Trubadur 3-4(32-33)/2004  

Ceftibuten 250 mg by mouth twice daily for 10 days; n (%) You kamagra soft 100 mg profanely should also avoid close contact with people you don't know. If it is too high, the medicine may need to be changed.

A few days later, i woke up, and i looked down, and i saw i had a black, swollen, blood-filled penis, with a red ring around it. Priligy 20mg price in usa is offered by priligy 20mg price, one of the top https://junkergebaeudeservice.de/25231-viagra-pfizer-preis-39920/ online pharmacies in the united states. There was a general agreement on the following in vitro pharmacokinetic processes.

Walewska i przyjaciele
czyli płyta „z ideą”

Na rynku ukazał się nowy, dwupłytowy album pod tym właśnie tytułem. Zawsze z radością witam nowe nagrania polskich artystów i dlatego od razu kupiłem i to, oferowane w dodatku po przystępnej (w przeciwieństwie do najnowszych nagrań Opery Narodowej) cenie. Dobrym pomysłem było umieszczenie na okładce zdjęć prezentowanych artystów, choć może wolałbym, by były to nie wykorzystywane już wcześniej zdjęcia, lecz specjalnie na tę okazję zrobione, utrzymane w jednej stylistyce fotografie. No i może lepsza byłaby na tej okładce mniej „upiorna” postać pani Walewskiej, bo ta raczej odstrasza od opery, niż do niej przyciąga… Ale okazało się, że fotografie dobrze oddają zawartość płyty – jest ona bowiem nie specjalnie nagranym albumem, lecz w większości składanką utworów już wcześniej wydanych na różnych płytach DUX, m.in. Trzej polscy tenorzy (Bogusław Morka, Dariusz Stachura, Adam Zdunikowski), Jolanta Radek Opera Arias, Taki piękny wieczór Zbigniewa Maciasa, nagrania Wiesława Ochmana, Anny Bajor, Artura Rucińskiego. Wydawało by się więc, że wydawnictwo to powinno mieć podtytuł np. Polscy śpiewacy na płytach DUX. Byłaby to jednocześnie zachęta dla ewentualnych zainteresowanych kupieniem całej płyty konkretnego wykonawcy po wysłuchaniu kilku przykładów jego sztuki. Ale nie, tu dano podtytuł: Najpiękniejsze pieśni, arie i piosenki, a w wersji angielskiej: The Best Polish Singers Sing Arias and Songs. Zaskakująca rozbieżność w tłumaczeniu… Ani słowem nie wspomniano o płytach, z których pochodzą prezentowane nagrania, a co więcej, w kuriozalnych tekstach Macieja Łukasza Gołębiowskiego zamieszczonych w książeczkach dołączonych do płyt można przeczytać m.in.: Chcieliśmy za to pokazać Państwu w encyklopedycznym skrócie i mikroskopowym przekroju przenikanie się muzyki służącej zabawie oraz tej mającej poruszać do głębi i uwznioślać. Tylko co to za przekrój, jeśli 1/6 utworów stanowią kompozycje Ornelasa? Tekst Gołębiowskiego jest po prostu zbiorem banałów i świetnym przykładem lania wody oraz dorabiania wyższej „ideologii” do zwykłej składanki. Wierzcie mi, dawno się tak nie uśmiałem, jak czytając teksty w rodzaju: Dzieje opery, a potem także operetki i musicalu to przede wszystkim życiorysy największych gwiazd, powalających na kolana tłumy swych wielbicieli i inkasujących niebotyczne sumy za każde, choćby najkrótsze pojawienie się na scenie. Dzieje te, to również historia bardzo konkretnych arii, pieśni i piosenek, które nierzadko wpisywały się na karty muzycznej historii i do serc słuchaczy znacznie wyraźniej, aniżeli dzieła, z których pochodziły lub twórcy, którzy je napisali. Te krótkie utwory zyskiwały tym samym niezależność, budowały swoją własną rzeczywistość i własny klimat. Któż z nas pamięta dziś nazwisko Bronisława Kapera, twórcy takich szlagierów jak Ninon, czy Signorina? Któż kojarzy osobę Eduardo de Curtisa (Canta pe’me, ale także Torna a Surriento), albo jest w stanie odnaleźć autora uznawanej już za tradycyjną melodii Santa Lucia? Wszyscy oni zapisali w pamięci ludzi wrażliwych na piękne melodie, nie swoje nazwiska, ale swą wrażliwość i talent. Na tej płycie niewiele nazwisk wyda się Państwu znajomych. Jedynie część melodii to szlagiery, które śpiewają młodzi i starzy. Wszystkie one mają jednak wspólną cechę. Wszystkie są niezwykle śpiewne, błyskawicznie wpadają w ucho i docierają do najwrażliwszych sfer naszego ja. Nie, nie cytuję dalej, gdyż musiałbym przepisać całość, bo co zdanie to perełka, jak np. tłumaczenie, że niektóre z utworów postanowiliśmy pozostawić w oryginalnych wersjach językowych, aby zachować ich pierwotny nastrój i pozwolić by muzyka znaczyła sama siebie. W innych tekst przetłumaczono na język polski, co umożliwia słuchaczowi jeszcze pełniejsze zrozumienie natury tej pięknej poezji, a po jakimś czasie solowe popisy w hiszpańsko-włoskim repertuarze, przed zdumioną rodziną czy przyjaciółmi (najlepiej jeśli pochodzą właśnie z Rzymu lub Madrytu). Po co dorabiać taką „filozofię” do składanki nagrań dokonywanych w bardzo różnym czasie, które po prostu posklejano na jednej płycie? Z tekstów Gołębiowskiego można się też dowiedzieć o zaletach korzystania z Internetu, a także poczytać o „muzycznym surfowaniu”. Tylko po co? Chciałbym też uświadomić autorowi, że aria Pucciniego ma tytuł O mio babbino caro, a nie „bambino”.

Niespecjalnie zachęcony lekturą omówionych wyżej tekstów przystąpiłem do przesłuchania zawartości płyt, nie wszystkie bowiem umieszczone na nich nagrania były mi wcześniej znane. Na okładce napisano The Best Polish Singers… Częściowo się z tym zgodzę. Na pewno należy do nich Wiesław Ochman, którego wspaniałych wykonań pieśni Galla Dziewczę z buzią jak malina i Barkaroli czy romansu Nadira z Poławiaczy pereł słucha się zawsze z przyjemnością – wspaniałe oddanie nastroju każdego z utworów, piękny głos, wspaniałe „słońce” w pieśniach neapolitańskich. Do czołówki można też zaliczyć, moim zdaniem, gospodynię płyty, czyli Małgorzatę Walewską. Jednak jej wykonanie m.in. sześciu pieśni Ornelasa muszę uznać za nudne i irytujące poprzez silenie się na jakieś dziwne, rozrywkowe, ale z operową manierą śpiewanie. Tego, jak wykonywać lżejszy repertuar, mogłaby się uczyć od drugiego ze swych znakomitych gości, barytona Zbigniewa Maciasa. Śnić sen z Człowieka z La Manchy, Morze szumiące z Panny Wodnej i Taki piękny wieczór z Południowego Pacyfiku w jego interpretacjach są wspaniałymi przykładami, jak śpiewak operowy może odejść od operowego wykonywania utworów, nic nie tracąc na urodzie głosu, a także wspaniale przekazując nastrój każdego z nich i przykuwając uwagę słuchacza. Także drugi z gościnnych barytonów, młody, ale wielce obiecujący Artur Ruciński daje wspaniały popis swych umiejętności. Szczególnie podobało mi się w jego wykonaniu Czekałem wieczność (mimo kulawego tekstu), a w Tristezzy śpiewak zaskoczył mnie, bardzo pięknie śpiewając nieomal tenorem. Kolejni goście to „trzej tenorzy”, których, przyznam się, słuchałem z pewnym znudzeniem, zwłaszcza w utworach, które wykonują wspólnie. Takie grupowe śpiewanie utworu, będącego w zamyśle autora dziełem solowym, jest dobre jako bis ku uciesze publiczności, ale na płycie wolałbym usłyszeć jak jeden artysta wykonuje i interpretuje dany utwór, a nie takie popisy. Na tej płycie dano szansę na solowy występ Dariuszowi Stachurze (La Spagnola, Santa Lucia, Arrivederci Roma) oraz Bogusławowi Morce (Parlami d’amore). Dariusz Stachura interpretuje utwory moim zdaniem dość monotonnie, bez owego „słońca”, które można usłyszeć na tej samej płycie w wykonaniach Wiesława Ochmana. Także Bogusław Morka wydaje się trochę nijaki, choć lepiej od Stachury czuje specyficzny styl wykonywania lekkiego repertuaru. Zaskakuje pojawianie się trzeciego tenora, Adama Zdunikowskiego, jedynie w tercetach, choć ze smutkiem muszę przyznać, że tu jego głos brzmi bez blasku, jakby przytłumiony i zmatowiały.

Poza Małgorzatą Walewską na płycie pojawiają się trzy panie: Anna Bajor, Ewa Gawrońska i Jolanta Radek. Nie wiem, czy zaliczyłbym je wszystkie do The Best Polish Singers… Najciekawiej prezentuje się najbardziej znana artystka, Jolanta Radek – zarówno O mio babbino caro jak i Ave Maria z Otella są wykonane bardzo ciekawie, choć brzmienie głosu śpiewaczki i sposób interpretowania utworów przywodzą na myśl wykonania z połowy ubiegłego już stulecia. Przyjemne jest też wykonanie Walca Caton przez Ewę Gawrońską. Natomiast Anna Bajor w Bailero Canteloube bardzo mnie znudziła.

Ciekawe, dlaczego do „Najlepszych polskich śpiewaków” został zaliczony – niewątpliwie świetny solista Mazowsza – Stanisław Jopek, który zresztą bardzo ładnie wykonuje z towarzyszeniem macierzystego zespołu Wien, Wien, nur du allein. Jako bonus dodano do płyty ciekawostkę – pieśń Laura i Filon Dobrzańskiego w wykonaniu dyrygenta Marcina Nałęcza-Niesiołowskiego z towarzyszeniem Waldemara Malickiego. Sympatyczne, ale to już kompletnie mnie skonfundowało – jaka jest idea płyty DUX? Czy miała, jak sugeruje główny tytuł, prezentować przyjaciół Małgorzaty Walewskiej? Najlepszych polskich śpiewaków, jak to czytamy w podtytule angielskim? Czy, na co wskazuje polski podtytuł, ma być prezentacją najpiękniejszych pieśni, arii i piosenek? A może zgodnie z tekstem Gołębiowskiego encyklopedyczną prezentacją różnych utworów i ściągawką dla chcących się zaprezentować u cioci na imieninach? Nie wiem. Dla kilku z prezentowanych wykonań (Ochman, Macias, Ruciński, Radek) na pewno warto kupić tę płytę, choć wolałbym raczej zaopatrzyć się w ich solowe krążki, z których ściągnięto te nagrania, a na których wykonują także inne utwory. Tylko dlaczego brak reklamy tych płyt w dość obszernych książeczkach – czyżby wstydzono się takiego odgrzewanego zestawienia?

Michał Kostrzewski