Trubadur 2(51)/2009  

It is the most powerful drug which has good results. Clomid tablets online in the uk on this page https://rutenkroeger.de/37138-cialis-5mg-ohne-rezept-kaufen-83076/ we have tried to provide useful information for you. It has been approved by the food and drug administration (fda) for the treatment of breast cancer in women.

Once i took these pills for the first time, i started to feel better and did not develop any more infections. The active ingredient, Matão cialis 10 o 20 mg opinioni prednisone, works to decrease inflammation. Tamoxifen is an effective drug in the treatment of both estrogen and progesterone receptor positive, her2 negative, estrogen receptor positive, or basal-like breast cancer (the most common form of the disease).

Hrabina Marica
w Gliwickim Teatrze Muzycznym

Operetka klasyczna coraz rzadziej gości na scenach naszych teatrów muzycznych. Zastępuje ją musical, głośny, czasem wręcz hałaśliwy, często o niezbyt wysokiej wartości artystycznej, ale przecież mający swych licznych zwolenników zwłaszcza wśród młodego pokolenia. Pojawienie się więc na scenie klasyki operetkowej staje się zwykle wydarzeniem artystycznym. Tym bardziej, jeśli jest to podbudowane solidną reżyserią i dobrym aparatem wykonawczym. A tak bywa zazwyczaj na premierach Gliwickiego Teatru Muzycznego, wiodącej dziś bodaj sceny muzycznej w kraju, kultywującej przy tym wspaniałe tradycje Operetki Śląskiej.

Hrabina Marica zagościła na gliwickiej scenie już po raz trzeci (poprzednio w 1968 i 1990 roku). Reżyserii podjął się (po raz drugi) Henryk Konwiński, ceniony tancerz, choreograf i reżyser mający za sobą szereg udanych inscenizacji baletowych, operowych i operetkowych. Otrzymaliśmy więc przedstawienie utrzymane w tradycyjnej, zgodnej z duchem czasu i epoki konwencji. Stosowne dekoracje i (na ogół) kostiumy, spora dawka bardzo dobrego baletu, jak zwykle dobrze przygotowany chór oraz pełne wyczucia sceny i atmosfery muzyki kierownictwo muzyczne doświadczonego Rubena Silvy.

Oglądałem dwie różne obsady solistyczne (21 i 22.11.2009 r.). Łączy je bardzo staranne opracowanie ról, niewątpliwa uroda głosów i doskonała aparycja sceniczna śpiewaków. Partię tytułową wykonały debiutująca w tej roli Anita Maszczyk i primadonna sceny gliwickiej Małgorzata Długosz. Anita Maszczyk znana była dotąd z raczej lżejszych ról subretek. I trzeba przyznać, iż podejmując rolę znacznie większą i o wiele bardziej wymagającą wokalnie, poradziła sobie z nią całkiem poprawnie. Stworzyła zalotną, pełną kokieterii podpartej urodą, postać. Marica gliwicka to nie pierwsza Marica Małgorzaty Długosz. Zna i czuje ją ona doskonale, śpiewa znakomicie, to autentyczna primadonna sceny operetkowej. W geście, ruchu, wdzięku scenicznym jest bezbłędna i naturalna. Kolejny więc wielki sukces tej artystki.

Wiele ekspresji wniósł do swej interpretacji partii Tassila znakomity amant gliwickiej sceny – Witold Wrona. Aktorsko doskonale wcielił się w postać zubożałego arystokraty. Opanowany, gdy trzeba, żywiołowy, emocje dozował umiejętnie. A śpiewał przy tym porywająco, nie forsował głosu, prowadził go bardzo naturalnie, pewnie i swobodnie na całej rozpiętości skali. Adam Sobierajski, drugi wykonawca partii Tassila imponował możliwościami wokalnymi, pięknym również śpiewem, choć chwilami głos jego zdradzał pewne oznaki zmęczenia. Jego interpretacja postaci była natomiast bardzo powściągliwa, znacznie mniej ekspresyjna.

Sympatyczne kreacje hrabianki Lizy stworzyły Ewelina Szybilska (młoda absolwentka katowickiej AM, mająca już także za sobą debiut operowy w partii Musetty w Cyganerii na scenie Opery Śląskiej) i mocny atut gliwickiej sceny – Violetta Białk. Obie dobrze śpiewały, czarując przy tym swobodą aktorską i wdziękiem. W rolę Kalmana Żupana wcielili się Michał Musioł i Arkadiusz Dołęga, jak zwykle niezawodni. Piękną piosenkę Cyganki (w pierwszym akcie) doskonale zaśpiewały Jolanta Kremer i Anna Wilczyńska. Bawili publiczność w partiach charakterystycznych Jerzy Gościński (Populescu) i Jerzy Bytnar (Peniżek).

Myślę, że ta inscenizacja Maricy na długo zagości na gliwickiej scenie.

Jacek Chodorowski