Biuletyn 1(18)/2001  

The present study was a retrospective review of the medical records of patients treated with or without ciprofloxac. Tamoxifen citrate belongs to the group of progestins and has a similar https://studentop.de/71640-priligy-online-bestellen-21586/ structure to mestranol, a non-hormone-bearing progestogen used in the treatment of endometriosis. A ministry of justice document last year suggested spending around £2.3bn on medicines.

I used doxycycline 5 mg for dogs online canada for a week. To penumbral make your life even better, you can find out more about how to buy. These diseases are more common among women over age 45, so this may explain the higher effectiveness of priligy among older women.

Mizeria polskiego rynku płytowego

Uważam, że sytuację na polskim rynku płytowym należy uznać za bardzo niedobrą. Nie mam na myśli ogólnej „zawartości” naszych sklepów płytowych. Produkcja krajowych firm fonograficznych zdominowana jest przez nagrania licznych i mocno reklamowanych kapel młodzieżowych, często o wręcz groteskowych nazwach. Niech sobie śpiewają i grają, byle nie za głośno. Jednak nie o tym rodzaju śpiewu myślę, oceniając tak negatywnie polski rynek płytowy, chodzi mi o dokonywane w kraju nagrania polskich śpiewaków.

Nigdy nie cieszyli się oni dużym zainteresowaniem firm fonograficznych, nawet gdy odnosili sukcesy w kraju i za granicą. Jednak zaryzykuję stwierdzenie, że sytuacja obecna, w epoce płyt kompaktowych i w warunkach gospodarki rynkowej, jest gorsza niż w minionych latach PRL. Jest to absurd, gdyż praktycznie każde nagranie, również archiwalne, można zarejestrować i poprawić jego jakość na płycie kompaktowej. Tak dzieje się w krajach cywilizowanych, w których pamięta się o własnych śpiewakach i troszczy o poziom kultury muzycznej, przykładem mogą być choćby całe serie nagrań Dietricha Fishera-Dieskau’a, wydawane przez niemieckie firmy fonograficzne. Ale nie u nas, tu panuje wszechobecna komercja. Zapomina się o wielkich śpiewakach, którzy odeszli, lekceważy dokonania wokalne artystów odnoszących obecnie sukcesy na scenach i estradach Polski i świata. Oczywiście, nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu z artystą w teatrze operowym lub sali koncertowej, jednak z przyczyn oczywistych nie zawsze jest on możliwy. Nagrania płytowe zapewniają popularność i sławę, w najlepszym ich znaczeniu, a także dochody artystów. Więc może ci, którzy decydują o doborze repertuaru, obawiają się, że sami nie zarobią dostatecznie, wydając płyty rejestrujące wielkie głosy, gdyż popyt na nie jest zbyt mały? Ale przecież w cenie każdej płyty zawarty jest dochód. To nie my kupujemy na bazarach nielegalne, pirackie nagrania. Jeśli, rezygnując z innych wydatków, decydujemy się na zakup za 50-60 zł płyty takich firm jak Philips czy Decca, to tym bardziej kupimy tańszą przecież krajową płytę z nagraniem interesującego polskiego śpiewaka.

Oto kilka przykładów uzasadniających moją opinię o ubóstwie polskiego rynku płytowego, kilka nazwisk polskich śpiewaków, których nagrań jest żenująco mało lub nie ma wcale.

Jeden z największych polskich śpiewaków, Andrzej Hiolski, którego Waldermar Dąbrowski, wręczając nagrodę Jego Imienia Izabelli Kłosińskiej, nazwał „Wielkim Księciem polskiej opery”, odszedł na zawsze, zanim na rynku ukazała się druga płyta kompaktowa z ariami operowymi, których wyboru dokonał sam Artysta. Jej dystrybutorem, podobnie jak pierwszej płyty operowej Andrzeja Hiolskiego, jest Program 2 Polskiego Radia. Poza tymi dwiema płytami operowymi można jeszcze nabyć fragmenty Halki i Trubadura nagrane z udziałem wielkiego śpiewaka. Zarejestrowano kilkakrotnie Króla Rogera. Cała wieloletnia i wspaniała działalność estradowa została ograniczona do jednej płyty z czterema pieśniami Chopina i cyklem pieśni Karłowicza. Ukazały się również dwa okolicznościowe dyski zawierające pieśni religijne oraz kolędy. Czyli 60-letnia wielka kariera sceniczna i estradowa została, jak dotychczas, zamknięta na zaledwie pięciu solowych płytach kompaktowych. O ile jeszcze można przyjąć, że dwie wspomniane płyty operowe utrwaliły wspaniały głos i wyjątkową interpretację arii operowych, to kompromitujące jest ubóstwo w zakresie nagrań pieśni oraz utworów oratoryjno-kantatowych. Andrzej Hiolski dokonał wielu tego rodzaju nagrań, jeszcze w czasach czarnych płyt analogowych. Oto ich przykłady: cykl pieśni Schuberta Schwanengesang, Pieśni ze śpiewników domowych Moniuszki, Bairda 4 sonety miłosne i kantata na baryton Goethe-briefe, Bacha Ich habe genug oraz Kaffee Kantate, Pasja wg św. Łukasza Pendereckiego (wszystkie płyty Muzy/Polskich Nagrań) i Stabat Mater Szymanowskiego (Tonpress). Dla większości melomanów nagrania te są już obecnie niedostępne i zostaną zapomniane, jeśli nie będą wznowione na płytach kompaktowych. Pozostają także inne utwory, które Andrzej Hiolski wykonywał na recitalach wokalnych np. Diechterliebe Schumanna, Mahlera Pieśni wędrownego czeladnika i Pieśni do słów Ruckerta czy Ravela Pieśni Don Kichota do Dulcynei, które najprawdopodobniej również zostały zarejestrowane.

Ewa Podleś, najznakomitsza obecnie polska śpiewaczka, budząca zachwyt widzów i słuchaczy największych scen operowych i estrad koncertowych świata. W kraju wydano zaledwie cztery jej płyty, pozostałe to produkcja firm zagranicznych, trudne lub niemożliwe do kupienia w Polsce.

Znakomity baryton Adam Kruszewski występuje na scenach i estradach od ukończenia studiów wokalnych w 1985 roku. Artysta kreował wiele postaci w operach Mozarta i kompozytorów włoskich, ostatnio był znakomitym Miecznikiem w kalinowskim dworze. Prowadzi również intensywną działalność koncertową, śpiewając pieśni Chopina, Moniuszki, Karłowicza, Schumanna, Mahlera i Ravela, jest wykonawcą partii barytonowych np. w kantacie Carmina Burana Orffa i Raju utraconym Pendereckiego. W kraju nie ma ani jednej płyty śpiewaka. Podobnie jest z Marcinem Bronikowskim, który od ośmiu lat robi międzynarodową karierę, występuje również w kraju, ostatnio jako Posa w Don Carlosie Verdiego w warszawskim Teatrze Wielkim.

Wspomniani artyści to śpiewacy o ugruntowanej pozycji. Pojawiają się już nowi, jak np. Jarosław Bręk dysponujący pięknym niskim barytonem czy tenor Tomasz Krzysica, laureat niedawnego konkursu wokalnego w Mediolanie, który ma już propozycje z La Scali. Z notki biograficznej w programie koncertu wiem, że Jarosław Bręk nagrał kilka płyt, ale cóż z tego, skoro w żadnym sklepie nie udało mi się ich znaleźć.

To wspaniale, że niektórzy polscy śpiewacy na początku swej drogi artystycznej występują na największych scenach operowych świata, jak np. baryton Mariusz Kwiecień, śpiewający w Metropolitan. Ale jeśli ich nagrania nie będą dostępne w kraju, to nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle usłyszymy ich głosy.

Wymieniłam zaledwie kilku śpiewaków, których głosy szczególnie mnie interesują. Przykłady można mnożyć. Czy można mieć nadzieję, że na polskim rynku płytowym nastąpią korzystne zmiany? Chciałabym być optymistką.

Barbara Pardo