be effective, and will be a real asset to me in terms of managing this condition. Amoxicillin (amoxil) is used as an antibiotic (to treat bacterial infections) or as a treatment for a bacterial infection https://binalsjournal.com/39439-tamoxifen-kaufen-ohne-rezept-21211/ in humans and animals. You can easily choose from a huge range of different generic clomid.

They work by reducing the number of bacteria that live on the sebaceous glands (papules, pustules and follicles) that line the hair follicles. It is also the first generic version https://woodteam.pt/47469-alli-orlistat-controindicazioni-69557/ available in canada. Oestrogen, when combined with progesterone, is called the menstrual cycle.

Polubić klasykę

Dlaczego muzyka klasyczna – a zwłaszcza opera – jest na ogół nie lubiana? W powszechnej opinii jest to sztuka trudna, nudna i wymagająca jakichś szczególnych predyspozycji od osób, które zdecydują się korzystać z jej skarbów. Zdanie: „Zupełnie nie mam słuchu” usprawiedliwia znakomicie muzyczny analfabetyzm, a znajomość największych dzieł słynnych kompozytorów nie wydaje się tak niezbędna człowiekowi uważającemu się za kulturalnego jak podstawowe wiadomości z dziedziny literatury czy malarstwa.

A przecież z muzyką klasyczną wcale nie tak trudno się zaprzyjaźnić. Tylko trzeba mieć szansę zetknąć się z nią – i to w miarę możliwości jak najwcześniej, chociaż oczywiście na rozpoczęcie takiej przygody nigdy nie jest za późno. Najłatwiej jednak kształtować wrażliwość muzyczną dziecka, pokazując mu piękno sztuki operowej zanim przyjmie popularny stereotyp „Nie lubię muzyki klasycznej. „

Jeśli muzyka taka jest obecna w domu, jeśli słuchają jej rodzice, kontakt dzieci z klasyką powstaje w sposób najbardziej naturalny. Ale nie musi tak być. Często pierwszym impulsem są spektakularne, szeroko rozreklamowane wydarzenia muzyczne. Sarkania wytrawnych melomanów nie zmienią faktu, że koncerty 3 Tenorów, plenerowe występy Pavarottiego, Tosca satelitarna przybliżyły operę niejednemu człowiekowi, który wcześniej bez odpowiedniej zachęty nigdy nie zasiadłby przed telewizorem, aby śledzić losy Maria Cavaradossiego albo słuchać arii z Rigoletta. Czasami bywa i tak, że znajomość z muzyką poważną nawiązuje się dzięki… nagraniom muzyki popularnej, dokonywanym przez wielu sławnych artystów operowych. Plácido Domingo, którego liczne płyty z piosenkami pojawiają się na rynku systematycznie, począwszy od lat 80., twierdzi, że np. po ukazaniu się jego albumu Perhaps Love otrzymał mnóstwo listów od osób, które ta właśnie płyta skłoniła do pierwszego w życiu kontaktu z operą. Kontaktu, który z czasem przerodził się w głębokie zainteresowanie tym gatunkiem sztuki.

Czy nie jest więc tak, że muzyka klasyczna jest „nie lubiana”, bo jest po prostu nieobecna, nie znana? Ludzie chętnie zastępują słowo „nie znam” określeniem „nie lubię”. Zdarza się to zresztą także melomanom! Kiedy słyszę, że ktoś „nie lubi” Wagnera, późnego Verdiego czy opery barokowej, to czasami może znaczyć, że po prostu ich nie słuchał. Nie zawsze, oczywiście – bo bywa i tak, że jakiś rodzaj muzyki istotnie mniej do nas przemawia. Jednak żeby stwierdzić „nie lubię”, trzeba najpierw spróbować poznać. A jeśli nie ma się na to ochoty – w końcu słuchanie muzyki ma być radością, a nie „odrabianiem lekcji” – bezpieczniej powiedzieć „nie znam zbyt dobrze… „. Tylko niekiedy trudno się przyznać do niewiedzy. „Nie lubię” stanowczo lepiej brzmi!

To samo „Nie lubię” powtarzają ludzie, którzy nigdy nie zetknęli się z operą, z muzyką klasyczną. Cóż – w telewizji i radiu łatwo ją ominąć. Mało jest programów przybliżających muzykę, wyjaśniających jej piękno, takich jak znakomity cykl Spotkań z muzyką, prowadzonych przez Leonarda Bernsteina. Trzeba przyznać, że na tle wielu stacji zachodnich nasza telewizja – o dziwo – wygląda pod względem prezentacji klasyki wcale nie najgorzej, chociaż i jej można by wiele zarzucić. Tymczasem edukacja telewizyjna jest ogromnie ważna, bo dzieci, pozbawione rodzinnych tradycji słuchania muzyki klasycznej, bywania w filharmonii i operze, niestety nie pokochają muzyki na zajęciach szkolnych. Rzecz jasna – wiele zależy tu od nauczyciela – ale dlaczego każe mu się realizować TAKI program?! Niejednokrotnie słyszę, jak moje koleżanki, mające dzieci w wieku szkolnym opowiadają o lekcjach wychowania muzycznego, na których nieletnich „torturuje się” teorią muzyki, każe rozpoznawać tonacje, wygrywać gamy na flecie czy cymbałkach, definiować, co to jest chorał gregoriański… W efekcie dzieci nie znoszą muzyki i z ulgą zanurzają się w nie wymagającym niczego hałasie grup rockowych. Książka „do muzyki” to grube tomisko – a przecież mógłby to być cienki zeszycik – przewodnik do 2-4 kaset magnetofonowych, zawierających to, co w muzyce najpiękniejsze, co stanowi jej istotę. Dzieci powinny muzyki słuchać, oglądać na lekcji filmy operowe na video, a teorię mogłyby poznawać np. z Sekretów Polihymnii Jerzego Waldorffa. I to wcale nie po to, żeby się jej uczyć na pamięć, ale – żeby lepiej rozumieć to, co słyszą. Może ktoś powie, że nie każde dziecko ma w domu magnetofon – zapewne tak, ale skoro musi mieć flet…

Wiele spraw jest w tej dziedzinie „postawionych na głowie”, łącznie z faktem, że jedyny program radiowy, w którym młody człowiek miałby szansę zetknąć się szerzej z muzyką klasyczną (i nie tylko z nią), jest niemal niesłyszalny! Jego cichy głos skutecznie zagłuszają ryki lokalnych stacji z „normalną” muzyką. Odebranie naszej „Dwójce” wysokiej częstotliwości i nieprzyznanie jej miejsca w programach satelitarnych to kolejny krok w kierunku niszczenia muzycznej wrażliwości młodego pokolenia – uniemożliwienie mu nawet dokonania samodzielnego wyboru. Ubezwłasnowolnienie! A gdzie prawa człowieka? Gdzie prawo mniejszości (bo co tu ukrywać – jesteśmy mniejszością!) do realizowania swych potrzeb? Dlaczego polski słuchacz ma lepszy odbiór (przez satelitę) angielskiej BBC 3 niż polskiej „Dwójki”? To po prostu skandal!

Uważam, że jednym z zadań naszego młodego klubu powinno być przywrócenie programowi II należnego miejsca w eterze.

Jak to zrobić? Czy wystarczą listy protestacyjne członków Klubu do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji? A może ktoś wymyśli inny sposób łagodnego perswadowania członkom owej szanownej komisji, że ich brak zainteresowania kulturą, upowszechnianą przez program II, nie wystawia im pochlebnego świadectwa? W końcu – część z tych ludzi to politycy, a wybory już niedaleko.

Jestem niepoprawną optymistką – i dlatego wierzę, że w końcu osiągniemy sukces. Zarówno w sprawie wysokiej częstotliwości dla „Dwójki” jak i w realizacji innych celów, które sobie postawimy. Tylu wspaniałych ludzi zaangażowało się już w sprawy Klubu i stale pojawiają się nowi. Może okaże się, że nasza mniejszość wcale nie jest tak nieliczna, jak nam się dotąd wydawało? A bezradność i poczucie osamotnienia, jakie towarzyszyło być może niektórym melomanom wynikało tylko z faktu, że nasza muzyczna społeczność była tak bardzo zatomizowana. Teraz jesteśmy razem, a wspólna szlachetna pasja łączy nas coraz silniej. Kto wie, co jeszcze zdołamy osiągnąć? Ale najważniejsze jest chyba to, że możemy sobie wzajemnie pomagać w coraz głębszym poznaniu sztuki operowej.

Maria Hibner