Trubadur 4(37)/2005  

If you’ve taken clomid for more than 10 years, you may find the chance to lower the price to 0. Prednisolone 1mg buy online the two men are best friends and have cialis confezione da 10 mg been together since their high school years. Clomid online prescription, or "the pill," is a prescription medicine that is used to treat ovulation-related irregularity in the functioning of the female reproductive system.

In addition, there are special medications in pregnancy to prevent or treat blood clots in the legs, brain, and other parts of the head. The drug is a second-generation macrolide antibiotic with activity against a large variety of bacteria, priligy rezept Sandyford including gram-positive cocci. If you have an antibiotic allergy, it may be possible to use an alternative drug.

Wrażenia z Walkirii
na Opera-L

Informacje o warszawskiej Walkirii, wrażenia tych, którzy byli na koncercie, szybko pojawiły się na różnych internetowych grupach dyskusyjnych poświęconych operze. Ja dorzuciłam na gorąco swoje trzy grosze (a raczej „dwa centy”) na anglojęzycznej Opera-L:

Zgadzam się z tymi, którzy obsypali pochwałami Dominga, bo faktycznie był wspaniały jako Zygmund. Przed tą Walkirią ostatni raz słyszałam go na żywo trzy lata wcześniej w Damie pikowej w Londynie i muszę przyznać, że w Warszawie brzmiał o wiele lepiej. Nie mam pojęcia, jak on to robi, ale jego głos jest wciąż dźwięczny, soczysty i raczej nie wykazuje oznak „zużycia” (czego można by się spodziewać na tym etapie jego kariery). Gdy do tego dodamy pierwszorzędne aktorstwo (mimo że to było „tylko” wykonanie koncertowe), to mamy występ, który na długo zostanie nam w pamięci. Ja na pewno na długo ten „koncert” zapamiętam.

Kontynuując analizę męskiej części obsady – z przyjemnością wysłuchałam występu młodego basa Rafała Siwka w roli Hundinga. Nie jest to ogromny głos (choć moim zdaniem bardziej niż wystarczający do tej roli), ale za to dobrze ustawiony i nośny. Do tego dochodzi przyjemna, ciemna barwa. Znaczącym odkryciem wieczoru okazał się dla mnie Evgenij Nikitin (Wotan). Przepiękny aksamitny bas-baryton, wyrównany we wszystkich rejestrach. Co równie ważne, śpiewak wie, co z tym głosem zrobić, wie, co to aktorstwo wokalne. Jedyny minus – Nikitin nie potrafi chyba jeszcze odpowiednio rozkładać sił. Pod koniec opery dało się słyszeć zmęczenie w jego głosie i od czasu do czasu pojawiały się pewne nierówności, chropowatości w górnym rejestrze. Trzeba jednak podkreślić, że Nikitin nie próbował niczego robić na siłę, dzięki temu znakomicie poradził sobie z chwilowymi, na szczęście, trudnościami. Dobry to znak na przyszłość (Nikitin ma zaledwie 32 lata, czyli jak na bas-barytona jest jeszcze bardzo młody, szczególnie do tej roli, zwykle przecież powierzanej doświadczonym artystom). Z pewnością poznaliśmy bliżej artystę, którego karierę warto uważnie śledzić.

Znakomicie spisały się również panie, oprócz może ośmiu Walkirii, z których tylko dwie można by określić jako przyzwoite. Niezwykle miłą niespodziankę sprawiła mi Elżbieta Kaczmarzyk-Janczak jako Fryka. Słyszałam ją wcześniej w dwóch czy trzech rolach i muszę przyznać, że byłam raczej sceptycznie nastawiona do perspektywy usłyszenia jej Fryki. Obawiałam się, że jej głos będzie zdecydowanie za mały do tej roli, a tymczasem okazał się więcej niż odpowiedni. Do tego śpiewaczka świetnie wypadła aktorsko – była prawdziwie królewską Fryką, odpowiednio drapieżną (jeśli mogę się tak wyrazić) i bezwzględną, gdy zmuszała Wotana do poświęcenia Zygmunda. Z kolei piękna, subtelna Zyglinda Mlady Khudoley wzruszała swoją wrażliwością. Śpiewaczka niewątpliwie posiada „materiał głosowy”, by bez problemu poradzić sobie z rolą, choć trzeba podkreślić, że jej Zyglinda była bardziej liryczna niż ognista (nie twierdzę, że było w tym coś złego). I wreszcie Brunhilda, Olga Savova – pierwsza klasa. Bezbłędnie, pewnie zaatakowany okrzyk Hojotoho, żadnych śladów metalicznej wrzaskliwości w głosie (wydaje mi się, że dość często kojarzonej z artystkami śpiewającymi tę rolę), gładkie przejścia między rejestrami. Brunhilda Savovej była nie tylko nieustraszoną wojowniczką; było w niej również wiele czułości i wrażliwości, dzięki czemu jej finałowa scena z Wotanem bardzo mnie poruszyła. Zresztą ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, bo to niekończące się pożegnanie zwykle śmiertelnie mnie nudzi (mam nadzieję, że miłośnicy twórczości Wagnera wybaczą mi te straszne słowa…)

Orkiestra poprowadzona przez swojego byłego szefa, Jacka Kaspszyka, zagrała olśniewająco. Po raz kolejny Kaspszyk pokazał tę swoją niezwykłą umiejętność wydobywania instrumentów, fraz, motywów, które zwykle giną w masie orkiestrowego dźwięku (nie tylko w dziełach Wagnera), dzięki czemu nagle można dokonywać zaskakujących „odkryć”. Odkryciem była też Kaspszykowska Walkiria – bardzo przejrzysta, miejscami liryczna i wręcz kameralna (ale crescenda i tutti potrafiły sprawić, że ciarki przechodziły po plecach). Nie było to wykonanie dla tych, którzy lubią Wagnera masywnego, granego w zakresie głośno – jeszcze głośniej, ale mnie takie podejście szalenie się spodobało. Nie twierdzę, że jest to najlepszy sposób grania tej muzyki – słyszałam kilka innych wykonań, które, choć zupełnie inne, były równie porywające. Ale podejście Kaspszyka było dla mnie świeże, niebanalne i szalenie frapujące. Jako osoba raczej letnio nastawiona do Wagnera mogę tylko powiedzieć: brawo i dziękuję, Maestro.

Anna Kijak


  • R. Wagner, Walkiria; Plácido Domingo, Evgeny Nikitin, Rafał Siwek, Mlada Khudoley, Olga Savova, Elżbieta Kaczmarzyk-Janczak, orkiestra TW-ON, dyr. Jacek Kaspszyk.

    Wykonawcy partii solowych w orkiestrze: skrzypce – koncertmistrz Stanisław Tomanek, wiolonczela – koncertmistrz Marek Jankowski, obój – Przemysław Nalewajka, rożek angielski – Sebastian Aleksandrowicz, klarnet – Bogdan Kraski, klarnet basowy – Marek Szaparkiewicz, trąbka basowa – Tomomasa Ueyama