Trubadur 3,4(48,49)/2008  

Before you start taking zithromax, tell your doctor if you have any of the following conditions: What is the potential risk Raebareli of these effects to pregnancy. This drug can make you sick if it is not taken as directed.

This product has not been approved by any regulatory agency in any country. This prednisolon augensalbe rezeptfrei kaufen product is used to help the body release the tension and stress that comes from headaches. For more information about the cost of doxycycline for sale india medication, talk to your doctor.

W podróży z Violettą
Traviata na dworcu kolejowym w Zurychu

Coraz częściej opera wychodzi poza budynek teatru, spektakle są wystawiane w najdziwniejszych miejscach, zarówno w pomieszczeniach zamkniętych, jak i w plenerze. Przyznam się jednak, że pomysł wystawienia Traviaty na dworcu kolejowym zaskoczył mnie, przede wszystkim ze względu na panujące tam warunki, niekorzystne dla spektaklu muzycznego – wjeżdżające i wyjeżdżające pociągi, zapowiedzi nadawane przez megafony, ciągły szum spieszących pasażerów. Dlatego z ciekawością zasiadłam przed telewizorem, by obejrzeć transmisję z zuryskiego dworca kolejowego pokazywaną 30 września na żywo przez telewizję Arte.

Ze względu na niecodzienne warunki chciałabym poświecić nieco więcej miejsca opisowi inscenizacji: pierwszym taktom opery towarzyszył obraz z kamery przesuwającej się powoli nad przyszłym miejscem akcji – zatłoczoną główną halą dworca, od ruchomych schodów aż do wydzielonego w jednym końcu podium dla orkiestry. Spomiędzy tłumu pasażerów zaczął wychodzić chór, ubrany w kostiumy (autorstwa Florence von Gerkan) nawiązujące do strojów z przełomu XIX i XX wieku. Śpiewacy szli parami, niosąc naręcza pięknych kwiatów, które kładli przed orkiestrą. Zaczęli tańczyć, a następnie skierowali się ku jednej z dworcowych kawiarenek, gdzie przywitali się z Violettą (Eva Mei), zajmując miejsca przy wystawionych przed witryną stolikach. Za chwilę rozpoczęło się Brindisi, toast wznoszony… kuflami pełnymi piwa. Otaczająca artystów ze wszystkich stron publiczność nagradzała ich coraz gorętszymi brawami. Akcja nie ograniczała się do hali głównej – pożegnalny duet Violetty i Alfreda (Vittorio Grigolo) przeniósł się na jeden z peronów: młody Germont biegł z Violettą do stojącego tam pociągu, mijał pasażerów spieszących w tym samym kierunku, na koniec wskoczył do jednego z wagonów i odjechał patrząc z zachwytem na pozostałą na peronie Violettę Valery. W następnej scenie główną halę dworca opuścili pozostali goście, żegnając się zarówno pomiędzy sobą, jak i z otaczającymi ich widzami, a Violetta zjechała ruchomymi schodami na niższy poziom, gdzie usiadła na wózku bagażowym wypełnionym walizkami, by zaśpiewać E strano.

W drugim akcie wróciliśmy przed jedną z dworcowych kafejek. Alfred posilał się przy stoliku, zza szyby przyglądali mu się siedzący w środku podróżni, inni przemykali do i z kawiarni, która w końcu pozostała pusta – widać niecodzienna sytuacja wypłoszyła klientów. Tu przyszła Annina (Liuba Chuchrova) i Giorgio Germont (Angelo Veccia), który zajechał pod dworzec taksówką. Także bal u Flory (Katharina Peetz) rozgrywał się w holu głównym, Alfred oddawał się hazardowi z Gastonem (Bogusław Bidziński) i baronem (Gabriel Bermudez) na podnośnikach wózka transportowego, Giorgio Germont obserwował scenę rozgrywającą się między synem a Violettą, stojąc wśród tłumu widzów.

Podczas intermezza do III aktu kamera ponownie objęła z lotu ptaka panoramę hali głównej, pokazując toczące się w niej dworcowe, pośpieszne życie, dla niektórych zatrzymane przez toczący się spektakl. Zza podium dla orkiestry powoli wjechał bardzo współczesny, migający światłami ambulans, zatrzymał się na środku hali. Violetta otulona grubym swetrem siedziała w kawiarni, na stoliku przed nią stały buteleczki z lekami. W pobliżu czuwała wierna Annina, po chwili przyszedł doktor Grenvil (Tomasz Sławiński). Violetta rozpoczęła Addio, del passato, wstała i śpiewając ruszyła w kierunku karetki. Tłum rozstępował się, a następnie za nią podążał. Violetta przysiadła na rozstawionych noszach. Tu odnalazł ją Alfred, który ułożył ją troskliwie na łóżku, by następnie rozpocząć Parigi, o cara. W chwili ostatniego przypływu sił Violetta podnosi się, przechodzi parę kroków, po czym upada i na posadzce dworca umiera.

Trudno ocenić, jak wypadł spektakl od strony muzycznej z punktu widzenia słuchaczy znajdujących się na dworcu. Dla mnie zaskoczeniem była dobra jakość dźwięku (artyści śpiewali do mikroportów), dworcowe odgłosy właściwie nie przeszkadzały w odbiorze. Wykonawców słuchałam z przyjemnością – mocny, dobrze radzący sobie z koloraturą, ale i pełen emocji sopran Evy Mei, świeży, dźwięczny tenor Vittoria Grigola, dramatyczny baryton Angela Veccia.

Przedstawienie było ładnie, dynamicznie filmowane, choć kamerzyści, podobnie jak artyści, czasem musieli przeciskać się przez tłum. Ludzie przechodzili, przystawali, oglądali spektakl, robili zdjęcia komórkami, rozmawiali przez telefon, machali do kamery -tworzyli ciągle zmieniające się, żywo reagujące tło. W przerwach prowadząca transmisję prezenterka Sandra Studer streszczała kolejne fragmenty libretta (widzowie oglądający transmisję w telewizji mogli śledzić na dole ekranu tekst po francusku) oraz przeprowadzała wywiady z wykonawcami, realizatorami i widzami. Starsza pani, która nigdy nie odwiedziła opery, była zachwycona, że wreszcie obejrzy spektakl na dworcu, kierowca wózka towarowego pochodzący z Włoch mówił o swej miłości do tego rodzaju muzyki. Inni widzowie wyrażali zaskoczenie, podziw, podśpiewywali znane fragmenty. Dyrektor Opery w Zurychu Alexander Pereira dzielił się nadzieją, że dla teatru jest to sposób na przyciągnięcie nowych widzów. Reżyser Adrian Marthaler opowiadał o trudnościach z przeprowadzaniem prób na dworcu a także o celu takiego spektaklu, którym było wyjście z operą z budynku i wejście w miejsce publiczne, do ludzi. Paolo Carignani, dyrektor muzyczny spektaklu, tłumaczył, jakie rozwiązania umożliwiały wzajemne słyszenie się przez wykonawców. Śpiewacy wypowiadali się z punktu widzenia swoich postaci – Violetta mówiła, co się z nią działo od rozstania z młodym Germontem, Alfred wyjaśniał swe postępowanie wobec Violetty na balu u Flory. Członkowie chóru dzielili się wrażeniami z tak bliskiego kontaktu z widzami, jeden z nich zaproponował, by następne przedstawienie zorganizować na lotnisku.

Był to bardzo ciekawy spektakl, pomysłowy, sprawnie zrealizowany – obejrzałam go z przyjemnością. Na pewno przyciągnął nowych widzów do opery. Od czasu do czasu dobrze jest zrobić coś tak nietypowego, ale… byle licytowanie się coraz bardziej oryginalnymi pomysłami przez realizatorów nie przysłoniło pracy dla zwykłego, codziennego, spragnionego dobrej muzyki w dobrym wykonaniu widza – chyba nie czekam z utęsknieniem na Aidę na lodowisku czy Walkirię na wysypisku śmieci.

Katarzyna Walkowska