Biuletyn 3(16)/2000  

The first drug to treat the symptoms of fibromyalgia was called sernac and it had been around for over 100 years before being introduced. If this medicine doesn't work as you need, ciprofloxacin kaufen rezeptfrei talk to your eye doctor to discuss your options. Cymbalta may produce drowsiness, sedation, dizziness or reduced coordination.

You can buy this medicine from health care providers, but in india the best possible way to get the medicine is from pakistan, india. This, however, does Manglaur not mean that there aren't any serious side effects on those who suffer from it. It can help you to lose weight without any negative effects.

ECHNATON – opera kultowa

Pod koniec sezonu Teatr Wielki zaproponował nam przeżycie artystyczne odmienne od operowych standardów – przedstawienie Echnaton Philipa Glassa. Nazwisko i twórczość tego kompozytora – klasyka nurtu minimalmusic – należą do kultowych, nie tylko w muzyce amerykańskiej. Jednym z głównych założeń amerykańskich minimalistów-repetytywistów – Glassa, Reicha, Rileya, La Monte Younga – była zmiana przyzwyczajeń odbiorcy, epatowanie kompletnie inną zasadą percepcji muzyki, niż ta, do której nas przyzwyczaiła tysiącletnia historia rozwoju muzyki Zachodu. Jej źródłem było oczarowanie Wschodem, psychodelicznym rockiem lat 60., także innym przepływem czasu w muzyce dawnej.

Dla Glassa (ur. w 1937r.) ten moment zmiany orientacji przyszedł w połowie lat 60. Studiował wówczas u Nadii Boulanger w Paryżu. Tam właśnie spotkał Ravi Shankara i jego tablistę Alla Rakka. Lata 66-67 Glass spędził w Tybecie i Indiach, odkrywając dla siebie muzykę, której głównym elementem organizacji jest rytm. (…) Od lat 70. muzyka Glassa pozostaje niezmienna w swych zasadach. (…). W miejsce związku harmonii z melodią wprowadza ścisłe zespolenie figuracji harmonicznej z rytmem. Powstaje wewnętrznie dynamiczna, akustyczna struktura – jak w sztuce op-artu kierująca naszą uwagę raz na to, co stałe, powtarzalne, monotonne, innym razem na ruchliwość, zmienność tła, barw, odcieni. Daje to czasem efekt hipnotyczny, transowy. (J. Grotkowska, Powtórki z Glassa).

Glass jest twórcą piętnastu oper. Ostatnia z 1998 r. – Monsters of Grace – to tzw. digital opera, z trójwymiarowym, cyfrowym obrazem, stworzonym na scenie dzięki wielokanałowej komputerowej animacji, w stereoskopowym formacie filmowym. Jest także autorem muzyki filmowej, baletowej, utworów dla teatru i muzyki instrumentalnej.

Szukając czegoś ważnego dla teatru uznałem, że bez Glassa bylibyśmy ubożsi. Glass jest nie tylko kompozytorem, ale i filozofem. Choć libretto odnosi się do starożytnego Egiptu, ma współczesny sens – mówi o wyborze Echnatona dyrektor M. Krzyżanowski.

Echnaton, który powstał na zamówienie Opery Stuttgardzkiej i miał swą premierę 24 marca 1984 w reż Achima Freyera, zamyka tryptyk operowych „portretów”, którego bohaterami byli wcześniej Einstein (Einstein na plaży, 1976) i Gandhi (Satyagrapha czyli siła prawdy, 1980). Celem twórcy było przedstawić trzy wielkie postacie historii myśli: naukowej, politycznej, religijnej – wybitne jednostki, które zmieniły na stałe lub na historyczną chwilę te trzy poszczególne nurty. Tytułowy Echnaton to odważny i nowatorski faraon (1372-1356 p.n.e.), syn Amenhotepa III. Ten młody władca, uzdolniony artystycznie (był poetą i twórcą wspaniałych psalmów poświęconych Atonowi), ale też trawiony tajemniczą, deformującą jego ciało chorobą, przez 17 lat panowania próbował urzeczywistnić swoją idealistyczną wizję świata. Wspierany i inspirowany przez matkę – Królową Teje i piękną żonę Nefretete, zburzył istniejący porządek religijny. Odrzucił wszystkich bogów z Amonem na czele, wprowadził kult jednego boga Atona w postaci słonecznej tarczy i ogłosił się jego najwyższym kapłanem, zmieniając imię z Amenhotepa (co oznaczało Amon jest zadowolony) na Echnaton (wspaniały jest Aton). Władca – rewolucjonista zmienił kanony sztuki, wyrzekł się wojny i wymyślił świat wypełniony miłością i pięknem. Niestety, swoimi szlachetnymi, ale utopijnymi wizjami doprowadził do politycznego osłabienia państwa. Uniwersalna, monoteistyczna idea religijna mogła pokojowo zjednoczyć wszystkie ludy, ale ówczesny świat jeszcze do niej nie dojrzał. Polityka taka musiała zakończyć się klęską i upadkiem faraona. Jednak on sam – bohater tego tragicznego i zapewne jednego z najwspanialszych i najwznioślejszych epizodów w dziejach religii świata starożytnego (M. Brandys, Schizma Echnatona) – stał się inspiracją dla uczonych i artystów.

Łódzka inscenizacja Echnatona jest dziesiątą realizacją na świecie, a pierwszą w tej części Europy. Stanowiła więc ogromne wyzwanie dla twórców i wykonawców i wymagała, także od odbiorców spektaklu, ustosunkowania się do zupełnie nowej jakości estetycznej. Inscenizacja z nowatorską warstwą muzyczną, łącząca świat opery i pop kultury, może zainteresować nie tylko miłośników operowej klasyki z wielkimi ariami (są tutaj takie), ale i zwolenników nastrojów dyskoteki – modern.

Zanurzamy się w Glassowski świat muzyką niezwykłą, dającą wrażenie nieprzerwanego, stałego ciągu, opartą na powtarzalności kilku motywów i jednostajnym rytmie, a jednocześnie pulsującą wewnętrzną zmiennością. Ta pozorna prostota nie pozwala na chwilę odpoczynku czy dekoncentracji – pisała Elżbieta Stępnik w recenzji premiery, która odbyła się 20 maja (my byłyśmy na spektaklu 8 czerwca).

Morderczy wysiłek dla orkiestry. Czegoś takiego jeszcze nie wykonywaliśmy – szef muzyczny przedstawienia Tadeusz Kozłowski nie ukrywał, że to opera trudna do wykonania, ale będąca zadaniem tyleż karkołomnym, co fascynującym. Glass bawi się powtarzalnością dźwięków, tworzących harmoniczno-rytmiczną strukturę i jego muzyka wymaga więcej niż zwykłej precyzji instrumentalistów, wymaga wręcz dokładności komputerowej.

Byłyśmy zachwycone sprawnością i wytrzymałością orkiestry, prowadzonej przez Tadeusza Kozłowskiego, który (swoje trzydziestą trzecią premierą w łódzkim TW) jeszcze raz udowodnił mistrzostwo batuty. Mimo obaw (nuty dla orkiestry dotarły zaledwie kilkanaście dni przed premierą) muzyczna strona spektaklu przebiega z mechaniczną wręcz precyzją i wielką ekspresją. Brzmienie orkiestry – pozbawionej sekcji skrzypiec, z rozbudowaną sekcją instrumentów dętych, równoważoną przez altówki, wiolonczele, kontrabasy – jest niskie i świetnie współgra z mrocznym nastrojem opery.

Głównymi środkami ekspresji są efekty cyfrowej syntezy dźwięku, dlatego artyści śpiewają z użyciem mikroportów, a brzmienie orkiestry jest wzmocnione specjalnymi technikami.

W wędrówce po starożytnym świecie towarzyszy widzom współczesny Narrator – Pisarz (w tej roli aktor Teatru Jaracza Dariusz Siatkowski). Teksty libretta – dekrety, listy, fragmenty poematów i ksiąg pochodzą z czasów XVIII dynastii faraonów, a autorem jednego z nich – Hymnu do Atona – najwspanialszego zabytku literatury tego czasu – jest sam Echnaton. Zachowane często we fragmentach nie zostały „uzupełnione” przez autorów libretta. Pojawiają się niczym eksponaty muzealne, z których musimy odczytać prawdziwą historię (J. Grotkowska, j. w.).

W czterech językach: starożytnym egipskim, akadyjskim, hebrajskim i języku widowni (tu: polskim – jedynie kwestie Narratora i Hymn do Atona) brzmią poetyckie arie, duety, ansamble i monumentalne chóry, które kontrastują z subtelnością partii wokalnych. Partie chóralne wymagające perfekcyjnego oddania komplikacji rytmicznych i silnego ładunku emocji zostały znakomicie przygotowane pod kierunkiem niezawodnego Marka Jaszczaka. Wręcz piorunujące wrażenie np. robi chór śpiewający tekst z Egipskiej Księgi Zmarłych w pierwszej scenie: pogrzebie Amenhotepa III. Glass niezwykle trafnie zestawia barwy głosów i sposoby artykulacji, co sprawia, że ich siła wyrazu jest rzeczywiście fascynująca. Trafna obsada wokalna to wielki atut tego przedstawienia. Partia Echnatona wykonywana jest przez kontratenora. Zaśpiewał ją znakomicie solista Opery Poznańskiej – Tomasz Raczkiewicz. Przekonująco nakreślił portret nadwrażliwego młodzieńca i władcy marzyciela. Duże wrażenie zrobił zaśpiewanym (z wysoka ponad sceną) 13-minutowym, przepięknym muzycznie Hymnem do Atona. Legenderną Nefretete była urodziwa Monika Cichocka. Artystka stworzyła kolejną, po sukcesie w Dialogach Karmelitanek, interesującą kreację i zaskoczyła bardzo rozległą skalą głosu, schodząc – bez szkody dla barwy – w niskie rejestry altowe. Dzięki temu piękna scena miłosna Echnatona i Nefretete w II akcie nabiera szczególnego wyrazu partnerstwa i zespolenia. Przekonującą Królową Teje była Katarzyna Nowak-Stańczyk. Wysoki rejestr jej sopranu i charakterystyczna barwa głosu bardzo pasowały do roli zaborczej matki faraona, pozostającej w niemal symbiotycznym związku z synem. Ciekawie zaprezentowali się także jako przedstawiciele starego porządku: Zenon Kowalski (Horemhab – dowódca wojsk i przyszły faraon), Piotr Miciński (Ai – ojciec Nefretete) i Tomasz Madej (Arcykapłan Amona).

Historia trójki głównych bohaterów znajduje swe odbicie w sugestywnych partiach tanecznych baletowych odpowiedników solistów: Krzysztofa Zawadzkiego, Moniki Maciejewskiej i Edyty Wasłowskiej. Szczególnie primabalerina naszego teatru – pani Wasłowska, tańczącą Teje, majestatyczną postawą, sylwetką i każdym gestem w znacznej mierze kształtowała klimat scenicznych zdarzeń. Zresztą głównym przekaźnikiem tych klimatów, jak i rozwoju akcji, są nie tyle śpiewane fragmenty, co właśnie piękne i wymowne obrazy, pełne baletowych impresji. Te obrazy przemawiają językiem tak uniwersalnym, że tłumaczenia staroegipskich tekstów nawet nie są konieczne. Choreograficzne układy Iliany Alvarado, przywołujące starożytne wzory, znakomicie harmonizują z naturą muzyki i zdarzeń.

Reżyser Henryk Baranowski, scenograf Piotr Szmitke i kostiumolog Barbara Plewińska wraz z pozostałymi twórcami spektaklu stworzyli starannie przemyślaną inscenizację, która formą wyrasta całkowicie z naszych czasów (nawet czarnymi podkoszulkami orkiestry i dyrygenta zamiast zwyczajowych fraków) i przemawia do widzów sugestywnymi intrygującymi obrazami. Kostiumy łączą w sobie efektowną oryginalność i pewną tandetę. Być może zresztą to zabieg celowy. Świetna, nowoczesna scenografia robi wrażenie. Pokazując monumentalny Egipt nie drażni nas widoczkami „a la staroegipska Cepelia”. Zmienia się ona wraz z Echnatonowską rewolucją i wprowadzonymi przez faraona nowymi kanonami w sztuce, odwołującymi się do piękna natury, urody ogrodów. Efektowna jest „ściana” komnaty faraona, będąca wielkim akwarium pełnym pływających bajecznie kolorowych ryb. Wreszcie w finale, wraz z upadkiem idealnego świata, scenografia przenosi nas w przygnębiające, zaśmiecone krajobrazy współczesności. Zadeptywane przez turystów starożytne piramidy, zastępowane są przez piramidy śmieci, które sobie sami usypujemy. Może niektórzy odbiorą to jako „łopatologię”. Myślimy jednak, że Glassowska historia Echnatona w ujęciu H. Baranowskiego jest dziś zadziwiająco żywa i aktualna, dzięki wpisanej weń refleksji o idei przebudowy świata w imię Piękna, szczęścia, pokoju i zgody z naturą. Uświadamia nam, że dążenie do wyższych wartości jest zabijane przez ekspansywny i konsumpcyjny styl życia społeczeństw współczesnego nam świata. A takich uświadomień chyba nigdy za wiele.

Po tym niezwykłym spektaklu zostaje tęsknota za światem marzyciela Echnatona i pytania: czy jego ideały pogrzebane są bezpowrotnie i czy ludzkość kiedyś do nich dojrzeje…

Widowisko to było dla nas bardzo intrygującym przeżyciem artystycznym, pozwalającym skonfrontować nasze wyobrażenie o muzyce współczesnej z operową sceną. Jako wielbicielki opery dziewiętnastowiecznej z pewną rezerwą odnosimy się do dzieł współczesnych. Tym razem jednak pozostajemy pod dużym wrażeniem tej poruszającej muzycznie i wizualnie, nowocześnie przedstawionej opowieści ze świata starożytnych bogów i władców wciąż tajemniczego i frapującego nas Egiptu.

Dorota i Monika Pulik

P. S. Przed ostatnią premierą sezonu w TW (baletem Coppelia Leo Delibes’a) odbyła się uroczystość wręczenia „Złotych Masek” przyznawanych przez łódzkich recenzentów. Scena operowa okazała się zwycięzcą w tym podsumowaniu mijającego sezonu teatralnego.

Za najlepszą premierę uznano Dialogi karmelitanek w reż. K. Kelma (przypomnijmy, że w sezonie 98/99 za najlepszą premierę teatralną uznano również spektakl operowy – „Napój miłosny” w reż. R. Skolmowskiego). „Złotą Maskę” za reżyserię i inscenizację otrzymał Henryk Baranowski za Echnatona. Janinie Niesobskiej wręczono „Złotą Maskę” m.in. za realizację Wesela Figara z dyplomantami Wydziału Wokalno-Aktorskiego łódzkiej Akademii Muzycznej. A „Nadzwyczajną Złotą Maską” uhonorowano Marcina Krzyżanowskiego za m.in. poszukiwanie nowych form przybliżających teatr operowy młodej widowni, za wprowadzanie na scenę teatru światowych arcydzieł repertuarowych, nigdy w Łodzi, a nawet w Polsce nie wystawianych, wreszcie za konsekwencję i ambitne działania mające na celu przywrócenie Teatrowi Wielkiemu dawnej świetności.

Niestety, wśród „Złotych” trafiła się w TW i jedna „Czarna Maska” przyznana… Robertowi Skolmowskiemu za zawiedzione nadzieje i degradowanie tego, co mogło być piękne, a powinno być podniosłe. Zrealizowany przez niego w TW Jubileusz Teresy Żylis-Gary okazał się rzeczywiście sporym reżyserskim niewypałem.

Mamy nadzieję, że przyszły sezon przyniesie naszemu teatrowi co najmniej tyle samo „Złotych Masek” co ubiegły i ani jednej „Czarnej”, a my z radością będziemy mogły relacjonować w naszym Biuletynie kolejne interesujące spektakle.