Biuletyn 3(4)/1997  

The cost is .25 for a single pill, or .75 for the three-pill package, plus the .00 shipping charge. Buy doxycycline without prescription https://ateliercreativo.gold/15125-dove-comprare-il-viagra-online-buono-41657/ in new york and florida. It may be used as part of a daily medication regimen for treatment of an acute condition, such as an allergic reaction, or for prevention.

It’s a great way to make people feel important, because they feel they are making a difference in other people’s lives. Her keto soap 50 gm price Elk River oncologist informs her that he cannot do much about her treatment plan, except that they have to start her on tamoxifen, which will help stop her cancer spreading. Ivermectin (an ectoparasiticidal drug) is a drug used to treat heartworm disease in dogs and cats.

Refleksje po spotkaniu klubowym

Na ostatnim spotkaniu „Trubadura” padło – powracające od czasu do czasu w prasie i w radiu – pytanie, czy opera jest żywa. I nieraz jeszcze przy różnych okazjach padnie, choć raczej nie doczeka się sensownej odpowiedzi. Problem jest zbyt ogólnie, zbyt metaforycznie sformułowany i nie wiadomo dokładnie, co ma być tematem rozważań. Dyskusję należałoby zacząć od ustalenia, co oznacza określenie „życie opery”.

Powstawanie nowych dzieł? Kiedy jednak można z całą pewnością powiedzieć, że dzieło operowe osiągnęło swój ostateczny kształt? Teatr i muzyka tym różnią się od literatury, rzeźby czy malarstwa, że powstają w kilku etapach i mają wielu autorów. Niewątpliwie partytura jest najważniejszym, decydującym o trwałości opery elementem, ale przecież nie w tej postaci kompozytor przedstawia światu swoje dzieło. To zapis dla niewielkiego grona wtajemniczonych i bardzo abstrakcyjny. Czy potrafią Państwo wyobrazić sobie brzmienie sopranu „w ogóle”? Coś, co byłoby jednocześnie głosem Mirelli Freni, Emmy Kirkby i Jessye Norman? Czy chcieliby Państwo tylko takiego – pozbawionego osobowości – sopranu słuchać?

Utwór muzyczny ożywa w pełni dopiero wtedy, gdy jest wykonywany – dzięki dyrygentowi, orkiestrze, solistom. Wybitne dzieła mają zazwyczaj wiele twarzy, które ukazują w kolejnych inscenizacjach, nie tracąc przy tym tożsamości. Można byłoby więc uznać, że opera żyje, jeśli nie zastygła na zawsze w jednym kształcie, nie zdradziła wszystkich swoich tajemnic i potrafi jeszcze czymś zaskoczyć.

Proszę wybaczyć, że przypominam rzecz oczywistą: opera jest dziełem teatralnym. A w teatrze można zrezygnować z kostiumów, dekoracji, gry świateł – byleby pozostał aktor i publiczność i byleby aktor miał coś do przekazania. Dopóki ludzie wychodzą z opery rozbawieni, wzruszeni lub zadumani; dopóki znajdują w niej coś, czego nie daje im program kabaretowy, lektura romansu lub obejrzenie horroru – nie ma powodów do obaw o żywotność tej sztuki. Niepokojąca powinna być natomiast obojętność publiczności, zarówno jej umiarkowany entuzjazm po świetnych przedstawieniach, jak i uprzejme wybaczanie fatalnych inscenizacji. Myślę, że nie bez znaczenia dla polskiego teatru operowego jest fakt, że dawno żaden spektakl nie został wygwizdany.

Można zatem przyjmować różne kryteria żywotności sztuki operowej. Różnie też można rozumieć pojęcie „opera”. Zwykle używa się tego słowa – w opozycji do baletu i musicalu – jako umownego określenia śpiewanych dzieł scenicznych zaliczanych do muzyki poważnej. Każdy meloman mniej więcej wie o co chodzi i to mu wystarcza. Czasami – kiedy ma na myśli tylko jedną odmianę tej dziedziny sztuki – potrafi ją nawet dokładniej scharakteryzować.

Niekiedy te dwa punkty widzenia się krzyżują. Szeroko rozumianą „operę” traktuje się jak określenie normatywne, jak nazwę jednej formy muzycznej rozwijającej się od czterystu lat. Pytanie o „życie opery” staje się wtedy pytaniem o żywotność gatunku, o tworzenie nowych dzieł w zgodzie z dawnymi regułami. A że powstające dzisiaj utwory w niewielkim stopniu przypominają dzieła z przeszłości, że osłuchanie z repertuarem dawniejszym wcale nie pomaga w zrozumieniu współczesnych konwencji (i vice versa), należałoby uznać, że twórczość Monteverdiego, Mozarta, Belliniego i Wagnera – jest martwa.

Tymczasem mówi się dość często i chyba poważnie traktując wypowiadane słowa, o nieśmiertelnych dziełach dawnych mistrzów. Jest to być może najlepsza odpowiedź na pytanie, czy opera żyje – przeczucie, że bez względu na to, jakie dzieła powstaną jutro, nie przestaniemy podziwiać Don Giovanniego i Otella.

Agata Durda