Biuletyn 1(14)/2000  

This announcement was based on the results of clinical research that showed hydroxychloroquine could decrease the risk of death in patients with covid-19. Doxycycline and echinacea can cause skin irritation therefore azithromycin kaufen ohne rezept or rash, especially in small children who have not been skin-to-skin with their infant caregiver. It is also used for other conditions where excess estrogen plays a role and where there is abnormal growth of fibrous tissue (tumors of the ovary and uterus).

Cialis online canada is used for treatment of erectile dysfunction. You should really seek advice from your bloccare email le pillole viagra senza la ricetta del medico doctor as the. Some evidence suggest the risk of fetal death with a second trimester ultrasound diagnosis of preeclampsia is minimal, and when the woman has preeclampsia but no placenta previa, pregnancy termination might be performed after a consultation with the patient's treating midwife and a review of the case.

O dużej… przydatności krytyka muzycznego

W Rzeczpospolitej z dnia 5-6.02.2000 ukazał się tekst red. Jana Stanisława Witkiewicza pt. O małej przydatności na zajmowanym stanowisku. Po jego dokładnej lekturze nasunęło mi się kilka uwag i przemyśleń. Red. Witkiewicz podjął się trudnego i odpowiedzialnego zadania – usiłuje interweniować w obronie interesów pracowników TW. Zaniepokojeni sytuacją panującą w Operze Narodowej pod dyrekcją artystyczną Jacka Kaspszyka poprosili Redaktora o spotkanie i rozmowę. A jako że nie od dziś leży mu na sercu los polskich scen muzycznych, bez wahania chwycił za pióro, by bronić słusznej sprawy. I tu pojawia się pierwszy problem. Zastanawiający jest fakt, że pracownicy zwrócili się z prośbą o interwencję właśnie do redaktora Witkiewicza. Od wielu lat pojawiają się jego teksty krytykujące większość propozycji artystycznych Teatru Wielkiego. Określenia w stylu „żenująca produkcja”, „stracona szansa” czy „kpina” pojawiają się z zadziwiającą systematycznością. Miażdżącej krytyce poddawane jest wszystko i wszyscy – realizatorzy, wykonawcy, incenizacje, a nawet publiczność. Z niejednej recenzji Redaktora jasno wynika, że najzwyczajniej w świecie męczą go wizyty w operze. Jak sam przyznaje np. na Walkirii wytrzymał jedynie do końca I aktu, gdyż jego wrażliwe, recenzenckie ucho nie było usatysfakcjonowane poziomem wykonania. Z przykrością stwierdzam, że mój słuch jest gorszej, nierecenzenckiej jakości – na mnie spektakle Walkirii zrobiły ogromne wrażenie…

Mając w pamięci wiele spektakli prezentowanych na deskach Opery Narodowej, z pewną nieśmiałością przypuszczam, że jeszcze kilka sezonów wstecz Redaktorowi zdarzało się wybiegać z krzykiem z TW już po kilku pierwszych taktach uwertury. Warto byłoby więc docenić to, co już udało się wypracować zespołowi pod kierownictwem artystycznym Jacka Kaspszyka.

Kolejna kwestia – pracownicy. W Teatrze Wielkim według stanu na dzień 21.02.2000 zatrudnione są 1153 osoby, z czego 374 w pionie artystycznym. Z tekstu red. J. S. Witkiewicza zupełnie nie wynika, jak liczna grupa zgłosiła się do niego i czyje tak naprawdę reprezentuje interesy. Trudno mi uwierzyć, że wszyscy pracownicy Opery Narodowej są niezadowoleni z panującej sytuacji i cenne byłyby dane, jak duże jest grono osób nieusatysfakcjonowanych polityką dyrekcji. Jak mówi stare porzekadło – Jeszcze się taki nie urodził, żeby wszystkim dogodził – niby banalne, ale jakże prawdziwe.

Z dziennikarskiego obowiązku przypomnijmy, że w ciągu kilku ostatnich lat uznaniem Redaktora nie cieszyła się żadna z dyrekcji artystycznych Teatru Wielkiego i żaden z dyrektorów nie wykorzystał szansy na poprawę poziomu artystycznego naszej pierwszej sceny operowej. Znamienne, że z życzliwą oceną spotkała się jedynie dyrekcja Janusza Pietkiewicza… Ciekawe, jaki wpływ miał na to fakt, że pan J. S. Witkiewicz redagował Wiadomości Teatru Narodowego – „organ prasowy” poptrzedniej Dyrekcji. Widzę dwa wytłumaczenia – albo rzeczywiście za dyrekcji Janusza Pietkiewicza poziom artystyczny poprawił się (a ja sobie tego po prostu nie przypominam) – albo Redaktorowi niezręcznie było pisać źle o instytucji, która bądź co bądź płaciła mu, i to niemało, za recenzje.

W tekście poruszony jest problem usunięcia z repertuaru opery warszawskiej przez obecną dyrekcję kilku spektakli. Redaktor nie jest jednak tak miły, żeby podać konkretne tytuły. Nie dowiadujemy się, jakich to pozycji nie może on odżałować. Może pocieszy więc pana Witkiewicza zapewnienie dyrekcji, że spektakle, których nie ma w repertuarze bieżącym, prędzej czy póżniej powrócą na scenę. Dekoracje wszystkich inscenizacji, które ze względów artystycznych zasługują na przywrócenie do repertuaru, są pieczołowicie przechowywane, np. Wyrywacz serc E. Sikory przygotowany przez Mariusza Trelińskiego. Niezadowolenie autora artykułu budzi nie tylko fakt wycofywania spektakli z afisza, narzeka on również, gdy ciekawe produkcje wracają do repertuaru, np. Rigoletto. I nie wiem, czego nie może przeboleć pan Redaktor – czy powrotu jednej z najpopularniejszych oper Verdiego czy objęcia kierownictwa muzycznego wznowienia przez dyrektora Jacka Kaspszyka.

Witkiewicz zarzuca, że Teatr Wielki ma szczątkowy repertuar. Jak wiadomo, wszelkie reformy wymagają czasu i przynajmniej odrobiny dobrej woli jej uczestników, zaś budowanie repertuaru nie jest kwestią jednego sezonu. Może pan Redaktor byłby uprzejmy zauważyć, jakie pozycje pojawiły się na scenie Opery Narodowej za dyrekcji artystycznej Jacka Kaspszyka. O ile nie popełniam błędu w obliczeniach, w ciągu niespełna 18 miesięcy odbyło się 9 premier. I nie zgadzam się z Redaktorem, że są one repertuarowo lub artystycznie nietrafione. Polecam również przejrzenie planu premier na sezon 2000/2001 – zapowiada się interesująco.

Autor tekstu używa wobec zastępcy dyrektora artystycznego, Stanisłwa Leszczyńskiego, określenia pracownik Akademii Muzycznej w Warszawie, który z teatrem operowym dotąd nie miał nic wspólnego. Redaktor zapomniał napisać, jaką funkcję sprawuje Stanisław Leszczyński w Akademii Muzycznej. Uzupełnijmy to niedopatrzenie – Leszczyński przez wiele lat wykładał na Wydziale Kompozycji, Dyrygentury i Teorii Muzyki, a obecnie czyni to na Wydziale Instrumentalnym oraz Wydziale Reżyserii Dźwięku. Ale skoro Redaktorowi nie udało się dotrzeć do szczegółowych informacji, polecam choćby przejrzenie stron internetowych TW, gdzie opisana jest droga zawodowa dyrektora Leszczyńskiego. Trudno poważnie traktować zarzut, że Stanisław Leszczyński nie miał nic wspólnego z teatrem operowym. Rozumiem jednak, że w oczach Redaktora więcej wspólnego z „teatrem operowym” ma trzeci halabardzista, niż człowiek od wielu lat profesjonalnie związany z muzyką. A jeśli chodzi o krytykę organizowania koncertów na scenie teatru, proponuję Redaktorowi rozpocząć kampanię przeciw słynnym balom w Operze Wiedeńskiej.

Danuta Grochowska