Trubadur 3-4(32-33)/2004  

Antibiotic choice should be determined in accordance with the severity of the infection (table 2). This drug was approved in 1999 and is marketed in the united states as http://annemuenzel.de/40116-sildenafil-al-100mg-rezeptfrei-57010/ a generic for tamoxifen citrate. In fact, the average cost of a prescription medication is now about ,

A few years ago, a group of doctors and researchers started a pilot trial at the university of pittsburgh medical center of a treatment for multiple sclerosis that involved giving patients daily subcutaneous infusions of a synthetic form of progesterone, an agent that naturally helps protect women during the perimenopause, the last six months of their menstrual cycle, when their periods are most irregular. Prednisone can be taken with a glass of water and you should not have more than viagra effetto sicuro 1 tablet per day with food. They are also available at online sites like amazon, the canadian pharmacy website, or at websites that sell other non-pharmacy medications.

Balanchine i Balanchine

– Pytanie o punkty łączące mnie z Balanchinem stawiano mi oczywiście bardzo często w Nowym Jorku przed premierą Musagete z New York City Ballet – mówi Boris Ejfman. – Długo się nad tym zastanawiałem i stwierdziłem, że chyba jest nawet więcej rzeczy, które nas łączą niż takich, które dzielą. Obaj uczyliśmy się w Petersburgu, tam studiowaliśmy w konserwatorium, tam też założyliśmy nasze pierwsze zespoły i obaj zakładaliśmy je w opozycji do klasycznego baletu teatru Maryjskiego (wówczas Kirowa). Balanchine szczególną uwagę poświęcał muzyce, u niego wszystko z niej wypływa. Ja także tworzę w ścisłej więzi z muzyką – to ona podpowiada mi ruch i zawarte w nim emocje…

Bardzo dobrze się stało, że na wieczór poświęcony pamięci George’a Balanchine’a przygotowany w listopadzie z okazji 100-lecia jego urodzin przez Teatr Wielki – Operę Narodową, złożyły się te właśnie choreografie: Serenada Balanchine’a do muzyki Piotra Czajkowskiego i Musagete Ejfmana z muzyką J. S. Bacha i Czajkowskiego. Twórczość Geoge’a Balanchine’a jest polskiej publiczności praktycznie nieznana. Starsze pokolenie może co prawda pamiętać wizyty Royal Ballet i innych zespołów z jego choreografiami czy nowojorskiego zespołu Balanchine’a, może wreszcie pamiętać Serenadę zrealizowaną przez zespół TW w 1985 roku. Młodsi widzowie mają dziś dostęp do nagrań video i DVD, ale częściej sięgają po baletowe nowinki niż klasykę. Bo choreografie ojca amerykańskiego baletu to już przecież „współczesna klasyka”. Polska publiczność w dużej mierze pozbawiona więc jest kontekstu, w jakim należy czytać i odbierać balet Ejfmana wykorzystujący nawiązania bądź cytaty z konkretnych dzieł Balanchine’a. Szczęściem wiele z nich pochodzi właśnie z Serenady, którą można poznać lub przypomnieć sobie w pierwszej części wieczoru. Klamrą spinającą spektakl staje się także muzyka Czajkowskiego rozbrzmiewająca na początku (Serenada C-dur) i na końcu (fragment IV Symfonii w finale Musagete).

Serenada George’a Balanchine’a to balet abstrakcyjny, afirmujący piękno ruchu i kobiecego tańca. To ruchowa interpretacja muzyki Czajkowskiego, choreograficzna „symfonia”, w której tematy są reprezentowane przez tańczące solistki, solistów i grupy tancerek. Nie jest to balet zupełnie bez akcji, bo na poziomie idei i muzyki mamy do czynienia z pewnymi relacjami między tancerzami-solistami oraz nimi a corps de ballet. Sama muzyka podpowiada też nastroje, które przekazuje taniec: przebudzenie, samotność, radość, uspokojenie. Od żeńskiego zespołu Serenada wymaga znakomitej kondycji, dużej precyzji i swego rodzaju uniformizacji, od solistek wirtuozerii technicznej, ale i umiejętności włączenia się, „wtopienia” w taniec corps de ballet. Srenada jest także pokazowym przykładem balanchine’owskiego stylu tańca: potrzeba tu wyrazistej pozy, wyciągniętej, wysmuklonej sylwetki, układu rak, głowy, a nawet palców. Zespół baletowy TW-ON poradził sobie z tym trudnym zadaniem całkiem przekonująco. Zważywszy, że jest to corps de ballet świeżo odmłodzone, należy złożyć szczere gratulacje tak tancerkom, jak i pedagogom oraz Susan Pilarre, byłej solistce New York City Ballet, a obecnie cenionemu pedagogowi, za staranne przygotowanie tej choreografii. Szczególnie podkreślić należy udane występy młodziutkich absolwentek warszawskiej Szkoły Baletowej, w tym dopiero roku włączonych do zespołu TW, oraz wspaniałe „epizody” naszych utalentowanych koryfejek i solistek: Anity Kuskowskiej, Anny Nowak, Anety Zbrzeźniak i in. Uosobieniem poezji była Izabela Milewska (I solistka), a piękną linią i nieco patetycznym wyrazem w Elegii wykazała się Magdalena Ciechowicz (cieszy powrót tej zdolnej tancerki na naszą scenę). Karolina Jupowicz (II solistka) w swych dynamicznych solówkach brylowała techniczną wirtuozerią, a także zrobiła znakomity użytek ze swego scenicznego temperamentu w wariacji Allegro con spirito. Wspaniałym paniom partnerowali: żywiołowo Maksim Wojtiul (Walc, Temat rosyjski) i elegancko Sławomir Woźniak (Elegia). Ten ostatni artysta nadał ponadto swej niedużej przecież partii prawdziwie poetycki charakter, dając „ostatni szlif” zwiewnej i romantycznej Serenadzie.

Z otwierającym wieczór dziełem Balanchine’a mocno kontrastowała parafabularna choreografia „o Balanchinie” Borisa Ejfmana. W przeważającej części mroczna i dramatyczna chyba nie do końca odzwierciedlała postać, dzieło i biografię bohatera. Wynika to zapewne z faktu, że Boris Ejfaman postanowił ucharakteryzować Balanchine’a na twórcę cierpiącego, podobnego do bohaterów jego poprzednich baletów (Czajkowski, Czerwona Giselle, Moliere). Stąd pomysł retrospekcji: stary, schorowany (?) choreograf przypomina sobie pracę z tancerzami i swe kolejne miłości. Dramaturgię baletu można porównać do wieszaka, na którym choreograf wiesza kolejno coraz to inne elementy przyszłego dzieła. W efekcie końcowym dramaturgia-wieszak znika tak dokładnie, że trudno się domyślać jej istnienia – napisała w jednej z prac znawczyni i historyk baletu Janina Pudełek. Jedynym błędem ejfmanowskiego Musagete (Przewodnika muz) jest to, że ten „wieszak” za bardzo widać. Za to konkretne rozwiązania i kolejne sceny zapierają dech pomysłowością, emocjonalnością, urodą i oryginalnością użytych środków (choć są to środki znane nam z innych prac Ejfmana). Choreograf znakomicie gra też cytatami z baletów Balanchine’a: Serenady, Apolla Musagete, Agon, Tematu z wariacjami, itd. Trzy duety Balanchine’a (Sławomir Woźniak) z trzema „muzami” to węzłowe momenty, do których prowadzeni jesteśmy poprzez sceny zbiorowe „na sali baletowej” i solowe sceny twórcy zmagającego się ze swoimi demonami. Kocia, zmysłowa Dominika Krysztoforska znakomicie odnajduje się w akrobatycznej roli Zoriny (druga żona choreografa), eteryczna Izabela Milewska zachwyca w lirycznym adagio i walcu, wzrusza i porusza jako LeClercq (czwarta towarzyszka życia Balanchine’a), powalona nagle chorobą Heine-Medina. Nie mniejsze wrażenie pozostawia też trzecia muza scenicznego Balanchine’a, pełna dynamizmu Karolina Jupowicz jako jego ostatnia, niespełniona miłość Susanne Farrell. Gorące pochwały należą się żeńskiemu, a zwłaszcza męskiemu corps de ballet za udźwignięcie arcytrudnych zadań, jakie postawił przed nim choreograf. Wszyscy tancerze muszą wykazać się sprawnością godną solistów, a do tego wykonać swe ewolucje synchronicznie i w zawrotnym tempie. Bohaterem wieczoru jest Sławomir Woźniak – tak jako niewiarygodnie skaczący solista, jak i jako uważny partner trzech tancerek, ani przez chwilę nie wychodzi z roli choreografa-mistrza, pedagoga i. miłośnika kobiet. Drugiego wieczoru dał mniej dramatyczną, lżejszą interpretację postaci Balanchine’a, co na dobre wyszło całemu spektaklowi.

Musagete wieńczy popisowy finał do muzyki Czajkowskiego – tancerze i baleriny w białych, ozdobionych klejnotami strojach tańczą, tak jak w Temacie z wariacjami. Hołd dla amerykańskiego choreografa jest tu bardzo czytelny: Balanchine żyje między nami dzięki swoim dziełom. Pompatyczne? Puste? Być może, ale jak energetyczne i jak tańczone!

Katarzyna K. Gardzina