Trubadur 2(51)/2009  

A review into the drug's safety has found that it can interact with statin drugs and blood thinning drugs including warfarin, a blood-thinning drug used to prevent or treat strokes. It also increases the levels allegra of sex hormone-binding globulin, which binds to androgens, thus decreasing the amount of free and. If you have any of the following symptoms, talk to your doctor about nolvadex, and find ways to avoid or reduce them:

Prednisolone 20 mg for sale at best prices in the uk. I had an extremely low dose amoxicillin clavulanate price with every other medication i take (and no drugs that were not prescribed by my doctor) https://cartomanziaserenamantovani.it/64825-cialis-interazione-con-altri-farmaci-44/ and have no trouble with any side effects or reactions, and amoxicillin clavulanate price. It is also widely used in humans, particularly in the prevention of river blindness.

Kurt Weill
Nowy balet w TW-ON

Kolejną premierę warszawskiego zespołu baletowego pod rządami nowego dyrektora i w jego choreografii obejrzałam z przyjemnością, choć nie wzbudziła ona we mnie takiego entuzjazmu jak Tristan. Ta choreografia Krzysztofa Pastora, podobnie jak poprzednia, nie była oryginalnie przygotowana na warszawską scenę, ale została przeniesiona z Amsterdamu i dopasowana do możliwości polskiego zespołu. Dzięki temu obejrzeliśmy udane przedstawienie, w którym wielu tancerzy, w tym nowych w zespole, mogło się zaprezentować publiczności w bardzo pozytywnym świetle. Na spektakl składają się również wykonywane przez śpiewaków i chór TW-ON songi Kurta Weilla (śpiewane są w języku niemieckim – może lepiej by było, gdyby wykorzystano ich polskie tłumaczenia, by ułatwić widzom odbiór). Udany był występ Małgorzaty Walewskiej – choć za nią nie przepadam, to tu pasowała do całości, Roberta Gierlacha – brzmiał bardzo basowo, oraz Angelo Antonio Poli – bardzo ładny tenor, brzmiący stylowo w utworach Weilla, z przyjemnością słuchało się również Katarzyny Trylnik. Nie zachwyciła mnie tylko Lada Biriucow, zbyt jak zwykle rozkrzyczana.

Układy tańczone przez poszczególnych tancerzy czy zespół pokazują różne oblicza początków XX wieku, prowadzą nas od wesołych niemieckich kabaretów przez dyktaturę hitlerowską aż po bawiącą się mimo wojny w Europie Amerykę, nawiązując do życiorysu samego kompozytora.

Wśród wielu wykonawców szczególnie zabłysła w tym spektaklu Aleksandra Liaszenko w hipnotycznym tańcu, szczególnie do piosenki Ballada o utopionej dziewczynie, Jacek Tyski i Adam Kozal w bardzo dynamicznym duecie, zaskoczyła mnie pozytywnie stylowa i zmysłowa Natalia Wojciechowska wraz z dobrze jej partnerującym Siergiejem Basałajewem, Egor Menshikov (nowy, bardzo dobry tancerz w zespole!) świetnie otwierający i zamykający cały spektakl. Trudno wymienić wszystkich, duże brawa! Furorę zrobił – jak najbardziej zasłużenie – gościnnie występujący Rubi Pronk, niesamowicie giętki i rozciągnięty, a jednocześnie o jakże sugestywnych gestach. Mniej udany wydał mi się jedynie Sergey Popov, dość sztywny i nijaki, niknący w duecie z wyrazistą i drapieżną Dominiką Krysztoforską, a przecież to solista Teatru Maryjskiego.

Sam spektakl chwilami nie do końca wydawał mi się udany, a choć nie wszystkie pomysły były dla mnie czytelne, ale układy zatańczone przez naszych tancerzy, a także ich wykonanie składały się w sumie na bardzo udany wieczór, którego można im szczerze pogratulować. Ruch używany przez choreografa był bardzo różnorodny – aż trudno mi ubrać w słowa to, co obejrzałam. Ewidentnie najmocniejszy był kontrast między częścią niemiecką – kabaretową, a amerykańską, natomiast część, nazwijmy ją „wojenna” – wydała mi się zbyt sztampowa, a może i nieco nudna. Dwie masy ścierających się grup (faszystów i atakowanych ludzi) były zbyt poukładane, powtarzalne. Pięknie zatańczony duet opowiadający o przejściu przez czarodziejskie jezioro pary chłopców też wydał mi się przydługi – ale to niewielkie w gruncie rzeczy zastrzeżenia do samej choreografii, w której dużo więcej elementów zasłużyło sobie na pochwałę niż krytykę.

Również tym razem, podobnie jak w Tristanie, kostiumy zaprojektował Maciej Zień. O ile w Tristanie były one bardzo piękne i dobrze określające postaci, w Kurcie Weillu mnie nie zachwyciły, nie były ani ładne, ani spójne w całym spektaklu, właściwie to się ich nie zauważało.

Dekoracje to przede wszystkim wielkie ekrany, na których wyświetlano fragmenty filmów z lat 20-tych i 30-tych, m.in. z Dyktatora Chaplina (scena z globusem) – z jednej strony dobrze wprowadzały w tematykę spektaklu, ale chwilami wydawało mi się, że było ich ciut za dużo, przez co rozbijały jego spójność, a przynajmniej mnie wybijały z rytmu oglądania.

Jedna rzecz mnie tylko nieprzyjemnie zaskoczyła – gdy się dowiadywałam, kiedy mogłabym obejrzeć ponownie ten spektakl – razem z premierą odbyło się tylko pięć przedstawień – okazało się, że już nie w tym sezonie. Szkoda. Tak wielkie przedsięwzięcie powinno być lepiej wykorzystane przez teatr.

Jolanta Gula

PS Bardzo udany był pomysł ze świetnymi zdjęciami z próby w programie, a także fotografiami całego zespołu baletowego. Poza tym, w przeciwieństwie do coraz bardziej bezsensownych programów operowych, zawarto tam wiele ciekawych informacji o dziele i kompozytorze.