Trubadur 1(50)/2009  

Throughout history priligy johnson family priligy have been a name for the disease and not the patient. This medication is not approved in the uk, usa and australia, but is in some Scottburgh map european countries. Order clomid online online no prescription required.

Dapoxetine was approved for use in women with the signs of pregnancy or a medical condition related to pregnancy (gestational diabetes, preeclampsia) or for the treatment of premature labor or postterm pregnancy. In noisily acquisto viagra estero sentenza this connection it is used in combination with an antibacterial agent or with other medicines. What are the side effects of priligy 30 mg 6 tablet?

Tristan
Marzenie baletomana

Teraz wydaje mi się, że czasy, gdy narzekałam na nasz warszawski balet minęły jak zły sen – obudziłam się z niego na premierze Tristana – baletu w choreografii Krzysztofa Pastora do muzyki Ryszarda Wagnera. Na premierę szłam pełna nadziei spowodowanych zarówno zmianą dyrekcji warszawskiego baletu i zapowiedziami reform, które są szykowane na tym polu, jak i sławą świetnego choreografa, która już od dawna była znana warszawskim baletomanom. I muszę przyznać, że nie tylko się nie zawiodłam, ale i to, co zobaczyłam na scenie przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Warszawski zespół w krótkim czasie złapał najwidoczniej „drugi oddech” – jak równo tańczył zespół, jak skakał, z jakim wyrazem tańczyli soliści – aż się chce oglądać!

Sama choreografia jest oparta na technice klasycznej, ale z bardzo ekspresyjnymi elementami współczesnymi przywodzącymi na myśl skarbnicę pomysłów choreograficznych najlepszych twórców od Balanchine’a po Eka. Świetnie współtworzyły dzieło elementy scenografii – tarcze żołnierzy czy lustro odbijające i zasłaniające-odsłaniające parę kochanków.

Artyści – zarówno soliści, jak i zespół – stanęli na wysokości zadania. Gwiazdą gościnną spektaklu był solista sztokholmskiego baletu Jan Erik Wikström – artysta najwyższej klasy. Potrafił na pustej scenie skupić na sobie niepodzielnie uwagę widza, spójnie przedstawić kolejne przemiany Tristana, poruszyć nas jego tragedią, jednocześnie zachwycając perfekcją techniczną. Nie bez znaczenia były świetne warunki tancerza, na scenie wydającego się nieco atletycznym choć smukłym, świetne rozciągnięcie, lekkość skoku i w ogóle wszystkich tanecznych ewolucji, a przy tym jakaś dystynkcja, elegancja. Być może to stąd, że artysta nosi zaszczytny tytuł Tancerza Dworu Królewskiego… Partnerowała mu jako Izolda wzruszająca, czarująca, a jednocześnie tragiczna Izabela Milewska. Wspaniale odnalazła się w tej roli, perfekcyjnie wykonując wszystkie zadania nałożone na nią przez choreografa. Nawet jeśli ktoś nie zna się zbytnio na tańcu, nie mógł nie docenić przejmującej gry aktorskiej tancerki, wyrażającej mimiką i gestem dramatyzm postaci. Bardzo wzruszające! Z przyjemnością podziwiałam w rolach rodziców Tristana Dominikę Krysztoforską (Blancheflor) i Siergieja Basałajewa (Riwalen), skupionych na odtwarzanych postaciach i jakby nieobecnych na scenie, a przez to zupełnie nie z tego świata. Oto przykład jak dobrze, zgodnie ze swoim emplois tancerze mogą zachwycać, podczas gdy w niedopasowanych do ich możliwości i estetyki ruchu rolach drażnią. Dobrym królem Markiem był Wojciech Ślęzak – bardzo solidnie pokazana rola poważnego króla, który wie, czym jest obowiązek, a uwodzicielsko drapieżną Ozyldą – Marta Fiedler (po raz kolejny oglądana przeze mnie z przyjemnością na warszawskiej scenie). Wreszcie dobrą partię udało się znaleźć dla Sebastiana Soleckiego w roli piastuna Tristana, a równie świetnie dobrani zostali trzej podstępni Baronowie: Jacek Tyski (witamy znów w TW-ON!), Michał Tużnik (solidny tancerz, dotychczas oglądany w tańcu rosyjskim w Dziadku do orzechów czy jako Alain w Córce źle strzeżonej) oraz Paweł Koncewoj (obiecująco zaprezentował się jako Mercutio w Romeo i Julii).

Nie zawiodła mnie (w większości) i druga obsada, co bardzo cieszy, bo bolączką warszawskiego zespołu ostatnimi czasy były braki w obsadach – jak udało się zebrać jedną przyzwoitą to na drugą już nie było co chodzić – najczęściej katastrofa! Tym razem z przyjemnością obejrzałam spektakl z udziałem Dagmary Dryl (Izolda) i Pawła Koncewoja (Tristan). Oboje jak na tak młodych i wciąż jeszcze nie dość doświadczonych tancerzy poradzili sobie bardzo dobrze z techniczną stroną choreografii, a i ze strony aktorskiej i emocjonalnej wyciągnęli całkiem sporo. Można rzec, że oboje byli spokojniejsi, mocniejsi od swoich premierowych poprzedników, mniej rozedrgani, ale nie mniej wyraziści. Gorzej wypadła para rodziców Tristana czyli Magdalena Ciechowicz i Robert Bondara. Miałam wrażenie, że oboje nazbyt się spieszą, aby wykonać układ i nie mają czasu na myślenie jak „upłynnić” i uspokoić wykonywane kroki i figury. Ciechowicz wręcz miała parę momentów, w których wyglądało jakby zapomniała choreografii, nie była też dość płynna w ruchach i skokach, lepiej radził sobie Robert Bondara, ale i on powinien pamiętać o przepływie energii w ciele, rozciągnięciu w plie, itd.

Pewne obawy obudziły we mnie przed premierą zapowiedzi, że autorem kostiumów ma być Michał Zień – dotychczas zazwyczaj gdy kreatorzy mody brali się do przygotowywania kostiumów operowych, mogłam się spodziewać rewii mody nie liczącej się z wymogami gatunku czy sensem spektaklu – miałam wrażenie, że projektanci wreszcie dorwali się do dużej sceny i nieograniczonych zasobów finansowych teatru, gdzie mogli się pokazać i „wyżyć”. Tym razem „zawiodłam się” pozytywnie – kostiumy były nowoczesne, ale bardzo ładne, dobrze oddające nastrój dzieła, nie nachalne, ale respektujące ograniczenia, jakie niesie ze sobą praca dla baletu. Bardzo miło się je oglądało. Podobały mi się także dobrze z nimi współgrające umowne dekoracje projektu Katarzyny Nesteruk.

Bardzo pięknie towarzyszyła tancerzom orkiestra teatru pod dyrekcją Tadeusza Kozłowskiego. Muzyczna kanwa baletu – suita z opery Tristan i Izolda Wagnera skomponowana czy raczej złożona przez Henka de Vliegera oraz pięć Wesendonck Lieder (na premierze pięknie wykonane przez Agnieszkę Rehlis) nie należy do najłatwiejszych, zwłaszcza, że miała być to muzyka „do tańca”, a nie wagnerowska „symfonia”. Po premierze spotkałam się z takimi zarzutami, że taniec nie oddał całego bogactwa wagnerowskiej partytury, lub wręcz że nie mógł oddać i po co się było brać za tę właśnie muzykę… Rozumiem problem pełnych puryzmu wagnerzystów, którzy znają na pamięć każdy motyw i jego znaczenie w operze, ale to nie była i nie miała być tańczona opera, ani interpretacja muzyki Wagnera zgodna z jego ideami i teorią, tylko połączenie jej z mityczną inspiracją, od której wyszedł choreograf. W tym względzie wydaje mi się, że Krzysztof Pastor ciekawie wykorzystał materiał muzyczny pokazując na jego tle całe życie Tristana od narodzin po śmierć, może jedynie nieco za długo rozwodząc się nad jego latami nauki i porwaniem przez piratów, no ale za to jak piękne obrazy taneczne zbudował w tych scenach! Oby był to dobry początek jeszcze lepszej współpracy warszawskiego zespołu (mającego nosić teraz zaszczytne miano Polskiego Baletu Narodowego posiadającego autonomię w ramach Teatru Wielkiego) i mam nadzieję, że nieprędko minie naszym tancerzom zapał do pracy pod nowym kierownictwem i nad nowym repertuarem.

Jolanta Gula