Biuletyn 1(14)/2000  

The aim of the study was to compare the efficacy of cefadroxil. The most commonly used antibiotics for treating or preventing bacterial infections in the dog, cats and humans are penicillin g Chengannūr (penicillin), ampicillin (amoxicillin/ampicillin), chloramp. The most important difference between my diet and the atkins diet is that, although my eating pattern is mainly restricted to certain foods, the goal is to get away from specific foods rather than from specific foods.

Prednisolone is a corticosteroid used to treat inflammation. They begin to believe that they Tékane cialis online italia consegna veloce are not going to need them. Levitra tablets are used to help you get an erection.

Ewa Podleś, Alberto Zedda i Tankred

Każdy występ Ewy Podleś, każda jej nowa płyta jest dla mnie wielkim świętem. Teatr Wielki w Warszawie sprawił wszystkim wielbicielom tej śpiewaczki ogromną niespodziankę – na poczatku roku 2000 Ewa Podleś wystąpiła trzy razy na scenie Opery Narodowej!

Pierwsze spotkanie z artystką miało miejsce 16 stycznia. Recital pieśni w wykonaniu Ewy Podleś rozpoczął niezwykle interesujący cykl Wielkie damy światowej sceny operowej w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej (w tym roku zobaczymy i usłyszymy jeszcze Kiri Te Kanawę i Kathleen Battle). Poprzednim recitalem Ewy Podleś w warszawskim teatrze była Gala Rossiniowska, na której z towarzyszeniem orkiestry śpiewaczka wykonała najpiękniejsze arie i sceny kontraltowe mistrza z Pesaro. Tym razem przed ogromnym audytorium Teatru Wielkiego Ewie Podleś towarzyszyła jedynie pianistka (ale za to jaka pianistka!) Ewa Pobłocka, a i repertuar mógł wydawać się mniej atrakcyjny niż brawurowe, najeżone ozdobnikami i koloraturami arie Rossiniego. Tłumnie przybyła na koncert publiczność doskonale jednak wiedziała, że Ewa Podleś jest nie tylko najlepszym kontraltem rossiniowskim świata, lecz także mistrzynią pieśni (o czym pisała już kilkakrotnie nasza klubowa specjalistka od repertuaru pieśniarskiego, Barbara Pardo). Znamy także doskonałe płyty Ewy Podleś z nagraniami pieśni – A treasury of Polish Songs (Chopin, Moniuszko, Karłowicz, Szymanowski, Lutosławski, fort. Ewa Pobłocka, CD. ACCORD 011 911-2) oraz Mélodies Russes (Rachmaninow, Musorgski, Czajkowski, fort. Graham Johnson, FORLANE UCD 16683). Z tym większą radością wybrałem się na koncert. Pierwsza część recitalu zawierała utwory, których nigdy jeszcze w wykonaniu Ewy Podleś nie słyszałem. Śpiewaczka wykonała Jesus in Gethsemane oraz Weinachtslied Carla Philippa Emanuela Bacha; następnie Sei nur still i Auf, auf zu Gottes Lob Johanna Wolfganga Francka. Te cztery pieśni religijne Ewa Podleś zaśpiewała głosem uduchowionym, pełnym żaru i patosu, była to właściwie pełna uniesień i refleksji medytacja. Na zakończenie pierwszej części koncertu artystka zaśpiewała kantatę Haydna Arianna a Naxos. Utwór ten na żywo słyszałem dwukrotnie, zawsze wykonujące go śpiewaczki rozpoczynały swój występ tym utworem. Kantata wydawała mi się mało ciekawa i byłem pewien, że to dosyć długie i monotonne dzieło służy artystkom do rozśpiewania głosu. Ewa Podleś pokazała natomiast, że kantata jest fascynującym, pełnym dramatycznych zwrotów utworem i szkoda tylko, że ani w programie koncertu, ani na tablicy znajdującej się nad sceną, nie umieszczono tekstu utworu. Widzowie nie znający języka włoskiego mogliby wtedy jeszcze bardziej docenić wstrząsającą interpretację naszej artystki. Po przerwie wysłuchaliśmy wspaniale śpiewanych i doskonale interpretowanych – także gdy idzie o gestykulację i zachowanie śpiewaczki na estradzie – utworów rosyjskich: siedmiu pieśni Musorgskiego z cyklu W izbie dziecięcej oraz czterech pieśni Rachmaninowa. W utworach Musorgskiego artystka zaprezentowała imponujące możliwości swojego wokalnego aktorstwa, natomiast w dziełach Rachmaninowa śpiewaczka pokazała, jak przepięknie liryczny i nastrojowy może być jej głos. Publiczność wywalczyła sobie cztery bisy. Usłyszeliśmy, dla honorów domu – jak zaznaczyła Ewa Podleś – Zasmuconej Karłowicza, Piosnkę litewską i Ślicznego chłopca Chopina oraz Prząśniczkę Moniuszki. Wspaniała forma wokalna artystki jeszcze bardziej zaostrzyła mój apetyt na zbliżające się spektakle Tankreda Rossiniego.

Ewa Podleś śpiewała Tankreda na wielu liczących się scenach operowych Europy, poszczególne sceny z opery wykonywała na koncertach (m.in. w Warszawie i Wrocławiu), istnieje także rewelacyjne nagranie całej opery pod dyrekcją Alberto Zeddy (NAXOS 8.660037-8), który objął kierownictwo muzyczne również warszawskiej realizacji. W Warszawie usłyszeliśmy wersję opery z tragicznym finałem, w którym bohater tytułowy umiera, natomiast na płycie Naxosu zarejestrowano finał radosny. Ten ostatni jest może bardziej atrakcyjny muzycznie, bardziej rossiniowski, wydaje mi się jednak, że śmierć Tankreda konsekwentnie wynika z treści opery i jest bardziej uzasadniona dramaturgicznie. Dobrze się więc stało, moim zdaniem, że na tę wersję opery zdecydowali się warszawscy realizatorzy. Jak już wspomniałem, orkiestrę poprowadził najwybitniejszy żyjący znawca muzyki Rossiniego i najwspanialszy jej interpretator Alberto Zedda. W ciągu kilku dni prób dokonał on nieomal cudu. Orkiestra zagrała rewelacyjnie, już w czasie uwertury wydawało się, że nie słuchamy orkiestry warszawskiego teatru, lecz jakiegoś perfekcyjnego nagrania płytowego. Już wielokrotnie na łamach Biuletynu wielu Klubowiczów zwracało uwagę na fakt, że nasza orkiestra, grająca na co dzień przeciętnie, a czasami bardzo źle, gdy zostanie przygotowana i poprowadzona przez prawdziwego mistrza batuty, potrafi zaszokować swoją doskonałością. Pamiętamy, że gdy premierą Balu maskowego dyrygował Antoni Wit, mieliśmy w Teatrze Wielkim prawdziwego Verdiego, tym razem, dzięki Alberto Zeddzie słuchaliśmy prawdziwego Rossiniego. W kanale poza orkiestrą został umieszczony także chór, jego brzmienie było dla mnie kolejnym niezwykle miłym zaskoczeniem – uważam, że zarówno orkiestra, jak i chór mogliby wystąpić w każdym prestiżowym teatrze świata bez żadnych kompleksów i bez żadnej taryfy ulgowej, oczywiście chór i orkiestra na takim poziomie, jaki usłyszeliśmy podczas obu spektakli warszawskiego Tankreda (30 stycznia i 1 lutego).

W obu spektaklach wystąpiła ta sama obsada, wcześniej jedynie do partii Amenaidy przewidziane były dwie śpiewaczki, jednak Zedda zdecydował się na Agnieszkę Wolską, która – według niego – jest śpiewaczką bardziej rossiniowską niż druga artystka. Wydaje mi się, że Amenaida jest dla pani Wolskiej, obok Oskara w Balu maskowym i partii tytułowej w Traviacie, największym osiągnięciem i sukcesem. Śpiewała po prostu pięknie! Partię Argiria wykonywał holenderski tenor Harald Quaaden. Być może sala naszego teatru była dla śpiewaka zbyt wymagajacą, być może nie był w pełni dysponowany – w każdym razie wielkiej kreacji, moim zdaniem, nie stworzył. Ale z drugiej strony nie wydaje mi się, aby jakiś polski tenor mógł obecnie dla Quaadena stanowić konkurencję w tej arcytrudnej i niewygodnie napisanej partii. Dobrze wypadli pozostali soliści: Piotr Nowacki (Orbazzano), Katarzyna Suska (Isaura) i Elżbieta Pańko (Roggiero). A cóż można napisać o wykonawczyni partii tytułowej, Ewie Podleś? Pokazała po raz kolejny, że jeżeli idzie o partie kontraltu rossiniowskiego, to nie ma po prostu konkurencji, jest najlepsza na świecie. Szokowała jak zwykle niezwykła biegłość koloraturowa śpiewaczki, precyzyjnie wykonywane kadencje i ozdobniki, ogromna skala i szlachetna, aksamitna barwa głosu; jednak największe wrażenie wywarła na mnie warstwa interpretacyjna kreacji Ewy Podleś. Potrafiła ona przywołać niezliczone barwy swego głosu, dzięki czemu niemal automatycznie wprowadzała słuchacza w odpowiedni dla danej chwili nastrój. Jej metafizyczne wręcz, ale wszędzie doskonale słyszalne piana „otulały” widzów i czarowały, wzruszały. Efektem tej niezwykłej kreacji były stojące owacje po obu spektaklach. Miejmy tylko nadzieję, że Dyrekcji TW uda się jeszcze zaprosić i Ewę Podleś, i Alberto Zeddę, abyśmy mogli chociaż jeszcze raz przeżyć podobne emocje.

Przed premierą Tankreda odbyła się w gmachu Teatru Wielkiego konferencja prasowa z udziałem m.in. Alberto Zeddy. Konferencja ta była jedyną w swoim rodzaju okazją, aby wysłuchać, co ten najwybitniejszy znawca i interpretator Rossiniego ma do powiedzenia na temat twórczości mistrza z Pesaro. Przytoczmy niektóre wypowiedzi Maestra, które padły zarówno na konferencji prasowej, jak i trochę później, w trakcie rozmowy jaką Alberto Zedda zgodził się odbyć z przedstawicielem „Trubadura”:

– Także my, Włosi, bardzo długo uważaliśmy Rossiniego za twórcę przede wszystkim oper komicznych. Gdy zacząłem zajmować się muzyką Rossiniego w sposób profesjonalny, byłem niezwykle zdziwiony, jak niewielką część w dorobku kompozytora stanowią opery buffa. Tak zrodziła się we mnie chęć poznania tych oper seria, które zostały przez niemal wszystkich zapomniane. Zacząłem analizować takie opery, jak Tankred, Semiramida, La donna del lago, Mahomet II i zdałem sobie sprawę, że dzieła te są niezwykle ciekawe i wartościowe. Gdy 30 lat temu napisałem, że według mnie dla dorobku Rossiniego opery „poważne” są bardziej znaczące niż opery buffa, wywołało to wielki skandal, potraktowano moją wypowiedź jako bluźnierstwo. Pytano mnie, jak to możliwe, że te opery – jeśli naprawdę były tak wielkie i wspaniałe – zostały zapomniane. Także ja zastanawiałem się, dlaczego te wielkie dzieła przestały być wykonywane. Na szczęście jestem nie tylko muzykologiem, lecz przede wszystkim muzykiem, dyrygentem, pracuję z muzykami i śpiewakami i zdałem sobie sprawę, że aby wskrzesić te opery seria, trzeba wskrzesić pewien sposób śpiewania, technikę bel canto, co nie oznacza tylko techniki śpiewu, lecz także specyficzną mentalność. Wokalistyka romantyczna czy werystyczna jest zupełnie inna od sposobu śpiewu „belcantowego”. W operach romantycznych czy werystycznych ważne jest wrażenie, siła głosu, dramatyzm; w bel canto ważne są ozdobniki, miękkie, delikatne piana, tryle. Inerpretator oper romantycznych i werystycznych ma przede wszystkim oddać realne uczucia w sposób wiarygodny, natomiast estetyka bel canto nie pokazuje życia codziennego, lecz życie idealne, które nie istnieje na ziemi, lecz w wyobraźni poety.

– Rossiniego nie interesowało przenoszenie na scenę sytuacji, które znamy z życia. Gdy chciał opowiedzieć o miłości, to nie mówił o takim uczuciu, które znamy z własnego doświadczenia, lecz o miłości, o której marzymy, miłości idealnej. Na przykład Cyrulik sewilski jest operą o miłości. Ale cóż to za dziwne uczucie, przecież Rozyna i Almaviva w całej operze nigdy nie rozmawiają ze sobą na osobności; my jednak jesteśmy przekonani, że zrodziła się miłość między nimi. Przekonuje nas o tym muzyka Rossiniego.

– Podobnie z tą „realnością” jest w Tankredzie. Treść opery jest przecież absurdalna, Amenaida mogła przecież w kilku słowach wyjaśnić Tankredowi, że list ponoć napisany do Solamira, był przeznaczony dla ukochanego. Mamy więc trzy godziny bezsensownej akcji zbudowanej na banalnym nieporozumieniu – jeśli oczywiście myślimy naszymi kategoriami! I na tym polega cud muzyki i cud Rossiniego. Nikt z nas nie dziwi się temu brakowi logiki, ponieważ geniusz Rossiniego polegał na stworzeniu historii logicznej z sytuacji bezsensownej, ale nie jest to oczywiście logika rzeczywistości, lecz logika poety.

– Niektórzy zastanawiają się, dlaczego Tankred i inni bohaterowie Rossiniego śpiewani są przez kobiety. Powoduje to ten sam mechanizm idealizacji, ponieważ kobiety po prostu lepiej śpiewają bel canto niż mężczyźni, bardziej słodko, miękko, z większą brawurą wokalną, giętkością itp. – dzięki temu kobiecy głos lepiej wyraża uczucia. W operach Rossiniego wszelkie wielkie uczucia – miłość, bohaterstwo, szlachetność – nie wyrażają się poprzez siłę czy potęgę głosu, lecz przez brawurę środków technicznych, ornamenty, ozdobniki, wirtuozerię wręcz niebiańską, absolutną. Ten typ wirtuozerii łatwiej można znaleźć w głosie kobiecym. Wirtuozeria ta nie polega na wyśpiewaniu dokładnym, precyzyjnym wszystkich ozdobników, lecz na zamianie ich w ekspresję i wyraz. Nuty same w sobie są „suche”, one muszą zostać śpiewem ożywione.

– U Rossiniego, inaczej niż u Verdiego, Pucciniego czy Wagnera, nie wystarcza perfekcyjne wykonanie zapisu nutowego. Gdy śpiewak odtworzy idealnie partyturę Rossiniego, może osiągnąć dwa efekty: albo emocjonujące, albo też nudne, nieciekawe przedstawienie. Rossini wymaga bowiem interpretacji, daje niezliczone możliwości wykreowania – dzięki wyobraźni śpiewaka – wspaniałego świata.

– Rossini wymaga też kreatywnej publiczności. Gdy słuchamy Madame Butterfly lub Cyganerii, wszyscy wzruszamy się i płaczemy w tych samych momentach. Możemy natomiast oglądać dzień po dniu tę samą operę Rossiniego, w zupełnie innych momentach wzruszamy się, ciągle odnajdujemy nowe uczucia. Dlatego też Rossini jest twórcą trudnym, arystokratycznym wręcz; trochę inaczej jest z operami buffa mistrza, to taki pierwszy stopień wtajemniczenia dla melomanów, opery seria wymagają już np. wielu odniesień kulturowych. Przy słuchaniu oper seria nie możemy zatrzymać się na tym pierwszym poziomie. W dziełach tych nie wiadomo, czy to, co mówi Rossini, jest powiedziane poważnie czy ironicznie. Twórczość kompozytora pełna jest dwuznacznego absurdu i szaleństwa.

– Gdy zaczęliśmy robić Festiwal Rossiniego w Pesaro, przez 20 lat wystawialiśmy właściwie tylko opery seria. Wiedzieliśmy bowiem, że możemy w tej popularyzacji Rossiniego wygrać albo przegrać, ale jeśli chcieliśmy wygrać, musieliśmy zaproponować widzom opery poważne, bohaterskie.

– 25 lat temu było trudno pozyskać na Festiwal śpiewaków, którzy rozumieliby bel canto, śpiewaków z wyobraźnią i fantazją. Początkowo zapraszaliśmy anglosasów, którzy śpiewali Händla, praktykowali więc bel canto. Po tych latach sytuacja się zmieniła, przykładem niech będzie chociażby Ewa Podleś, numer jeden na świecie wśród śpiewaków rossiniowskich.

– Kto potrafi śpiewać bel canto, lepiej zaśpiewa w operach Verdiego czy Pucciniego, ponieważ bel canto jest naprawdę doskonałą szkołą śpiewu.

Tankred jest dla mnie operą najbardziej typową dla Rossiniego, widać w tym dziele cały warsztat kompozytora ze wszystkimi zaletami i wadami. Są może opery piękniejsze, jak Semiramida, La donna del lago czy Wilhelm Tell. Jednak Tankred jest operą najlepszą, bo jeśli poznamy i zrozumiemy Tankreda, zrozumiemy i poznamy całego Rossiniego.

– W Warszawie pracuję dopiero kilka dni, czuję się tu jednak jak w Pesaro. Znalazłem tu ducha Rossiniego, czuję w tym teatrze chęć robienia jego muzyki. To dla mnie ogromna niespodzianka. Wspaniali są soliści, niesamowity chór i orkiestra.

– W warszawskiej realizacji wybraliśmy finał tragiczny, pochodzi on z pierwszego przedstawienia w Ferrarze. Zakończenie to nie było wyborem Rossiniego, kompozytorowi zasugerował je kochanek primadonny kreującej tytułowego bohatera, logiczna bowiem wydawała się śmierć Tankreda. Ale Rossini nie lubił złych zakończeń, bliższy mu był finał radosny. W Warszawie zdecydowaliśmy się na takie zakończenie, ponieważ wersja ta jest mało znana, a naprawdę warto ją pokazać.

– Ewa Podleś śpiewa ozdobniki i kadencje napisane przez Rossiniego, dla innych wykonawców kompozytor nie napisał tylu możliwości, dlatego też wykorzystamy ozdobniki mojego autorstwa. Oczywiście ozdobniki nie służą u Rossiniego piętrzeniu trudności, lecz wyrażeniu, ekspresji uczuć.

Krzysztof Skwierczyński