Trubadur 3(40)/2006  

The drug, which was originally designed to treat malaria and is still used in that country, was withdrawn in 2010 following a series of recalls over safety concerns and an investigation by the world health organization (who. If you are taking any of the following medications, you may need to adjust the dose or stop taking https://snow.kiteboarding-reschen.eu/65312-xenical-kosten-15052/ them to avoid an increase in prednisone and its effects. What if i need levitra or tadalafil and don't have a prescription?

The patient must have had a history of depression. There are a lot Overijse of benefits in studying the body of animals. This study compared the efficacy of sildenafil and methocarbamol in reducing urinary tract infection (uti) among women with urinary incontinence.

Jadwiga Lachetówna-Bursztynowicz

21 lutego 2006 zmarła w Warszawie Jadwiga Lachetówna-Bursztynowicz, jedna z najwybitniejszych polskich śpiewaczek operowych połowy XX wieku. Jej kariera sceniczna trwała krótko, obfitowała jednak w sukcesy. Przypomnijmy ją zatem.

Urodziła się 17 sierpnia 1920 w Stanisławowie (dziś Iwano-Frankowsk, Ukraina). Po otrzymaniu dyplomu w klasie fortepianu w Konserwatorium Muzycznym im. St. Moniuszki w Stanisławowie podjęła naukę śpiewu we Lwowie w Konserwatorium im. K. Szymanowskiego, u samego Adama Didura, który pod koniec lat 30-tych XX wieku był profesorem tej uczelni. W maju 1939 roku siłami uczniów i uczennic A. Didura wystawiono we Lwowie Aidę. Tytułową rolę zaśpiewała Lachetówna. I już wówczas podkreślano zalety jej sztuki wokalnej: duży dramatyczny sopran, obiecujący nerw sceniczny, talent i widoczne zamiłowanie do śpiewu. W tym samym roku podpisała kontrakt z Teatrem Wielkim w Warszawie. Wybuch wojny uniemożliwił jej jednak występy na stołecznej scenie. Lata okupacji spędziła w Warszawie, występując (m.in. z Wiktorią Calmą i Lesławem Finze) w kawiarniach dla Polaków (głównie w „Szwajcarskiej” na Nowym Świecie oraz u Lardellego). Oto jedna z recenzji z tych występów: Na specjalne podkreślenie zasługuje ze wszech miar udana interpretacja bynajmniej do łatwych nie należącej partii tytułowej „Toski” przez młodziutką, bo – jeśli można sobie pozwolić na niedyskrecję – niepełnoletnią jeszcze Lachetównę. Śpiewaczka ta, która na krótko przed wybuchem wojny zadebiutowała we Lwowie jako Aida, a ostatnio zbyt mało miała okazji do wykazania swych niepospolitych walorów, posiada piękny, nośny głos pełen świeżości i blasku, znakomitą szkołę i ujmującą szczerość ekspresji, wzbijającej się do silnych lecz wrodzonym instynktem estetycznym stopniowanych akcentów dramatycznych. To też uwagi godny sukces, jaki odniosła w „Tosce” był w pełni zasłużony /A. S. /. Wiktoria Calma wspomina, że po Powstaniu Warszawskim Lachetówna wyjechała, podążając za Didurem, do Krakowa. W 1945 roku znalazła się natomiast na Śląsku i 1 grudnia owego roku została solistką właśnie utworzonej Opery Śląskiej. Adolf Dygacz w swoim artykule w albumie Opera Śląska 1945-1955 tak pisze o Jadwidze Lachetównie: uczennica Adama Didura (po jego śmierci uczyła się u Stefana Beliny-Skupiewskiego – przyp. JC), wielki sopran dramatyczny, rozwijała szczególnie owocną działalność śpiewaczą w pierwszych pięciu latach istnienia placówki. W tym okresie była niewątpliwie najlepszą polską Toską. Serca publiczności zdobyła też jako Aida, Halka, Colombina w „Pajacach”, Małgorzata w „Fauście”, Giulietta w „Opowieściach Hoffmanna”. Jadwiga Lachetówna posiada liczne i trwałe zasługi wobec Opery Śląskiej. Sama śpiewaczka wspomina: Wikta (Calma – przyp. JC) śpiewała w pierwszym przedstawieniu „Halki”, ja byłam dwa dni później Halką numer dwa (16.06.1945 r. – przyp. JC). W pierwszych latach, jak niektórzy uważali, byłyśmy konkurentkami. Ja twierdzę, że przede wszystkim przyjaciółkami – jeszcze z przedwojennych, lwowskich czasów. Ona miała swoje wielkie role, ja swoje. W Operze Śląskiej artystka śpiewała w sumie 13 partii operowych. Prócz wymienionych jeszcze Violettę w Traviacie, Marynkę w Janku Żeleńskiego, Binetti w Casanovie Różyckiego, Hrabinę w operze Moniuszki, Mimi w Cyganerii, Nataszę w Rusałce Dargomyżskiego i Leonorę w Trubadurze. Podobno do jej ulubionych partii należała też Santuzza w Rycerskości wieśniaczej, ale informacja ta nie jest pewna. W zespole bytomskim pozostawała do 31 sierpnia 1958 roku. W okresie pracy w Operze Śląskiej Jadwiga Lachetówna wraz z jej zespołem gościła na scenach Warszawy, Krakowa, Łodzi, Katowic, Wrocławia i morawskiej Ostrawy. A jak oceniali jej śląskie występy recenzenci? Oto parę fragmentów: Mimi kreuje z wielkim powodzeniem i dramatycznym talentem Jadwiga Lachetówna… jest to niewątpliwie najlepsza kreacja tej doskonałej śpiewaczki, głos dobrze oparty na oddechu, brzmi jasno, czysto i dźwięcznie, frazy ładnie zaokrąglone, interpretacja owiana szczególnym liryzmem. Gra pełna prostoty i urody (M. Lewandowska-Kowalewska, Gazeta Robotnicza 30.01.1947). W roli Mimi śpiewała Jadwiga Lachetówna, odtwarzając z talentem scenicznym i muzycznym momenty dramatyczne. Głos jej po roku jaki minął od ostatniej bytności w Warszawie zyskał na barwie i czystości intonacyjnej (Es. Kurier Codzienny, VIII 1947). Lachetówna w partii tytułowej (Aida – przyp. JC) porywa cudownym śpiewem i naturalną grą (Bronisław Winnicki, Kurier Ilustrowany, 8.08.1948). Piękną i efektowną Małgorzatą jest Jadwiga Lachetówna. Jej pełny, dźwięczny sopran triumfował – zwłaszcza w partiach lirycznych (B. Winnicki, Kurier Ilustrowany, 15.08.1948). W „Janku” Żeleńskiego kreacją najlepiej przekonującą była Jadwiga Lachetówna (Marynka). W tytułowej roli (Halka – przyp. JC) wystąpiła Jadwiga Lachetówna posiadająca głos bardzo duży, donośny i silny, potrafiła nim dysponować z umiarem i muzykalnie. Śmiało można ją nazwać primadonną o dużych zaletach z podkreśleniem talentu aktorskiego. Intonacyjnie jak zwykle wywiązywała się pomyślnie (Kurier Codzienny, 1949).

W trakcie pracy w Operze Śląskiej artystka spotkała, znanego jeszcze ze Lwowa, przyszłego małżonka – Tadeusza Bursztynowicza (1920-1985). Ten reżyser i dyrektor teatrów był współorganizatorem Opery Śląskiej, w latach 1945-1950 zastępcą jej dyrektora i dyrektorem naczelnym. Później, od 1950 do 1970 kierował na zmianę Operą i Operetką Warszawską, a od 1971 do przedwczesnej śmierci prowadził szczecińską scenę muzyczną. Wspomina Jadwiga Lachetówna: O Tadeuszu, używając obecnej terminologii, należałoby powiedzieć, że był wspaniałym menadżerem, pomimo że dysponował ładnym tenorowym głosem (był jednym z uczniów Didura, miał znakomitą prezencję i mógł zrobić sceniczną karierę), zrezygnował z ambicji artystycznych poświęcając się roli administratora.

W 1958 roku artystka przeniosła się do Warszawy. Ale nim to nastąpiło, w 1955 roku, w 10-tą rocznicę utworzenia Opery Śląskiej, wystawiona została na jej scenie Halka z Zofią – Olgą Szamborowską, Januszem – Andrzejem Hiolskim, Jontkiem – Bogdanem Paprockim. Halkę śpiewała oczywiście Jadwiga Lachetówna. Przedstawienie grano ponad 150 razy, zobaczyło je ponad 100 tysięcy widzów! Później przeprowadziłam się do Warszawy, z czasem po rozstaniu ze sceną i pracą w Teatrze Wielkim w charakterze inspicjenta (1972-1987 – przyp. JC), zajęłam się wyłącznie domem i wychowaniem dzieci. Mieszkała w dużym warszawskim mieszkaniu wraz z dziećmi, także aktorami (tzn. z synem Jackiem i jego małżonką Barbarą oraz wnuczką Małgorzatą – dzisiaj już absolwentką scenografii warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych – przyp. JC) – z kariery zrezygnowała świadomie, nigdy zresztą nie była ona dla niej rzeczą najważniejszą – atmosferę jej domu odmierzał czas teatralnych prób, przedstawień, odświętnego oczekiwania premiery – pisał Łukasz Wyrzykowski w albumie Pół wieku Opery Śląskiej. 1945-2000. Niekiedy słyszę opinie, że nie poświęciłam wystarczająco dużo czasu dla własnej kariery. Być może… lecz dla mnie życie było zbyt wielką przygodą, ażeby zajmować się wyłącznie śpiewem. Za swą działalność artystyczną Jadwiga Lachetówna była wyróżniona Złotym Krzyżem Zasługi (1953), Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (1986) i Odznaką Zasłużonego Działacza Kultury (1987).

Choć istotnie jej kariera sceniczna trwała zbyt krótko, pozostawiła po sobie pamięć wspaniałej artystki o wybitnych zasługach dla polskiej sceny muzycznej.

Jacek Chodorowski

PS. Serdecznie dziękuję synowi Artystki, Panu Jackowi Bursztynowiczowi, Operze Śląskiej w Bytomiu i Pani Annie Lewandowicz z Warszawy za udostępnienie mi materiałów pozwalających opracować ten szkic wspomnieniowy.