Trubadur 2(31)/2004 (Dodatek Moniuszkowski)  

The dosage of mectizan used before is not always the same, and the dosage in south africa is dependent on many factors. Here is our guide to the top three tips to prednisolon 50 mg hund kaufen follow to keep your skin looking healthy and beautiful for years to come. Andrew hill ivermectin is a product based on the naturally occurring avermectin, ivermectin, which is sold for use against roundworms, hookworms, and other ectoparasites.

Patients usually take the medication two to four times per day. Sono arrivati a casa oggi anche il cane di cui ho Ratia prednisolon parlato poco fa. In most cases, the main purpose for prescribing clomid in this group of patients is treatment for infertility or other complications of pcos.

Koncert laureatów

Już po raz drugi członkowie naszego Klubu mieli okazję uczestniczyć we wszystkich imprezach, które złożyły się na Międzynarodowy Konkurs Wokalny im. Stanisława Moniuszki. Większość z nas na koncert laureatów wieńczący konkurs przybyła bez emocji – poprzedniego dnia do późnego wieczora czekaliśmy w teatrze na wyniki i teraz wiedzieliśmy już, kto które miejsce zajął, kto co wygrał, a komu się nie poszczęściło. Na brak emocji nie mógł tylko narzekać zarząd Klubu, na który spadły obowiązki związane z przygotowaniem wręczenia Nagrody Publiczności, przyznawanej przez „Trubadura”. Chcieliśmy, aby nasza nagroda, choć skromna finansowo, miała specjalny, bardzo osobisty, „melomański” charakter. Stąd długie debaty nad wyborem kwiatów dla laureata i przygotowywane w ostatniej chwili tłumaczenie na język rosyjski dedykacji na dyplomie, gdy poprzedniego wieczora, po policzeniu głosów okazało się, że w naszym głosowaniu zwyciężył Arsen Sogomonian z Armenii.

Koncert laureatów, zarówno jego część oficjalną, jak i artystyczną, poprowadziła sprawnie Jolanta Fajkowska, szkoda tylko, że tyle problemów za każdym razem sprawiało jej nazwisko laureata nagród specjalnych Nurłana Bekmuchambetowa. Po wymyślnych aranżacjach przy poprzednim konkursie w tym roku postawiono na prostotę wystroju sceny. Odbyło się to z korzyścią dla wszystkich – ustawione w szerokie półkole fotele dla jurorów z jednej, a dla laureatów z drugiej strony sceny tworzyły przestrzeń odpowiednią do wręczania, gratulowania i kłaniania się. O dziwo, całe wręczanie odbyło się „na sucho”, tzn. wszyscy laureaci na scenie otrzymywali tylko uścisk dłoni przewodniczącego jury Kazimierza Korda, gorące uściski Marii Fołtyn i po jednej czerwonej róży. Zrozumiałe jest, że nie wręczano im na scenie nagród pieniężnych (czy to w formie czeku, czy… gotówki), ale pamiątkowe dyplomy, które zresztą otrzymują wszyscy finaliści, byłyby bardzo na miejscu. Bardziej zajęte ręce mieli laureaci nagród specjalnych – najlepszy bas, uhonorowany nagrodą im. Adama Didura otrzymał portret tego wybitnego śpiewaka, a najlepszy tenor, zdobywca nagrody im. Jana Kiepury – obraz przedstawiający polski pejzaż. Tu były i kwiaty, i dyplomy, przyznać należy nie bez dumy, że pod tym względem wszystkich przebił prezes naszego klubu Tomasz Pasternak wręczając Arsenowi Sogomonianowi przepiękny, olbrzymi bukiet, dyplom z dedykacją w trzech językach i nagrodę pieniężną.

Pora jednak przejść do wrażeń artystycznych, jakich w drugiej części wieczoru nie szczędzili nam młodzi śpiewacy. Przywykliśmy już, że podczas koncertu laureatów nagrodzeni artyści jeszcze raz prezentują którąś z arii przygotowanych na III etap konkursu. Tym razem większość laureatów zaskoczyła i nas, i organizatorów – w drukowanym programie koncertu widniały zupełnie inne tytuły, niż wykonali zdobywcy trzecich i drugich nagród. Koncert rozpoczął laureat III nagrody w kategorii głosów męskich i Nagrody Publiczności, Arsen Sogomonian. Miast arii Posy Per me… – O, Carlo, ascolta, którą prezentował podczas konkursu, zaśpiewał arię Germonta z Traviaty Giuseppe Verdiego. Jeśli ktoś kręcił nosem na może nieco zbyt monotonną, rozkołysaną interpretację słynnej arii ojca, to powinien pamiętać, że młody baryton ma dopiero 21 lat! Swoim wykonaniem potwierdził natomiast najważniejszy ze swych talentów – niezwykłą muzykalność i muzyczną intuicję. A głos? Zapewne inni jeszcze klubowicze będą się starali w swoich relacjach oddać piękną, miękką, jedwabistą barwę barytonu Sogomoniana, liryzm i lekki, elegancki mat jego głosu. Wyjątkowy dar!

Z powodu przeziębienia w koncercie nie wystąpiła laureatka III nagrody w kategorii głosów żeńskich Ewa Biegas. Ilia Bannik (II nagroda dla głosu męskiego) także zrezygnował z programu prezentowanego w III etapie, i w miejsce arii i kabaletty Attyli, świetnie zaśpiewanej w konkursie, wykonał bardzo lubianą przez publiczność arię Gremina Lubwi wsie wozrosty pokorny z Eugeniusza Oniegina Piotra Czajkowskiego. Przyznam, że szczupły, wysoki bas z Petersburskiej Akademii w żadnym z etapów nie zachwycił mnie tak, jak właśnie w tej arii. Widać powolna fraza arii Gremina najlepiej leżała mu w głosie, nie potężnym, raczej dość zwartym i umiejętnie prowadzonym. Dopiero po tym występie przyznałam, że rosyjski artysta rzeczywiście zasłużył na swoje drugie miejsce.

Dojrzałość i kultura śpiewu predestynowały także Wiktorię Jastriebową do II nagrody dla głosów żeńskich. Artystka nie jest może obdarzona jakimś olśniewającym sopranem, ale to głos pewny, ładnie brzmiący zarówno w górze, jak i średnicy skali. Ona także zmieniła program swego występu i zamiast sceny i arii Violetty E strano, e strano – Sempre libera, w której nie wypadła poprzednio najlepiej, zaśpiewała arię i kawatinę Halki Dzieciątko nam umiera, którą zinterpretowała prawdziwie wzruszająco. Gdybyż jeszcze artystka potrafiła pozbyć się maniery śpiewania „od kulisy do kulisy” słuchało by się jej i oglądało z przyjemnością. Ta uwaga w różnym stopniu dotyczy prawie wszystkich śpiewaków z Petersburskiej Akademii – ich ruchy i gestykulacja podczas śpiewu wydają się opracowane w każdym szczególe, ale zawsze takie same, wykonywane automatycznie, a przez to po pewnym czasie nużące. To przecież także składa się na odbiór śpiewaka występującego na scenie czy estradzie.

Przyznaję, że Michaił Koleliszwili od swego pierwszego konkursowego występu należał do moich faworytów. To także dojrzały już artysta, obdarzony świetnym, dużym, prawdziwie „rosyjskim” basem, odrobinę może „rozpływającym się” w dole skali. Na dodatek Koleliszwili doskonale wie, co podoba się publiczności i jak zróżnicować interpretację, by zaprezentować się możliwie najwszechstronniej. Z tego zapewne powodu w pierwszym etapie wybrał katalogową arię Leporella, która może nie do końca odpowiada jego warunkom głosowym, w której jednak udało mu się autentycznie rozbawić jurorów i publiczność, podobnie jak w piosence Porgy’ego w II etapie. Podczas koncertu laureatów, jak i w finale, wykonał arię Konczaka z opery Kniaź Igor Aleksandra Borodina. W obu przypadkach zrobił z niej raczej opowiadanie, scenkę niż arię, można powiedzieć, że śpiewał bardzo epicko, jednak przyznać trzeba, że i taka interpretacja mogła trafić do przekonania. Podczas koncertu laureatów Konczak podobał mi się jednak znacznie mniej niż w III etapie, może dlatego, że artysta odbębnił po prostu jeszcze raz tę samą interpretację, ale już bez konkursowego dreszczyku.

Wybuch entuzjazmu ze strony publiczności wywołał występ zdobywczyni pierwszej nagrody dla głosu żeńskiego – Lorraine Hinds. Śpiewaczka pozostała wierna swemu konkursowemu wyborowi i przeuroczo zaśpiewała arię i gawota Manon z opery Masseneta. Szczęściem tym razem (inaczej niż podczas III etapu) słuchacze tylko raz przerwali artystce oklaskami… Na zakończenie usłyszeliśmy laureata Grand Prix im. Marii Fołtyn Władymyra Moroza. Przyznam, że doceniając materiał głosowy tego artysty, nie byłam na żadnym etapie jego zwolenniczką, więcej – w swojej punktacji nie zakwalifikowałam go do finału. W finale tym, podobnie jak podczas wieczoru galowego, wykonał scenę śmierci Posy z Don Carlosa Verdiego oraz arię Miecznika ze Strasznego dworu. Oba utwory znacznie lepiej wypadły właśnie podczas koncertu laureatów, choć moim zdaniem nadal daleko było im do doskonałości. U Moroza denerwowała mnie maniera „nadymania” się przed każdą frazą i brak osobowości scenicznej, czego od laureata Grand Prix można już wymagać. Jednak rozentuzjazmowana publiczność skłoniła artystę do bisu. Zwycięzca V Konkursu im. Moniuszki jeszcze raz zaśpiewał arię Miecznika, dając dowód, że takich arii nie bisuje się bezkarnie, zdarzyło mu się bowiem kilka puszczonych dźwięków. Ale takie są prawa koncertów galowych.

Gdy opuszczaliśmy już salę im. Moniuszki po zakończonym koncercie, zauważyliśmy grupkę polskich uczestników konkursu, głównie z Warszawskiej Akademii Muzycznej, którzy odpadli na poszczególnych etapach (nazwiska taktownie zamilczę). Zdziwienie klubowiczów wywołał fakt, że młodzi artyści przybyli do opery w strojach co najmniej niedbałych – dżinsach, a nawet, o zgrozo, bluzach dresowych. Złośliwi klubowicze pozwolili sobie na uwagę, że skoro nie nauczono ich nawet, jak należy ubierać się na takie uroczyste okazje, to co dopiero mówić o śpiewaniu… Mam jednak nadzieję, że również tych polskich konkursowiczów, którzy przepadli w srogim odsiewie, usłyszymy w przyszłości na polskich scenach i estradach, bo było wśród nich kilka naprawdę wartościowych głosów.

Katarzyna K. Gardzina