Trubadur 2(19)/2001 (Dodatek Moniuszkowski)  

We carry the best selection of quality, branded t-shirts in store and online. The drug will not cause you to tadalafil 5mg kaufen ohne rezept underground suffer from serious side effects. You may need to start your dosage of prednisone at lowest dose for a short period of time.

The first thing i did was to find the website of a local physician. If you are a person who suffers from anxiety disorders, it may be a https://alinguibodasyeventos.com/81468-levitra-10-mg-orodispersibile-prezzo-9084/ good idea to have a doctor who specializes in treating people with anxiety disorders. Voilà donc comment on fabrique un peu de préparation pour la friture.

Wrażenia po IV Konkursie Moniuszkowskim

Już po raz drugi mogłem uczestniczyć w przesłuchaniach Międzynarodowego Konkursu Wokalnego im. Stanisława Moniuszki. Choć upłynęły blisko trzy lata, ciągle pamiętam wielu uczestników poprzedniej edycji, pamiętam ich bardziej bądź mniej udane występy, zastanawiam się, co teraz robią, czy gdzieś występują, jak potoczyły się ich kariery. Dwójka zwycięzców poprzedniego konkursu wystąpiła 20 kwietnia, w czasie uroczystej inauguracji, w nowej produkcji Teatru Wielkiego – Strasznym dworze patrona konkursu. Aleksandra Kurzak kiedyś podobała mi się bardzo, teraz jednak jej głos bardzo się zmienił i to, moim zdaniem, na niekorzyść. Stał się mniej bogaty w alikwoty, bardziej płaski i „cienki”, jednak bez wątpienia młoda śpiewaczka dobrze wypadła w roli Hanny. Gorzej niestety sprawował się baryton Jacek Janiszewski w partii Zbigniewa, ma on zduszony, cofnięty i niemal zupełnie nienośny głos. Różnica na niekorzyść jest u niego jeszcze bardziej widoczna, niż u Aleksandry Kurzak. Przyznam też, że już trzy lata temu jego niewielki, „dziurawy” głos nie wywarł na mnie dużego wrażenia. Młodzi śpiewacy tracili jeszcze bardziej, gdy porównywało się ich występy do kreacji starszych kolegów, wspaniałych artystów: Stefanii Toczyskiej w partii Cześnikowej i Adama Kruszewskiego w roli Miecznika. Orkiestrę Opery Narodowej świetnie poprowadził, jak zwykle zresztą, Jacek Kaspszyk. Jego nowatorska i jednocześnie pieczołowita, pełna niuansów i precyzyjna interpretacja partytury udowodniła zasiadającym na widowni młodym śpiewakom, że Stanisław Moniuszko godzien jest miana ojca polskiej opery, godzien jest międzynarodowego konkursu swego imienia.

Następnego dnia rozpoczął się trzydniowy maraton przesłuchań pierwszego etapu. W czasie porannych i popołudniowych sesji wysłuchałem ponad stu uczestników, ponad trzysta wykonywanych przez nich arii i pieśni. Poziom uczestników był, moim zdaniem, dosyć przeciętny. Królowały występy przyzwoite, ale niestety nudne, jak np. Ewy Alchimowicz, Wioletty Chodowicz, Pawła Ławreszuka czy Sary Wilen ze Szwecji. Co jakiś czas zdarzały się na szczęście ciekawe produkcje, moją uwagę zwrócili Magdalena Andreew-Siwek (piękny sopran, swobodny śpiew w rezonansie, znakomita w pieśni Aime-moi Fryderyka Chopina/Pauliny Viardot), Mariusz Godlewski (nośny baryton o pięknej, aksamitnej barwie), Tomasz Kuk (prawdziwy! tenor), Irina Makarowa (prawdziwy! ciemny, wielki mezzosopran, bardzo dobra technicznie, jednak bardzo rosyjska w emisji), Rafał Siwek (ciemny, nośny bas), Julia Sukmanowa (śpiewała co prawda bez finezji, czasami głos wpadał w nieprzyjemną wibrację, ale w jej śpiewie było „coś”) czy Chinka Hua Liu (przyjemny, lekki sopran). Podobały mi się też występy Krzysztofa Witkowskiego (tenor), Siergieja Artamonowa (bas), Anastazji Bielajewej (sopran), Witalija Biłyja (baryton), Warwicka Fyfe’a (baryton), Andreja Waligurasa (bas). Czasami jednak zadawałem sobie pytanie, jakim cudem jakiś śpiewak został dopuszczony do przesłuchań! Takim przypadkiem była niewątliwie Katarzyna Dondalska (głęboka emisja, głos niepodparty, piskliwy, nienośny), Kaja Kapitaniak (ściśnięta, fałszowała ustawicznie, głos rozdygotany), Aleksiej Kołomijcew (krzyczał i fałszował), Janusz Lewandowski (dwudziestosześciolatek o starczym głosie), Elisabeta Scutaru (brak mi słów), Niculai Zaharia (jak wyżej), Agnieszka Beim (jak wyżej). Do drugiego etapu konkursu dopuszczono 53 uczestników, w tym ponad dwudziestu młodych śpiewaków laureatów innych międzynarodowych konkursów, którzy nie musieli brać udziału w etapie pierwszym. Bardzo podobała mi się postawa Moniki Walerowicz-Baranowskiej i Jarosława Bręka, którzy mimo przysługującego zwolnienia, śpiewali także w początkowych eliminacjach. W drugim etapie przeżyliśmy sporo niespodzianek, głównie za sprawą uczestników, których wcześniej nie mogliśmy słyszeć. Nie były to niestety jedynie miłe niespodzianki, kompromitujący był występ Francuzki Valérie Guillorit, słabiutki pochodzącej z Bułgarii Miroslawy Jordanowej czy Lusine Markosjan z Armenii. Natomiast ogromną przyjemność sprawiły mi występy Tomasza Krzysicy (lekki, liryczny tenor, śpiewający z ogromną kulturą, potrafiący pięknie zaśpiewać delikatne piana, wspaniale prowadzący frazę), Bixii Wu z Chin (piękny, typowo „chiński” sopran, świetnie operująca oddechem, znająca wszystkie swoje ograniczenia, dzięki czemu nigdy nie forsowała głosu, poza tym wspaniale śpiewała po polsku – lepiej od wielu polskich kolegów) oraz Siergieja Winogradskiego, Juliet Elizabeth Gilchrist i Stanisława Trifonowa. W czasie przesłuchań tego etapu można już było typować finalistów; bardzo chciałem, aby z orkiestrą zaśpiewali Monika Walerowicz-Baranowska, Bixia Wu, Irina Makarowa (to jest śpiewaczka typowo „operowa”, wydaje mi się, że najlepiej wypadłaby z towarzyszeniem orkiestry), Tomasz Krzysica, Tomasz Kuk, Jarosław Bręk (chociaż kilka jego interpretacji wydało mi się po prostu nudnych, a lekki „baranek” w jego głosie może świadczyć o nienajlepszym podparciu), Rafał Siwek (nośny, ciemny bas), Dejan Wałczkow (młodziutki bas bułgarski, jeszcze niezbyt okrzepły i dojrzały, ale dysponujący świetnym głosem, ciekawa interpretacja). Większość moich faworytów rzeczywiście znalazła się w ostatnim etapie, nie powtórzyła się sytuacja sprzed trzech lat, gdy kilkoro wspaniałych, moim zdaniem, śpiewaków nie znalazło się w finale. Przesłuchania trzeciego etapu nie przyniosły już żadnych niespodzianek, bardzo podobał mi się fakt, że Tomasz Krzysica oraz Bixia Wu, dysponujacy przecież dosyć małymi głosami, nie forsowali ich, licząc – i słusznie zresztą – że nośność głosu zależy nie od jego wielkości, lecz dobrej techniki. Wreszcie ostateczne wyniki także nie były dla mnie wielkim zaskoczeniem, liczyłem może na inną kolejność kilku nagród, wydaje mi się jednak, że nikt nie został skrzywdzony. Tym większe było moje zaskoczenie, gdy trójka laureatów z Rosji nie wystąpiła na koncercie galowym, kontestując w ten sposób ostateczne wyniki. Śpiewacy powinni rozumieć, że konkursy wokalne to nie to samo, co rzut młotem, że ocena sztuki jest zawsze bardzo subiektywna. Mam nadzieję, że młodzi Rosjanie będą w stanie pozbyć się histerycznych zachowań, które mogą przeszkodzić im w dalszej karierze.

W czasie ogłoszenia listy finalistów przewodnicząca jury z rozpędu wyczytała nazwisko Iriny Makarowej (Teresa Kubiak nie korzystała z listy alfabetycznej, lecz z zestawienia punktacji!), przeprosiła mezzosopranistkę za pomyłkę, z pewnością jednak dla śpiewaczki, dla mnie zresztą też, pomyłka ta przyniosła najpierw radość, potem gorzkie rozczarowanie. Do finałowych przesłuchań został też zakwalifikowany Jarosław Bręk, który jednak wycofał się z konkursu. Nie mogę tylko zrozumieć, dlaczego swoją rezygnację złożył po pierwszym dniu przesłuchań z orkiestrą, a nie bezpośrednio po ogłoszeniu wyników. Gdyby o swojej decyzji poinformował wcześniej, w finale mogłaby się zaprezentować śpiewaczka z Rosji. Na szczęście jej udział w poprzednich etapach został dostrzeżony i uhonorowany nagrodą specjalną im. Wandy Wermińskiej dla wyróżniającego się mezzosopranu.

Generalny zarzut do wielu uczestników i ich pedagogów – nieumiejętnie dobrany repertuar, myślę np., że Magdalena Andreew-Siwek miałaby szansze przejść do etapu finałowego, gdyby w II etapie nie śpiewała arii Eleny z Nieszporów sycylijskich, dziwił też jej wybór repertuaru etapu finałowego: aria Normy i Hrabiny. W czasie ubiegłej edycji konkursu ten sam błąd zbyt „mocnego” repertuaru popełniła Barbara Baranowska, śpiewając Sola, perduta abbandonata z Manon Lescaut Pucciniego. Także niektórzy finaliści, jak Danił Sztoda czy laureatka naszej nagrody Bixia Wu, mogliby staranniej dobrać repertuar. Drugi generalny zarzut do większości uczestników konkursu, to monotonia i nuda bijąca z ich wykonań, widoczny był brak staranności o interpretację, samo – nawet najpiękniejsze – wyśpiewanie nut, to jeszcze nie jest Sztuka. Ale – jak już wspomniałem – kilku śpiewaków było naprawdę znakomitych, trudno przecież oczekiwać, że wszyscy uczestnicy konkursu okażą się rewelacyjni.

Koncert galowy odbył się niestety przy niezbyt zapełnionej widowni (w tym samym czasie grali Filharmonicy Wiedeńscy), ze względu na demonstrację trójki laureatów z Rosji był też bardzo krótki. Na szczęście zdobywcy pierwszych i drugich nagród potwierdzili swoją klasę, ich występy były bardzo serdecznie przyjmowane przez widzów. Miejmy nadzieję, że będziemy mogli zobaczyć ich w przedstawieniach na scenie Teatru Wielkiego – Opery Narodowej.

Maraton konkursowy był też świetną okazją do wielu spotkań i rozmów z wybitnymi artystami-jurorami oraz młodymi śpiewakami. Szczególnie miło wspominam bardzo klubowi życzliwych Stefanię Toczyską i Ryszarda Karczykowskiego, który przekazał do Kroniki Klubowej zdjęcie Giuseppe di Stefano z autografem. Wiele ciepłych słów na temat naszej działalności usłyszałem od Leyli Gencer i Sergia Segaliniego. Mimo wielu obowiązków Maria Fołtyn zawsze znalazła chwilę czasu dla przysłuchujących się konkursowym zmaganiom Klubowiczów.

Bardzo podobała mi się książka programowa konkursu, została ona starannie przygotowana i wydana. Zamieszczono w niej przede wszystkim zdjęcia i biogramy uczestników oraz spis wykonywanych przez nich utworów. Przedstawiono także sylwetki jurorów, kalendarium konkursu, spis komitetu honorowego, gości honorowych oraz listę nagród. W czasie konkursu ukazały się cztery numery specjalnego biuletynu, redagowanego przez Józefa Kańskiego. Wydawnictwo to było niestety całkowitym niewypałem, teksty tam zamieszczone były ewidentnie pisane „na kolanie”. Niewiele przynosiły informacji, za to dużo rozrywki. Dowiedzieć się z nich można było, że uczestnicy konkursu pochodzili z bardzo różnych stron świata; natomiast jedynie brakiem taktu można tłumaczyć stwierdzenie, że nie wszyscy już pamiętaja, iż kiedyś Maria Fołtyn była… śpiewaczką! Ostatni numer biuletynu w połowie (a były tylko 4 strony) składał się ze zdjęć finalistów, nie opatrzonych nawet słowem komentarza. Po takim okolicznościowym wydawnictwie spodziewałbym się raczej wielu rozmów z uczestnikami konkursu, jurorami, gośćmi honorowymi, a nie galerii polskich śpiewaków z przeszłości (Ignacy Dygas, Józefina Reszke, Janina Korolewicz-Waydowa, Adam Didur). Warto przypominać dawne gwiazdy polskiej wokalistyki, ale po pierwsze, biuletyn konkursowy nie jest odpowiednim do tego miejscem, po wtóre zaś – i ważniejsze – biogramy te nie przynosiły żadnych nowych informacji, poza powszechnie dostępnymi! Na szczęście w wydawnictwie zostały zamieszczone rozmowy z Teresą Żylis-Garą i Ryszardem Karczykowskim, przeprowadzone przez Teresę Grabowską oraz portrety jurorów Jewgienija Nesterenki i Teresy Kubiak pióra Małgorzaty Komorowskiej. A co z innymi jurorami? Czy nikogo nie zainteresowały wrażenia uczestników konkursu i widzów? Niestety konkurs był też po macoszemu traktowany przez gazety, ukazało się trochę lakonicznych wzmianek i artykulików, kilka tekstów podsumowujących konkurs, natomiast żaden z krytyków nie zrelacjonował koncertu laureatów! Rozumiem, że recenzenci wybrali się na koncert Filharmoników Wiedeńskich, ale czy gazety naprawdę nie są przygotowane na opisanie dwóch wydarzeń odbywających się w tym samym czasie? Czy nie mogą wysłać fotoreporterów w dwa miejsca? Gazety na świecie jakoś sobie z tym „problemem” radzą. Także w telewizji konkurs był mniej obecny, niż trzy lata temu. Na szczęście przesłuchania II i III etapu były transmitowane przez program drugi Polskiego Radia. Nie rozumiem jednak, dlaczego dziennikarzy prasowych i telewizyjnych nie zainteresowała obecność w Polsce wielu osobowości świata opery, jedynie w Życiu Warszawy ukazała się rozmowa z Teresą Żylis-Garą. Po 45 latach zjawiła się w Polsce legendarna Leyla Gencer; przyjechała i odjechała, nikogo to nie obeszło. Może po prostu polscy dziennikarze nie wiedzą, kim ona jest…

O konkursie ukazało się natomiast sporo ważnych informacji w prestiżowych pismach zagranicznych. Otwierające Konkurs Moniuszkowski przedstawienie Strasznego dworu zostało bardzo dobrze ocenione przez Shirley Apthorp w Financial Timesie (2 maja 2001), szczególne pochwały zebrał dyrygent Jacek Kaspszyk; orkiestra prowadzona przez szefa muzycznego Opery Narodowej została też entuzjastycznie oceniona przez Johna Allisona w Timesie (8 maja 2001) i Operze (czerwiec 2001) oraz Sergio Segaliniego w czerwcowym numerze Opera International. Ponadto John Allison w obu swoich tekstach napisał o zwycięzcach konkursu, a Sergio Segalini zamieścił niezwykle obszerne i szczegółowe sprawozdanie z przebiegu poszczególnych etapów – w Opera International ukazały się w sumie trzy (!) strony poświęcone konkursowi i spektaklowi Strasznego dworu. Warto też odnotować, że na okładce Opery zostały zamieszczone dwa zdjęcia z warszawskiego spektaklu! Opera International zgotowała nam jeszcze jedną niespodziankę, otóż informacja o przyznawanej przez „Trubadura” nagrodzie publiczności ukazała się jedynie w oficjalnym komunikacie prasowym wydrukowanym przez Ruch Muzyczny, w zamieszczonej dwa tygodnie później relacji Józefa Kańskiego z konkursu informacji takiej już nie podano. Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej ograniczył się jedynie do stwierdzenia, że ulubienicą publiczności okazała się Chinka Bixia Wu. Natomiast Sergio Segalini poświęcił naszej nagrodzie i pismu Trubadur bardzo ciepło napisany krótki akapit.

Życzę organizatorom konkursu, Teatrowi Wielkiemu w Warszawie oraz Towarzystwu Miłośników Muzyki Moniuszki i – przede wszystkim – niestrudzonej Marii Fołtyn, kolejnego, piątego już, Międzynarodowego Konkursu Wokalnego im. Stanisława Moniuszki.

Tomasz Pasternak