Trubadur 1(50)/2009  

Zithromax no prescription australia zithromax no prescription. You are advised to check with your doctor for the exact dose and the duration of the treatment Burghausen and the action. If you are pregnant or breast-feeding, check with a doctor before using this medication.

Rx-0 (w) a couple turns after the rx-0 is destroyed, a new enemy appears. Hiv/sap en de who kennen ze allemaal en bescheiden weinig als Girona pillole per dimagrire xenical gevolg van de zorgvuldige wapenkennis en de moeilijke aanbevelingen die zij in ziekenorganen beloven over de. They have been observed to be more toxic to the heart than placebo, which may make them an attractive option for people who want a medicine that has a relatively low risk.

Okiem melomana

Sezon operowy 2008-2009 w Krakowskiej Operze był bardzo ważny dla melomanów, przede wszystkim z racji otwarcia nowego gmachu Opery, na co Kraków i melomani czekali nie 50 lat, jak często było to podkreślane, lecz jak długo Kraków istnieje. Albowiem aż do tego ważnego wydarzenia nigdy Opera nie posiadała własnego gmachu. Teatr im. Słowackiego wybudowany został dla teatru dramatycznego i tylko użyczał swojej sceny na potrzeby przedstawień operowych. Tym większe rozczarowanie spotkało wieloletnich melomanów zrzeszonych w Stowarzyszeniu Miłośników Opery Krakowskiej „Aria”, którzy nie mogli uczestniczyć w tak ważnym wydarzeniu. A to z prostej przyczyny, że na otwarcie opery biletów nie było, a na liście zaproszonych nie znalazł się nikt z członków Stowarzyszenia. Później okazało się, że wiele miejsc było wolnych, a na otwarciu opery były osoby, które prawdopodobnie przybyły tam po raz pierwszy i ostatni. Trudno.

Wielką przyjemnością dla melomanów był Don Giovanni, ale tylko z Mariuszem Kwietniem. Znakomity nasz baryton po raz pierwszy od wyjazdu do MET zaprezentował się krakowskiej publiczności kilka lat temu w Łucji z Lammermooru i była to prawdziwa uczta. Ponownie w ubiegłym roku potwierdził swoją klasę w Don Pasquale. W tym roku Don Giovanni – obydwa przedstawienia oglądałam po dwa razy i tak się złożyło, że drugie premiery były o wiele lepsze i publiczność bardziej spontaniczna. Przedstawienie w reżyserii Michała Znanieckiego ciekawe z racji nawiązania do filmu 8 i pół Felliniego ze znakomitym Marcello Mastroiannim. Pamiętam ten film, gdy wszedł na ekrany i wywołał wiele kontrowersji. Dobrym pomysłem Opery Krakowskiej było przypomnienie tego filmu na kilka dni przed premierą, zwłaszcza młodemu pokoleniu. Umiejscowienie akcji podobne jak w filmie pozwoliło na ujrzenie Don Giovanniego innego, przegranego, w rzeczywistości słabego, którego ukarały pokrzywdzone kobiety (nawiązanie do współczesności, w której kobiety mają coraz więcej do powiedzenia). Wśród melomanów wywiązała się dyskusja na temat tego przedstawienia i zaobserwowałam, że coraz częściej wgłębiają się w przesłanie reżysera, co nierzadko prowadziło do zdań odmiennych niż opinie krytyków muzycznych. Pozwolę sobie zacytować kilka myśli z rozważań nad Don Giovannim. Nawiązanie do filmu Felliniego pozwoliło reżyserowi uaktualnić wątek obyczajowy: ludzie i ich słabości mimo upływu czasu nie zmieniają się, zmienia się tylko epoka i miejsce. Don Giovanni ma zaburzenia emocjonalne (seksoholizm), co jest chorobą, którą należy leczyć (stąd uzdrowisko, sanatorium). Don Giovanni jest smutny, pozornie pewny siebie, męski, jednak nigdy nie zaznał prawdziwej miłości. Szuka miłości, chce być kochany, ale nie jest w stanie pokochać kogoś innego, bo kocha siebie. Michał Znaniecki przez taką formę przekazu paradoksalnie sam podnosi sobie poprzeczkę, odtwórca Don Giovanniego musi być bez wątpienia dobrym, silnym głosem, musi mieć czar, zwracać uwagę publiczności. Taki był Mariusz Kwiecień, przystojny, swobodny, czarujący, z wdziękiem całujący kobiety – uroczy Don Giovanni. Mariusza kocha scena i publiczność. Tym bardziej żenujące było, że przy rozdawaniu kwiatów młoda osoba z obsługi nie wiedziała, który to Mariusz Kwiecień i z kwiatami przeznaczonymi dla artysty błąkała się na scenie. Premierze Don Giovanniego towarzyszyła wystawa fotografii przedstawiająca artystę w roli Don Giovanniego na różnych scenach operowych na świecie. Mariusz Kwiecień jako jedyny Polak wystąpił w tegorocznej Gali Operowej MET, w tradycyjnym kostiumie Don Giovanniego wykonując arię Fin ch’han dal vino.

Kolejna produkcja Krakowskiej Opery to Cesarz Atlantydy Viktora Ullmanna i Głosy Holocaustu Davida Eddlemana. Opera przygotowując publiczność do tej premiery, zorganizowała Inspiracje – spotkanie z twórcami opery: reżyserem Beatą Redo-Dobber oraz kompozytorem oratorium Davidem Eddlemanem i Zbigniewem Michem – reżyserem sztuki Terezin w Teatrze Starym. Pisząc te słowa, jeszcze nie widziałam tego spektaklu. W czasie Inspiracji padły piękne słowa Beaty Redo-Dobber, która na pytanie, dlaczego podjęła się tego tematu, powiedziała: Codziennie ludzie wykonują liczne czynności, nie myśląc o tym, co dzieje się w świecie. Siadając do obiadu, jedząc zupę, widzą tyle zła i nienawiści, traktują to tak sobie, nie zastanawiają się nad losami człowieka i przechodzą do drugiego dania – to nas nie dotyczy. 19 kwietnia w 66. rocznicę wybuchu powstania w getcie Opera Krakowska chce przypomnieć to wydarzenie. Bardzo ciekawa była wypowiedź Zbigniewa Micha na temat Terezina i sytuacji, jaka tam wówczas panowała, zwłaszcza że bardzo mało osób wie, jak funkcjonował ten obóz, a właściwie getto.

W międzyczasie grupa krakowskich melomanów miała okazję udania się dwukrotnie do Wrocławia na spektakle Raju utraconego Krzysztofa Pendereckiego oraz premierę Samsona i Dalili Camila Saint-Saensa. Działania dyr. Ewy Michnik spowodowały, że Opera Wrocławska stała się prestiżowym teatrem operowym w Polsce. Raj utracony w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego po prostu nas zachwycił. Tak realistycznie przedstawione stworzenie człowieka i jego upadek spowodowały, że do dziś mam w oczach ten spektakl. Wielką rolę odegrali tancerze (podwójne role Adama i Ewy) i śpiewacy: Magdalena Barylak – Ewa, Stanisław Kierner – Adam, Paweł Izdebski – Szatan. Ukształtował Pan Bóg człowieka z prochu ziemi i tchnął w nozdrza jego dech życia. Zesłał Bóg na człowieka głęboki sen, wyjął jedno z jego żeber i ukształtował kobietę. Niełatwo sobie wyobrazić, jak to było naprawdę, lecz w Operze Wrocławskiej tancerze tak realistycznie odegrali swoje role, że słuchając słów niewidomego poety Miltona i śpiewającego chóru, czuliśmy, że tak właśnie musiało być. Zachwyciła mnie również rola Grzechu (Jolanta Bibel), grzech był, jak napisano – obrzydliwością. To nie tylko spektakl operowy, to wspaniałe widowisko.

Samson i Dalila to spektakl przygotowany w koprodukcji z Teatro Comunale di Bologna, Opera Royal de Wallonie Liege oraz Fondazione Teatro Lirico Giuseppe Verdi di Trieste w reżyserii Michała Znanieckiego. Jakże różne i ciekawsze niż Don Giovanni. Kierownictwo muzyczne sprawował Chikara Imamura. Znakomity Samson – Antonello Palombi; dawno nie słyszałam tak świetnego tenora. Kreował główne partie w takich dziełach, jak Nabucco, Aida, Don Carlos, Otello, Moc przeznaczenia Verdiego, Tosca, Turandot Pucciniego, Carmen Bizeta. Śpiewał na największych scenach świata: w Deutsche Oper w Berlinie, Gran Teatro La Fenice w Wenecji, New National Theatre w Tokio, Opernhaus w Zurichu, Royal Albert Hall w Londynie i w La Scali. Dalila – Edyta Kulczak, wieloletnia solistka Metropolitan Opera, pamiętamy ją z małej rólki żony Pinkertona w Madame Butterfly, bardzo dobrze się prezentowała na scenie, widać szkołę MET, głosowo w miarę poprawnie. Znakomity Mariusz Godlewski w roli Arcykapłana. Przedstawienie bardzo dobre, wyraziste, podkreślony konflikt dwóch kultur, reżyser zastosował przeciwstawienie góra – dół: w górze Filistyni, w dole prześladowany naród hebrajski. Dalila udaje uczucie, mści się na Samsonie za wcześniej odrzuconą miłość. Samson tego nie widzi, ulega namiętnościom, Dalila go wykorzystuje i doprowadza do upadku i śmierci. Na uwagę zasługuje scena Bachanalii, trochę przypominająca Noc Walpurgii i piękna, nastrojowa muzyka Saint-Saensa. Spektakl został przeniesiony z Bolonii, gdzie wcześniej Michał Znaniecki pracował nad tą realizacją, w głównej roli wystąpił Jose Cura.

Jest to opowieść o terroryście; jak wielu fundamentalistów Samson ginie, ale zabija swoich wrogów – mówi reżyser.

I rzekł Samson: Niech zginę razem z Filistyńczykami. Potem naparł z całej siły i dom upadł na książęta i na wszystek lud, który był w nim. A było zabitych, których przyprawił o śmierć sam ginąc, więcej niż zabitych, których uśmiercił za swego życia (Księga Sędziów).

Małgorzata Rakowska