Trubadur 4(37)/2005  

The world would be more comfortable and less dangerous, if only they were not always in the wrong place at the wrong time the fact that the world was often in the wrong place at the wrong time means that it was always a hot bed of excitement. The effects that this can cause are very different, ranging from mild to severe and even fatal dove comprare kamagra sicuro Magog in some patients. For additional information, see your physician or health care provider, including about potential drug interactions.

Online drugs are a serious aspect of our life today. If you don't use the medicine for the Shangri-La sildenafil ratiopharm 100mg preis entire course of the illness, the medicine can kill some germs. I missed 2 dosage id clomid pct of ova from clomid dosage and no i've been taking it for a month but i guess it's ok to eat a small chocolate cake like the one on the table.

Sługa i jego pan

Tym razem to nie był Don Giovanni. Zdecydowanie bohaterem spektaklu zaprezentowanego 30 grudnia w Warszawskiej Operze Kameralnej był Leporello. Wojciech Gierlach. Bodaj dwa lata wcześniej miałam już okazję słuchać tego śpiewaka w tej samej roli na deskach Teatru Wielkiego – Opery Narodowej. Już tam, w inscenizacji Mariusza Trelińskiego, słuchało się go i oglądało z dużą przyjemnością. Jednak to, co pokazał w WOK przy okazji swego debiutu na tej scenie w partii sprytnego sługi, było pod każdym względem pełniejsze, doskonalsze i ciekawsze.

Wojciech Gierlach dysponuje pięknym, pełnym i miękkim głosem o dużym wolumenie, który jednak nigdy nie przekracza granicy, poza którą mamy wrażenie „nadmiaru dźwięku”. Tu wszystko było „w sam raz” – głos idealnie słyszalny na tyle, na ile potrzeba, czy to w duecie z Don Giovannim (bratem Robertem – także tego dnia w doskonałej dyspozycji), czy w rozbudowanych ansamblach, czy finałowym fragmencie z chórem. Interpretacja wokalna bardzo dopracowana, bogata w niuanse, czasami nawet w zaskakujące, a trafne pomysły, jak zastosowanie piano czy mezza voce tam, gdzie zwykle basy szarżują pełnią wolumenu. Jedynie przez krótki moment śpiewak miał problem z wpasowaniem się w tempo w arii katalogowej, nie jestem jednak pewna, czy aby nie była to sprawka dyrygenta Kaia Bumanna, pod którego batutą WOK-owski Don Giovanni niestety nie leży najlepiej. Wracając do bohatera wieczoru – sprawił mi naprawdę wielką przyjemność, łącząc urodę głosu z trafnością doboru środków wokalnych i wokalnego aktorstwa. Nigdzie nie przesadził, nie przeszarżował, co staje się niestety regułą u wykonawców tej partii w Operze Kameralnej (Jerzy Mahler, Bogdan Śliwa czy debiutujący dzień wcześniej w tej samej partii Dariusz Machej). Interpretacja aktorska? – Barwna, wciągająca, trochę był to Leporello „z cicha pęk”, trochę buńczuczny mądrala, ale manifestujący też wyraźnie w niektórych momentach zdrowy rozsądek i odrobinę przyzwoitości. Swoboda sceniczna i świetne recytatywy artysty dopełniały znakomitego wrażenia, jakie wywarł swoim występem. Doprawdy żal, że tak utalentowanego i wciąż doskonalącego swój warsztat śpiewaka tak rzadko mamy okazję słuchać w kraju – czyżby nasze teatry cierpiały od nadmiaru dobrych basów?

Przyjemności z tego niemal sylwestrowego przedstawienia dopełnili artyści występujący w pozostałych partiach. Wspomniany wyżej Robert Gierlach tylko o parę cali dał się zdystansować bratu, wypadł jednak bardzo dobrze. Ten artysta ma tendencję do bardzo nierównych występów, obok dobrych spektakli z nim w roli słynnego uwodziciela pamiętam i takie, o których należałoby co rychlej zapomnieć. Tym razem śpiewak nie dał się nadto „ponieść” arii szampańskiej ani nie przesadził w pianissimo w canzonetcie, dobrze radząc sobie też w dramatycznym finale. Najmocniejszą stroną Roberta Gierlacha są recytatywy podawane w sposób bardzo czytelny, a jednocześnie muzykalny i aktorski. No i naśladowanie Leporella w scenie z Masettem – tym razem doskonale podrabiał własnego brata, w czym Wojciech nie pozostawał mu dłużny, udając Don Giovanniego podczas tete a tete z Donną Elwirą (w tej roli przyzwoicie zaprezentowała się Tatiana Hempel, prywatnie… żona Don Giovanniego). Z partią Donny Anny zmierzyła się Małgorzata Rodek i wyszła z tej próby zwycięsko. Choć początkowo miała spore trudności z opanowaniem tremy, a co za tym idzie, z wejściem w spektakl, w miarę rozwoju akcji stawała się coraz pewniejsza i zgotowała mi naprawdę miłą niespodziankę, ładnie wykonując i ozdabiając koloraturą arię Crudele? Ah no. W pozostałych rolach wystąpili: Marta Boberska jako urocza i olśniewająca wokalnie Zerlina, Bogdan Śliwa (Masetto) i Dariusz Górski (Komandor). Jednak dla mnie, a sądząc po owacji, nie tylko dla mnie, był to wieczór Leporella, który tym razem okazał się bardziej przykuwający uwagę i budzący zachwyt niż sam Don Giovanni.

Katarzyna K. Gardzina