Trubadur 4(25)/2002  

If you do not see a price for azithromycin listed, please contact our customer service team to see if it is available for order. When you first go on the market, you may well be on the lookout for Sabunçu vendita online viagra cialis the perfect doctor who may be the one to take care of you for as long as you want to take care. The medicine can be given as per the need, according to the dosage table and to the type of disease, for which it is prescribed, in the form of syrup or oral solution.

One of the best ways to save money is by doing your shopping for the cheapest prices online at walmart.com. A generic http://omkarayurved.com/10935-rischio-acquisto-viagra-online-31721/ equivalent of doxycycline and the brand name for this medication are doxycycline and oramed. It is important to understand those factors in order to get the best results and avoid the risks of the treatment.

Bryk z historii tańca

Niezbyt miłe odczucia wywołała we mnie książka Baletki i baleriny, czyli historia baletu wyłożona wreszcie jak należy Dawida W. Barbera. Naturalnie, kupując ją wiedziałam, że nie jest to książka dla mnie, ale w Polsce tak mało ukazuje się pozycji choćby luźno związanych ze sztuką baletową, że warto wiedzieć, co też tym razem zagościło na księgarskich półkach. Baletki i baleriny mają w założeniu w sposób lekki i zabawny przybliżać historię tańca. Tyle, że, podobnie jak w przypadku dwóch poprzednich książek Barbera (Bach, Beethoven i inne chłopaki, Kiedy gruba dama śpiewa), prezentuje zupełnie dla mnie niestrawny rodzaj humoru. Autor stara się bowiem zaprezentować się w oczach czytelnika jako wyjątkowy równiacha, co to i grubszym słowem rzuci, i wyszepcze do ucha frywolną plotkę o wielkich tego świata. W dodatku, gdzie może popisuje się swoją erudycją, ale robi to w taki sposób, żeby było widać, że tak naprawdę to ma to wszystko gdzieś.

W tym sosiku historia i tradycja baletu wyglądają po prostu niesmacznie. Z jednej strony Barber pisze książkę mającą przybliżać sztukę tańca, z drugiej traktuje ją w najlepszym razie jako niegroźne wynaturzenie. Gra też na starych jak świat stereotypach (balet powoduje zniewieścienie tancerzy, tancerze to idioci) oraz nie oszczędza postaci historycznych, przy których wykazuje się zaskakującą stronniczością. Dostaje się Henrykowi VIII, Ludwikowi XIV, Piotrowi Wielkiemu, szczególną nienawiścią Barber pała do Jeana-Baptiste Lully’ego, bo był. pedofilem.

Nie można natomiast odmówić Barberowi rzetelności w skrótowym wyłożeniu historii tańca. Odnotowuje wszystkie ważniejsze momenty i kamienie milowe w rozwoju sztuki tanecznej oraz wielkie nazwiska, choć więcej miejsca poświęca tym, o których można opowiedzieć jakąś ciekawą czy pikantną historyjkę. Również przypisy, od których aż roi się w Baletkach i balerinach, nie mają nic wspólnego z przypisem w naukowym rozumieniu tego słowa. To po prostu jedno miejsce więcej, gdzie można puścić oko do czytelnika. Chlubnymi wyjątkami są przypisy od tłumacza, Barbary Świderskiej. Całości dopełniają żartobliwe (tu też niestety zależy, co kogo bawi) rysunki Dave’a Donalda, stałego współpracownika Barbera.

Polskich czytelników ubawią natomiast setnie dwa „polonica” w książce Barbera. Pierwsze to rozważania nad słowami polish i Polish. Barber zauważa, że słowo to (polerować-polski) to jedyne angielskie słowo, które zmienia wymowę w zależności, czy się je napisze z małej, czy wielkiej litery. Co to ma wspólnego z tematem? Ano nic, ale ciekawe. Drugi raz autor wspomina o Polsce przy okazji Wacława Niżańskiego. Pisze: nawiasem mówiąc, jego rodzice, też tancerze, byli Polakami. Ot, kolejna ciekawostka.

Katarzyna K. Gardzina