Trubadur 3(24)/2002  

It compared the effects of placebo, norvasc 10mg, and norvasc 10mg plus indapamide. The drug, an oral contraceptive known as clomid, Ban Lam Luk Ka was approved for menopausal women in the united states in 1991 — a few years before the pill finally arrived here, and a few years before it was first approved in canada. Some anti-anxiety medications can have similar effects.

Gabapentin is a selective, potent, and highly selective inhibitor of gaba(a) receptors. It's also used to treat Jasmine Estates heartburn, gerd, and indigestion. The drug was soluble in chloroform at the concentration of 0.1 mg/ml in aqueous solution.

Warszawska Turandot
i… redakcja od podszewki

Od kilku lat nie byłam w Warszawie w naszej reprezentacyjnej Operze Narodowej i bardzo byłam ciekawa wrażeń z przedstawienia Turandot, na które się wybraliśmy 14 czerwca br. Wznowienie tej opery Pucciniego było dla mnie wielkim przeżyciem, ostatnio widziałam Turandot jeszcze w młodości w czasach bytomskich. Przyznam się, że inspiracją do wyjazdu był debiut – w partii Kalafa – naszego krakowskiego artysty, którego bardzo lubię, Tomasza Kuka. Jego drogę artystyczną obserwuję od momentu, gdy po raz pierwszy pokazał się na scenie krakowskiej. Od razu zachwycił mnie jego głos, jak również osobisty urok; ciekawa byłam, jak rozwinie się jego kariera? Od momentu pierwszego usłyszenia wiadomo było, że jest to duży głos, ale czy będzie wykorzystany? Na szczęście uczeń prof. Wojciecha Śmietany, a później prof. Ryszarda Karczykowskiego – zrobił bardzo duże postępy. Wszyscy pamiętamy jego pierwszą nagrodę na ostatnim konkursie im. St. Moniuszki i emocje związane z tym konkursem. Gdy dowiedziałam się, że „nasz” Tomek zdobył główna nagrodę, cieszyłam się z tego bardzo, zwłaszcza, ze poznałam jego i jego rodzinę bliżej. Słysząc Tomasza Kuka na małej scenie krakowskiej zawsze miałam niedosyt. Teraz obawiałam się bardzo, jak poradzi sobie na wielkiej scenie Teatru Wielkiego, czy głos jego nie zniknie? A jaka będzie warszawska Turandot?

Pełna obaw i ciekawości zasiadłam wygodnie w fotelu i czekałam na to, co będzie się działo, tym bardziej, że tyle różnych nieprzyjemnych rzeczy słyszałam o naszej narodowej scenie. Po podniesieniu kurtyny moja buzia „rozdziawiła się” w podziwie, jak u małego dziecka, gdyż ujrzałam bajkowy widok. W tle pałac jak z bajek z dzieciństwa, z licznymi wieżyczkami, usadowiony wysoko na skale, trudno dostępny, nad nim niebo z gwiazdami – robi to ogromne wrażenie. Cała rzecz rozgrywa się na dole pod pałacem, czekam na Kalafa i oto pojawia się: czy to jest „nasz” Tomek? Wspaniale wygląda, a gdy zaczął wykonywać swoją partię, już wiedziałam, że będzie to bardzo dobre przedstawienie. Jakże inaczej brzmiący głos, silny, dobrze słyszalny, nie zanikający. Dopiero na tej wielkiej scenie widać możliwości Tomasza Kuka, nigdy na scenie krakowskiej nie słyszałam go tak dobrze śpiewającego, widocznie wielkie sceny odpowiadają artyście i z całego serca mu życzę, żeby na nich śpiewał. Całe przedstawienie na wspaniale wyrównanym poziomie, wszyscy śpiewali bardzo dobrze. W partii księżniczki gościnnie wystąpiła młoda artystka z Mołdawii Lada Biriucov, Liu – urocza Iwona Hossa, Timur – Mieczysław Milun, w dalszych partiach bardzo dobrzy Artur Ruciński – Ping, Krzysztof Szmyt – Pang, Ryszard Wróblewski – Pong, Zbigniew Macias – Mandaryn, a w roli cesarza – Bogdan Paprocki. Mimo swojego wieku wypadł bardzo dobrze. Cieszyłam się, że mogłam z Mistrzem porozmawiać za kulisami i powspominać świetne bytomskie czasy. Orkiestra pod Jackiem Kaspszykiem grała świetnie. Całe przedstawienie było naprawdę wspaniale, owacjom nie było końca i już nie mogłam naliczyć, ile razy kurtyna szła w górę. Wielkość tej sceny robi wrażenie, zwłaszcza gdy jest się przyzwyczajonym do małych scen. Nie wierzę już plotkom, że w Operze Narodowej nie ma dobrych przedstawień. A za kulisami nie było końca gratulacjom i kolejka do pana Tomasza była bardzo długa.

Nasz pobyt w Warszawie możliwy był również dzięki życzliwości Klubowiczów; dziękujemy Ci, Elu, że przyjęłaś nas pod swój dach i namówiłaś na jeszcze jedno bardzo dobre przedstawienie, a mianowicie balet Córka źle strzeżona. Na tej wielkiej scenie inscenizacja daje wielkie możliwości, a ponieważ w Krakowie baletu nie ma, z przyjemnością zobaczyliśmy ten spektakl. Namawiam Klubowiczów do zacieśniania przyjaźni klubowej i wymiany gościnności, dzięki temu naprawdę można spędzić miło czas i podzielić się wrażeniami muzycznymi.

Mielibyśmy niedosyt po pobycie w Warszawie, gdybyśmy nie odwiedzili naszej redakcji. Jak wiemy, serce i dusza redakcji – to mieszkanie przy ul. Brzozowej, prywatne mieszkanie Krzysztofa Skwierczyńskiego. Od początku przystąpienia do „Trubadura” ciekawa byłam, w jakich warunkach rodzi się nasze pismo. Wiedziałam, że jest to prywatne mieszkanie, ale czy w nowoczesnym bloku-wieżowcu? Z pewnością wielu Klubowiczów też chciałoby wiedzieć, w jakich warunkach spotykają się członkowie Zarządu. Oczywiście byłabym rozczarowana, gdyby to były warunki normalne, takie przyziemne. Ale, znając już trochę naszych redaktorów, wiedziałam, że mieszkanie, w którym powstaje Trubadur powinno być jak z Cyganerii (na szczęście w dzisiejszych czasach bohema już raczej nie jest tak biedna jak w operze Pucciniego). Nie rozczarowałam się. Już samo otoczenie – Stare Miasto – wpływa na atmosferę tego miejsca. Idąc od Rynku w dół, już nie pamiętam nazwy tej ulicy, stoi budynek – niby nowoczesny, ale jakże uroczy, ma dwa wejścia, jedno górne, które przez murek obrośnięty winoroślą prowadzi po kamiennych schodkach wprost na poddasze do mieszkania (byłam pewna, że tak będzie – musi być poetycko i operowo) z uroczym okienkiem pełnym kwiatów i kotem na parapecie. Budynek zadbany, otoczony murkiem, na podwórku pełno krzewów i kwiatów. Czy Klubowicze wyobrażają sobie, aby w małym, miniaturowym prawie mieszkanku na poddaszu rodził się nasz Trubadur? Wszędzie oczywiście półki z płytami, książkami, kasetami – wszystko to uporządkowane mimo ciasnoty, chociaż artystyczny nieład jest tu konieczny, mebli tylko tyle, aby było gdzie spać i jeść. Atmosfera przesiąknięta operą. Kuchenka malutka, a miejsce, w którym rodzi się nasze pismo, to biurko i komputer, ale wszystko to miłe i radosne, aż tchnie muzykaą Czy my, Klubowicze potrafimy ich docenić? Przecież wszyscy z niecierpliwością czekamy na kolejne wydanie i cieszymy się z naszego pisma. Jesteśmy przecież jednym z nielicznych czasopism operowych w Polsce, powinniśmy być z tego dumni i tworzyć go razem z innymi, dostarczać materiału, wiadomości z rożnych scen operowych, bo przecież jest to nasza pasja, odskocznia od codzienności.

Na zakończenie muszę wspomnieć jeszcze o dodatkowych mieszkańcach, mianowicie o dwóch wspaniałych kotach, które witają gości i zaciekawione są, kto tu przybył, do takiego stopnia, że potrafią otworzyć zamek od torebki i sprawdzić, co też się tam znajduje. Ale koty podobno wpływają na ciepłą i miłą atmosferę domu, czego doświadczyliśmy podczas naszego pobytu.

Małgorzata Rakowska-Kucał, Zbigniew Soroczyński

PS Pan Roman Hennel kolejny już raz, jak co roku, wystawił swoje prace na Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy. Tym razem wystawa poświęcona była całkowicie Janowi Kiepurze z okazji 100-lecia urodzin. Niektóre z prac będą pokazane w Bytomiu na wystawie towarzyszącej premierze operetki Student żebrak w dniu 30 listopada br. o godz. 17.