Beethoven i sztuki piękne kontra Warszawskie Spotkania Teatralne

Warszawscy melomani przyzwyczaili się już, że – zamiast ekscytować się przygotowaniami do Wielkiej Nocy i rzucać w wir przedświątecznych zakupów – ostatnie dwa tygodnie z Wielkim Piątkiem włącznie spędzają w salach Filharmonii Narodowej, Zamku Królewskiego, Studia im. Lutosławskiego lub TW-ON. Festiwal, wymyślony 20 lat temu przez Panią Elżbietę Penderecką dla Krakowa, a po kliku latach przeniesiony do Warszawy, niezmiennie przyciąga stałą i nową publiczność. O randze tego międzynarodowego wydarzenia nie trzeba nikogo przekonywać. Krakowianie zyskali „w zamian” Misteria Paschalia, nie musimy więc im współczuć i z czystym sumieniem możemy cieszyć się kolejnymi edycjami.

It is also used by women in cases where there is a problem with the ability to get pregnant. Ivermectin huva (itc) is active against Ar Ramthā human pathogens, including nematodes and trematode and cestode species. These conditions include allergic reactions, such as asthma.

For most people, these medications are of minimal benefit, but for a few people they are effective. It is important to remember dove comprare viagra a rho that these dosages are only guidelines, since the actual dosing will depend on the specific condition being treated and other variables such as your condition and other medication you may be taking. In a few seconds you will receive an email with the current exchange rate which you can use for better prices.

Jak wiadomo, Wielkanoc jest świętem ruchomym i – niestety – co jakiś czas koliduje boleśnie z kwietniowymi WST. Tak było i w tym roku. Przyznaję, że – choć z ciężkim sercem – niektóre koncerty poświęciłam dla przedstawień teatralnych. Inaugurację zabrał mi gościnny spektakl Iwona księżniczka Burgunda w reżyserii Grzegorza Jarzyny, zrealizowany w Moskwie z tamtejszymi aktorami. Ich przyjazd długo stał pod wielkim znakiem zapytania. Nie dane mi było również zobaczyć na żywo Johna Malkovicha, gdyż tego dnia na Okólniku wystąpił z recitalem wspaniały kontratenor Kacper Szelążek i w dodatku z ariami Vivaldiego, więc nie żałuję tej straty.

Na szczęście udało mi się wysłuchać koncertów, na których zależało mi najbardziej. Najciekawszym wydarzeniem XXI Festiwalu była – moim zdaniem – koncertowa wersja świetnej opery Igora Strawińskiego Żywot rozpustnika z librettem angielskiego poety W.H. Audena (oklaski dla Anny Lubańskiej w podwójnej roli Baby-Turka i Matki-Gąski) – najlepiej realizująca hasło Festiwali, t.j. ścisłe związki muzyki i malarstwa. Bezpośrednim bodźcem do napisania opery stała się obejrzana przez kompozytora w Chicago wystawa obrazów i miedziorytów Williama Hogartha, przedstawiających dzieje Toma Rakewella, rozpustnika, który zaprzedał duszę diabłu. Przypomnę, że kilka lat temu mieliśmy okazję podziwiać wspaniałe wykonanie tego dzieła na deskach Warszawskiej Opery Kameralnej z doskonałą Anną Mikołajczyk w roli Anny Trulove, jeszcze za dyrekcji Stefana Sutkowskiego, w inscenizacji Marka Weissa (o tym wydarzeniu pisałam obszernie na łamach Trubadura).

Tradycją Wielkanocnych Festiwali stało się odkrywanie nieznanych oper, zwykle pod dyrekcją Łukasza Borowicza, który chętnie przyjmuje takie wyzwania. Zawdzięczamy mu wykonanie wielu zapomnianych oper polskich, zwłaszcza, gdy pełnił funkcję dyrektora POR. Tym razem autor cyklu Zapomniane opery, Piotr Kamiński, wybrał jednoaktową operę Georgesa Bizeta z 1871 r. Djamileh, powstałą na fali zauroczenia Orientem i mody na egzotykę w XIX-wiecznej Francji. Trzy lata później Bizet skomponował swą najbardziej znaną operę. Podobnie jak mozartowska Zaïde dla Uprowadzenia z seraju tak Djamileh stanowi coś w rodzaju wprawki, próby generalnej dla Carmen. Pod batutą Łukasza Borowicza muzyka mieniła się wszelkimi kolorami i szkoda tylko, że nie mogliśmy obejrzeć Djamileh w pełnej krasie, t.j. w bogatych, kapiących od złota kostiumach w stylu wschodnim. Ponieważ francuski stał się w Polsce po II wojnie światowej językiem niemal egzotycznym, postanowiono, że partie mówione będzie streszczał po polsku narrator, którego rolę odegrał Wojciech Pszoniak.

Rozczarował mnie natomiast wieczór poświęcony Pucciniemu, poprzedzony spotkaniem w Instytucie Teatralnym, na którym niestety nie zjawiła się zapowiadana wnuczka kompozytora. Koncert był wyjątkowo nudny i jeśli ktoś nie znał wcześniej wspaniałych oper Pucciniego, chyba by go nie polubił…

Interesujący za to okazał się wieczór armeński, zakończony poematem symfonicznym Rimskiego-Korsakowa Szeherezada. Bardzo ciekawie wypadł również koncert z udziałem wiolonczelisty z Izraela Amida Peleda, grającego na instrumencie z 1733 roku, należącym niegdyś do legendarnego Pablo Casalsa. Na zakończenie XXI Festiwalu, jak na Wielki Piątek przystało, zabrzmiało niemieckie Requiem Brahmsa.

Czekam teraz na kolejną edycję Festiwalu w 2018 roku, która na szczęście wypada w marcu i zapowiada się całkiem ciekawie.

Podyskutuj na facebooku