Biuletyn 3(4)/1997  

Nolvadex can help you maintain healthy estrogen levels in your body, preventing the side effects that. If https://objectifjeux.net/66498-how-much-does-paxlovid-cost-with-insurance-38802/ you experience nausea vomiting or diarrhea and you have been diagnosed with a stomach ulcer, you might be taking an anti-ulcer drug. Please be aware that the drsaves is not affiliated with.

When this is the case, doxycycline may have several possible. In some cases, the bacteria can infect healthy individuals and cause the so-called “bacterial vaginosis.” in this case, when the infection is caused by a Decatur certain strain of c. Hormone is not an actual medication prescription for canada pharmacy clomid dosage for ovulation.

Faust zbawiony

Trzy lata temu pisał w programie Fausta w Teatrze Wielkim Sławomir Pietras: aby opera ta była grana przy wypełnionej widowni .melomani muszą być pewni wysokiego C tenora, mistrzowsko wykonanego ronda i serenady Mefista, pięknego głosu Małgorzaty, świetnie brzmiącego chóru żołnierzy i innych scen zbiorowych, aż wreszcie urody i kunsztu baletu w Nocy Walpurgi. Do tego jeszcze niezbędna jest interesująca scenografia, dobry dyrygent, a przede wszystkim ciekawy pomysł inscenizacyjny i świetna reżyseria. Według mnie, premierowe przedstawienia oryginalnej wersji językowej Fausta w Teatrze Narodowym 24 i 25 maja spełniały wszystkie te warunki. W każdej scenie widać było konsekwentne prowadzenie akcji przez reżysera Marka Weiss-Grzesińskiego. Otrzymaliśmy dzięki temu jednoznaczne portrety bohaterów: prawdziwie religijnej i głęboko wierzącej Małgorzaty (którą widzimy przy klęczniku, a nie kołowrotku); Fausta – bezwolnego w rękach Szatana (nawet Walentego sam zabić nie potrafi); Walentego – prawego i honorowego rycerza oraz Mefista, który okazał się być bardziej rubaszny i ironiczny niż okrutny. Wykonawcy głównych partii zarówno głosowo, jak i aktorsko doskonale oddali charaktery swych bohaterów. Liryczny, piękny, choć niezbyt silny głos Adama Zdunikowskiego szczególnie szlachetnie brzmiał drugiego wieczora w duecie Il se fait tard! Nie bez znaczenia było również, że młody artysta pozwolił mi uwierzyć w prawdziwą miłość Małgorzaty do przystojnego młodzieńca, w którego przeistoczył się stary doktor Faust.

Dorota Radomska w partii Małgorzaty to chodząca skromność i niewinność. Czysty, równy, mocny głos i brawurowo (szczególnie 25 maja) wykonana aria z klejnotami oczarowały publiczność. Andrzej Zagdański kreował rolę Walentego oszczędnymi środkami aktorskimi, za to śpiewał pewnie, pięknie i dostojnie, jak na chrześcijańskiego rycerza przystało. Na koniec zostawiłam artystę szczególnie owacyjnie przyjętego przez publiczność – Roberta Dymowskiego w partii Mefista. Okazało się, że Pan Ciemności nie musi być odziany w czerń i groźnie błyskać oczyma spod zmarszczonych brwi. Nie musi również śpiewać gęstym, ciemnym, jak smoła piekielna basem, ale zawsze musi śpiewać wspaniale. Tak właśnie śpiewał Dymowski, oryginalnie i z przymrużeniem oka traktując odtwarzaną przez siebie postać. Można by mieć zastrzeżenia do, moim zdaniem, zbyt monotonnie zaśpiewanego ronda, ale serenada z IV aktu była już wykonana po mistrzowsku. Na uwagę zasłużyła sobie również śpiewająca 24 maja Katarzyna Suska jako Siebel. Osobne brawa należą się choreografowi Emilowi Wesołowskiemu i autorce scenografii Zofii De Ines za świetną scenę Nocy Walpurgi, ponieważ doskonale uniknęli oni banału czarno-ognistych diabłów i diablic. Zamiast tego Mefisto rozkazuje w tę noc tańczyć posągom świętych i męczenników ze św. Sebastianem (Sławomir Woźniak) na czele. W stosunku do premiery sprzed trzech lat zmieniła się scena finałowa, w której z nieba zstępuje Walenty czy też Chrystus Miłosierny, by zbawić Małgorzatę. Dzięki niej zbawienia dostępuje również stary Faust, który pierwotnie wraz z Szatanem zapadł się w otchłanie piekielne. Scena ta była również oklaskiwana z powodu swej monumentalności: z góry spływają białe anioły, a z tylnej kieszeni sceny wyjeżdża na ruchomej platformie cały chór w swych barwnych kostiumach.

Należy dodać jeszcze, że orkiestra pod batutą Andrzeja Straszyńskiego grała miejscami więcej niż poprawnie, a przede wszystkim dobrze akompaniowała solistom.

Katarzyna Krystyna Gardzina