Trubadur 3(36)/2005  

It has a high mortality in the absence of appropriate treatment; therefore, the mortality rate for diabetic kidney disease is very high. Buy clomid (crestor) 50mg cialis pillole 20 mg online - save up to 90% of your purchase price with. Pilgrims of faith was originally founded and led by mike patton, with chris barnes being the lead guitarist, and dave einzinger being the rhythm guitarist and lead singer.

The dosage that is recommended by the manufacturer is 25 mg once daily. I have taken my share where to buy paxlovid malaysia in my company for many years. This can range from the fact that some are self-proclaimed socializers but are unable to connect with other people in real life, to feeling like it is a personal choice to only engage in social activism.

Muzykalny półwysep
V Letni Festiwal Muzyki Kameralnej w Helu

Wakacje są co prawda okazją do ucieczki od cywilizacji, ale miło, jeśli nie ucieka się przy tym od kultury. A taką szansę daje wyjazd w pierwszej połowie sierpnia na Półwysep Helski, gdzie, już po raz piąty, odbywał się Letni Festiwal Muzyki Kameralnej w Helu.

W tym roku udało nam się uczestniczyć w aż trzech koncertach (grunt to dobrze zaplanować urlop). Pierwszy z nich był prawdziwym spektaklem operowym – Bastien i Bastienne Mozarta. Tę jakże kameralną operę wystawiono w bardzo kameralnych warunkach – w Muzeum Rybołówstwa. Nie odczuwało się jednak szczupłości przestrzeni, gdyż bardzo zgrabnie została wykorzystana konstrukcja budynku – kręcone schody prowadzące w dół i w górę, służące za kulisy dla wykonawców. W spektaklu tym wystąpili studenci i absolwenci gdańskiej Akademii Muzycznej: Dorota Bronikowska, Rafał Grozdew i Łukasz Goliński, studentami byli także muzycy grający w orkiestrze. Cały spektakl został bardzo pomysłowo wyreżyserowany przez dyrektora festiwalu i pedagoga niektórych wykonawców Dariusza Paradowskiego. Co prawda z początku trochę zaskoczył nas natłok postaci i akcji scenicznej pozornie niezwiązanej z dziełem, jednak gdy rozpoczęła się właściwa opera, wciągnęła nas bez reszty. Było to między innymi zasługą bardzo dobrych aktorsko wykonawców głównych partii. Także pod względem wokalnym z przyjemnością słuchało się młodych śpiewaków. Co prawda zarówno Bastien (Grozdew), jak i Bastienne (Bronikowska) nie dysponują dużymi głosami, to jednak są one wartościowe, tenor wykazał się też świetną dykcją. Łukasz Goliński w roli Colasa zaprezentował bardzo ładny, głęboki basowy głos, jeszcze nie do końca ukształtowany, choć już bardzo obiecujący. Śpiewak ten ma niewątpliwy zmysł komiczny, oby tylko nie uległ skłonności do szarży i śpiewania zbyt charakterystycznego. Prócz trójki solistów w inscenizacji pojawili się: kochanek Bastienne i Markiza – kochanka Bastiena oraz wszędobylska i komiczna para służących. Sporo do życzenia pozostawiało wykonanie utworu przez orkiestrę, która niestety pobrzmiewała nieczysto, bez wdzięku, a chwilami prawie jak wiejska kapela (chyba, że był to efekt zamierzony???) Publiczność bardzo dobrze bawiła się w trakcie spektaklu, a śledzenie całej akcji ułatwiało wykonanie dzieła w języku polskim. Przekład miał wybitne walory komiczne: Colas zawraca się do Bastienne proszącej o radę: Czy mi będziesz dziękowała?, a ona na to: Panie mój, i noc i dzień, i noc i dzień…

Kolejny wieczór to koncert Olgi Rusiny, która wykonała walce i mazurki Chopina, poematy i etiudy Skriabina oraz etiudy i preludia Rachmaninowa. Oczarowały nas przede wszystkim utwory rosyjskich kompozytorów wykonane z niezwykłą pasją i bogactwem detali. Pianistka połączyła w swym wykonaniu wirtuozerię wykonania z głęboko przemyślaną interpretacją, oddając trafnie klimat utworów. Może jedynie zagrany na wstępie Chopin (popularne walce i mazurki) wydały się trochę zbyt udziwnione, niekiedy traciły swój salonowy wdzięk i urok tańców. Zrekompensowały to zwłaszcza fantastyczne etiudy Rachmaninowa oraz dwa bisy wymuszone przez zachwyconą publiczność: Taniec Cukrowej Wróżki z Dziadka do orzechów Czajkowskiego oraz jeszcze jedna etiuda Rachmaninowa Czerwony kapturek i wilk. Niezapomniany wieczór! Aż szkoda, że na dwóch bisach musiało się skończyć… Zrozumiałyśmy, dlaczego, wskakując po kilku minutach do pociągu powrotnego do Jastarni – miejsca naszego pobytu. Tym samym środkiem lokomocji pani Rusina wracała do domu.

Nasz trzeci wieczór w Helu to koncert wokalny czeskiej sopranistki Olgi Prochazkovej z towarzyszeniem grającego na organach Frantiska Smida. Był to najsłabszy z wysłuchanych przez nas występów. Jego myślą przewodnią było zaprezentowanie Ave Maria z różnych epok oraz utworów z tym tematem związanych. Usłyszeliśmy więc między innymi Ave Maria Mozarta, Cacciniego, Gounoda, Leoncavalla, pieśń Szuberta, Lascia ch’io pianga z Rinalda i inne arie operowe. Niestety, wykonanie, zwłaszcza utworów z wcześniejszych epok, było pozbawione wyczucia stylu, interpretacja zaś głębszego wyrazu. Sopranistka najlepiej wypadła w arii z Rusałki, najbardziej też pasowała ona do jej głosu – o dużym wolumenie i przyjemnej barwie, z niezłą koloraturą, ale o nie największej skali i niedużej swobodzie poruszania się między rejestrami. Dół brzmiał głucho, a góra niejednokrotnie była „dorabiana”. Mimo to dobrze wypadły takie operowe przeboje, jak Casta diva z Normy Belliniego i Vissi d’arte z Toski, a nawet modlitwa Desdemony z Otella Verdiego, choć wszystkie te tak dobrze znane nam arie trochę dziwacznie brzmiały z organami, w dodatku nieustannie poganiającymi śpiewaczkę.

Podsumowanie naszej wizyty na Helu ponownie wypadło bardzo pozytywnie, festiwal rozwija się, ma coraz ciekawszą ofertę repertuarową, a każdy koncert gromadzi zarówno wierną helską publiczność, jak i zaciekawionych turystów (mimo np. późnej pory koncertu w kościele czy mniej niż skromnej promocji imprezy). Ciekawe, jak potoczą się losy tego przedsięwzięcia, gdy jeden z jej honorowych patronów (pani prezydentowa Jolanta Kwaśniewska zaszczyciła swoją obecnością spektakl Bastienki) odrobinę starci na znaczeniu… Wyjeżdżałyśmy z półwyspu z żalem, że zaplanowany urlop kończy się, podczas gdy już za trzy dni mogłybyśmy wysłuchać recitalu operetkowego (!) Marzanny Rudnickiej, a za tydzień – na finał festiwalu – całego inscenizowanego Xerxesa Händla. Jednej z nas ta sztuka – wrócić nad morze na arcydzieło Jerzego Fryderyka – na szczęście się udała…

Katarzyna K. Gardzina, Katarzyna Walkowska