Trubadur 3(28)/2003  

He received a tractor from the factory in new jersey, shipped it to us here in florida, and now is our tractor guy. Priligy and the other medicines https://binalsjournal.com/75409-prednihexal-50-mg-preis-45550/ are expensive, and patients often struggle with cost. This is a discussion on doxycycline hyclate dosage for cellulitis within the doxycycline hyclate dosage for cellulitis forums, part of the general forum category.

You will pay for an estimated cost of nexium 40mg online order china, which will be added to your shopping cart. It is also known as clomid-s, thincal kapseln kaufen Nattam clomid-pm, clomid-ecf, clomid-ec, and clomid-d. Generic, allopurinol 100 mg reviews allopurinol tablets.

Jezioro łabędzie Czajkowskiego w Petersburgu

Zbliżając się do Teatru Aleksandryjskiego (dawniej: Imperatorskiego, w czasach radzieckich: im. Puszkina) dostrzegamy jakieś swojskie podobieństwa: apollińska kwadryga z rumakami na frontonie jest łudząco podobna do tej z naszego Teatru Wielkiego na pl. Teatralnym, a jego wielokolumnowy portal ma coś z fasady pałacu prezydenckiego. Od chwili wejścia do teatru ulega się wrażeniu, że klasycystyczna architektura budynku i jego piękna stylowa widownia stanowią naturalną ornamentykę dla akcji Jeziora łabędziego, która jest sztafażem jakiejś bajkowej, ale i historycznej panoramy. To w tego rodzaju historycznych cackach dworskiego teatru formowała się na przełomie XIX i XX wieków – autentyczna niegdyś – wielkość rosyjskiego baletu.

Zanim zabrzmi muzyka, a kurtyna pójdzie w górę, w głowie kłębią się refleksje i historyczna wiedza. Jezioro łabędzie uważane jest nie od dziś za kwintesencję stylu i szczytowe osiągnięcie XIX-wiecznego widowiska baletowego. Od stulecia nie utraciło nic ze swej atrakcyjności, zachowało niesłabnącą siłę budzenia emocji widzów i niewyczerpany potencjał scenicznej magii. Dziś już nie zwracamy uwagi na bajkową naiwność i niewyszukaną prostotę narracji o zmiennych losach księżniczki Odetty zamienionej w łabędzia. Ta posępna niemiecka legenda (zaczerpnięta z opowieści J. K. A. Musäusa Der Geraubte Schleier) nie budzi dziś scenicznej grozy nawet u osób nieoczytanych w bajkopisarstwie braci Grimm.

Dla dzisiejszego miłośnika baletu Jezioro łabędzie to katalog wypracowanych w znoju i pocie tanecznych pas, kroków i układów, ujawniających piękno ruchu i ekspresji ludzkiego ciała. Choreograficzna wyrazistość i – więcej niż techniczna – perfekcja tancerzy zharmonizowana z muzyką Piotra Czajkowskiego – zamieniają ten poetycko uproszczony bajkowy melodramat w stymulator estetycznych emocji. Piękno budzi w człowieku poczucie radości. Widowisko baletowe przeobraża się w artystyczną kreację z chwilą, kiedy rutynowe sytuacje sentymentalnego libretta zyskują wymiar uniwersalnej przypowieści o potędze miłości. Wystarczy spytać tych, którzy choć raz mieli okazję zobaczyć w Jeziorze łabędzim Margot Fonteyn czy Galinę Ułanową. Mało ważne zdawało się, jaką postać te wielkie primabaleriny tańczyły, ważne były emocje, jakie kreowały układem ruchów i mimiką zharmonizowanymi z brzmieniem muzyki. Nie zatańczyć „białego” i „czarnego” łabędzia – to tak, jak nie zaśpiewać w operze Toski. Jezioro łabędzie to koronacyjny klejnot dla tancerki. Udana kreacja łabędziej księżniczki może wynieść balerinę na parnas sztuki baletowej.

W świecie klasycznego baletu sceniczna popularność Jeziora łabędziego jest niepodważalna. Na estradach koncertowych i na rynku nagrań płytowych suita z Jeziora łabędziego (którą P. Czajkowski w 5 lat po premierze zestawił z 6 scen baletu) cieszyła się u każdej generacji melomanów i baletomanów niesłabnącą atrakcyjnością (i to nie tylko dla „łabędziego” tematu i jego licznych przetworzeń czy „wielkiej” sceny miłosnej z adagia). Historycy muzyki zaliczają ten dwudziestoparominutowy utwór do najmocniejszych pozycji w dorobku kompozytora; obok wielkich form symfonicznych i operowych. Nieodparty urok melodyjności i tętno tanecznych rytmów są fundamentem i wyróżnieniem muzycznego stylu Czajkowskiego, zapewniają mu ogromną łatwość odbioru Jeziora łabędziego, towarzyszą jakieś niepowtarzalne i głęboko zapamiętane melodie.

Przez minione stulecie Jezioro łabędzie urosło do symbolu sztuki baletowej, co najbardziej zaskoczyłoby – gdyby o tym się dowiedział – samego kompozytora.

Trudno dziś uwierzyć, że premiera Jeziora łabędziego na moskiewskiej scenie Bolszoj zakończyła się żenującą klapą. Z relacji współczesnych wynika, że wszystkie elementy baletowego spektaklu zawiodły w sposób kompromitujący. Choreograf V. Reissinger nie tylko nie uskrzydlił widowiska, ale posunął się do eliminacji wszystkich trudniejszych dla ówczesnych tancerzy scen; nie tylko okroił partyturę Czajkowskiego, ale „okrasił” przedstawienie scenami i kompozycjami z innych baletów. Ubóstwo scenografii, niewydolność techniczna orkiestry w zetknięciu z partyturą czy niemożliwość skompletowania tancerek i tancerzy do pełnej obsady baletu – dopełniał brak (w pierwszych spektaklach) – tancerki z klasą.

Czas dowiódł, że tylko Czajkowski wywiązał się z tego merkantylnie projektowanego, wręcz rutynowego zamówienia na Jezioro łabędzie na miarę swego talentu. Skoncentrowany na twórczości stricte symfonicznej i operowej 37-letni wówczas kompozytor potraktował niepowodzenie bez emocji, więcej, (za radą bodajże Petipy) do w dwójnasób obszernej partytury wprowadził dodatki i poczynił takie modyfikacje w libretcie, że powstał nowy II akt Jeziora łabędziego. Zaskakujące to, ale autentyczne: Czajkowski zobaczył Jezioro łabędzie na scenie dopiero kilka lat po premierze. W 1888 r. podczas przejazdu przez Pragę zobaczył na nadwełtawskiej scenie tylko ów dopisany II akt. Ponoć nie ukrywał zadowolenia, które być może, jak sądzą niektórzy biografowie, stało się bezpośrednim impulsem do pracy nad kolejną kompozycją baletową – Śpiącą królewną.

Olśniewająca melodyjnym blaskiem kompozycja Jeziora łabędziego wiele lat jeszcze czekała na oprawę widowiskową godną tego klejnotu muzycznego. Formowanie widowiska baletowego przypomina proces geologiczny. Kiedy zasiadamy dziś na widowni, nieodparta jest świadomość, jak długo nawarstwiały się pomysły, doświadczenia i fizyczny trud tych najbardziej utalentowanych z wielu pokoleń baletowych, ażebyśmy mogli podziwiać Jezioro łabędzie w kształcie, w jakim dziś mamy okazję je zobaczyć. Dopiero w 2 lata po śmierci Czajkowskiego wystawiono na scenie petersburskiego Teatru Maryjskiego (od imienia żony cara) w całości 4-aktowe Jezioro łabędzie, którego układ choreograficzny stał się kanonicznym wzorem (choreografię I i III aktów skomponował Petipa, a II i IV Ivanow). W tym 4-aktowym układzie wielkie adagio (z II aktu) i słynne 32 fouettés rond de jambe en tournant należą do chef d`oeuvre`ów baletowego kunsztu. Chyba tylko Fokinowi w kilka lat później udało się sięgnąć tych wyżyn choreograficznej inwencji w Umierającym łabędziu do muzyki Camille’a Saint-Saënsa. Trudno dziś zliczyć ilość choreograficznych wariacji na temat Jeziora łabędziego. Popularność baletu na całym świecie sprawiła, że wręcz niepoliczalne są inscenizacje oparte na kilku zaledwie wersjach wzorcowych, kanonicznych.

Pragnę choć w kilku słowach opisać jedną z tych wersji wzorcowych, jaką oglądałam na scenie petersburskiego Teatru Aleksandryjskiego.

W piękny lipcowy wieczór rozpoczęło się przedstawienie baletowe do muzyki Piotra Czajkowskiego – Jezioro łabędzie wykonane przez tancerzy z Zespołu Moskiewskiego Narodowego Teatru Balet Rosyjski. Spektakl przedstawiono w wersji skróconej, w dwu aktach. W tym wystawieniu można było zauważyć wiele elementów z choreografii M. Petipy i L. Iwanowa.

Balet rozpoczynał się beztroską zabawą u Młodego Księcia Zygfryda w związku z osiągnięciem przez niego pełnoletności. Zebrało się tam grono jego przyjaciół. Książę jest zamyślony i lekko rozbawiony. Na zabawie nie podawano wina (jak to jest w inscenizacji w warszawskim Teatrze Wielkim, gdzie uczestnicy upijają nauczyciela). Czyżby jeszcze działał dekret o prohibicji? Brak tego epizodu spycha na margines rolę nauczyciela. Mało do popisu tanecznego miał też Błazen, któremu skreślono wiele epizodów. Akcja widowiska skupiona była na eksponowaniu postaci Księcia, Odetty-Odylli oraz Rotbarta. Na balu w królewskim zamku oprócz tańca narzeczonych wykonano tylko mazurkę i taniec hiszpański. Pojawiał się wtedy Rotbart z córką Odyllią. Zaczynała ona tańczyć i uwodzić Księcia Zygfryda (w tej scenie musi wykonać słynne 32 fouettés, po pierwszych obrotach przewróciła się, ale szybko wstała i skończyła swoje 32 fouettés, za co dostała gromkie brawa). Rotbart, zły czarownik, przegrywał pojedynek z Księciem Zygfrydem. Układ ten – w porównaniu ze znanymi wystawieniami Jeziora łabędziego – był mało dynamiczny.

W petersburskim spektaklu partie Odetty i Odylli zatańczyły dwie tancerki. Odettą była N. Aszichnina, a Odyllią – M. Jablicowa. Obie baleriny legitymują się zasłużenie tytułami laureatek międzynarodowych konkursów tanecznych. W partii Księcia Zygfryda występował A. Żukow. Rotbarta, złego czarownika zatańczył D. Procenko. W roli Księżnej, matki Zygfryda wystąpiła G. Dedjuchina, a Błaznem był K. Teljatnikow.

Obejrzawszy tę inscenizację na niedużej scenie Teatru Aleksandryjskiego, którego scena i widownia przypominają Teatr Polski w Warszawie, pomimo wielu zauważonych niedociągnięć inscenizacyjnych, wyszłam nie bez wzruszeń. Spektakle Jeziora łabędziego nie zawsze nas w pełni satysfakcjonują, ale nawet okruchy romantycznego marzenia, jakie budzą łabędzie-księżniczki, warte są poświęconego czasu.

Bardzo zachęcam wszystkich Klubowiczów – o ile to możliwe – do wyjazdu do Petersburga i obejrzenia Jeziora łabędziego w Teatrze Maryjskim, co mnie się niestety nie udało.

Elżbieta Smorczewska