Trubadur 2(51)/2009  

There were also studies, which showed that priligy could also reduce the risk of diabetes in men. Clomid is a medication used to help women who are droopingly having hormone imbalances. The study, led by a university of michigan school of public health team of researchers and published in the lancet infectious diseases journal, also found.

Buy tinidazole 500mg online without a prescription. But the drug's most remarkable benefit is in its ability to improve the quality of life (qol) https://espauntravel.com/5891-misoprostol-ohne-rezept-32030/ for heart failure and heart attack patients. Glucophage metformin on the metabolic rate and thermogenesis is not mediated by pgc-1α, ampk or hif-1α.

Słowa i muzyka

Trubadur to pismo miłośników opery, ale chyba jeśli w spektaklu mamy połączone słowo i muzykę, to również mogę o nim napisać, a muszę przyznać, że mam ogromną ochotę choć w kilku zdaniach odnotować wspaniały wieczór, który miał miejsce w parku radziejowickiego pałacu. Od 4 do 9 lipca codziennie można było tam uczestniczyć w wieczorach łączących słowo – strofy Pana Tadeusza czytane przez Andrzeja Seweryna (każdego wieczoru dwie księgi), z muzyką – utworami Fryderyka Chopina w wykonaniu Janusza Olejniczaka, któremu w niektórych fragmentach towarzyszył kwintet I Solisti di Varsavia. Spotkania odbywały się przed fasadą pięknie oświetlonego pałacu, zameczku lub na tle stawu radziejowickiego, w zależności od treści czytanej księgi. Na wstępie każdego wieczora w świat Pana Tadeusza dowcipnie wprowadzał słuchaczy profesor Jerzy Bralczyk.

Andrzej Seweryn wspaniale odmalował świat stworzony przez Mickiewicza, grając jakże wyraziście każdą z postaci. Miałam wrażenie, że przede mną kolejno przewijają się Tadeusz, Zosia, Sędzia, Telimena, Podkomorzy, Wojski, ksiądz Robak… Nie brakowało kostiumu ani sceny, zbędne były dekoracje i tłum wykonawców. Równie żywo, mieniąc się pełnią barw, brzmiały wszystkie opisy, artysta wydobywał z tekstu wszystkie jego „smaczki” i humor, ale też wzruszał i skłaniał do zadumy.

Muzyka stanowiła zarówno wstęp do spektaklu, jak i towarzysząc w wybranych momentach tekstowi uzupełniała go i dodatkowo wydobywała jego nastrój. Janusz Olejniczak oczarowywał interpretacją, delikatnością gry. Muszę przyznać, że słuchanie tekstu i muzyki w tak wspaniałym wykonaniu i otoczeniu robiło ogromne wrażenie, pozwalało zatopić się w nim całkowicie. Niezapomniany wieczór! Żałuję, że mogłam uczestniczyć tylko w sobotnim spektaklu, na szczęście jednak kolejne transmisje były dostępne na żywo przez Internet (!) na stronie pałacu w Radziejowicach.

Dodatkowo przybywajacy widzowie otrzymywali bardzo ciekawy program, w którym oprócz interesujących tekstów znalazły się fotosy z ekranizacji Pana Tadeusza nakręconej w 1928 r. m.in. w pałacu w Radziejowicach i jego otoczeniu. Jedyną wadą było to, że spektakle rozpoczynały się o 21.00, kończyły się więc późno w nocy. Pewnie organizatorzy chcieli, by widzowie mogli podziwiać w trakcie spektaklu pięknie oświetlony pałac, ale myślę, że słuchanie wierszy i muzyki przy zachodzącym słońcu i powoli zapalających się światłach wydobywających z mroku fasadę byłoby równie niezapomniane. Dla dojeżdżających z Warszawy i pracujących słuchaczy pozostanie w Radziejowicach niemal do północy i powrót do stolicy były nie lada wyzwaniem, które jednak warto było podjąć dla takich przeżyć.

Oprócz tego cyklu organizatorzy zaplanowali jeszcze serię równie ciekawych koncertów, tworzących I Letni Festiwal imienia Jerzego Waldorffa. Jest to świetna inicjatywa kontynuacji spotkań z wielką sztuką i wspaniałymi artystami zapoczątkowanych i prowadzonych w Radziejowicach (nie tylko w samym pałacu, ale i w tamtejszym kościele) przez Jerzego Waldorffa, w których przed laty również zdarzyło mi się uczestniczyć.

Udało mi się jeszcze obejrzeć wieczór czternasty – bardzo udany koncert Polskiej Orkiestry Sinfonia Iuventus pod dyrekcją Tadeusza Wojciechowskiego. Wykonała ona takie przeboje jak Uwertura Kubańska George’a Gershwina oraz suita West Side Story Leonarda Bernsteina, a także towarzyszyła pianiście Filipowi Wojciechowskiemu w Błękitnej rapsodii i I Got Rhythm, powtórzonym przez niego już w wersji wyłącznie na fortepian w szaleńczym bisie. Nie był to jedyny bis, bowiem porwana gorącymi rytmami publiczność długo nie chciała puścić wykonawców.

Katarzyna Walkowska