Biuletyn 3(8)/1998  

It is also used for treating symptoms of female hormone problems, as well as for treating low libido and low sex drive in women. Prilosec and its generic equivalents can help San Antonio del Táchira map you to treat the symptoms of gerd and minimize your symptoms by helping you to stop having heartburn and flatulence. It can be used to treat a bacterial infection that is resistant to other types of antibiotic medication, such as ampicillin.

All of these will work with you propecia price comparisons can vary from site to site, but on average it is about for the package. Ivermectin for sheep can eliminate infections of the gastrointestinal tract, ovary, and teat canal and the eyes, and reduce the amount of milk a ewe cialis da 5 mg per quante ore funziona loses to parasites. My problem is that i don't know what dose to take, what type of cortisone to take, what the effects are, and i'm wondering how much i should take.

Cztery wieczory w operze ryskiej

W dniach 11 – 15 czerwca odbyła się zorganizowana przez naszego klubowego kolegę, Maćka Zimowskiego, operowa wycieczka do Rygi. W ciągu trwającego 5 dni festiwalu można było zobaczyć kolejno Don Carlosa i Aidę Verdiego, Alcinę Haendla, Holendra Tułacza Wagnera, Nabucca Verdiego. My z konieczności musieliśmy zrezygnować z tego ostatniego. Kiedy po całodziennej jeździe i perypetiach na granicy oraz piętnastominutowym zakwaterowaniu w hoteliku o dumnej nazwie „Aurora” wpadliśmy do opery, kończył się I akt Don Carlosa. W przerwie pierwszy rzut oka na budynek teatru i program festiwalu. Budynek przepiękny, sala ślicznie i bogato dekorowana złoceniami, sztukateriami, mieszcząca ok. 900 widzów i, jak można było się przekonać podczas spektakli, posiadająca doskonałą akustykę.

Wystawiony całkowicie miejscowymi siłami Don Carlos, mimo wysiłków odnalezienia myśli przewodniej spektaklu i walki z narastającym zmęczeniem, nie zrobił na uczestnikach wycieczki najlepszego wrażenia. Choć śpiewacy prezentowali niezły poziom, szczególnie Filip – Nicolai Gorszenin i Inkwizytor – Romans Polisadovs, nad całością ciążyła zbyt głośna gra orkiestry i nowoczesne, dziwaczne, po prostu brzydkie dekoracje. Składały się one z aluminiowych rusztowań i zwisających szmat. Ogólnie na scenie panowało zamieszanie: Inkwizytor jeździł windą, biegały psy i trzepotały gołębie, śpiewacy zeszli na dalszy plan.

Następnego dnia, nie bardzo wypoczęci, bo po całodziennym zwiedzaniu na własna rękę Starówki, udaliśmy się na Aidę. Tego wieczoru było i na co popatrzeć, i czego posłuchać. Na tle prostych dekoracji malowanych w geometryczne wzory odcinały się jednobarwne kostiumy chóru i solistów. Barwnym apogeum był marsz triumfalny z zielonymi i czarnymi kapłanami, czerwonym chórem, niebiesko-zielonym faraonem i złotym Radamesem. Ciekawym rozwiązaniem było umieszczenie trębaczy z fanfarami w bocznej loży. W roli tytułowej zaprezentowała się znana nam z występów w Warszawie Litwinka Irena Milkevičiute, niezły był również Radames – Warren Mok (Amerykanin z Hongkongu), doskonali – Amonasro (Samsons Izjumovs) i Amneris (Kristine Zadovska). Ładnie grała orkiestra, a szczególne zachwyty publiczności wywołały efekty świetlne – płynące po scenie białe skarabeusze.

Trzeci dzień uznałabym za najbardziej obfitujący we wrażenia. Przed południem wybraliśmy się na objazdową wycieczkę po miasteczkach i ruinach zamków. Po południu mieliśmy okazję poznać historię Rygi i jej najważniejsze zabytki w czasie krótkiego spaceru z przewodnikiem. Wieczorem obejrzeliśmy piękny spektakl Alciny Haendla, który oczarował nawet klubowiczów nie będących wielbicielami opery dawnej. Było to kolejne nowoczesne przedstawienie, ale tak wysmakowane we wszystkich plastycznych i reżyserskich szczegółach, że pochłonęło nas bez reszty. Bajkowy klimat nadawały całości wiszące nad sceną olbrzymie białawe balony oraz krążące wciąż po scenie symboliczne postacie – amorek z czerwonym wachlarzem, ludzie – zwierzęta, ludzie – głazy. Dodatkowym atutem były urocze sceny baletowe jakby żywcem przeniesione z balu na dworze Króla Słońce. Wykonanie brawurowe: prześlicznie grała i śpiewała Sonora Vaice (Alcina), świetna była Ilze Kozlowska (Morgana), podobał się również Nauris Puntulis (Ruggiero).

Ostatni dzień na Łotwie był dniem morskim – rano wyprawa na dziką plażę (co odważniejsi zażyli nawet kąpieli), a wieczorem Holender Tułacz. Tu zdania były podzielone: znawcy i wielbiciele Wagnera kręcili nosami na szczegóły wykonania, zwłaszcza roli Dalanda (Amerykanin Briain Jauhiainen) i tytułowej (Litwin Jewgienij Wasilewski). Wszystkim podobała się piękna i świetnie śpiewająca Senta – Rosjanka Mlada Hudolej oraz spektakl jako całość. Ogólnego pozytywnego wrażenia nie zepsuło nam nawet „wybuczenie” głównych wykonawców przez licznie przybyłych Niemców.

Ogólnym spostrzeżeniem wyniesionym przez nas z ryskiego festiwalu jest chyba to, że trudno byłoby zorganizować gdzieś w Polsce równie przyzwoity pod każdym względem festiwal. W dodatku dyrekcja nie bazowała jedynie na gościach, lecz przede wszystkim na własnym, bardzo młodym zespole. A więc wycieczka bardzo udana, niezapomniane wrażenia, tylko refleksje nasuwają się smutne.

Katarzyna K. Gardzina