Trubadur 4(37)/2005  

When it comes to acne there are different types of the disease that you can have. How often should i dapoxetine priligy kaufen rezeptfrei administer doxycycline for piroplasmosis? This drug needs to be taken with food just like any other pill that can be mixed with food.

I take two tablets twice a day for about 3 months. You may find it hard dingily to get out of bed in the morning. In the interest of public health safety, safety in the workplace and health and welfare is always top of most government officials' concerns.

Moc przeznaczenia
czyli okropności wojny w Deutsche Oper

Berlińska inscenizacja Mocy przeznaczenia jest mniej więcej rówieśnicą naszej warszawskiej Turandot. Obie inscenizacje wzbudziły, głównie ze względu na bieżące aluzje polityczne, mnóstwo kontrowersji. Turandot była manifestem wolności i swoistym oskarżeniem systemu. Turandot i cały dwór cesarski to przedstawiciele systemu totalitarnego, ciemiężeni poddani wyglądający jak pracownicy kołchozu lub też więźniowie obozu karnego nieodmiennie kojarzą się z komunistycznym reżimem; wyzwolenie z systemu przynosi odmiana księżniczki, a podczas duetu miłosnego na scenę wciągana jest olbrzymia plansza ze słońcem. Było to słońce nadziei – twórcy inscenizacji starali się przemycić przesłanie, że w Polsce komunizm też się skończy. Warszawska inscenizacja, będąca świadectwem swojej epoki, miała wielki rozmach sceniczny – przejazd Turandot z I aktu należy niewątpliwie do bardziej widowiskowych momentów w historii Teatru Wielkiego. I mimo że po latach całe przedstawienie bardzo się zestarzało (kostiumy zomowców, socjalistyczny w swej estetyce dom publiczny), nadal warto je zobaczyć.

W podzielonym Berlinie w inny sposób myślano o wolności, jawiła się ona głównie jako kraina beztroskiego spokoju i wiecznej szczęśliwości. Problemy Niemców wydawały się być bardziej uniwersalne i dalekosiężne, aktualny wciąż też był antywojenny głos sumienia, wciąż pamiętano o barbarzyństwie Niemców. Berlińska Moc przeznaczenia nie ma może spektakularnej widowiskowości warszawskiej Turandot, to raczej spektakl pełen znaczeń, symboli, podanych w typowo niemiecki, dosłowny, a czasem prostacki sposób. Ale też jest to przedstawienie, które wytrzymało próbę czasu. Premiera Mocy odbyła się w 1982 roku, autorem inscenizacji jest Hans Neuenfelds, który na tej scenie zrealizował również Rigoletta i Trubadura. Do jego ostatnich dokonań należy Lady Makbet mceńskiego powiatu, wystawiona na scenie Komische Oper.

Pierwsza odsłona I aktu mogła śmieszyć ze względu na zbyt „teatralną” scenografię i kostiumy, potem na szczęście było już coraz lepiej, rozwiązania sceniczne intrygowały i przykuwały uwagę. Moc przeznaczenia w ogóle jest operą trochę nietypową dla Verdiego, dość skomplikowana i rozwleczona treść nie pozwala na wielkie ansamble z udziałem wszystkich bohaterów. Sam kompozytor nie był zresztą zadowolony z libretta, wielokrotnie przerabiając dzieło. Stąd jest to ciąg obrazów, sceny z Leonorą czy Alvarem są właściwie ilustracją i pretekstem do pięknych arii, nie posuwających akcji naprzód.

Chociaż w berlińskim spektaklu nie było chyba żadnej pięknej wizualnie sceny, przestawienie było naprawdę świetne. Szczególnie dramatyczne były sceny wojenne – okropności wojny pokazane dosłownie; wstrząsający był ślub inwalidy na wózku z panną młodą bez nogi. Wszyscy ludzie walczący stają się przerażający w swojej niemocy i zapamiętaniu, bo stali się niewolnikami wojny. Najbardziej tragiczną postacią była Preziosilla, z początku zaangażowana, pełna zapału wojowniczka (podczas zabawowej atmosfery pierwszej swojej sceny w okrutny sposób udowadnia swoje poświęcenie, zabijając małego Murzynka). Jej zapał jednak stygnie, staje się znudzona nieustanną wojną, potem zaczyna ona ją śmieszyć, wreszcie po słynnym Rataplanie popełnia samobójstwo – nawet ona nie wytrzymała okrucieństwa świata. Kreująca ją mezzosopranistka, Marina Prudenskaja, jest nową gwiazdą Deutsche Oper, śpiewa obecnie większość partii mezzosopranowych, poczynając od Olgi w Eugeniuszu Onieginie czy Carmen, a na Ulryce kończąc. Prudenskaja zaśpiewała Preziosillę bardzo dobrze, prezentując wspaniały, ciemny, pełen świeżości głos, o emocjonalnym zabarwieniu, sprawny, o wspaniałych koloraturach dramatycznych, o cudownej rozpiętości dynamicznej.

Realizatorzy zdecydowali się zaprezentować całą Moc przeznaczenia, bez żadnych skrótów, ze wszystkimi duetami Alvara i Carlosa. A jest to muzyka najwyższej próby. Mistrzostwo w operowaniu głosem pokazał Frank Porretta, tenor amerykański znany warszawskiej publiczności z gościnnego występu w partii Otella. Porretta nie ma może wielkiego głosu, ale potrafi się nim posługiwać. I potrafi śpiewać po włosku – wspaniałe, nieprzeszarżowane góry; bardzo rozsądne, a mimo to popisowe fermaty, bardzo dobre aktorstwo. Jego sceniczny rywal, Roberto Servile w partii Carlosa di Vargas, mimo że był jedynym Włochem w obsadzie, śpiewał chyba najgorzej ze wszystkich – ściśnięty, mało nośny głos o jednostajnej barwie. Dość dyskusyjna była dla mnie Anna Shafinskaja śpiewająca Leonorę. Piękny, mocny głos cudownie brzmiał w momentach lirycznych, wtedy, gdy artystka śpiewała delikatnie. W mocniejszych momentach jednak, gdy trzeba było wzbić się nad orkiestrę czy zaśpiewać coś bardziej ostro, barwa jej głosu zmieniała się diametralnie – stawała się płaska i krzykliwa. Tak, jakby frazy te śpiewała zupełnie inna osoba. Szkoda, że artystka, niewątpliwie bardzo utalentowana, nie potrafiła znaleźć złotego środka. To zresztą casus wielu rosyjskich śpiewaczek, które zaczynają robić karierę na świecie – w ciągu kilku lat śpiewają wszystko, co jest do zaśpiewania, nie pozwalając głosowi dojrzeć do pewnych partii. Shafinskaja śpiewa już Turandot i Lady Makbet, które to role z pewnością kreowałaby wspaniale za kilka lat. Przyzwoicie, ale nie wywierając jakiegoś specjalnego wrażenia, wypadł Nas Peter König w roli Padre Guardiano.

Orkiestra Deutsche Oper nie jest z pewnością orkiestrą najwyższej klasy, specyficzny budynek i akustyka widowni też nie jest specjalną zaletą, brzmienie muzyków, uroda dźwięku, nie były zachwycające, ale niewątpliwie pod batutą Patricka Rinborga grali przyzwoicie i rzetelnie, skupiając się przede wszystkim na dynamicznym interpretowaniu dzieła Verdiego.

Każda z trzech niemieckich oper ma trochę inną strategię działania. Staatsoper to teatr najbardziej reprezentacyjny, występują tam największe gwiazdy, dyrygują najlepsi mistrzowie batuty. Komische Oper to teatr eksperymentalny, wystawiający dzieła tylko po niemiecku. A Deutsche Oper to teatr bardziej tradycyjny, choć wystawiający również bardzo nowoczesne inscenizacje. I ta trochę tradycyjna, trochę zaś eksperymentatorska Moc przeznaczenia pozwoliła wspaniale spędzić wieczór. (3 listopada 2005).

Tomasz Pasternak