Trubadur 2(11)/1999  

Find the cheapest doxycycline 200 mg online in united states. Dapoxetine tablets Polatlı can be taken orally with or without food. Please be advised that, for the most accurate pricing information, you should call best buy’s sales line at 1-800-253-4111 and ask to speak to a representative.

Take a clomid cost walgreens pharmacy viagra online testicular dose of clomid to find the right dose for your body. Priligy is the brand name of sildenafil citrate, an organic compound viagra im ausland bestellen that acts on the pde-5 enzyme, which in turn increases blood flow into the penis, resulting in an erection. And i’m not saying the military is a good thing, i’m saying that we’re doing a lot more good things in the world with a smaller military.

Stary gramofon

Drodzy Klubowicze, Szanowni Czytelnicy,

Czy słuchacie teraz muzyki z radia lub z Waszej ulubionej płyty kompaktowej? A może zerkacie na ekran telewizora? Proponuję, abyście na kilka minut wyłączyli radio, telewizor, wyjęli kompakt z odtwarzacza. Cofnijmy się myślami wiele, wiele lat wstecz, do czasów początków urządzenia, dzięki któremu codziennie może otaczać nas muzyka, wymieńmy nazwiska tych, którym to zawdzięczamy. Przypomnijmy historię STAREGO GRAMOFONU. Przeszedł on do historii, był przedmiotem użytkowym, genialnym wytworem epoki, jaką był wiek XIX, ale równocześnie był w swej formie dziełem sztuki i służył sztuce.

Pierwsze próby zapisu dźwięku datowane są na początek XIX w. Thomas Young zapisał dźwięk kamertonu na obracającym się walcu, Leon Scott zastosował tubę w swym fonoautografie, a zajmujący się konstrukcją pozytywek Charles Cros użył w swym paleofonie płyty. Stosowano matryce pokryte sadzą, kredą, woskiem, talerz lub taśmę papierową, albo tekturowy walec. Ale dopiero fonograf Thomasa Edisona można uznać za aparat do bardziej udanej próby zapisu dźwięku. Początkowo towarzyszyło temu niedowierzanie, a gdy w 1878 r. uczony przedstawił swój wynalazek Akademii Francuskiej zareagowano ostro słowami „Ty oszuście, czy myślisz, że pozwolimy się nabrać brzuchomówcy?”. Gdy fonograf pojawił się w Warszawie, gdzie nazwano go głosopisem, Bolesław Prus napisał, że jest to „oczywista maskarada”. Mimo że jeszcze w końcu XIX w. „gadającą maszynę” Edisona pokazywano na jarmarkach jako osobliwość, to stopniowo fonograf zyskiwał zwolenników. System akustyczny zapisu i odczytu (inaczej mechaniczny lub mechanoakustyczny) opierał się na przetworzeniu mechanicznych drgań rylca osadzonego na membranie w drgania akustyczne. Zapisu dokonywano na walcu pokrytym cynfolią, później na walcu z wosku, napęd był początkowo ręczny, później sprężynowy. Zaletą fonografu była możliwość nagrywania i odtwarzania dźwięku na tym samym aparacie oraz kasowania zapisu na wałku. Ponieważ głos dochodzący z tuby lub słuchawek nie zawsze był możliwy do zidentyfikowania, ułatwiał to początek zapisu np. „Powiewy wiosenne zagwiżdże panna Wiktorya Kawecka dla fonografu”. Warto przypomnieć, że na walcach fonografu zarejestrowano głos polskiego tenora Jana Reszkego, uchodzącego za jednego z najwybitniejszych śpiewaków lat 80. ubiegłego wieku.

Trudności w masowej produkcji wałków i zła jakość odtwarzania dźwięku mobilizowały do dalszych ulepszeń. W roku 1887 Emil Berliner opatentował gramofon, który umożliwiał lepszy odbiór dźwięku utrwalonego na płycie i pozwalał na wykonanie większej liczby kopii płyt z tej samej matrycy. Aparat składał się ze stożkowatej tuby i osadzonej na jej końcu membrany z igłą. Jednostronnie nagrywaną płytę mocowano na talerzu za pomocą nakrętki, sprężynowy silnik naciągany pionowo ustawioną korbą trzeba było nakręcać po każdym odtworzeniu płyty. Gramofon Berlinera stopniowo udoskonalano. Zmieniono kształt tuby, którą osadzono na stałe na żeliwnym ramieniu, na jego drugim końcu przesuwała się membrana, początkowo ze szkła lub papieru, potem z miki. Obudowa gramofonu, najczęściej drewniana, uwzględniała gusty epoki. Skrzynkę ozdabiano snycerką, okuciami, politurowano, malowano lub złocono. W ulepszonym typie gramofonu przedłużono sprężynę silnika, co pozwalało na wysłuchanie dwóch, trzech płyt, jednak nadal trzeba było bardzo często wymieniać igły, aby uniknąć zniszczenia płyty. Były one bardzo nietrwałe, wrażliwe na wyższą temperaturę, wilgoć i przede wszystkim na uszkodzenia mechaniczne. Producenci płyt wymieniali stare egzemplarze, które przetapiano, na nowe.

Gramofony były drogie, na cenę wpływała zarówno jakość techniczna, jak i bogactwo zdobienia. Ciekawe, że nie cieszyły się uznaniem arystokracji, która wolała muzykę w sali koncertowej, na widowni operowej lub w salonie, dokąd zapraszano zespoły instrumentalne i śpiewaków. Gramofon wkraczał natomiast do mieszkań wzbogaconej burżuazji, mieszczańskiego salonu, buduaru, czasem do kawiarni, gdzie można go było uruchomić po wrzuceniu monety. W mieszczańskim salonie należało jednak ukryć gramofon, był on otwierany na czas odtwarzania nagrania. Nadal uważano, że „przyzwoita kobieta roku 1900” nie powinna mieć „takiego urządzenia” w salonie, a jednak możliwość słuchania muzyki kusiła coraz bardziej.

Równolegle z unowocześnianiem gramofonu Berlinera nad swym aparatem pracowali bracia Emil i Charles Pathé, którzy opracowali przenośny aparat walizkowy. W patefonie dźwięk był odtwarzany za pomocą niewymiennej szafirowej kulki osadzonej na ramieniu, które prócz obrotu w płaszczyźnie horyzontalnej miało możliwość ruchu pionowego. Warto podkreślić, że bracia Pathé wynaleźli aparat do ciągłego słuchania płyt nagranych naprzemiennie (dwustronnie) i zawierających całość utworu i do swego aparatu Gigant zastosowali silnik elektryczny. Płyty przeznaczone do patefonu różniły się od płyt gramofonowych – były większe, o większej liczbie obrotów, a początek nagrania był tam, gdzie w nagraniach gramofonowych koniec, tj. po wewnętrznej krawędzi zapisu. W płytach Pathé zastosowano wgłębny zapis dźwięku, podobnie jak w systemie Edisona, to znaczy zróżnicowana była głębokość rowka zapisu. Natomiast płyty gramofonowe Berlinera miały wboczny zapis dźwięku.

Niełatwe było nagrywanie dźwięku na płytę. Mikrofon stanowiła tuba, identyczna jak tuba gramofonu umożliwiająca odbiór, zwieszająca się nad fortepianem lub ustawiona przed twarzą śpiewaka. Trudność stanowiło regulowanie mocy głosu i jego modulacji, co odbywało się metodą oddalania i przybliżania tuby rejestrującej.

Wielcy śpiewacy przełomu XIX w. i XX w. oburzyliby się, gdyby im powiedziano, że gramofon i płyty staną się wkrótce ich największym dobrodziejstwem. Początki nie były zachęcające, sławni śpiewacy nazywali gramofon „zabawką dla ubogich”, „głupią tubą”. Gdy przedstawiciele firmy The Grammophone zaproponowali nagranie Szalapinowi, ten krzyczał „chcecie wyrwać głos z ciała!”. Na szczęście zmienił zdanie, dzięki czemu jeszcze dziś możemy słuchać głosu i podziwiać niezrównaną interpretację wielkiego artysty. Na płytach utrwalono głosy sławnych śpiewaków „złotego wieku opery”: Nelli Melby, Enrica Carusa, Amelity Galli-Curci. Sławy pierwszej wielkości miały zastrzeżone kolory etykiet płytowych: Melba w kolorze bzu, Battistini pomarańczową, Patti różową, Tamagno zieloną. Jako pierwsze trafiły do salonów płyty z nagraniami największych śpiewaków w formie najpiękniejszych arii, a nawet całych oper zebranych w specjalnych albumach, np. Carmen zarejestrowano na 15 (!) płytach. Liczba nagrywanych płyt wzrastała wraz z rozwojem fonografii, szczególnie po wynalezieniu w 1925 r. elektrycznego zapisu dźwięku, którym zastąpiono niedoskonały zapis akustyczny. Zaszła potrzeba objęcia nagrań międzynarodowymi prawami autorskimi i ustalenia przedstawicielstw na płyty poszczególnych wytwórni. Tak zakończyła się historia starego gramofonu i starej płyty, ale technika fonograficzna rozwijała się nadal.

Wielu z nas ma jeszcze czarne płyty z nagraniami monofonicznymi i stereofonicznymi, w których efekt dźwiękowy uzyskano dzięki kombinacji zapisu wgłębnego i wbocznego. Płyty te już stają się historią. Minęło prawie 200 lat, za pół roku powitamy XXI w. Co nam przyniesie w dziedzinie nagrań i możliwości odtwarzania? Jeszcze lepszą jakość odbioru i dźwięk bardziej przestrzenny? A na razie włóżcie do odtwarzacza waszą ulubioną płytę kompaktową, ale pamiętajcie, że był kiedyś STARY GRAMOFON.

Barbara Pardo