Biuletyn 3(4)/1997  

Do not eat or drink anything while taking doxycycline hyclate price in pakistan medicine. This information is intended only Shebekino potenz mittel kaufen as general guidance on the use or side effects of doxycycline hyclate. This allows you to verify that the product was transferred correctly from the source pharmacy.

The costs of emergency care after heart attack and other serious conditions rose 5.2% from 2007 to 2012, according to a new analysis by the centers for disease control and prevention. To clean the pillowcase, wash the pillowcase with the pillowcase and cotton cover together on the gentle cycle of map Gambiran Satu your washing machine. It is possible for one party to be right and the other wrong on the internet, but it is usually not possible to be right on the internet and wrong at the same time.

Wieczór w Wiener Staatsoper

Propozycja pojawiła się na początku marca: z okazji trzydziestolecia swego debiutu na scenie wiedeńskiej Staatsoper Plácido Domingo wystąpi 6 lub 7 maja w Fedorze Umberto Giordana. Wiedeń leży niedaleko, a wejściówki do Staatsoper śmiesznie tanie – jechać więc czy nie jechać? Będzie to przecież niewątpliwe wydarzenie.

Szybko „zorganizowała się” grupa chętnych. Jechać? Dzwonimy do Wiednia, by zapytać o szczegóły. Niestety, telefon odbiera ktoś niekompetentny i twierdzi, że nic o takim przedsięwzięciu nie wie. Nie jechać? Jednak wiarygodne źródła zapewniają, że spektakl na pewno się odbędzie. Jechać? Ale czy warto akurat na Fedorę? Wprawdzie śpiewać będzie Domingo, lecz może go nagle chwycić jakieś wredne przeziębienie i co wtedy? Nie jechać więc? 12 i 26 kwietnia słuchamy na BBC 3 transmisje z Met Walkirii i. Fedory. Domingo w znakomitej formie, a samej opery nawet nieźle się słucha. Jechać? Pojawiają się jednak pogłoski, że być może będzie to przedstawienie zamknięte, tzn. bez wejściówek. Nie jechać? Na bilety, których zresztą i tak już nie ma, nas nie stać.

Dzwonimy raz jeszcze do Wiednia. Tym razem bardzo miła pani udziela szczegółowych informacji i rozwiewa wszelkie wątpliwości: Plácido Domingo wystąpi 6 maja, wejściówki będą na pewno. Jedziemy!

Do Wiednia przybyłyśmy wczesnym rankiem 6 maja. Od razu popędziłyśmy do Staatsoper, aby stanąć w kolejce po wejściówki. Jest ich wprawdzie sporo (ok 500), ale wiadomo – im lepsze miejsce w kolejce, tym lepsze miejsce na widowni. Na spektakle wyjątkowe po wejściówki trzeba się ustawić bladym świtem, zanim „miejscowi” przyjadą do opery pierwszymi tramwajami, autobusami, metrem. Najwytrwalsi (tym razem było kilka takich osób) nocują pod gmachem opery.

Okazało się, że minie nas przyjemność stania cały dzień w kolejce, o 6.00 każdy otrzymał bowiem numerek, z którym musiał zgłosić się trzy godziny przed spektaklem. Wszystko odbyło się sprawiedliwie – każdy otrzymywał tylko 1 numerek, a jeśli potrzebował więcej, musiał ustawić się w kolejce jeszcze raz.

Ciepły, słoneczny dzień spędziłyśmy spacerując po pięknym Wiedniu. Odwiedziłyśmy m.in. kilka sklepów muzycznych – czegóż tam nie ma! Nagrania, których istnienia nawet nie podejrzewałyśmy lub takie, które od dawna nam się marzyły. Radość oglądania tylu wspaniałości naraz psuły nam tylko paskudnie wysokie ceny. Pocieszałyśmy się więc, że w Polsce płyty są tańsze. Ale cóż z tego, skoro większości płyt po prostu nie ma nigdzie. No i w którym polskim sklepie można zobaczyć na jednej półce kilkanaście nagrań Otella?

Po sklepach muzycznych przyszła kolej na wycieczkę do Staatsoper. Miałyśmy okazję dowiedzieć się co nieco o słynnym gmachu, stanąć na scenie, wejść do kanału, usiąść na najlepszych miejscach. Niestety, taka wycieczka jest stanowczo za krótka. Jednak przy odrobinie szczęścia można pod koniec zręcznie „się zgubić” i przyłączyć do kolejnej grupy. Warto!

O wyznaczonej godzinie tj. 17:00 stawiłyśmy się pod bocznym wejściem do opery. Drzwi się otwarły, miła pani zaczęła wyczytywać głośno numery, widzowie grzecznie wchodzić do środka. Wewnątrz stanęłyśmy w dwuszeregowej kolejce, która posłusznie uformowała się przed jakimiś drzwiami i przez następne 1,5 godziny poznawałyśmy uroki oczekiwania. Około 18:30 kolejka została postawiona na nogi (dosłownie), a następnie wpuszczona do kolejnego korytarza, gdzie znajdowała się kasa. Każdy podchodził, kupował wejściówkę na parter lub galerię, po czym pędził przez złota i marmury głównego hallu do. następnej kolejki przed ostatnimi (na szczęście) drzwiami. Tym razem oczekiwanie nie trwało długo – po ok. 20 minutach zostaliśmy wpuszczeni na miejsca. Do rozpoczęcia spektaklu pozostała jeszcze godzina. Nie byłyśmy jednak zmuszone spędzić jej na zdobytych miejscach. Każdy bowiem mógł zawiązać na barierce szalik, chustę lub cokolwiek innego i nie musiał się obawiać, że po powrocie ktoś mu to miejsce zaanektuje.

Wreszcie widownia się zapełniła, muzycy zajęli miejsca, wszedł dyrygent i zaczęło się! Pierwszy akt był dosyć koszmarny. Nijakie śpiewanie, nienadzwyczajne granie i chyba zbyt ciemna scenografia. Przypomniał nam się niedawny znakomity spektakl z Met z cudowną Mirellą Freni i mogłyśmy tylko ubolewać nad marnością tego wiedeńskiego wykonania. Na szczęście I akt trwa niecałe pół godziny i publiczność ze stoickim spokojem go przetrwała, po opadnięciu kurtyny rozległy się rachityczne oklaski.

Początek II aktu – scena zbiorowa. I niemal wyczuwalne poruszenie, gdy widzowie niecierpliwie szukają Dominga pośród obecnych na scenie. Jest! Już po pierwszych dźwiękach, które zaśpiewał chciało się powiedzieć: co za głos! Po słynnej arii Amor ti vieta publiczność nie chciała przestać klaskać i nawet najwięksi malkontenci nie mogli nie krzyczeć „brawo! „. Obecność Dominga na scenie najwyraźniej podziałała na resztę wykonawców, zwłaszcza Elianę Coelho, śpiewającą Fedorę. Wszyscy się zmobilizowali i II oraz III akt były zdecydowanie lepsze od kiepskiego pierwszego.

Po przedstawieniu pojawił się scenie dyrektor Staatsoper Joan Holender, który dziękował artyście za 195 „cudownych, niezapomnianych wieczorów” na wiedeńskiej scenie. Następnie wszystkim dziękował Plácido Domingo, kończąc swoje przemówienie zapowiedzią, że „jeśli Bóg pozwoli” zaśpiewa w przyszłym sezonie w Proroku, co sala przyjęła wybuchem radości. Po przemówieniach publiczność kontynuowała wiwaty na cześć jubilata, któremu nie chciała pozwolić odejść. Zlitowała się nad nim po kilkudziesięciu minutach.

Po spektaklu wiele osób czekało jeszcze na Dominga pod operą. Ich cierpliwość została nagrodzona, gdy zgodnie z zapowiedzią pojawił się ok. 0:30, serdecznie żegnając swoich fanów. Przy akompaniamencie kolejnej porcji wiwatów i oklasków został odprowadzony do samochodu, którym odjechał na lotnisko.

Tak zakończył się ten niezwykły wieczór. Dzięki wielkiemu Artyście przeżyłyśmy niezapomniane chwile i nie pozostaje nam nic innego, jak szykować się do następnego wyjazdu.

W przyszłym sezonie Staatsoper Plácido Domingo wystąpi w Stiffeliu (15 i 18 stycznia) oraz w Proroku (21, 24, 28, 31 maja i 3, 6 czerwca).

Anna Olejniczak, Małgorzata Kotowicz, Anna Kijak