Trubadur 4-1(45-46)/2007-08  

There are also some other side effects to take into consideration, such as nausea. Price of azithromycin at publix http://rovingrealist.com/33925-map-27073/ is .00 per pill (in some countries the cost may be much higher) (as of june 2016), so the cost of azithromycin will not be included in your total outlay. Some severe side effects have been reported but these are very rare.[@cit2][@cit3]

It can also be used in women who have a bacterial vaginosis infection. Koppel clomifen ratiopharm kaufen Milford Mill said she was “extremely grateful to president trump for the opportunity to participate in the white house ceremony. Dapoxetine should not be used by women who are pregnant or breastfeeding or who are taking other medication that affects the body or the heart.

Zabawa w Cyrulika

Wielka dzieła kryją w sobie wielkie pułapki. Cyrulik sewilski, bezsprzecznie najpopularniejsza opera Rossiniego, należy do kanonu utworów znanych i lubianych, obok wielkich dramatów, jak Don Giovanni, Aida, Trubadur, Toska czy Don Carlos oraz dzieł lżejszego kalibru (Napój miłosny, Don Pasquale). W Cyruliku na końcu nikt nikogo nie zabija i wszystko – teoretycznie – dobrze się kończy. Jednak historia przedstawiona przez Rossiniego (a wcześniej w utworach innych kompozytorów, np. Paisiella) jest historią podstępną z kilku przynajmniej powodów. Po pierwsze humor, jaki cechuje Cyrulika jest różny od dzisiejszych standardów. Może bardziej subtelny, może bardziej elegancki – po prostu inny, nie śmieszy, a raczej skłania do uśmiechu. Jeżeli więc zaadaptujemy dzisiejsze standardy humoru do akcji Cyrulika, konwencja może nie zadziałać. Oczywiście zawsze śmieszyć będą zdarzenia typu „ktoś się potknął”, ale nie o to przecież w tym wszystkim chodzi. Z drugiej strony Cyrulik opowiada o miłości, intrydze (a nawet kilku), o przyjaźni i wspólnym działaniu, są to jednak opowieści abstrakcyjne. Nie wszystko jest tu dopowiedziane do końca. Treść można odczytać dosłownie, ale też wieloznacznie. Możemy zastanawiać się, czy Rozyna naprawdę kocha Hrabiego, czy raczej chce wyzwolić się i uciec? Czy Figaro pomaga Lindorowi dla idei? Cyrulik niewątpliwie jest dziełem, które wymaga szacunku i pewnego przemyślenia konwencji inscenizacji, stylowe dekoracje nie wystarczą, aby wszyscy dobrze się bawili.

Tego szacunku i przemyślenia zabrakło niestety w importowanej warszawskiej inscenizacji. Inscenizacji odkupionej od teatru w Bolonii (na stronie opery bolońskiej jest nawet sekcja „przedstawienia na sprzedaż”), który jak wszystkie włoskie teatry działa w systemie stagione. Przedstawienie grane jest kilka razy i potem znika ze sceny. Decyzja warszawskiej dyrekcji, aby kupić akurat to dość stare przedstawienie może budzić zdziwienie. Rutynowa, mało odkrywcza inscenizacja, w estetyce z lat 80. Reżyser (José Carlos Plaza) nie pojawił się chyba w Warszawie, realizacja produkcji przygotowywana była przez jego asystenta Damiano Michieletto. Scenografia (Sigfrido Martin-Begué) i ruch sceniczny (Sabina Cesaroni) nawiązują stylistyką do komedii dell’arte, Lindoro to niby Arlekin, Rozyna Łże-Kolombina. Wszystko jednak jest zbyt monumentalne, zbyt sztywne i artyści giną w sześcianach lub rombach. Reżyserii zresztą nie zauważyłem – śpiewacy snują się po scenie, nie wiedząc, co mają robić i tylko dzięki swoim wrodzonym umiejętnościom nadają sens tej inscenizacji. Skutek jest jednak taki, że na tym Cyruliku, dziele pełnym pięknego śpiewu i bardzo dynamicznej, melodyjnej i rozbudowanej muzyki, trudno jest jednak – właśnie ze względu na inscenizację – wysiedzieć. Mnie udało się to tylko dzięki bardzo dobrym śpiewakom, bowiem od strony wokalnej spektakl znakomicie się broni. A że w operze najważniejszy jest śpiew, słuchanie Mariusza Godlewskiego i Edyty Piaseckiej było naprawdę olbrzymią przyjemnością. Rozyna Piaseckiej miała wszystko to, co powinna mieć Rozyna – aktorsko: ucieczka z domu wuja i chęć poślubienia Lindora determinowana jest głosem miłości od pierwszego wejrzenia, a nie wyrachowaniem, sprytem i przebiegłością – wokalnie: doskonałe koloratury i ogromną sprawność wokalną. Wyobraźnia śpiewaczki doskonale współgrała z kreowaną postacią, Piasecka dosłownie zaczarowała głosem i Bartola, i Hrabiego i publiczność. I mimo że wolę wersję mezzo, Piasecka przekonała mnie, że sopranowa Rozyna też ma co śpiewać, i też może to być znakomite. Mariusz Godlewski był doskonały w roli Figara, śpiewał lekko, bardzo po rossiniowsku, z fantastyczną, piękna, aksamitną górą, czasem tylko dało się słyszeć, że głos artysty może dojrzewa już do większych partii; stworzył on też świetną kreację aktorską. Nieco słabszy był Hrabia Blagoja Nacoskiego, wyśpiewującego co prawda zawiłości partytury, ale czasem lekko krzyczącego. Głębokim, pięknym, ale mało komicznym głosem zinterpretował Bartola Piotr Miciński, w partii Berty bardzo dobrze poradziła sobie Elżbieta Kaczmarzyk-Janczak, nie jest to jednak głos do partii rossiniowskich, gdyż jest zbyt dramatyczny, zbyt potrzebujący długiej, rozwijającej się frazy. Will Crutchfield poprowadził Cyrulika starannie, ale statycznie, odwzorowując, a nie tworząc świat dzieła kompozytora, przez co interpretacja była rzetelna, ale nie porywająca.

Przedstawienie wzbogacono Zabawą tancerską Kurpińskiego, podkreślając tym happy end rossiniowskiego finału i nawiązując do pierwszego wystawienia opery. W tym miejscu nie było to moim zdaniem potrzebne, chcąc uczcić Kurpińskiego, należało dać zabawę tancerską kiedy indziej…

Zadowalająca strona muzyczna rekompensuje nieudaną realizację. Arie, wspaniałe duety i rossiniowsko rozbudowane ansamble są naprawdę fantastyczne. Cyrulik nie jest jednak „samograjem” , przy jego wystawieniu potrzeba szacunku. A może po prostu pomysłu?

Tomasz Pasternak

PS. Nie tylko produkcja Cyrulika jest „z odzysku”. Również plakat Rafała Olbińskiego…