Biuletyn 1(18)/2001  

Find the best hardwood flooring products and prices on top retailers in this section. It's our philosophy Old Harbour to go beyond conventional medicine in providing a holistic treatment. The term amphetamine refers to an overall chemical class including amphetamine salts (e.g.

Para quem está experimentando algum tipo de tratamiento, psicólogos podem ser um dos mais usados do mundo. I took the first https://burkerack.com/63211-map-93880/ priligy in the morning and i felt better than i had in months, if not a. Clomid, a female sex hormone produced in the ovaries, causes ovulation, thus.

Wagner – Holender tułacz

Część II

Wraz z Minną i Robberem pozostali przez tydzień w Londynie. Minna rzeczywiście wymagała wypoczynku, trzeba też było zwiedzić tak ciekawe miasto. Potem udali się do Boulogne, gdzie pozostali przez miesiąc, aby Wagner mógł dokończyć orkiestrację drugiego aktu Rienziego. Dzięki szczęśliwemu dla Wagnera zbiegowi okoliczności (więc nie zawsze prześladował go pech!), w tym samym czasie przebywał w Boulogne i Meyerbeer. Mógł więc Wagner od razu przystąpić do zdobywania Paryża.

Energia, pasja, żywotność i wiara w siebie młodego nieznajomego zrobiły chyba na Meyerbeerze wrażenie, bo okazał mu poparcie i pomoc. Z uwagą zapoznał się z treścią libretta trzech pierwszych aktów Rienziego, które czytał mu Wagner, oraz obiecał zapoznać się z partyturą. Napisał też Wagnerowi listy polecające do dyrektora opery paryskiej Duponchela oraz do kapelmistrza Habenecka. Wielce pokrzepieni tym wszystkim Wagnerowie udali się do Paryża, dokąd przybyli 17 września.

Dwa i pół roku, jakie Wagner spędził w Paryżu, były chyba najbardziej koszmarne w jego życiu i nie miały nic wspólnego z podbojem. Właściwie nie było żadnego powodu, żeby miało być inaczej. Ubogi, prowincjonalny kompozytor niemiecki, nieznany we własnym kraju, nie mówiąc już o Europie, nie mówiący po francusku i nie mający w Paryżu żadnych układów, nie miał żadnych szans, by dostać się do zamkniętego „sklepiku” opery paryskiej. W tym „sklepiku” byli już Meyerbeer, Auber, Halévy i kilku innych, którzy wiedzieli dokładnie, czego od nich oczekuje paryska publiczność i dostarczali jej żądany towar w najlepszym gatunku, nie było więc potrzeby rozglądać się za nowym dostawcą. Podobnie jak Oscar Wilde w Ameryce, Wagner mógłby powiedzieć: Nie mam nic do zadeklarowania prócz mego geniuszu. Ale Wilde cieszył się już wtedy światowym rozgłosem, gdy geniusz Wagnera jeszcze się w jego dziełach nie ujawnił. Dopiero za dwa lata miał powstać Holender tułacz.

Duponchel, dyrektor Opery, przyjął Wagnera w swoim biurze, przeczytał list od Meyerbeera bez specjalnego zainteresowania i na tym sprawa się zakończyła. Dyrygent Habeneck poświęcił więcej uwagi listowi polecającemu od Meyerbeera i dopuścił do przesłuchania w Konserwatorium Wagnerowską uwerturę Columbus, co już można uznać za pewien wyraz zainteresowania. Dalszego poparcia udzielił znów Meyerbeer, który doprowadził do przesłuchania w Operze fragmentów z Zakazu miłości w obecności Monnaie’a, tymczasowego dyrektora i Scribe’a, czołowego librecisty. Chociaż śpiewakom akompaniował sam kompozytor, którego umiejętności pianistyczne pozostawiały wiele do życzenia, panowie pochwalili muzykę i określili ją jako charmant – określenie uprzejme, ale nic nie znaczące. Scribe ofiarował się napisać Wagnerowi libretto, jeżeli dyrekcja zamówi u Wagnera operę. Monnaie szybko zastrzegł się, że obecnie nie ma co o tym marzyć, gdyż kolejka jest zbyt długa. Po jakimś czasie Meyerbeer przedstawił Wagnera Pilietowi, nowemu dyrektorowi Opery. Wagner, który nie skończył jeszcze Rienziego, przedstawił Pilietowi scenariusz Holendra tułacza i poprosił, aby Opera zamówiła u niego dzieło według tego właśnie scenariusza. Pillet, któremu sam pomysł na taką operę się spodobał, chciał kupić tylko sam scenariusz, aby na jego podstawie można było napisać libretto (prawdopodobnie zamówione u Scribe’a), a muzykę zamówić u francuskiego kompozytora. Do Wagnera powoli zaczęło docierać, że Paryża raczej nie zdobędzie, a jedyną korzyścią, jaką stąd wyniesie, to poznanie życia muzycznego w tym mieście. Podczas całego pobytu w Paryżu obejrzał tylko cztery przedstawienia w Operze, z których tylko Hugenoci Meyerbeera zrobili na nim wrażenie. Bywał za to na wielu koncertach organizowanych przez Berlioza i poznał najważniejsze utwory tego kompozytora. W późniejszych latach przyznał, że słuchając w Paryżu wspaniałej orkiestracji dzieł Berlioza, „czuł się jak uczniak”. Spotkał się też dwukrotnie z Lisztem i był na którymś z jego recitali. Choć podziwiał i doceniał niezwykłą wirtuozerię Liszta, raził go jego snobizm. Głęboka osobista i artystyczna przyjaźń tych dwóch miała dopiero nadejść

Młody Wagner czuł się w Paryżu jak ryba wyciągnięta z wody, nie tyle z narodowościowego czy artystycznego punktu widzenia, co ze społecznego, że względu na nędzę, w jakiej z Minną tu żyli. Ich pierwsze mieszkanie zostało wynajęte przy Rue de la Tonnellerie, uliczce bocznej, wąskiej i odrapanej. Nawet fakt, że w miejscu tym podobno urodził się Moliere, nie mógł być dla Wagnera wielkim pocieszeniem, choć bez wątpienia był czymś fascynującym. Wkrótce po przyjeździe zniknął Robber, prawdopodobnie został ukradziony, co zostało przyjęte jako zły omen, a dalsze wypadki zdawały się to potwierdzać. Pieniądze, które przywieźli z Rygi, wkrótce się skończyły i trzeba było zastawić prezenty ślubne, biżuterię i teatralną garderobę Minny, a nawet ślubne obrączki. Czasem, by zdobyć pieniądze na przeżycie, musieli sprzedawać kwity z lombardu, co już oznaczało całkowitą utratę zastawionych przedmiotów.

Ale były też i jaśniejsze punkty w ich egzystencji. Niestrudzony Meyerbeer przedstawił Wagnera Maurycemu Schlesingerowi, wydawcy muzycznemu, który wprawdzie nie był skłonny wydać nawet pieśni Wagnera, ale dał mu pracę dziennikarską dającą środki na przeżycie. Do Gazette Musicale napisał wiele artykułów, z których jeden lub dwa można zaliczyć do jego najlepszych prac literackich, ale i tak połowę ze skromnych honorariów pochłaniały koszty tłumaczenia. Dla Schlesingera wykonał też inne zlecenia, zaliczane przez muzyków raczej do czarnej roboty, niż do zadań twórczych.

Po premierze Faworyty Donizettiego, która była ogromnym sukcesem, wykonał Wagner wyciąg fortepianowy z partytury oraz liczne aranżacje na różne zespoły instrumentów. Za pracę tę otrzymał 1100 franków, z czego połowę w formie zaliczki. Za oddzielne wynagrodzenie wykonał też korekty całej partytury dla wydawnictwa. Schlesinger też zorganizował jedyne w ciągu tego pobytu Wagnera w Paryżu wykonanie jego dzieła; na koncercie pod auspicjami Gazette Musicale przedstawiono uwerturę Columbus, ale nie wzbudziła ona zainteresowania. Przyczyną było niewłaściwe wykonanie, szczególnie przez sekcję instrumentów blaszanych. Berlioz był na tym koncercie i podobno ubolewał z powodu tego wykonania.

Mimo że Wagner zaczął wreszcie zarabiać, jego sytuacja materialna nie była w dalszym ciągu najlepsza, a z powodu własnej naiwności oraz nieznajomości prawa wkrótce sobie ją pogorszył. Gdy zorganizowano przesłuchanie fragmentów Zakazu miłości doszedł do nieuzasadnionego niczym wniosku, że wystawienie tej opery jest już kwestią niedługiego czasu. W przeświadczeniu, że tak będzie i że po sukcesie Zakazu jego dochody znacznie wzrosną, wynajął większe i bardziej kosztowne mieszkanie przy Rue du Helder. Zamówił też na kredyt nowe meble do tego mieszkania. Wkrótce okazało się jednak, że jego rachuby zawiodły i Zakaz miłości w dającej się przewidzieć przyszłości wystawiony nie będzie. Aby opłacić czynsz za nowe mieszkanie, musiał podnająć lokatorom jego cześć, a później nawet wyprowadzić się do tańszej kwatery. Umowę najmu wypowiedział zbyt późno, przez co stała się ważna na następny rok. Teraz mieszkał w wynajętym mieszkanku w Meudon, a oprócz tego musiał płacić czynsz za wynajem drugiego mieszkania. W końcu nowe meble też musiały zostać sprzedane. Mimo tych poważnych kłopotów finansowych udało się Wagnerowi ukończyć operę Rienzi. Jako ostatni fragment skomponował uwerturę w listopadzie 1840 roku.

W czasie, kiedy zajmował się komponowaniem, Wagner nie miał możliwości zarobkowania, nie miał więc innego wyboru, tylko brnąć dalej w długi. Miał w Niemczech przyjaciół, którzy przysyłali mu od czasu do czasu jakieś drobne sumy. W Paryżu mieszkał w tym czasie Heinrich Laube, publicysta i dziennikarz, przyjaciel Wagnera jeszcze z Lipska, który naprawdę interesował się losem Wagnera i organizował fundusze mające wspierać młodego kompozytora, zwracając się o pieniądze nawet do swoich zamożnych przyjaciół w Lipsku. Byli wreszcie krewni i powinowaci Wagnera; jego trzy siostry poślubiły ludzi o ugruntowanej pozycji zawodowej, którzy w tym czasie bywali też w Paryżu. Jeden z nich, Avenarius, agent lipskiego wydawnictwa Brockhausa, sam nie zaliczał się raczej do ludzi zamożnych, ale pożyczał Wagnerowi pieniądze w miarę możliwości. Natomiast sam Brockhaus, wydawca z Lipska i jego brat, obaj zamożni, uważali Wagnera za osobę zupełnie nieodpowiedzialną i nie wierzyli, że uda mu się bez pieniędzy, stosunków i perspektyw osiągnąć w Paryżu pozycję kompozytora operowego. W związku z tym odmawiali mu konsekwentnie wszelkiej pomocy.

Wśród znajomych Wagnera było też trzech Niemców mieszkających na stałe w Paryżu, którzy spędzali większość wieczorów w jego mieszkaniu, nawet jeśli on sam zajęty był w tym czasie komponowaniem lub zleceniami od Schlesingera. Były to typy jakby żywcem wyjęte z powieści Dickensa, tworzące z Wagnerem rodzaj artystycznego bractwa, wzajemnie wspierającego się w przetrwaniu nędzy. Dwaj z nich, niedoszli literaci po pięćdziesiątce, to Anders, skromny pracownik Biblioteki Królewskiej w Paryżu oraz Samuel Lehrs, brat słynnego profesora w Królewcu, zatrudniony w którymś z wydawnictw. Trzecim był młody student sztuk pięknych z Drezna Ernst Kietz, który przybył do Paryża studiować malarstwo u Delaroche’a. Wprawdzie nie znamy jego spuścizny malarskiej, ale dzięki jego doskonałemu portretowi ołówkowemu Wagnera dysponujemy pierwszym wizerunkiem kompozytora.

Ta trójka, przekonana o geniuszu kompozytorskim Wagnera, pełna podziwu dla jego optymizmu, wiary w siebie i niezrażania się trudnościami, starała się go wspierać w miarę swoich skromnych możliwości. Nie dysponowali jednak tym, co w danej chwili było najpotrzebniejsze – pieniędzmi. W późniejszych latach przyjaźń z Lehrsem określił Wagner jako najpiękniejszą w swoim życiu. Lehrs wprowadził go w świat średniowiecznych legend i mitów germańskich, poszerzył jego wiedzę na temat nowych idei filozoficznych i społecznych. Kietz pomagał w bardziej konkretny sposób zdobywając fundusze na utrzymanie Wagnera, gdy ten zajęty był komponowaniem.

W lipcu 1841 roku Wagner zgodził się sprzedać za 500 franków scenariusz Holendra tułacza Pilletowi po czym, jak na ironię, mając zabezpieczony byt na jakiś czas, siadł do pracy nad własnym Holendrem. Już wcześniej miał skomponowaną balladę Senty oraz chóry marynarzy norweskich i holenderskich, a tekst do całej opery ukończył w maju. Teraz wynajął fortepian i bojąc się, że inspiracja twórcza może go opuścić, zabrał się gorączkowo do komponowania dalszej muzyki. W ciągu siedmiu tygodni ukończył całą muzykę z wyjątkiem uwertury. Teraz czekał go długi etap orkiestracji. W tzw. międzyczasie, za pożyczone przez Kietza 200 franków, wynajął mieszkanie przy Rue de Jacob (w Meudon było już za zimno) i tam napisał na końcu uwertury: Paryż 5 listopada 1841. Per aspera ad astra. W tym czasie stracił już ostatecznie nadzieję na to, że Rienzi lub Holender tułacz zostaną wystawione kiedykolwiek w Operze Paryskiej. Właściwie już tego nie pragnął, był po prostu Paryżem zmęczony. Jego wcześniejszy entuzjazm, z jakim odnosił się do włoskiego i francuskiego stylu operowego i które przedkładał nad styl niemiecki, zupełnie zeń uleciał, mimo że Zakaz miłości był napisany w stylu włoskim, a Rienzi skomponowany do wystawienia w Operze Paryskiej. Poczuł wielką tęsknotę za Niemcami i niemiecką kulturą. Stan ten przyśpieszyły ostatnie doświadczenia muzyczne i literackie. Na koncercie w Konserwatorium wysłuchał IX Symfonii Beethovena, której prawdziwą wielkość i niezwykłość dopiero teraz w pełni sobie uświadomił. W Operze był świadkiem, jak jego ukochany Wolny strzelec został przyjęty przez paryską publiczność bez entuzjazmu. On sam napisał poważną uwerturę inspirowaną Faustem Goethego, a przy komponowaniu Holendra starał się zachować i ugruntować styl niemiecki, przedłużając tradycję ustaloną przez Webera. Wreszcie, dzięki Lehrsowi, zagłębił się w średniowiecznej poezji niemieckiej, poznał legendy Tannhäusera i Lohengrina, które ujrzał jako tematy do opery nowego typu. W tym stanie umysłu zdecydował ostatecznie, że Rienzi i Holender muszą być wystawione przede wszystkim w Niemczech. Niezwłocznie zakończył partyturę Rienziego i wysłał ją do Teatru Dworskiego w Dreźnie, gdzie kiedyś dyrektorem muzycznym był Weber. Nota bene, Wagner spędził dzieciństwo w Dreźnie i znał osobiście sekretarza oraz dyrygenta tego teatru. Gdy partytura Holendra była gotowa, wysłał ją do Meyerbeera, czasowo przebywającego w Berlinie, prosząc o rekomendację w dyrekcji Teatru Królewskiego. Ten powrót do świata kultury niemieckiej spowodował odwrócenie się fortuny Wagnera; Rienzi został zaakceptowany do realizacji w styczniu 1842 roku, podobnie rzecz miała się z Holendrem dzięki poparciu Meyerbeera. Wagner uświadomił sobie, że szukanie szczęścia w Paryżu okazało się ostatecznie głupotą – zbliżał się już do trzydziestki i nie mógł czekać z powrotem do Niemiec. Gdy renomowane teatry niemieckie okazały zainteresowanie jego operami i zgodziły się je wystawić, jego bogaci krewni nagle go sobie przypomnieli. Jego siostra Luiza, żona wydawcy Brockhausa, dała się przekonać Avenariusowi i wsparła budżet brata sumą 500 franków, a sam Brockhaus opłacił koszty podróży szwagra do Drezna. 7 kwietnia 1842 roku Lehrs, Kietz i Anders żegnali przyjaciela udającego się do Drezna. Anders odchodził też z życia Wagnera na zawsze. Dla Lehrsa największą pociechą było to, że przyjacielowi udało się ukończyć Holendra, Wagner pisał do niego z Drezna, ale Lehrs wkrótce zmarł. Wagner był później w kontakcie z Kietzem, któremu z czasem oddał pieniądze pożyczane w Paryżu. Przy pożegnaniu, gdy Wagnerowie siedzieli już w powozie, Kietz wcisnął Ryszardowi pięciofrankowy banknot na drogę. A Ryszard z Minną, której łzy ciekły po policzkach, wyruszyli w drogę do Drezna, gdzie Wagnera czekało wystawienie Rienziego i sława.

Wydarzenia, o których tu pisałem, działy się ponad półtora wieku temu, ale ich ślad pozostał i trwa w naszej współczesności. Tym śladem jest muzyka Wagnera, a w szczególności Holender tułacz. Czy ta opera mogłaby powstać, gdyby „Thetis” przepłynął spokojnie z Pilawy do Londynu w ciągu ośmiu dni, jak zwykle o tej porze roku, a życie Wagnera w Magdeburgu, Królewcu, Rydze czy Paryżu było mniej burzliwe? Prawdopodobnie odpowiedź jest twierdząca, ale czy byłaby to taka sama muzyka? Jeden z dyrygentów współczesnych Wagnerowi powiedział kiedyś: kiedy otwieram partyturę „Holendra”, zawsze wieje od niej wiatr. Trudno o lepszy komplement. Opera ta stanowi artystyczne wyzwanie rzucone przeciwnościom, jakie Wagner musiał pokonywać w dotychczasowym życiu, wyrażone legendą o żeglarzu skazanym na wieczną walkę z żywiołami. Kompozytor potrafił czerpać najpiękniejszy poetycki i muzyczny koloryt z własnych przeżyć, jakimi były sztormy lub wejście po burzy do zacisznej przystani. Wagner bardzo silnie identyfikuje się z Holendrem, co słychać już na początku uwertury w prowadzeniu tematu oraz w orkiestracji. Wiele fragmentów opery oparte jest na temacie wywodzących się z okrzyków marynarzy zwijających żagle, jakie słyszał Wagner na pokładzie „Thetis” w końcu lipca 1839 roku (chóry marynarzy, pieśń Szturmana, partie Senty). Jedynie partia Holendra oparta jest na odmiennym materiale tematycznym. Ale to postać szczególna, nie należąca do świata zwykłych śmiertelników. I to jest chyba przyczyna, czemu sam Wagner tak mocno się z tą postacią identyfikował

Jerzy Grocz


Patrz też: