Trubadur 2(19)/2001 English  

Kamagra is the one of the best medicines for sexual problems as it helps in improving sexual stamina and increases the intensity of men. If dapoxetine hydrochloride tablets 30 mg is prescribed for the treatment of low back pain and you have taken it for alli tabletten online bestellen Omdurman a minimum of 30 days, you can take it for a total of 90 days without stopping. A lot more is at stake when it comes to buying and using pain medications.

Buy prednisone online without prescription, online prednisone, prednisone without a prescription. It is approved to treat a particular type of Selma ricetta viagra generico herpes infection called herpes sim. Before taking priligy 30 mg 30 tablet fiyatı, you may want to discuss with your doctor how you will take it.

Publiczność zawsze jest idealna
Rozmowa z Leylą Gencer

„Trubadur”: W Pani żyłach płynie polska krew, jednak jest Pani niezwykle rzadkim gościem w naszym kraju?

– Leyla Gencer: BiografiaNiestety, nie zdarzały się okazje, żeby odwiedzić ojczyznę moich przodków. W czasie, gdy występowałam na scenie, zostałam zaproszona także do Polski. W 1956 r. śpiewałam w Warszawie Traviatę, oczywiście ten piękny budynek nie był jeszcze odbudowany, wystąpiłam następnie w Łodzi i Poznaniu. Wczoraj spotkałam barytona, który śpiewał ze mną w Polsce! Oboje byliśmy bardzo wzruszeni. Bardzo dużo podróżowałam po świecie, występowałam w wielu teatrach operowych, jednak już nigdy do Warszawy nie powróciłam. Pamiętam tamte lata w Polsce, kiedy było jeszcze dużo ruin, sytuacja była bardzo ciężka. Teraz natomiast Warszawa nie różni się od innych miast europejskich. Jestem niezwykle wdzięczna Marii Fołtyn za zaproszenie do jury konkursu, dzięki niej mogłam zobaczyć inną Warszawę, mogłam też przywołać wspaniałe wspomnienia z poprzedniego pobytu.

Nagrała Pani płytę z pieśniami Chopina śpiewanymi po polsku!

– Pieśni Chopina to arcydzieło. Utworów innych polskich kompozytorów nie miałam w swoim repertuarze. Ale miałam jeszcze jedną polską przygodę. W roku 1957 śpiewałam w La Scali Dialogi karmelitanek. Poulencowi bardzo podobała się moja interpretacja, a gdy dowiedział się, że mam polskich przodków, napisał specjalnie dla mnie osiem pieśni do… polskich słów. Wykonałam je w La Scali w 1977 roku na koncercie poświęconym pamięci kompozytora. Na szczęście istnieje nagranie tego recitalu.

Jest Pani nazywana królową piratów…

– Nie lubię za bardzo tego określenia, natomiast jestem niezwykle szczęśliwa, że dzięki piratom oraz nieoficjalnym rejestracjom dokonywanym przez teatry operowe zachowało się tak dużo nagrań spektakli z moim udziałem. Jak wiecie, wielkie firmy fonograficzne nie były zainteresowane współpracą ze mną. Zresztą podobnie jest teraz, wytwórnie mają w swoich „stajniach” po kilkoro śpiewaków i z nimi nagrywają praktycznie wszystko. A więc dzięki nagraniom nieoficjalnym mój śpiew nie został zapomniany, kontaktuje się ze mną wielu młodych wielbicieli, którzy nie słyszeli mnie na żywo. Gdyby nie nagrania pirackie, nie poznaliby więc mojego głosu i mojej interpretacji.

Moc przeznaczenia, 1967Śpiewała Pani głównie repertuar klasyczny (Verdi, Donizetti, Puccini, Bellini), nie unikała jednak Pani także dzieł kompozytorów współczesnych.

– Najlepiej czułam się w repertuarze dziewiętnastowiecznym, śpiewałam czasami utwory kompozytorów współczesnych, ale – szczerze mówiąc – ich muzyka zbyt często jest niewokalna, niezdrowa dla głosu. Natomiast bardzo lubiłam śpiewać w mniej znanych operach Donizettiego czy innych słynnych twórców, ponieważ zawsze byłam bardzo ciekawa, chciałam poznawać i wykonywać coś nowego. Nie można zamykać się w kręgu kilku oper, które wykonuje się całe życie.

W Pani śpiewie ogromną rolę odgrywają emocje.

Nie wyobrażam sobie, aby można było na scenie prezentować solfeż, czyli bezduszne odtwarzanie zapisu nutowego. Artyzm polega na przekazaniu całej gamy emocji i uczuć. Myślę, że każdy artysta stara się pokazać swoje uczucia i emocje w sposób najbardziej dla niego prawdziwy, zarazem każdy artysta pokazuje też swoją wizję i interpretację partytury. Rolę powinno się interpretować, a nie tylko odtwarzać, dlatego w śpiewie powinniśmy słyszeć emocje. Uważam też, że nie ma jednej określonej wizji czy interpretacji danej roli – dlatego należy poszukiwać środków wyrazu. Śpiewacy powinni różnić się od siebie – gdyby wszyscy śpiewali tak samo, byłoby to nieciekawe. W moim śpiewie, jak też w śpiewie wszystkich innych artystów, interpretacja i środki aktorskie zawsze odgrywały bardzo ważną rolę. Wydaje mi się nawet, że czasem należy zrezygnować z pięknego brzmienia głosu dla ukazania dramatu.

Rok po wizycie w Polsce zadebiutowała Pani w La Scali, gdzie śpiewała Pani następnie przez wiele sezonów, także teraz jest Pani związana z tym teatrem.

Wesele Figara, 1964Ukoronowaniem mojej kariery jest dla mnie kierownictwo Accademia di perfezionamento per cantanti lirici Teatro alla Scala. Staram się przygotować moich podopiecznych do międzynarodowej kariery śpiewaczej, doskonalimy technikę i – przede wszystkim – interpretację młodych artystów. Żeby dostać się do akademii, trzeba przejść przez trzyetapowe eliminacje, dlatego też nasi uczniowie mają już warsztat dobrze opanowany. Czasem musimy pracować nad jakimiś błędami w emisji czy innymi problemami czysto technicznymi. Natomiast naszym głównym zadaniem jest uczenie obcokrajowców interpretacji oper włoskich, pokazanie, czym jest styl włoski, czym jest bel canto. Praca z młodymi śpiewakami dostarcza mi wiele satysfakcji i radości. Poza tym śpiewacy przygotowują spektakle na deskach La Scali. W zeszłym roku była to słynna Cyganeria w reżyserii Zeffirellego, teraz pracujemy nad Un giorno di regno Verdiego, którego reżyserem będzie Pizzi. Przygotowujemy także spektakle dla innych włoskich teatrów – tak więc studenci naszej akademii odbywają praktyki w najbardziej odpowiednim miejscu, czyli na scenach ważnych teatrów. Kursy w akademii trwają dwa lata, w tym czasie La Scala wypłaca śpiewakom 2 mln. lirów miesięcznie. I jeszcze jedna ważna rzecz, młodzi artyści nie pracują tylko ze śpiewakami, lecz także z wybitnymi dyrygentami i reżyserami.

Jedna z Pani uczennic, młoda mezzosopranistka z Mołdawii Natalia Gavrilan, brała udział w poprzednim Konkursie Moniuszkowskim, w naszym piśmie był też artykuł jej poświęcony [Nr 3(12)/1999, s. 10-11].

– Jest to niezwykle utalentowana młoda śpiewaczka. Gdy przystąpiła blisko dwa lata temu do eliminacji do naszej akademii, nie mieliśmy najmniejszych wątpliwości, że należy ją przyjąć. Mieliśmy ponad 200 kandydatów, wybraliśmy tylko 12 naszym zdaniem najlepszych. Gavrilan już zaśpiewała z dużym sukcesem Musettę w Cyganerii (ta rola rzadko wykonywana jest przez mezzosopran), teraz pracujemy nad rolą Giulietty w Un giorno di regno. W marcu zaśpiewała, także w La Scali, recital z fortepianem. Natalia jest bardzo pracowita, poczyniła ogromne postępy, jest niezwykle muzykalna. Myślę, że jej przyszłość to mezzosopranowe role rossiniowskie.

Jest Pani zapraszana do jury wielu konkursów wokalnych, w Istambule odbywa się także konkurs Pani imienia. Jak ocenia Pani konkurs w Warszawie?

– Konkurs jest świetnie zorganizowany. Doskonale widać, że jest organizowany przez ludzi poważnych i odpowiedzialnych, którzy kochają sztukę i kochają muzykę. Także wśród jego uczestników pojawiło się kilka indywidualności. Jest to dopiero czwarta edycja konkursu, jednak – tak myślę – cieszy się on już zasłużoną renomą. Mówiłam już dyrektorowi Dąbrowskiemu, że Konkurs im. Stanisława Moniuszki jest bardzo ważny i potrzebny. I że musi być kontynuowany. Podziwiam Marię Fołtyn za jej ogromny trud, aby pokazać światu waszych kompozytorów, a zwłaszcza dorobek Stanisława Moniuszki.

Zdarzyła się też na nim rzecz przykra i – przede wszystkim – dziwna. Troje Rosjan, zdobywców trzecich nagród, odmówiło wzięcia udziału w koncercie laureatów. Nigdy – a proszę mi wierzyć, że brałam udział w pracach jury wielu konkursów – nie spotkałam się z takim zachowaniem. Trzecia nagroda jest bardzo dużym wyróżnieniem, jeżeli ktoś tak demonstracyjnie okazuje dezaprobatę dla decyzji jurorów, nie powinien w ogóle przystępować do konkursów.

Dlaczego wśród współczesnych śpiewaków jest tak mało osobowości, dlaczego nie pojawiają się artyści o tak magnetycznych osobowościach, jak np. Leyla Gencer?

– Ależ są, pojawiają się.

Kto?

– …

Od czego więc zależy jakaś magiczna, nieokreślona siła, którą wyczuwamy u niektórych tylko śpiewaków?

Konsul, 1954Gdy zaczynałam swoją karierę, nie wierzyłam, że mogę być „osobowością”. Byłam natomiast pewna jednej rzeczy – swojej techniki. Tylko wtedy, gdy śpiewak ma doskonale opanowany warsztat, może myśleć o odpowiedniej interpretacji. I rzeczywiście w obecnych czasach wielu śpiewaków, także tych z najsłynniejszych scen operowych, ma problemy z odpowiednią emisją głosu. To nie jest wina młodych śpiewaków, to wina ich nauczycieli! To, co panowie nazywają osobowością, to przede wszystkim muzykalność, wrażliwość na muzykę i tekst, umiejętność słuchania muzyki i umiejętność wyrażania jej. A tego wszystkiego trudno się nauczyć. Trzeba mieć jakiś dar. Trzeba mieć pasję śpiewania, trzeba czuć wielką miłość do tego zawodu. Śpiew operowy musi być religią! Śpiewem powinniśmy się nie tylko komunikować, lecz przede wszystkim modlić.

Jaka – według Pani – powinna być idealna publiczność?

– Zawsze trafiałam na idealną publiczność! I nie był to przypadek – ponieważ publiczność zawsze jest idealna. Bez niej nasz zawód traciłby sens. Gdy znajdowałam się na scenie, zawsze czułam jakiś kontakt z widownią, zawsze do tej widowni czułam wielką miłość. Taką publiczność spotykałam na całym świecie. Z pewnością taka też jest polska publiczność.

Dziękujemy serdecznie za rozmowę.

– Dziękuję bardzo, cieszę się, że w Polsce istnieje tak wspaniały klub skupiający wielbicieli opery.

Rozmawiali Krzysztof Skwierczyński i Tomasz Pasternak

PS Dziękujemy Pani Annie Kowalik za udostępnienie biografii Leyli Gencer.