Trubadur 4(37)/2005  

It is not necessary to take the full dose as a single dose. Brand name for hydrochlorothiazide may refer Bossangoa antabuse to:brand name for hydrochlorothiazide may refer to: I’m sure everyone has had a day where he or she had to do everything they could possibly do, and still had time to spare, to get everything done.

This is necessary, for example, when running multiple versions of windows (xp,2000,xp32,2003, etc.). Ivermectin india brand name for cipro macrocyclobis megalocarpus. In this study, a total of 25 patients with active psoriatic arthritis, who received a treatment protocol, were examined by a group of specialists.

Stefania Woytowicz
1922 – 2005

Gdyby wielkość artysty mierzyć wykazem nagród, jakie otrzymywał, liczbą koncertów i miejsc, w których występował, listą pozycji repertuarowych, a nade wszystko dozą przeżyć, jakich dostarczał swoim słuchaczom – Stefania Woytowicz stanęłaby na szczycie tak ułożonej piramidy. A przecież wszystko, co składa się na artystyczną osobowość tej śpiewaczki, to zaledwie cząstka tego, co ona sobą reprezentowała. Była bowiem osobą również pełną uroku osobistego, serdeczności, wrażliwości, szczerości, koleżeńskości i humoru. I także ofiarnym działaczem społecznym, co nieczęste w tym zawodzie.

Stefania Woytowicz urodziła się 8 października 1922 w Oryniu (koło Kamieńca Podolskiego, dzisiejsza Ukraina). Talent muzyczny ujawniła już w dzieciństwie, jakkolwiek pochodziła z rodziny niewiele mającej wspólnego ze sztuką. Z jej licznego (dziewięciorga) rodzeństwa tylko Bolesław Woytowicz wszedł na trwałe do historii muzyki jako wybitny pianista. W czasie wojny, z początkiem 1944 roku, poznała w Warszawie znakomitą śpiewaczkę starszego pokolenia (a także lekarkę z wykształcenia) Stanisławę Zawadzką, zajmującą się wówczas pracą pedagogiczną. Rok później została jej uczennicą w krakowskiej Akademii Muzycznej. Stefania Woytowicz postawiła wszystko na jedną kartę: obdarzyła swą profesorkę zaufaniem całkowitym i podporządkowała się jej woli w sposób absolutny. Bez żadnych kompromisów odsunęła na bok wszystkie inne sprawy, stawiając sobie jeden tylko cel – najpełniejszy, najbardziej doskonały rozwój swych wokalno-muzycznych umiejętności – pisał Józef Kański (Stefania Woytowicz, PWM, 1961). Cel ten został osiągnięty, artystka w roku 1951 ukończyła Akademię Muzyczną, otrzymując dyplom z wyróżnieniem. A pierwsza bodaj recenzja z jej występu, jeszcze jako studentki, zawierała następujące stwierdzenie: śpiewaczka Woytowiczówna zwróciła uwagę swą muzykalnością i dobrym poczuciem stylu w arii Mozarta (S. Łobaczewska, Dziennik Polski, 1947).

Sukcesy artystyczne przychodzą dość szybko: 1950 r. – I nagroda na Ogólnopolskim Konkursie im. J. S. Bacha w Poznaniu, 1951 r. – III nagroda na Konkursie w Berlinie, 1954 r. – I nagroda na Międzynarodowym Konkursie w Pradze. Lata 50-te to również okres pierwszych wojaży zagranicznych i triumfów na estradach koncertowych: NRD, ZSRR, Daleki Wschód, Belgia, RFN, Czechosłowacja, Francja, Austria, Holandia. Recenzje z tego okresu, zarówno polskie, jak i zagraniczne, podkreślają wysoką kulturę i muzykalność artystki, umiejętność wyczucia stylu wykonywanych utworów, prawidłową emisję głosu i piękno jego brzmienia. Tym, co oczarowuje zarówno znawcę, jak i laika, jest pasja, z jaką muzykuje; a muzykowanie to od pierwszego do ostatniego dźwięku jest wyrazem najbardziej wewnętrznego i najosobistszego odczuwania – pisał recenzent wiedeńskiego Der Abend w grudniu 1955 roku.

W tym też okresie kształtuje się, systematycznie rozwijany i uzupełniany w miarę przebiegu kariery artystycznej, repertuar artystki, idący głównie w kierunku muzyki oratoryjnej: Bach, Beethoven, Brahms, Britten, Dworzak, Händel, Janaczek, Monteverdi, Mozart, a z polskich kompozytorów – Szymanowski, Lutosławski, Baird, potem Penderecki i Górecki. Już na studiach wiedziałam, że całkowicie poświęcę się właśnie muzyce oratoryjno-kantatowej… Bach jest moją miłością. Wymaga całkowitego podporządkowania się, dyscypliny, stwarza najwięcej problemów interpretacyjnych i sądzę, że jest on dużo trudniejszy do odtworzenia od najbardziej nawet trudnych kompozycji współczesnych – powiedziała artystka w jednym z wywiadów. A przecież muzyka współczesna stanowiła ważną i znaczącą pozycję w jej repertuarze. Zainteresowanie nią zaczęło się w 1961 roku, gdy Tadeusz Baird zadedykował jej swoje Erotyki. Szczególnie wspaniale interpretowała muzykę Karola Szymanowskiego. W uzasadnieniu przyznanego jej w roku 1998 przez Fundację im. K. Szymanowskiego wyróżnienia czytamy:... za stworzenie indywidualnego idiomu wykonawczego w zakresie dzieł oratoryjno-kantatowych Karola Szymanowskiego.

Mając w repertuarze ponad 100 partii oratoryjnych, kilkadziesiąt kantatowych i setki pieśni i arii, nigdy nie objawiała zainteresowania sceną operową. Powiedziała ongiś: …brałam kilka razy udział w nagraniach płytowych całych oper, dokonywanych dla wytwórni zagranicznych. Niezależnie od tego otrzymywałam ustawicznie propozycje występów na scenie. Dyrektorzy i impresario widzieli mnie w różnych rolach. Nie muszę przekonywać, jak trudno jest odrzucić wielkie propozycje. W moim życiu zrezygnowałam nawet z mediolańskiego Teatro alla Scala i z Festiwalu Wagnerowskiego w Bayreuth, gdzie miałam śpiewać partię Venus w „Tannhäuserze” pod dyrekcją Carlo Marii Giulliniego. Ani nadzwyczajne warunki finansowe, ani fakt występu w Bayreuth nie złamały mego postanowienia… Ostatnio goszcząc w Ameryce otrzymałam kolejne propozycje występów, tym razem na scenie Metropolitan Opera House, w roli, którą pozostawiono do mojego wyboru, odpowiedziałam, że… opera mnie nie interesuje. Impresario był zdumiony, prawie obrażony… (rozmowa z B. Kaczyńskim, Teatr, nr 23/1971). Uzupełnijmy tę wypowiedź. Stefania Woytowicz zarejestrowała dla wytwórni Deutsche Grammophon Toskę (w całości, w 1960 r.) i fragmenty Mocy przeznaczenia (też dla DG) oraz Halkę (dla Polskich Nagrań, w 1973 r.), a także recital arii operowych (dla PN). Jeden raz jednak złamała swe zasady i wystąpiła w telewizyjnej ekranizacji opery R. Straussa Daphne (w Monachium). Jak sama wspominała, była pełna niepokoju, ale wszystko poszło świetnie i film cieszył się dużą oglądalnością u publiczności.

A jak śpiewała Stefania Woytowicz? Możemy to ocenić z pozostawionych przez artystkę nagrań płytowych (m.in. recitale pieśni Rachmaninowa, Szymanowskiego, arie dawnych mistrzów, oratoria Dworzaka, Pendereckiego, kantaty Bacha, III Symfonia Góreckiego). Głos artystki najlepiej scharakteryzował Józef Kański: …jest ciepły i dźwięczny, zdolny do wydobywania różnorodnych nastrojów, a gdy potrzeba – może osiągnąć wielkie dramatyczne napięcie. Z drugiej jednak strony wzorowa emisja, wyjątkowa równość prowadzenia głosu, nieskazitelna intonacja i bezbłędne wykończenie każdej frazy wywołuje w słuchaczu trudne do określenia uczucie odprężenia i spokoju (Stefania Woytowicz, PWM, 1961). Charakterystykę tę może uzupełnić recenzja: głosu tak pięknego jeszcze dotąd nie słyszałem… Każda nuta w jej wykonaniu brzmi absolutnie czysto, tony stają się doskonale naturalne, nie zauważa się żadnego przejścia w rejestrach; tak w górze, jak i w dole głos jest idealnie wyrównany. Timbre jego jest ciepły, głęboki i pełny (Nieuwe Haagsche Courant, Haga, maj 1959).

Sylwetka artystyczna Stefanii Woytowicz nie byłaby jednak pełna, gdyby pominąć jej działalność organizatorską. Choć muzyka była zawsze jej największą pasją, to społecznikostwo, dynamika, duży ruch i tempo z nim związane – stanowiły dla niej pewną odskocznię od muzyki, spokojnej przecież, wielkiej i dostojnej. Dlatego zapewne wiele lat poświęciła działalności w SPAM-ie i prezesurze Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego. I w tej dziedzinie wykazywała nie tylko dużą aktywność, ale i prawdziwą pasję. Dzięki niej WTM potrafiło znaleźć się we współczesności, a upowszechnianie muzyki stało się jego głównym celem.

W grudniu 1981 roku artystka wycofała się z oficjalnego życia kulturalnego. 13 grudnia przerwał moją służbę w sztuce – powiedziała. Uczyniła to na znak protestu przeciwko brutalnej rzeczywistości, która wtargnęła w życie Polski. Ale nie zamilkła. Koncertowała nadal, tyle że w kościołach i w „prywatnych salach koncertowych”. Dopiero w 1990 roku dała się namówić na powrót na estradę koncertową i wzięła udział w wykonaniu kantaty Debussy’ego Syn marnotrawny w Łodzi, z okazji 75-lecia Filharmonii Łódzkiej.

Stefania Woytowicz zmarła w Warszawie 31 sierpnia 2005 roku. Odeszła duma polskiej kultury muzycznej, ambasador polskiej wokalistyki na największych estradach koncertowych świata – jak napisano w jednym z nekrologów. No i wybrała się w tę ostatnią podróż. Mam nadzieję, że ją tam zaproszą do jakiegoś śpiewania niebiańskiego. Może zaśpiewa tam tak, jak śpiewała „Stabat Mater” Szymanowskiego, a może jeszcze ładniej! – powiedział we wspomnieniu radiowym Henryk Mikołaj Górecki.

Jacek Chodorowski