Straszny dwór

Stanisław Moniuszko
libretto: Jan Chęciński

Kit, you can visit our website and click on buy now button, and you will be redirected to. Buy dapoxetine online without a prescription, where you Burnaby can buy dapoxetine online from online pharmacies. I’ve just lost my job, and i’ve been trying to get back my health so i can do this.

In addition to the information provided on this form, you may request additional information. It works well for people with Tournefeuille costo cialis originale farmacia weight loss problems. Rocephin beta lactamase producing enterobacteriaceae (i.e.

 

Akt I – Akt II – Akt III – Akt IV

 

OSOBY:

MIECZNIK – baryton
HANNA i JADWIGA, córki Miecznika – sopran i mezzosopran
PAN DAMAZY, zwolennik alchemii, konkurent Jadwigi – tenor
ZBIGNIEW i STEFAN, towarzysze pancerni – bas i tenor
CZEŚNIKOWA, ich stryjenka – sopran
MACIEJ, stary sługa Zbigniewa i Stefana – baryton
SKOŁUBA, były żołnierz – bas
MARTA, klucznica – sopran
GRZEŚ, parobek – tenor
STARA NIEWIASTA – mezzosopran
oraz towarzysze i żołnierze pancerni, luzacy, wieśniaczki i wieśniacy, goście Miecznika, myśliwi

Prolog w obozie towarzyszy pancernych i wiosce Stefana i Zbigniewa, następne akty w dobrach Miecznika.

 

AKT I

Obóz towarzyszy pancernych, z lewej wejście do gospody stojącej w lasku, z prawej kilka namiotów.

 

SCENA l
Przed gospodą przy stołach towarzysze kończą ucztę, luzacy usługują im nalewając w czary miód, który przynoszą z gospody. W głębi żołnierze, jedni w pancerzach, drudzy bez nich, grzeją się przy dużym ogniu nanieconym wśród drzew już w połowie opadłych z liścia. Z prawej stół, przy którym ucztuje gromadka żołnierzy, wśród nich Maciej trzyma pierwsze miejsce. Zbigniew i Stefan między kolegami przy stole z lewej strony. Wieczór.

Chór
Więc gdy się rozstaniem,
Przed słońca świtaniem,
Kto żyw, kto brat,
Bierz w dłoń pełną czaszę!
Strzemienne rzecz godna
Wychylić je do dna.
Sto lat, sto lat,
Niech trwa zdrowie nasze!
trącają się pucharkami.
Dokoła spokojnie
Ni słychu o wojnie,
Znać tak tę rzecz
Prowadzi sam Bóg!
Kto w ziemie bogaty,
Niech wraca do chaty,
Kto chce, niech miecz
Przekuje na pług!

Zbigniew
Źle mówicie bracia mili,
Chociaż pokój daje Bóg,
W jakiejże to rycerz chwili
Oręż swój przekuwa w pług?
Wszak obydwóch ludziom trzeba,
Pług z orężem, z bratem brat,
Bez pierwszego nie ma chleba,
Drugi broni pól i chat!
Toż u ściany naszej chatki
Jak ważności świętej rzecz,
Pod obrazem Bożej Matki,
Zwiśnie pancerz, hełm i miecz!
I gdziekolwiek złe nadleci,
Aby w piekło zmienić raj,
W dłoni tej nie pług zaświeci,
Gdy powoła Bóg i kraj!

Maciej i chór
I gdziekolwiek złe nadleci,
Aby w piekło zmienić raj,
W dłoni tej/ich nie pług zaświeci,
Gdy powoła Bogi kraj!

Stefan
Zamiast bezczynnie służyć w żołnierce,
Wracamy z bratem w domowy próg,
Lecz zachowamy zbroję i serce,
Jak dla ojczyzny wypada sług.
Rdza ich nie ujmie pod panowanie,
A chcąc rycerskie afekta kryć,
Zostaniem oba w bezżennym stanie,
By w każdej chwili swobodnym być!
Toż kiedykolwiek burza nadleci,
Czy to z odległych, czy z bliskich stron,
Już nas nie wstrzyma kwilenie dzieci,
Trwoga krewniaków ni lament żon!

Maciej i chór
Już nas/ich nie wstrzyma kwilenie dzieci,
Trwoga krewniaków ni lament żon!

Zbigniew
wesoło podając ręce Stefanowi
Tęgoś wyrzekł panie bracie,
To mi głowa! to mi plan!
Nie ma niewiast w naszej chacie,
Wiwat! semper wolny stan!

By wasze pić zdrowie,
Szczęśliwi mężowie,
Hej, hej! daj nam
Daj tu miodu dzban!
Niech żyją poddani,
Ja nie chcę mieć pani,
Chcę zdrów żyć sam,
Ja sługa, ja pan!

Chór
By wasze pić zdrowie,
Szczęśliwi mężowie,
Hej, hej! Daj nam
Daj tu miodu dzban!
Niech żyją poddani,
Ja nie chcę mieć pani,
Chcę zdrów żyć sam,
Ja sługa, ja pan!
Służba podaje miód.

Zbigniew
Aj! kiedy niewiasta,
Po domu się szasta,
Mnie w smak – jej źle,
Ja tak – ona wspak.
Bodaj to swoboda,
Nikt żaru nie doda,
Mam to – co chcę,
Bom wolny, jak ptak!

Chór
Aj! kiedy niewiasta,
Po domu się szasta,
Mnie w smak – jej źle,
Ja tak-ona wspak.
Bodaj to swoboda,
Nikt żaru nie doda,
Mam to – co chcę,
Bom wolny, jak ptak!
Podczas ostatniej zwrotki jeden z luzaków, wyszedłszy z głębi, szepcze do ucha Maciejowi, który opuszcza ławę.

Maciej
zbliżając się do stołu z lewej
Tandem panicze, czas wyruszyć w drogę,
Wszystko gotowe, siadajmy na koń!
patrząc w górę
Wnet i zaświta, jak zmiarkować mogę…

Zbigniew
Tak! wkrótce słońce ukaże złotą skroń!

Stefan
do towarzyszy
Żegnajcież nam najmilsi towarzysze,
Niech od was Bóg oddala złe,
Gdy przyjdzie czas rzucić chaty zacisze,
Gdzie wskaże los, znajdziemy się!

Wszyscy
podając sobie ręce
Gdzie wskaże los, znajdziemy się!
I jak prędko złe nadleci,
Aby w piekło zmienić raj.
Oręż w dłoni tej zaświeci,
Gdy powoła Bóg i kraj!

Po ostatniej czarce, Zbigniew i Stefan raz jeszcze żegnają towarzyszy, którzy ich odprowadzają za scenę. Maciej także w gromadzie swoich, ściskając się z tym lub owym, wychodzi za paniczami. Po odejściu towarzyszy, luzacy i słudzy z gospody uprzątają stoły.

Zmiana

We dworku Zbigniewa i Stefana dość duża ale skromna komnata. W głębi wyjście na ganek, po lewej okno, przez które widać stół, krzesła, kantorek i inne sprzęty dawnego kształtu.

SCENA 2
Kilka dziewcząt i kilku chłopaczków wiejskich kończą sprzątanie, inni gromadzą się koło Marty, która każdy stołek ustawia według swojego gustu, poprawiając robotę dziewcząt.

Dziewczęta i chłopcy
przechodząc żywo
Pani Marto, mówcie szczerze,
Bo ciekawość i nas bierze,
Boć i nam się wiedzieć godzi,
Czy panicze nasi młodzi,
Paniczowie owi mili,
Co w pogrzebnym dniu rodzica,
Jego domek opuścili,
Dzisiaj pewno wrócą tu?

Marta
Obietnica nie próżnica,
Wierzcie, kiedy mówią starzy,
Cala wioska o tem gwarzy,
Że w dzisiejszym wrócą dniu!

Dziewczęta i chłopcy
jedni do drugich
Obietnica nie próżnica,
Wierzcie, kiedy mówią starzy,
Cala wioska o tem gwarzy,
Że w dzisiejszym wrócą dniu!
Zwinęliśmy się z robotą,
Domek czysty, gdyby złoto,
Przystrojony i ogrzany,
A wracajcież młode pany,
Do ojcowskiej swej siedziby,
Jest tu ziarno z czarnej skiby,
W stawie ryby, w lesie grzyby,
I owoców pełen sad.

Marta
Oj! powrócą nam panicze,
Wrócą tu stolnikowicze,
Z nimi uśmiech na oblicze,
A do wioski dawny ład!

Chór
Oj! powrócą nam panicze,
Wrócą tu stolnikowicze,
Z nimi uśmiech na oblicze,
A do wioski dawny lad!

SCENA 3
Ci sami i Grześ.

Grześ
Wbiega zadyszany.
Od miasteczka widać tuman
To panowie pewno jadą,
Już tu spieszy pan Okuman
I lud zbiera się gromadą.
Przyszykujcie chleb i sól!
Marta wybiega do drugiej izby.

Wszyscy
Od miasteczka widać tuman
To panowie pewno jadą,
Już tu spieszy pan Okuman
I lud zbiera się gromadą.
Witać panów naszych pól!

Marta wchodzi z chlebem i solą. Dziewczęta i chłopcy wybiegają. W głębi, przez drzwi szeroko otwarte widać jak z obu stron ustawiają się rzędami.

SCENA 4
Stefan, Zbigniew i za nimi Maciej ukazują się w głębi. Marta z jednej strony we drzwiach podaje im chleb i sól, które przyjąwszy oddają Maciejowi. Z drugiej strony stary ekonom oddaje im na tacy klucze, których nie biorą, witając przyjaźnie ekonoma i innych wieśniaków, po czym przestępują próg i z rozrzewnieniem witają dom rodzinny. Maciej stawia tacę z chlebem i solą na stole w głębi. Kilku starych wieśniaków, Marta i ekonom wchodzą za nimi i zatrzymują się w głębi, inni stoją przed drzwiami.

Stefan, Zbigniew i Maciej
Cichy domku modrzewiowy,
Otoczony cieniem drzew,
Jak cię uczcić? brak wymowy,
Bije serce, płonie krew!
Cichy dworku wiekiem zgięty,
Otulony w żywy plot,
Witaj wspomnień skarbie święty!
Witaj strzecho starych cnot!
z całym uczuciem
Niechże będzie pochwalony,
Wieki wieków Chrystus Pan,
Co nas wiódł z odległej strony,
W praojcowskich progi ścian!

Stefan
Tu nam zabłysło życia zaranie,
Matka pacierza uczyła nas.
Stąd ją do nieba zabrałeś Panie,
Jako anioła wolnego skaz!

Zbigniew
Stąd pod cienistej lipy konary,
Biegliśmy słuchać o ziemi tej,
Jak rozpowiadał nasz ojciec stary,
O dawnych czasach, o chwale jej!

Maciej
Tu gdy panicze biegli z komnaty
Gdzie sianożęci wabiła woń,
Maciej ich uczył krzesać w palcaty,
Do karabeli zaprawiać dłoń!

Stefan, Zbigniew i Maciej
Witaj domku modrzewiowy
Otoczony cieniem drzew,
Jak cię uczcić? brak wymowy,
Bije serce, płonie krew!
Cichy dworku wiekiem zgięty,
Otulony w żywy płot,
Witaj wspomnień skarbie święty!
Witaj strzecho starych cnot!
Niechże będzie pochwalony,
Wieki wieków Chrystus Pan,
Co nas wiódł z odległej strony,
W praojcowskich progi ścian!
Marta, ekonom i inni ludzie rozchodzą się. Dwóch parobków i Grześ znoszą rzeczy do pobocznych izb. Maciej wydaje im rozkazy.

Stefan
w głębi do Zbigniewa
I cóż powiadasz panie bracie,
Dobrze nam będzie w praojcowskiej chacie,
Uprawiać czarnej ziemi łan.
Wzajemnie dzielić pracy trud,
Miłować nasz wieśniaczy lud,
O jego byt serdecznie dbać,
W radości, w troskach udział brać,
I niezależny zachować stan!

Zbigniew
Szaleni co inaczej czynią,
Bo i czego, czegóż brak?
Nic nam tu nie pójdzie wspak,
Maciej będzie gospodynią,
Maciej będzie powiernikiem,
I szafarzem i klucznikiem,
I piwnicznym i podczaszym…

Stefan
To, to, w to mu tylko graj!
Słowem w cichym domku naszym,
Bez kapryśnych rządu zmian.
Dokumentny będzie raj,
Wiwat niezależny stan!

Stefan i Zbigniew
Przewybornie panie bracie
Wiwat, wiwat wolny stan!

Zbigniew
Nie ma niewiast w naszej chacie!

Stefan
Ani jednej!

Zbigniew
Ani pół!

Maciej
idąc do okna
Na gościńcu turkot koi,
Czwórka w poręcz żwawo hasa,
Jakaś pędzi tu kolasa!

Zbigniew
patrząc na Macieja
Czego żeś tak srodze zbladł?

Maciej
Bo w kolasie białogłowa!

Stefan
ze śmiechem idąc do okna
Białogłowa! otóż macie!

Grześ
wbiegając
Z Paprzyc pani Cześnikowa!

Stefan
Co? stryjenka?

Zbigniew
w progu
Jakbyś zgadł!

Maciej
odchodząc na lewo zasmucony
Nie ma niewiast w naszej chacie!

Stefan i Zbigniew
Biegną naprzeciw Cześnikowej i witają ją z uczuciem.
Tak! stryjenka!

Maciej
kiwając głową
Będzie ład!
Odchodzi.

SCENA 5
Cześnikowa, Stefan, Zbigniew.

Cześnikowa
przypatrując się młodym
Witam was, witam kochane dzieciska,
Więc powracacie do cichego siedliska,
Toż sąsiedzi w każdej dobie,
Będą was wydzierać sobie.
Będą radzi wam bez granic!
Bo gdzie brak chłopców,
A dziewczątek dość,
Taki jak każdy z was, pożądany gość.

Stefan
Niestety! to się nie zda na nic.

Zbigniew
Na nic, stryjeneczko, na nic!

Cześnikowa
Na nic? jeśli już ich dusze
Uroczyła piękna płeć,
Dawne więzy stargam, skruszę
I zastawię nową sieć.

Zbigniew i Stefan
Na nic, na nic, nasze dusze
Nie tak łatwo wpadną w sieć,
Na miłosne serc katusze
Nas nie skaże piękna płeć!

Cześnikowa
Tak, tak, to się nie zda na nic.
Toteż co tchu przybyłam tu,
Aby zwierzyć wam
Jakie plany mam!
Z tej strony Powiśla
Dziewczątek bez liku,
A każda przemyślą
O ładnym chłopczyku.
Lecz z tajnej przyczyny,
O chłopców nie snadnie,
Zaledwie jedyny,
Na siedem przypadnie!
Stąd smucą się matki
Z daremną nadzieją,
Bo lube ich kwiatki
Samotnie starzeją.
Stąd gdy się tu zjawi
Czy młody, czy stary,
Sąsiedzi łaskawi
O niego we swary.
Matunie, cioteczki,
Stryjowie, ojcowie,
Prowadzą ploteczki,
Aż miesza się w głowie.
Nim pannie tu który
Wyjawi zapały,
Nim skończy konkury,
Rozszarpią w kawały.
Aż biedny chłopak,
Znudziwszy się,
Chęciom na opak,
Wybiera źle!
Ale o was próżna trwoga,
Was ominie kolej ta,
Bo stryjenka z łaski Boga,
O bratanków szczerze dba!

Stefan i Zbigniew
razem
Ale o nas próżna trwoga,
Nas ominie kolej ta,
Bo stryjenka z łaski Boga,
O bratanków szczerze dba!

Cześnikowa
Ale o was próżna trwoga,
Was ominie kolej ta,
Bo stryjenka z łaski Boga,
O bratanków szczerze dba!
Ze Skier Skarbnikowa
Córeczki dwie chowa,
I dla nich jedynie
Talarów dwie skrzynie.
Tam chata szlachecka
Co dumą nie drażni,
Tam jestem od dziecka
W serdecznej przyjaźni.
Córeczka Agatka
Potulna owieczka,
Dwadzieścia dwa latka,
Jak anioł dzieweczka,
Ta twoją Stefanie
Z pewnością zostanie,
Bo dałam już słowo
Mieć ją bratankową!
A druga Brygidka,
Dwudziesty i czwarty,
Twarzyczka niebrzydka,
Noseczek zadarty.
W tej miłość zakrzewię
Dla ciebie Zbigniewie.
I jej dałam słowo
Mieć ją bratankową!
Biedni sąsiedzi
Toż będzie kwas!
do młodych
Na złość gawiedzi
Pożenię was!
Do jednego
Będziesz miał prześliczną żonę,
do drugiego
Aniołeczka będziesz mieć,
do obu
Dałam słowo niewzruszone,
Trudno wam inaczej chcieć!

Stefan i Zbigniew
Silną naszych serc dewizę
Czyż rozerwie piękna płeć?
Co się rzekło – niewzruszenie!
Nie możemy swatów chcieć!

Zbigniew
Z synowskim afektem stryjeneczko,
Składamy za troskliwość korne dziękczynienie,
Lecz się zanadto twa dobroć pospieszyła,
Bo mamy inne postanowienie.

Stefan
Tak inne wcale.

Cześnikowa
Ciekawam bardzo czy je pochwalę?

Zbigniew
Uprawiać chcemy żyzny łan,
Wzajemnie dzielić pracy trud,
Miłować nasz wieśniaczy lud,
O jego byt serdecznie dbać.
W radości, w troskach udział brać,
I niezależny zachować stan.

Cześnikowa
Co, co, co? nie żenić się?

Stefan i Zbigniew
Nie, nie stryjeneczko, nie!

Cześnikowa
To szaleństwa istny plon.

Stefan i Zbigniew
Nie, nie, nie! nie chcemy żon!

Cześnikowa
To szalonych głów marzenie,
Chcieć zmarnować serca kwiat.
Ich zamiary wnet odmienię,
Każdy żonkę pojmie rad.

Stefan i Zbigniew
Chcieć nas żenić – to marzenie,
Nie pójdziemy za nim w ślad,
Ja się nigdy nie ożenię,
Kawalerem będzie brat.

Zbigniew
Najpierw się wioską zajmiemy szczerze,
By w łasce Bożej kwitła szczęśliwa,
Potem się długi zewsząd odbierze,
Gdzie ojciec złożył nieco grosiwa.
I niepotrzebna będzie palestra,
Boć tu dokoła uczciwi ludzie,
Potem zajedziem po mroźnej grudzie
Do Kalinowa w sam dzień Sylwestra.

Cześnikowa
przerywając nagle
Do Kalinowa!? co? do pana Miecznika!
Sami?

Zbigniew
Koniecznie, tam największy dług.

Cześnikowa
Ja nie pozwolę!

Zbigniew
Skądże zakaz wynika?

Cześnikowa
Tamtego dworu niebezpieczny próg!

Stefan
Jak to?

Cześnikowa
Ślijcie kogo chcecie,
A od złego Bóg uchowa!

Zbigniew
Lecz stryjenko, rozważ przecie,
Wszak ci Miecznik z Kalinowa,
Przyjacielem ojca był,
Więc posyłać nie wypada,
Rodzic z nim jak z bratem żył.
Musim jechać.

Cześnikowa
Boże! Boże mój kochany,
Jaką ich ocalić radą?
Aj! jeżeli tam pojadą,
Za nic, za nic moje plany!

Zbigniew
Stryjeneczko w imię Boga!
Co ma znaczyć twoja trwoga?

Cześnikowa
Co ma znaczyć, biada! biada!

SCENA 6
Ci sami, Grześ, potem wieśniacy, wieśniaczki i Maciej.

Grześ
wbiegając z głębi
Już zebrała się gromada!
Widać lud przez otwarte drzwi.

Cześnikowa
Aha! Jeszcze sposób mam…
biegnąc ku drzwiom
Pójdźcie, pójdźcie, wejdźcie tu!
Choć mi w piersiach braknie tchu
Powiem, co zagraża wam!

Zbigniew, Stefan i wszyscy
Co nam zagraża?

Cześnikowa
Wasi dwaj panicze,
Którym, jak moim własnym synom życzę
Skoro nadejdzie zimowa doba,
Mimo mej prośby, jakby dla uporu
Do Kalinowa do strasznego dworu,
Pojadą i przepadną oba!

Chór
Pojadą i przepadną oba!
Mocny Boże!

Cześnikowa
W strasznym dworze!

Cześnikowa i chór
W strasznym dworze zginą oba!

Stefan
Stryjeneczko, zlituj się!

Cześnikowa
Posłuchajcie mnie!
Wśród szumu lasów, od wsi z daleka,
Gdzie co noc jęczy puszczyków chór,
Kędy szemrzący potok przenika,
Stoi na wzgórzu ponury dwór.
Na jego pana, co żył przed laty,
Bóg rzucił z nieba przekleństwo swe,
Zły duch zamieszkał pyszne komnaty
I odtąd dwór ten strasznym się zwie.
Tam co noc jęki dusz pokutnicze,
Trwożnych mieszkańców przejmują słuch,
Tam chcą pojechać wasi panicze,
Tam ich nieszczęścia powiedzie duch.

Chór
Tam co noc jęki dusz pokutnicze,
Trwożnych mieszkańców przejmują słuch,
Tam chcą pojechać nasi panicze,
Tam ich nieszczęścia powiedzie duch.

Stefan i Zbigniew
Ach! to obawy błahe szalenie,
Co tylko trwożnych zarażają słuch,
Bądźcie spokojni, wrócą panicze,
Wiedzie ich Boskiej opieki duch.

Zbigniew
do ludzi
Kochani! w troskliwe przesadzonej mierze,
Drogą stryjenkę strach daremny bierze.
Czyż tam jedziemy by pokrzywdzić kogo,
By wydrzeć co nam nie należy?
Nie, nie! czyste serce w nas!
Tacy się tylko obawiać mogą,
Których sumienie sczerniało od skaz!
Ależ tutaj, czcza obawa,
Po należny jedziem dług!
Gdzie jak nasza święta sprawa,
Tam jej los prowadzi Bóg!

Cześnikowa
Choć swatania trudna sprawa,
Dałam słowo, spłacę dług.
Pierwej od nich szybka, żwawa,
Muszę przebyć straszny próg!

Stefan i Zbigniew
do stryjenki
Zabobonna to obawa,
Po należny jedziem dług
Gdzie jak nasza święta sprawa,
Tam jej los prowadzi Bóg!

Maciej
Wprawdzie panów święta sprawa,
Po należny jadą dług,
Jednak chwyta mnie obawa,
W ten diabelski wstąpić próg.

Wieśniacy
Tak, daremna w nas obawa,
Po należny jadą dług,
A gdziekolwiek święta sprawa,
Tam jej los prowadzi Bóg!

AKT II
U Miecznika. Duża komnata do połowy drzewem wyłożona. Z lewej komin, na którym spory ogień, wgłębi drzwi główne, z prawej drzwi do dalszych komnat.

SCENA l
Jadwiga, Hanna, domownice i sąsiadki siedzą u krosien zajęte wyszywaniem kobierca. W głębi kilka wiejskich dziewcząt przędzie na kołowrotkach.

Chór
Spod igiełek kwiaty rosną,
Mknie za ściegiem ścieg,
Żałuj, żałuj hoża wiosno,
Że cię tuli śnieg!
Zanim niebu się ukorzy
Twój kobierzec z róż,
My pod stopy Matki Bożej
Nasz złożymy już.
Nim wiosenne przyjdą dary
Mnóstwo młodych par,
Na bławatkach tej ofiary
Serc zamienią dar.

Hanna, Jadwiga i młode panienki
między sobą
Wiesz co? nim zwabi gości zmrok,
Mam myśl… wszak jutro Nowy Rok,
W takiego wilię święta,
Badają dziewczęta,
Jakiego ptaszka spęta
Serdeczna ich sieć?
do starszych niewiast
Już czas! za chwilę padnie zmrok,
Niech nasz znużony spocznie wzrok.
Pamiętać też należy,
Że dziś na wieczerzy,
Myśliwych dość młodzieży
Będziemy tu mieć!

Starsze niewiasty
Ciężko, ciężko wam przy igle,
Toćże jeszcze kawał dnia,
Ale komu w głowie figle,
O robotę ani dba!

Hanna, Jadwiga i inne dziewczęta siadają na powrót do krosien.

Wszystkie
Spod igiełek kwiaty rosną,
Żwawo mknie za ściegiem ścieg,
Żałuj, żałuj hoża wiosno,
Że cię tuli śnieg!
Zanim niebu się ukorzy
Twój kobierzec z róż,
My pod stopy Matki Bożej
Nasz złożymy już.
Nim wiosenne przyjdą dary
Mnóstwo młodych par,
Na bławatkach tej ofiary
Serc zamienią dar.

Hanna, Jadwiga i dziewczęta
Ej dość! wnet gości zwabi zmrok,
Ej dość! wszak jutro Nowy Rok.
Już dość! niedługo schyłek dnia,
Niech więc odpocznie praca ta.

Starsze niewiasty
Ciężko, ciężko wam przy igle,
Toć że jeszcze kawał dnia,
Ale komu w głowie figle,
O robotę ani dba!

Wszystkie
zabierając się znowu do pracy
Spod igiełek kwiaty rosną,
Żwawo mknie za ściegiem ścieg,
Żałuj, żałuj hoża wiosno,
Że cię tuli śnieg!
Zanim niebu się ukorzy
Twój kobierzec z róż,
My pod stopy Matki Bożej
Nasz złożymy już.
Nim wiosenne przyjdą dary
Mnóstwo młodych par,
Na bławatkach tej ofiary
Serc zamienią dar,

Jadwiga
wesoło wstając od krosien
Dosyć tej pracy, nim wszyscy pobieżą,
Zastawiać stoły dla ojcowskich gości,
Poświęćmy chwilkę jeszcze przed wieczerzą,
Na jedną z naszych najważniejszych trosk.
Uchylmy wróżbą zasłonę przyszłości,
Żwawo dziewczęta, przynieście tu wosk!
Podczas śpiewu Jadwigi starsze niewiasty odstawiają krosna i chowają robotę. Dziewczęta wynoszą kołowrotki, po czym przynoszą wosk, tygielek i rozniecają większy ogień w kominie. Starsze niewiasty przypatrują się z uśmiechem tym przygotowaniom, bo niektóre wróżby pomagają młodym. Hanna wychodzi na prawo.

Jadwiga
Biegnie słuchać w lasy, w knieje,
Dziewczę gdyby kwiat,
Z której strony wiatr powieje,
Z tej przybędzie swat.
Z której strony, drzew korony,
Skłonią listki swe,
Z tej za swatem narzeczony
Wkrótce zjawi się!Stoi dziewczę nad strumieniem,
Wierzy we wróżby cud,
Drobną nóżką z serca drżeniem
Mąci kryształ wód.
Czyją postać w mętnej fali
Ujrzy w chwili tej,
Ten z pewnością w rok najdalej
Będzie mężem jej!
Czemuż we mnie także trwoga
Przed wróżbami tkwi,
Wiem że przyszłość w ręku Boga,
Jednak serce drży!
Może grzech, kto prawo rości
Czytać z tajnych kart?
Lecz niewinnej ciekawości
Bóg przebaczy żart.

SCENA 2
Kobiety, Hanna i Damazy,

Damazy
wnosząc za Hanną porcelanową salaterkę pełną wody
Gdzie postawić to naczynie?

Hanna
Tutaj, tutaj przy kominie!
Wosk topnieje, spiesz pan, spiesz!

Damazy
postawiwszy salaterkę, do Jadwigi
Czy i pani wróżby chcesz?

Hanna
wesoło
Ja najpierwsza.

Damazy
Ale na co,
Trudzić rączki próżną pracą?
Gdy bez wróżby prawda szczera,
Że masz we mnie kawalera.
Wszak od świtu aż do zmroku,
Jam przy tobie, tak jak cień!

Hanna
z niechęcią
Gdybym rzekła słówko jedno,
Panicz byłby u mych stóp.
Lecz na próżno duszę biedną
Stawia w szranki ciężkich prób.

Damazy
Na co wróżby? słówko jedno,
A upadnę do twych stóp.
Pociesz wzrokiem duszę biedną,
A za tydzień weźmiem ślub!

Hanna
wesoło, ukazując na kawalera
Nim uwieńczę twe nadzieje,
Niech pan pilnie okiem szuka.
Jeśli z wosku się uleje
Pański fraczek i peruka,
Wtedy miłość twą ocenię.
Z ciężkim losem zgodzę się,
Jeśli każe przeznaczenie,
Weźmiesz posag mój… i mnie!

Damazy
spoglądając na salaterkę
Jakąż silą, jakąż sztuką
Spełnić to, co pragnie serce,
Aj peruko! aj peruko!
Pokażże się w salaterce.
Niechaj obraz mojej twarzy,
Niech się cały zmienię w wosk,
Niech się w tyglu raz usmaży,
Zakończenie moich trosk!

Hanna
Gdy obrazu pańskiej twarzy
Naśladowcą będzie wosk,
Tobie szczęście los nadarzy,
Ja rozpocznę życie trosk!

SCENA 3
Ci sami i Miecznik.

Miecznik
wchodząc z prawej
Ślicznie, jak widzę dziewczęta moje,
Pomnąc, że jutro jest Nowy Rok,
Pragną się wedrzeć w losów podwoje,
Przeniknąć wróżbą przyszłości zmrok.
Lecz zwyczaj każe aż o północy.

Hanna
ściskając ojca
Ciekawość wszystko uprzedzić chce!

Miecznik
spostrzegając Damazego
A! Pan Damazy!

Damazy
Ja do pomocy.

Miecznik
z uśmiechem
Więc i ja także przypatrzę się!

Jadwiga miesza wosk w tygielku, Hanna przysuwa salaterkę z wodą. Inne osoby otaczają je ciekawie.

Hanna, Jadwiga i chór
Już ogień płonie,
Ku naszej stronie
Padają skry.
W piersi koleją,
Strachem, nadzieją
Serduszko drży.
W tyglu się pieni,
Zaciekawienie
Wstrzymują głos.
Dziewczę zobaczy,
Co jej przeznaczy
Kapryśny los!

Hanna wylewa wosk roztopiony na wodę, po czym stawia na stoliku salaterkę. Wszyscy z ciekawością otaczają stolik, Miecznik zbliża się także ze śmiechem.

Chór kobiet
Patrz, to szyszak, to przyłbica,
Tylko piór nad nimi brak,
Tutaj tarcza, tu zbroica!

Damazy
zaglądając
Mnie się zdaje, że to frak!

Chór kobiet
pokazując
Tu kopytem koń uderza,
Koń przy dębie, bo to dąb!
do Hanny z uciechą
Pójdzie panna za rycerza!
Pójdzie za pięknego,
Wnet swatowie ją oblegą,
Jak powojów kłąb!

Damazy
odchodząc od stolika i składając ręce z rozpaczą
A peruki ani w ząb!

Miecznik
biorąc na stronę Damazego
Słyszysz wróżby tej wyrazy,
„Za rycerza”, to mi zięć!
Płacz serdeńko, płacz Damazy,
Pójdzie z kwitkiem twoja chęć!

Chór kobiet
Podczas rozmowy Miecznika z Damazym wstawiły powtórnie do ognia wosk, który tym razem Jadwiga miesza w tygielku.
Już ogień płonie,
Ku naszej stronie
Padają skry.
W piersi koleją,
Strachem, nadzieją
Serduszko drży.
W tyglu się pieni,
Zaciekawienie
Wstrzymują głos.
Dziewczę zobaczy,
Co jej przeznaczy
Kapryśny los!

Jadwiga wylewa wosk na wodę, wszyscy przyglądają się ulanym grupkom.

Chór kobiet
Patrzcie, chatka, tu stodoły,
I znów pancerz taki sam.
Tu dwie kosy,
Tu dwa woły.

Damazy
zaglądając
Czy mnie czasem nie ma tam?

Chór
Karabela i płużyca,
Łatwo wróżbę wysnuć stąd.
Do Jadwigi
Pójdzie panna za szlachcica!

Damazy
ze smutkiem
A Damazy pójdzie w kąt!

Chór
Pójdzie panna za szlachcica,
Za gospodarnego.
Wnet swatowie tu nadbiegną,
Jak potoku prąd.

Wszyscy jeszcze rozpatrują się w udanych wróżbach.

Miecznik
Bawić się, jak chcemy możem,
Wróżb spełnienie, rzadki traf,
Nasze losy w ręku Bożym,
W miłosierdziu jego praw!
Do Damazego, który się przybliżył w tej chwili do Miecznika.
Lecz jeżeliś usnuł w głowie,
Że Hanusię złowisz w sieć,
Powiem waści w krótkim słowie,
Jakich zięciów pragnę mieć!

Młode dziewczęta kolejno wylewają wosk przy kominie. Jadwiga, Hanna, Damazy i starsze niewiasty otaczają Miecznika.
Miecznik
Kto z mych dziewek serce której,
W cnych afektów plącze nić,
By uwieńczyć swe konkury,
Musi dzielnym człekiem być.
Piękną duszę i postawę,
Niechaj wszyscy dojrzą w nim,
Śmiałe oko, serce prawe,
Musi splatać w jeden rym.
Musi cnót posiadać wiele,
Kochać Boga, kochać lud,
Tęgo krzesać w karabelę,
Grzmieć z gwintówki gdyby z nut!
Mieć w miłości kraj ojczysty,
Być odważnym jako lew,
Dla swej ziemi macierzystej,
Na skinienie oddać krew.
Niech mu będzie chęć nieznana,
Lżyć obyczaj stary swój,
Niech kontusza ni żupana,
Nie zamienia w obcy strój!
Z przycinkiem, patrząc na Damazego
Kto nie przyjdzie w sercu taki,
Kto za fraczek oddał pas,
W domu tym na koperczaki,
Nadaremnie straci czas!
Przy końcu śpiewu Miecznika dziewczęta kończą wróżby i uprzątając przyrządy oddalają się, jedne w głąb, drugie na prawo, tak że na scenie zostają tylko główne osoby. Hanna i Jadwiga po skończonym śpiewie, okrywają ojca pieszczotami.

Miecznik
słuchając dzwonków od sań nieco wgłębi
Ktoś zajeżdża na podwórze,
Łaska Boga, nowy gość!
Otwiera drzwi w głębi.

SCENA 4.
Miecznik, Hanna, Jadwiga, Damazy i Cześnikowa.

Miecznik
wprowadzając Cześnikową
To niespodzianka! Pani Cześnikowa
Choć raz do roku o życzliwych pamięta!

Cześnikowa
witając się
Witaj Mieczniku, jak się macie dziewczęta!

Damazy
z ukłonem
Wszystkich opatrzność
w dobrym zdrowiu chowa!

Cześnikowa
A! Pan Damazy!
Ogląda się.
Ale oni, gdzież oni?
Czy przyjechali, czy obadwa już są?
Chciałam uprzedzić, nie żałowałam koni.
Jak się wam podobali?

Miecznik
Lecz kto?

Cześnikowa
Nie wiecie kto?
Stolnikowicze!

Miecznik
żywo
Co? Stolnikowicze!
Synowie przyjaciela,
Jakże ich widzieć, jak uściskać życzę.

Hanna i Jadwiga
Pan Zbigniew i pan Stefan.

Cześnikowa
Dzisiaj Mieczniku, doznasz tego wesela.

Miecznik
Dzisiaj! dzisiaj!
do córek
Czy słyszycie! dziś przybędą, wyśmienicie!
do Damzego wesoło
Śmiałbym się, gdybyś zyskał dwóch rywali!

Damazy
Niech ich w drodze piorun spali!

Cześnikowa
Nic z tego! Bratankowie mili
Nie chcą poznać co kochanie.
Wróciwszy z wojska postanowili,
Do grobu trwać w bezżennym stanie!

Miecznik
W bezżennym stanie?

Hanna
Proszę uniżenie!

Damazy
do Hanny głośno
Bardzo rozsądne postanowienie!

Cześnikowa
A potem, wiem ci ja Mieczniku,
Czego serce twe wymaga.
U ciebie trzyma prym odwaga,
Na łowach lub w bojowym szyku.
A oni, ach! choć moi krewni,
Jacyś nie po męsku rzewni.
Ani podobni do swego protoplasty,
Zabobonni, trwożliwi, istne dwie niewiasty!

Miecznik
Co słyszę! pomnę tacy mali
Już na zuchów zakrawali.

Cześnikowa
Ale nie w obecnej chwili…
Gdym ich nagliła, by tu przybyli,
Nie chcieli jechać!

Miecznik
zdziwiony:
Czemu? przez Boga!

Cześnikowa
Bo na myśl, że w Kalinowie,
Dwór się strasznym dworem zowie,
Śmieszna obydwu przejmowała trwoga!

Damazy
ze śmiechem
Ha! ha! śliczni mi rywale!

Miecznik
Trudno uwierzyć…

Hanna
do Jadwigi śmiejąc się
Doskonale!
Mam wyborny w głowie żart!
Szepce do ucha Jadwigi, potem śmieją się obie.

Cześnikowa
Teraz łatwiej ich oddalę…

Miecznik
do dziewcząt
Takich zięciów nie chcę wcale!
Tchórz mężczyzna diabła wart!

SCENA 5
Ci sami, Skołuba i chór myśliwych.

Chór
Traf szczególny ha! ha! ha!
Próżne gniewy, próżny krzyk,
Któż dowiedzie czyj ten dzik,
Wszakże były strzały dwa!

Skołuba
Ja zwaliłem dzika, ja!
Z bryki palnął jakiś smyk,
Palnął prawda, ale dzik,
Moją kulę we łbie ma!

Miecznik i Damazy
Hej panowie, cicho sza!
Nie rozumiem, taki krzyk,
Jak uważam poległ dzik,
Lecz co znaczy sprzeczka ta?

Skołuba
Psy zagrały, dzik pomyka,
Ponad drogą pędzi blisko.
Wprost na moje stanowisko,
Aż z radości człowiek zbladł!
Wtem na drodze staje bryka,
Dzik szoruje, i dwa strzały
Z dwóch szturmaków wraz zagrzmiały
I odyniec w śniegu padł.
Psy do dzika, ja do dzika,
Bom jest pewny mego strzału,
A panowie drwią pomału
Żem spudłował, dowieść chcą.
Człek bolesne żarty łyka,
Lecz ponieważ w owej bryce,
Zajechali tu szlachcice
Dojdziem prawdy – otóż są!

Przy końcu arii Zbigniew i Stefan wchodzą na scenę z głębi, a z prawej, zaciekawione gwarem kobiety.

SCENA 6
Hanna, Jadwiga, Cześnikowa, Miecznik, Zbigniew, Stefan, Damazy, Skołuba, myśliwi, sąsiadki i domownice, na ostatku Maciej.

Miecznik
po chwili niemego powitania wchodzących Zbigniewa i Stefana
Oh! Drodzy goście, jakże mi pożądany
Uścisk potomków tego, com go kochał jak brata!
Rozszerzcież się mojego domku ściany!
do Zbigniewa i Stefana
A wy przyjmijcie czym chata bogata.
przedstawiając
Tu córki moje, tu drużyna życzliwa,
Rozgośćcież się, każdy wam będzie rad.
Na wasz widok sił przybywa,
Ze wspomnieniem lepszych lat!

Zbigniew i Stefan z daleka witają ukłonem przedstawione osoby i Cześnikową. Po recytatywie Hanna, Jadwiga, Cześnikowa, Miecznik, Zbigniew i Stefan zbliżają się naprzód, Damzego zaś Skołuba i myśliwi rozmawiając, gestami zatrzymują w głębi.
Gdy wchodzi Maciej, wtedy razem ze śpiewem osób będących na przodzie sceny rozpoczyna się w głębi sprzeczka między myśliwymi, którzy Damazego biorą za sędziego sprawy o dzika.

Miecznik
do Stefana i Zbigniewa
Czy to w radosnej czy w smętnej doli,
Z waszym rodzicem duszą złączeni,
W jednąśmy życia dążyli kolej,
Złe, dobre, biorąc na wspólny karb.
Gdym go utracił, niechże w zamęcie,
W mego żywota chłodnej jesieni,
Braterskich synów serca wiośniane,
Wrócą mi starej przyjaźni skarb!

Zbigniew i Stefan
patrząc na Hannę i Jadwigę
W dziecięcych latach swobodnej doli,
Pomnę, jak w jedno grono złączeni,
Niewinnych zabaw wiedliśmy kolej,
Składając psoty na obcy karb.
Dziś dwie dziewice, kwiaty wiośniane,
Widok nasz miesza, trwoży, rumieni,
Czyż nam rumieniec niosą w zamianę,
Za miłych wspomnień uroczy skarb?

Hanna i Jadwiga
przyłączając się do Stefana i Zbigniewa
W dziecięcych latach swobodnej doli,
Pomnę, jak w jedno grono złączeni,
Niewinnych zabaw wiedliśmy kolej,
Składając psoty na obcy karb.
W niebezpieczeństwa znane, nie znane,
Zbigniew i Stefan nieustraszeni
Biegli dla żartu, czyż wierzyć w zmianę,
Że dziś stracili odwagi skarb?

Cześnikowa
patrząc kolejno na bratanków, Hannę i Jadwigę
Strach mię ogarnia pomimo woli,
Młodzież się wspólnie jakoś rumieni.
Łatwo polecieć w miłosną kolej,
Lśniącą urokiem tęczowych farb…
Lecz Skarbnikowej gdy słowo dane,
Żaden się z żadną tu nie ożeni,
Silnym oporem w drodze im stanę,
Niewczesnych uczuć ocalę skarb!

Chór kobiet
patrząc na młodych
Wzrok dopatruje pomimo woli,
Jako się młodzież wspólnie rumieni,
Łatwo im pobiec w miłosną kolej,
Lśniącą urokiem tęczowych farb.
Widząc tych spojrzeń trwożną zamianę,
Można by wnosić z oczu promieni,
Że wkrótce serca niepokalane,
Wzajemnych uczuć zamienią skarb.

Skołuba
w głębi, do wchodzącego Macieja
Mam waści, mam,
Gadajże nam,
Który to z was,
Jadąc przez las,
Gdy zwierz pomyka,
Zemsta to dzika,
Na ochotnika,
Wypalił wraz?
Przeklęty traf,
Tnie dzik a więc,
Ja zaraz paf!
Ten także pęc!
To źle kolego,
Ot żarty biega,
Że ty do niego,
Masz więcej praw!

Maciej
ze śmiechem
Czy przeczyć mam,
Że to ja sam,
Jadąc przez las
W obławy czas,
Gdy zwierz pomyka
Z waścią do dzika
Na ochotnika
Palnąłem wraz.
Zabawny traf,
Tnie dzik a więc
Wy zaraz, paf!
Ja także, pęc!
Ależ kolego,
Choć żarty biega,
Do zabitego
Nie roszczę praw!

Chór myśliwych
do Skołuby
Kłam wasze, kłam!
do Macieja
Ty powiedz nam,
Który to z was,
Jadąc przez las,
Gdy zwierz pomyka,
Z starym do dzika
Na ochotnika
Wypalił wraz.
do Damazego
Wyborny traf!
Tnie dzik a więc,
Skołuba. Paf!
Ten także pęc!
Gdy sprzeczki biega
Sądźże pan tego,
Kto z nich do niego
Ma więcej praw!?

Damazy
do otaczających go myśliwych
Ot! to mi kram,
Mnie pilniej tam,
Najdroższy czas
Ucieka w las!
Trwoga przenika
Współzalotnika
Czuję wśród nas!
Gdy taki traf…
A więc… a więc…
Wyrwę i paf!…
On także, pęc!…
Poznasz kolego,
Że ja od niego
Do serca tego
Mam więcej praw!

Po śpiewie pachołek wchodzi z prawej i z poszanowaniem przemawia parę słów po cichu do Miecznika.

Miecznik
wesoło do myśliwych
Hej, panowie dosyć kłótni,
Dość myśliwskiej bałamutni,
Do weselszych was zapasów
Przy wieczerzy, proszę tam!
ukazuje na prawo, po czym odzywa się do wszystkich.
Pierwszy toast, w szczerej chęci
Wychylimy ku pamięci
ukazując Zbigniewa i Stefana
Ich rodzica i tych czasów,
Które wspomnieć słodko nam!
W czasie powyższego recitatiwu, gdy Miecznik odszedł w głąb, Zbigniew i Stefan zbliżają się do Cześnikowej, Jadwigi i Hanny. Dziewczęta na ich powitanie odpowiadają ukłonem. Damazy wyrywa się z koła myśliwych i zbliżywszy się na przód sceny, spogląda zazdrośnie na Stefana i Zbigniewa, rozmawiających z dziewczętami i Cześnikową.

Miecznik
do Zbigniewa i Stefana
A był to dzielny zuch,
Podobny lwiej naturze,
Gdy szło nam wspak,
Wytrwale znosił burze!
Wśród boju rąbał w puch,
Nie lękał się choć czarta,
I wiem, że tak
Wychował synów dwóch.

Zbigniew i Stefan
Nasz rodzic był to zuch,
Podobny lwiej naturze,
Gdy szło mu wspak
Wytrwale znosił burze.
Wśród boju rąbał w puch,
Nie lękał się choć czarta,
I tak, oh tak,
Wychował synów dwóch.

Hanna i Jadwiga
spoglądając ukradkiem na Zbigniewa i Stefana
Badając postać, ruch,
O trwożnej ich naturze,
Ja coś na wspak
Stryjenki słowom wróżę…
Czy w nich niewieści duch
Rzecz ciekawości warta…
Wiem już, wiem jak
poznamy, który zuch.

Cześnikową
Ach! sprzeciwieństwa duch
Gotuje dla mnie burzę,
Ja tak, on wspak…
Coś niedobrego wróżę!
Swatanie moje w puch…
Obmowa nic nie warta…
Czym tu i jak,
Zniechęcić braci dwóch?

Damazy
Więc mam rywali dwóch…
Lecz jeśli oba tchórze,
Wiem już, wiem jak
Obydwóch stąd wykurzę…
Gdy w nich niemęski duch,
Uciekną stąd do czarta,
Och! Tak, tak, tak,
Ich zamiar pójdzie w puch.

Maciej
rozglądając się
W tym strasznym dworze ruch,
Dziwaczny w swej naturze,
Oj tak… Och! tak…
Ja tu coś złego wróżę.
patrząc na Skołubę
I ten myśliwy zuch,
Zakrawa mi na czarta.
Jak stąd… ach jak
Paniczów wyrwać dwóch!?

Skołuba
nie patrząc na Macieja
Ten wlazł mi jak zły duch
Myśliwskiej twej naturze,
Już wiem, wiem jak
Wybornie się przysłużę.
Upoję cię za dwóch,
Gdy łeb zamąci kwarta,
Bierz broń i tak
Traf dzika jeśliś zuch!

Chór kobiet i myśliwych
Ich rodzic był to zuch,
Podobny lwiej naturze,
Gdy szło mu wspak,
Wytrwale znosił burze.
Wśród boju rąbał w puch,
Nie lękał się choć czarta.
I znać, że tak
Wychował synów dwóch.

Miecznik podaje rękę Cześnikowej, Stefan Hannie, Zbigniew Jadwidze. Inni goście także łączą się w pary i na prawo przechodzą do drugiej komnaty. Damazy zły, że Stefan uprzedził go w podaniu ręki jednej a Zbigniew drugiej pannie, bierze Skołubę na stronę i szepce mu do ucha. Skołuba z wielką uciechą okazuje gestami gotowość spełnienia tego, co żąda Damazy i ze śmiechem wygraża odchodzącym Stefanowi i Zbigniewowi oraz stojącemu w głębi Maciejowi, nie dostrzegającemu tej groźby. Damazy odchodzi za innymi na prawo. Zasłona opada.

AKT III
Wielka opuszczona sala ze starymi, w niektórych miejscach uszkodzonymi obiciami. W głębi dwa ogromne okna, przez które widać ogród, pejzaż zimowy. Między oknami duży kurantowy zegar, nad nim herb. Nieco bliżej publiczności portrety dwóch mężczyzn w całej postaci naturalnych rozmiarów, jeden w zbroi, drugi w ubiorze hetmańskim.

SCENA l
Skołuba i Maciej.
Skołuba wprowadza głównym wejściem Macieja, który zdjęty trwogą ogląda się po sali.

Maciej
Czemuśmy nie wzięli świecy?

Skołuba
szyderczo
Księżyc świeci panie bracie.
prowadzi go naprawo i uchyla drzwi.
Zważaj wasze, tam w komnacie,
Jeden z młodych panów stanie.
Maciej zagląda.
Teraz obejrz się za plecy.

Maciej
Gdzie?

Skołuba
wskazując
Tam gdzie drzwi w drugiej ścianie.

Maciej
idąc za Skołuba, który przechodzi na lewo
Tam?

Skołuba
ukazując
Tam drugi ma posłanie.

Maciej
Więc nie razem?

Skołuba
spoglądając nań spod oka
Nie mospanie.

Maciej
Maszże tobie!

Skołuba
Jakoś stary
Minę stracił już rubaszną…

Maciej
Jak tu straszno, jak tu straszno…
Malowidła niby mary…

Skołuba
Straszno… tutaj… aż przenika
Masz za dzika… masz za dzika!

Maciej
rozglądając się
Te makaty odrapane,
do Skołuby
Nie, ja na to nie przystanę!
Razem muszą spać panicze,
I ja przy nich zostać życzę.

Skołuba
Ani sposób, ja w tym względzie
Spełniam to, co Miecznik każe.

Maciej
A gdzież ja?

Skołuba
Waść tu spać będzie.

Maciej
Tutaj… tutaj?

Skołuba
Przy zegarze.

Maciej
Ależ tutaj zimno srodze,
Tu by wszystko we mnie skrzepło.
Zresztą na czym?

Skołuba
Na podłodze,
Przy zegarze będzie ciepło.
Bo ten zegar…

Maciej
żywo
Co?

Skołuba
Te ściany…!

Maciej
niespokojnie
Hę?

Skołuba
Obrazy…

Maciej
Co obrazy?

Skołuba
Czasem…

Maciej
Czasem?

Skołuba
spoglądając na Macieja
Dwór ten znany…

Maciej
coraz niespokojniej, biorąc go za rękę
Dwór ten znany? bez urazy,
Z czego znany?

Skołuba
usuwając się
Pozwól wasze,
O tej porze światła gaszę.
Wzywam świętych ku pomocy,
I spać idę…
znacząco
Dobrej nocy!

Maciej
zatrzymując go
Nie, nie, nie, ja nie puszczę waszeci.
Co znaczą twoje słowa tajemnicze,
Bardzo więc proszę, niech mię waść oświeci,
Choć się nie lękam, jednak wiedzieć życzę.

Skołuba
ironicznie
Nie lękasz się?

Maciej
Nie.

Skołuba
Widzę, a zresztą jest nas dwóch.
Posłuchaj zatem, kiedyś taki zuch!
Ten zegar stary gdyby świat,
Kuranty ciął jak z nut.
Zepsuty wszakże od stu lat,
Nakręcać próżny trud.
Lecz jeśli niespodzianie
Ktoś obcy tutaj stanie,
Pan zegar, gdy zapieje kur
Dmie w rząd przedętych rur.
Dziś zbudzi cię
Koncercik taki.
Boisz się?

Maciej
Nie.

Skołuba
Zażyj tabaki.
Te wielkie malowidła dwa,
Na względzie wasze miej.
Miecznika pra-prababka ta,
Ta pra-prababką tej.
Przy obcych w nocnej dobie,
Te pra-prababki obie
Wyłażą z ram, gdy pieje kur
I nuż w zacięty spór.
Niejednym się
Dały we znaki.
Strach waści?

Maciej
Nie!…

Skołuba
Zażyj tabaki!…
Odchodzi zostawiając Macieja w osłupieniu.

SCENA 2

Maciej
sam po chwili
Poszedł, zostawił mię… niech cię piorun trzaśnie!
Zapewne kłamał… licho go pal!
Aj! Gdyby trochę prawdy ukrywały te baśnie,
Toż byśmy mieli dopiero bal!
zmierzając ku drzwiom
Nie widać panów…

Głos z portretu z prawej
Już idą!

Głos z portretu z lewej
Już idą!

Maciej
przelękniony, wraca na środek sceny
Hę? co? kto?… Kto tu jest?
rozgląda się
Nie widzę nikogo.
Wyraźniem słyszał „już idą… już idą!”
Skądże te słowa pochodzić mogą,
Toć jeszcze nie piał kur,
Czyżby tak wcześnie zaczynał się spór
Tych pra-pra…
Spostrzega, że miejsce malowanych zajęty ruchome twarze.
Aj! nie, nie, ja nie marzę!
Pra-pra-pra-babki wykrzywiają twarze,
Zgasłymi oczyma przewracają obie!…
Ratuj kto żywy!!
uciekając wpada w drzwiach na Zbigniewa i Stefana

Zbigniew
zdziwiony
Macieju, co tobie?

SCENA 3
Stefan, Zbigniew, Maciej.
Pachołkowie wnoszą świece, jeden idzie na prawo, drugi chce iść na lewo.

Maciej
Nic, nic, powiem w jednym słowie
Jak odejdą pachołkowie.
wstrzymując jednego ze świecą
Tu na stole postaw bracie.
pachołek stawia i odchodzi.
Te dwie, o te dwie postacie,
A ten zegar, a te ściany…

Stefan
Co ty pleciesz, co się dzieje?

Maciej
Niech no tylko kur zapieje…
do jednego
Panie,
do drugiego
Panie mój kochany!

Zbigniew
I cóż, gdy zapieje kur?

Maciej
Ten zegar stary gdyby świat,
Zepsuty od tysiąca lat,
Kuranty gra
Z przeklętych rur.
Pra-pra-pra-pra
Pra-babka ta,
Z tą pra-pra-pra
Prowadzi spór.
Gdy wszystko pośnie,
Wrzeszczą nieznośnie.
Każdy zmyka, gdzie pieprz rośnie.
Koncercik taki
Da się we znaki.
Czy się nie boisz? zażyj tabaki.

Stefan
Oszalałeś bracie luby!

Zbigniew
Skądże te smalone duby?

Maciej
Od klucznika, od Skołuby.

Zbigniew
On żartował, wstydź się, wstydź.
Przelewałeś w boju krew,
Taki żołnierz, taki lew,
Skąd ci teraz tchórzem być?

MaciejW boju panie inna rzecz.
Gdy Skołuba poszedł precz,
Pra-pra-babek tych obrazy
Wymówiły dwa wyrazy.

Zbigniew
ze śmiechem
Jakie?

Maciej
„Już idą, już idą!”
I oczyma wzięły w kleszcze.
Patrzcie! przewracają jeszcze!…
One tu nam głowy utną!

Stefan
biorąc świecę
Patrzajże, toć to malowane płótno.

Zbigniew
Stary z zabobonu słynie,
Słyszał dziwy o tym dworze.
Zresztą trochę łyknął może,
Jak się wyśpi strach mu minie.

Stefan
do Macieja
Idźże za Zbigniewem tam,
bierze odjętą karabelę.
Ja przenocuję sam,
Naprzeciwko w tej komnacie.
do Zbigniewa
Dobranoc.

Zbigniew
Dobranoc bracie.

SCENA 4

Stefan
Idzie do okna.
Cisza dokoła, noc jasna, czyste niebo,
Księżyc płynie swobodnie po przestrzeni bez chmur.
Tajemnych uczuć niepojęta władza,
Odbiera sen, tęsknotę naprowadza,
Serca marzenie staje się potrzebą.
Tak… tak… to straszny, bardzo straszny dwór!
Prawdę mówił Maciej stary,
Są tu strachy, są tu czary…
Ten niepokój nieustanny
Myśl o wzroku pięknej Hanny,
Mówią jasno w chwili tej,
Że czarami oczy jej…
Tak… niezawodnie… bo wszedłszy pod ten dach,
Tylko mi tych oczu strach…
po chwili
Nie, nie! Nie myślmy o tym… baczność mości
Stefanie…
Wszak się przyrzekło żyć w bezżennym stanie!
Zegar bije północ.
Cóż to jest?
Maciej mówił, że od lat tysiąca,
Chyba dusza wracająca
Spoza grobu, dla pokuty
Wprowadza w obrót ten zegar popsuty.
Zegar skończywszy bić gra poloneza.
Przestał bić a teraz gra.
Słucha.
Boże mój! melodia ta,
Jakież chwile przypomina!
Niegdyś mój ojciec, w rodzinnym kole naszem
Mnie lub Zbigniewa, starszego syna,
Ucząc drewnianym władać pałaszem,
Tak często nucił ten sarmacki śpiew!
Słyszę te piosnkę
Z dziecięcych wspomnień echem,
Jak płynie z piersi ojca
Do niebiańskich stref!
Widzę, jak matka
Z anielskim swym uśmiechem
Strzeże synów,
Swoich synów
Igrających w cieniu drzew.
Zegar gra.
O matko! matko miła!
Gdyś nas osierociła,
Po twym zgonie
W ojca łonie,
Skonał ten serdeczny śpiew!
Słyszę jak rodzic
Tę pieśń swobodnie nuci,
Gdy za najświętszą sprawę
Spieszy oddać krew…
Widzę jak matka
Niepewna czy on wróci,
Wzywa Boga,
Wzywa Boga,
By łagodził wojny gniew!
Zegar gra.
O matko! matko miła!
Gdyś nas osierociła,
Po twym zgonie
W ojca łonie,
Skonał ten serdeczny śpiew!
Idzie w głąb do okna z prawej strony i staje przy nim zadumany.

SCENA 5
Stefan i Zbigniew.

Zbigniew
wchodząc z lewej
Morfeusz do mnie wcale nie przylata!
Zazdroszczę Maciejowi, co w obawie o brata,
Poszedłszy na spoczynek z załzawioną rzęsą,
Zasnął i chrapie, aż się szyby trzęsą.
postępując ku drzwiom komnaty Stefana
Oho!… tam jakaś postać z wolna się porusza…
spoglądając z uśmiechem na obrazy
Czy z tych którego pokutująca dusza,
Odwiedza dawno opuszczony świat?
mocniej
Kto tu?

Stefan
Ocknął się.
Kto?

Zbigniew
poznając
Pan brat!

Stefan
Pan brat!

Zbigniew
ze śmiechem
Szczególne to spotkanie!…
Co robisz tu Stefanie?

Stefan
Któż zgadnąć się spodziewa,
Co wiodło tu Zbigniewa?

Zbigniew
To po jednem zgadniesz słowie,
Ot! wieczerza szumi w głowie.
A myśl moją ciągle ściga…

Stefan
żywo, z niepokojem
Panna Hanna?…

Zbigniew
wolniej
Nie… Jadwiga!

Stefan
niespokojny
Wiedz wzajemnie, co tu robię,
Pasmo wspomnień snuję sobie,
A myśl moja nieustannie…

Zbigniew
żywo
Przy Jadwidze?…

Stefan
wolniej
Nie… przy Hannie!

Razem
wesoło
Jakże cenię
To zdarzenie,
Ten przychylny dla nas traf,
Mówiąc prościej,
Do zazdrości
Żaden z braci nie ma praw!

Zbigniew
z uczuciem
Gdym przy wieczerzy patrzył w jej oczy,
Płonęła żywym szkarłatem róż.
Drżeń mego serca oddźwięk proroczy
Jasną nam przyszłość zwiastował już.
Znikły złudzenia dotąd nieznane…
Znikł sen czarowny, lecz został ślad.
Uczułem w piersi tak błogą zmianę,
Jakbym raz pierwszy zobaczył świat!

Stefan
Nie tak skoro panie bracie,
Bo zniweczysz dawny plan…
Nie ma niewiast w naszej chacie!
Wiwat! Wiwat, wolny stan!

Zbigniew
niechętnie
Tak… tak… wiwat wolny stan!…

Razem
żywiej
Jednak cenię
To zdarzenie,
Bo nam nawet wspólny traf,
Pośród wrażeń,
Płonnych marzeń,
Do zazdrości nie dał praw!

Stefan
z uczuciem
W krainy złudzeń wdziękiem bogate,
Gdy mnie prowadził tęsknoty ślad,
Wspomniałem sobie rodzinną chatę,
Jak ją pamiętam z dziecięcych lat.
Wspomniałem, jako w nasz wiek poranny,
Ojciec przy matce nie znał co łzy…
I pomyślałem, że obok Hanny
Ktoś tak uroczych doczeka dni!

Zbigniew
z uśmiechem
Nie tak skoro panie bracie,
Bo zniweczysz wspólny plan.
Nie ma niewiast w naszej chacie,
Wiwat semper wolny stan!

Stefan
niechętnie
Tak, tak wiwat wolny stan!

Po chwili milczenia Zbigniew i Stefan cokolwiek zamyśleni i zasmuceni postępują w głąb. Jakby każdy chciał odejść do siebie, ale blisko drzwi równocześnie oglądają się jeden na drugiego i obaj wracają na przód sceny.

Stefan
A jednak…

Głos z obrazu
z lewej, jak echo, na które Stefan nie zważa
A jednak…

Zbigniew
do brata
A jednak…

Głos z obrazu
z prawej
A jednak…

Dwa obrazy matron usuwają się w górę. We framugach będących za nimi, stają naprzeciw siebie Hanna i Jadwiga ubrane w kostiumy, jakie były na malowidłach. W ciemnej głębi obydwóch framug dostrzec można kręcone schodki ku górze. Stefan i Zbigniew zajęci sobą nie dostrzegają tej odmiany.

Hanna i Jadwiga
każda na stronie

Stefan i Zbigniew
jeden do drugiego
Ni boleści, ni rozkoszy,
Z tkliwą duszą nie podzielać,
Nie mieć serca, co ci spłoszy
Chmurę z czoła, z oka łzę!
Nie mieć w schyłku dni na kogo
Choć błogosławieństwa przelać…
Czyliż to jest życia drogą?
Czyż to szczęściem zowie się?
Przy końcu kwartetu Damazy, który siedział w zegarze, wychyla głowę, ogląda się po sali, a spostrzegłszy Hannę i Jadwigę wychodzi ostrożnie na środek sceny.

Hanna
spostrzegłszy go wydaje mimowolny okrzyk
Pan Damazy!

Jadwiga
podobnie
Pan Damazy!

Damazy na te słowa ucieka na powrót do zegara.

Zbigniew
Co to znaczy?

Stefan
spostrzegając
Ach! obrazy!…

Zbigniew i Stefan, jeden w jedną, drugi w drugą stronę biegną do obrazów, które na ich oczach zanim dobiegli, zasuwają się.

Maciej
Rozespany wbiega ze strachem z lewej strony.
Gwałtu! gwałtu! pieje kur!

Zbigniew i Stefan, jeden z jednej, drugi z drugiej strony starają się natrafić na sprężyny usuwające obrazy.

Stefan
po bezskutecznych usiłowaniach
To zapewne żart niewieści!

Zbigniew
podobnie do Stefana
Pójdź! zobaczmy co tam mieści
W przedłużeniu, dworski mur!
spostrzegając Macieja
Ha! ha! Maciej zdjęty trwogą.

Maciej
jeszcze rozespany
Już prababki wiodą spór!

Zbigniew
mocno do ucha Maciejowi
Pilnuj! nie puść stąd nikogo!

Stefan i Zbigniew wychodzą żywo, przez okna widać, jak się rozbiegają w przeciwne strony.

Maciej
tuż przy drzwiach, którymi wybiegają panicze, jeszcze nie mogąc przyjść do siebie
Straszny dwór! Straszny dwór!
Idzie do okna z lewej i usiadłszy na krześle wygląda za paniczami, potem zaczyna drzemać. Tymczasem Damazy wyłazi z zegara i zbliża się na przód sceny.

SCENA 6

Maciej, Damazy.

Damazy
Tak! to Hanna i Jadwiga!
Idzie do jednego obrazu i naciska sprężynę. Obraz usuwa się do połowy.
Już jej nie ma…
Puszcza sprężynę, obraz zapada, biegnie do drugiego i czyni to samo.
I tu figa!
Więc domyślać się należy,
Że są w basztach, lub na wieży.
Stamtąd zejdą na korytarz,
I już bratku ich nie schwytasz.
spoglądając krzywo na dwa obrazy, po małej chwili
Toż się zbiegły myśli nasze!
Ich myśl, jak raz z myślą moją…
One straszą i ja straszę,
Lecz się tchórze coś nie boją…

Maciej
zmierza ku drzwiom
Aj! kto tu!?

Damazy
stając w cieniu przy zegarze
Kto tu?

Maciej
postępując do drzwi
To duch z zegara! święci patroni!

Damazy
Puszczaj!

Maciej
z trwogą
Nie mogę!

Damazy
ze śmiechem
Eh! ten ze strachu zębami dzwoni!
strasznym głosem
Puszczaj, bo pilno w czyścową drogę!

Maciej
Nie… nie… nie mogę!

Damazy
Puść, jestem dusza!
Przysuwa się tak, że z okna światło księżycowe pada na niego.

Maciej
poznając
Aj! co ja widzę! to on… tak… tak…
To jest ta dusza, co bez kontusza
Wzdycha przebrana w niemiecki frak!
do Damazego, który znowu się zbliża.
Nie, nie wypuszczę, bo zakazano,
Nie wyjdziesz duszko aż jutro rano!
zamyka drzwi.

Damazy
z gniewem
Co? do kroć diabłów! ruszaj mi precz!

Maciej
Duchom zamknięcie drzwi nie dokucza,
Kto duch, niech zmyka dziurką od klucza!

Damazy
Puszczaj bałwanie!

Maciej
Daremna rzecz!
Słychać pukanie, Maciej otwiera.

SCENA 7
Damazy, Maciej, Zbigniew i Stefan.

Zbigniew
Co tu za wrzawa?

Maciej
Kiedy pan każe,
Sługa pilnuje, ani się rusza…

Zbigniew i Stefan
spostrzegając Damazego
A! pan Damzy!!

Maciej
Nie, to jest dusza,
Co pokutuje w starym zegarze!

Stefan
serio do Damazego
Pan? Pan w zegarze?

Zbigniew
podobnie
Ha! to ciekawe!

Stefan
z mocą
Więc się tu skryłeś by z nas żartować!
By nas ośmieszyć!… Zdasz z tego sprawę!

Damazy
strwożony
Dowcipie, ty mnie z biedy wyprowadzisz!
Nie… nie panowie!

Zbigniew
A te obrazy?
Te strachy?

Damazy
Nie wiem skąd się to wzięło,
Nie śmiałbym ściągać waszej urazy!

Stefan
Kłamstwo paniczu! to twoje dzieło!

Damazy
Nie, nie! na honor!

Zbigniew
wskazując na zegar
Więc po cóż tam?

Damazy
opadając na krzesło
Ach! wybornie! już ich mam!
do obecnych
Słyszałem dawno, że w tej sali
Strach spać, czy prawda dociec chciałem,
Lecz sam nocować tu nie śmiałem.
Aż gdy ją dzisiaj wam oddali,
Ośmielony w mym zamiarze,
Wcześniej skryłem się w zegarze.
I dziś rękę w ogień włożę,
Żem słyszał prawdę o tym strasznym dworze!
Maciej zbliża się i słucha ciekawie.

Zbigniew i Stefan
Cóż tedy?

Damazy
z powagą
Mówią, że gmach ten przed laty,
Powstał z hańbiących usług zapłaty,
Że na tych murach przekleństwa i łzy,
I stąd nad nimi gniew Boski grzmi!
Maciej strwożony zbliża się do Damazego, który w cichej rozmowie powiększa jego bojaźń.

Stefan
do Zbigniewa z mocą
Z hańbiących usług!! ach! teraz mogę
Zrozumieć zacnej stryjenki trwogę!

Zbigniew
Tak, wszak mój bracie, jeśli na tym dworze,
Ciążą łzy ludzkie i przekleństwo Boże,
Chmura nieszczęścia nad nim się czerni
Co może wkrótce ogarnąć i nas!
Więc zachowaniu wolności wierni,
Rzućmy te progi dopóki czas.
Bo jest piekłem każdy gmach,
Co się wzniósł na bratnich łzach!

Stefan i Zbigniew
między sobą
Nad przepaścią, dziwna władza
Nęci oczy, potem zdradza.
Może mgła miłości ta,
Również moc nad nami ma!
Ach! opuśćmy dwór przeklęty,
Złudnej strzeżmy się ponęty,
Bo jest piekłem każdy gmach,
Co się wzniósł na bratnich łzach!

Damazy
O dowcipie! Twoja władza
Znów nadziei blask odmładza.
Na usługi kto cię ma,
Czyż się troskom przemóc da?
Przez mój rozum; przez wykręty,
Wnet porzucą dwór przeklęty,
I już obu śmieszny strach
Nie sprowadzi pod ten dach!

Maciej
Dobrych ludzi, diabla władza
Po nieszczęście tu sprowadza.
Ni spokoju w czasie dnia,
Ani w nocy zasnąć da!
Ach! Porzućmy dwór przeklęty,
Te krużganki, te zakręty,
Bo jest piekłem każdy gmach,
Co się wzniósł na bratnich łzach!

Damazy odchodząc, zdaje się zapewniać Stefana i Zbigniewa o prawdzie tego co powiedział. Ci postępują z nim parę kroków, Maciej odprowadza ich aż do drzwi. Kurtyna spada.

AKT IV

Komnata jak w drugim akcie.

SCENA l

Hanna
sama przechadza się zadumana.
„Do grobu trwać w bezżennym stanie!”
Zamiar dziwny niesłychanie!
po chwili
Mówi pani Cześnikowa,
Że z nich każdy wolność chowa,
Aby nie ulegać łzom,
Gdy głos święty, niewzruszony,
Mimo próśb i płaczu żony,
Każe swój pożegnać dom!
Myśl szlachetną z serca chwalę,
Jednak na waszych urojeń odparcie
Mężni rycerze, powiem otwarcie,
Że polskich niewiast nie znacie wcale!
Któraż to która,
Tej ziemi córa,
Nie drży z powicia
Życiem jej życia?
Któraż to zrywa,
Boskie ogniwa,
Co duszą spolą
Z rodzinną dolą?
Gdy z woli nieba
Ofiary trzeba,
Tu narzeczona
Trwogę pokona.
Nad ślubne gody
Rycerzu młody,
Sama ci wskaże
Świętsze ołtarze!
Żona żołnierza
Trudów nie zmierza,
Znakiem go krzyża
Do chwały zbliża.
Matka przeklina
Trwożnego syna,
Zgon zniesie krwawy
Lżej od niesławy!
Któraż to która,
Tej ziemi córa,
Nie drży z powicia
Życiem jej życia?
Któraż to zrywa,
Boskie ogniwa,
Co duszą spolą
Z rodzinną dolą?

SCENA 2
Hanna, Damazy.

Damazy
wbiegając z głębi i spostrzegając Hannę
Pani! pani! co się dzieje!
Aj! aż mi się w oczach mieni!
Dwaj rycerze wystraszeni
Uciekają dziś, przy święcie!

Hanna
zdziwiona
Co to znaczy?

Damazy
Maciej stary,
Już pakuje się zawzięcie.
Miecznik ledwie nie szaleje!

Hanna
Odjeżdżają?

Damazy
z ironią
Że źle spali,
Że im strachy w wielkiej sali
Wyprawiały harce, gwary…
Więc dlatego jadą… tchórze!

Hanna
żywo
Kłamstwo!

Damazy
Będziem mieli burzę,
Być jej świadkiem, nie chcę wcale.
Miecznik nie na żarty gore…
zacierając ręce
Jak wyniosą się rywale,
Wtedy wracam i ślub biorę!
Wybiega na prawo.

Hanna
z mocą
Odjeżdżają!… być nie może!
Chce wyjść w głębi, ale w progu spotyka Stefana.

SCENA 3
Stefan, Hanna.

Stefan
pomieszany
Panna Hanna…

Hanna
A mój Boże…
Czyż mi prawdę powiedziano,
Goście ojcu pożądani,
Choć przyrzekli, że zostaną
Odjeżdżają dziś?…

Stefan
Tak pani.

Hanna
mocniej
Dziś?

Stefan
W tej chwili…

Hanna
Nagłej zmiany
Jakiż powód…

Stefan
Tajemnica…

Hanna
wpatrując się w Stefana
Tajemnica… pan zmieszany,
Głos twój drżący, blade lica…
Więc nieszczęście…

Stefan
Dotąd żadne…
Lecz zagraża, czuję to…

Hanna
spokojniej
Tajemnica… czyż nie zgadnę?

Stefan
żywo
Och! Nie pragnij zbadać ją!…
Na jedno słowo, twe serce młode
Gorzkiej boleści dotknąłby grom.
Smutek by oddał świętą swobodę,
Niezasłużonej zgryzoty łzom…
Nie, nie! o Hanno, zostań szczęśliwa,
Jako istoty wolne od skaz.
Niech w głębi serca mego spoczywa
Głos co z tych progów oddala nas!

Hanna
Czy z waszej chaty trwożące wieści?

Stefan
Nie, nie, Bóg łaskaw, spokojnie tam…

Hanna
Czy z kraju odgłos groźniejszej treści?

Stefan
Tak! każda chwila spędzona dłużej
Wśród niepokoju serdecznych drżeń,
Całego życia niedolę wróży,
Wiecznej tęsknoty sprowadza cień!
Drogiej nadziei gwiazdą zaranną
Tu mi zapłonął zdradliwy los,
I wydarł szczęście! Hanno! och! Hanno!
Żałuj biednego… to straszny cios!

Hanna
na stronie
Ach! to ów zamiar… nie wątpię dłużej,
Zgaduję powód serdecznych drżeń,
Zgaduję co mu niedolę wróży,
I co tęsknoty sprowadza cień.
Drogiej nadziei gwiazdą zaranną
I mnie zajaśniał zwodniczy los,
Lecz blask jej gaśnie, o biedna Hanno!
Twą radość tłumi kolejny cios!

Stefan
Tak! każda chwila spędzona dłużej
Wśród niepokoju serdecznych drżeń,
Całego życia niedolę wróży,
Wiecznej tęsknoty sprowadza cień!
Drogiej nadziei gwiazdą zaranną
Tu mi zapłonął zdradliwy los,
I wydarł szczęście! Hanno! och! Hanno!
Żałuj biednego… to straszny cios!

Hanna
Więc to niezmienne postanowienie!

Stefan
Dziś odjeżdżamy i brat i ja…

Hanna
upewniona w swoim mniemaniu
I brat? tak… tak… lecz choć stałość cenię,
Może się odjazd odłożyć da…
Stefan czyni przeczące poruszenie.
Zmartwicie ojca przykrą odmową.

Stefan
zakłopotany
Ojciec przebaczy, gdy nagli czas…

Hanna
Więc tajemnicę odgadłam ową,
Dziwna przysięga krępuje was!

Stefan
Pani! przez litość, nie badaj dłużej,
Gdy każda chwila serdecznych drżeń
Całego życia niedolę wróży,
Wiecznej tęsknoty sprowadza cień!
Drogiej nadziei gwiazdą zaranną
Tu mi zapłonął zdradliwy los,
I wydarł szczęście! Hanno! och! Hanno!
Żałuj biednego… to straszny cios!

Hanna
Tak… to ów zamiar, nie wątpię dłużej,
Odgadłam powód serdecznych drżeń,
Odgadłam co mu niedolę wróży
I co tęsknoty sprowadza cień.
Drogiej nadziei gwiazdą zaranną
I mnie zajaśniał zwodniczy los,
Lecz blask jej gaśnie, o biedna Hanno!
Twą radość tłumi kolejny cios!
Zaraz po skończonym śpiewie Miecznik i Zbigniew wchodzą z głębi. Hanna spiesznie odbiega na prawo.

SCENA 4

Stefan, Miecznik i Zbigniew.

Miecznik
wchodząc mówi do Zbigniewa
Nie zaprzeczaj, serca cierni
W mojej chacie waściom strach,
Toż bez niewiast, słowu wierni
Chcecie wrócić pod wasz dach.

Zbigniew
Inny powód…

Miecznik
do Stefana i Zbigniewa
Ależ przecie,
Gdy do jutra zostaniecie…

Stefan i Zbigniew
żywo
Nie, nie, nie!

Miecznik
wpatrując się w nich
Ten i ten drży…

SCENA 5
Ci sami i Maciej.

Maciej
wszedłszy z głębi
Bryka zaszła na podwórze.

Miecznik
zniecierpliwiony
Więc jesteście chyba tchórze!

Maciej
zbliżając się
Kto? Panicze?…

Miecznik
Tak!… i ty!
Wiem o strachach, wiem że stąd
Śmieszny was wygania wzgląd!

Maciej
urażony
Tchórze… tchórze!… śmieszny wzgląd?
zbliża się i powtarza słowa Damazego.
Mówią, że gmach ten przed laty,
Powstał z hańbiących usług zapłaty…

Stefan i Zbigniew
żywo
Macieju milcz!

Maciej
nie zważając
Że na tych murach przekleństwa i łzy,
Że stąd nad nimi gniew Boski grzmi.

Miecznik
zdziwiony
Nie rozumiem…

Zbigniew
do Macieja
Przestań już!

Maciej
Żaden panicz mój nie tchórz!
Lecz nie mogą zostać tu,
Gdzie ni ciszy, ani snu.
Bo jest piekłem każdy gmach
Co się wzniósł na bratnich łzach!

Miecznik
zdziwiony
Co to ma znaczyć?

Stefan i Zbigniew
zakłopotani
On nie wie sam!

Maciej
Wszak kubek w kubek, słowo po słowie,
Dlaczego dwór ten strasznym się zowie,
Tak pan Damazy tłumaczył nam!

Miecznik
żywo
Ach! zgaduję! pan Damazy,
Co się w żarty wdał niewieście!…
Miły żart, gdy bez urazy
Ale tak… to bardzo źle!…
Słychać w oddaleniu odgłos dzwonków mnóstwa sań i brzęk kółek krakowskich chomąt.

SCENA 6
Ci sami i Skoluba.

Skołuba
wchodząc z głębi
Jaśnie panie…

Miecznik
żywo
Milcz niemrawo!
Pan Damazy, proś niech żwawo
Przyjdzie tu!…

Skołuba
On dawno w mieście.

Miecznik, Zbigniew i Stefan
zdziwieni
Co? wyjechał, wyniósł się!?
Skołuba i Maciej czynią znak potwierdzający. Dzwonki coraz mocniejsze.

Wszyscy, prócz Skułoby
słuchając
Cóż to?

Skołuba
Owóż Jaśnie panie,
Biegłem donieść ile tchu,
To kuligiem liczne sanie,
Po gościńcu pędzą tu.

Miecznik
z pośpiechem do Stefana i Zbigniewa
Każcie wyprządz; głupią baśnie,
Jak powróci pan Damazy,
Bardzo łatwo wam wyjaśnię,
Przy tym uszów natrę mu!
Cierpliwości, tylko cierpliwości!
Dzwonki coraz głośniejsze, ustają kolejno. Słychać wesoły gwar za scena. Zbigniew i Stefan wydają cichy rozkaz Maciejowi, który zasmucony odchodzi.

SCENA 7
Drzwi główne otwierają się na całą szerokość. Na czele mnóstwa gości w różne stroje poprzebieranych, wbiega arlekin z trzepaczką, a wołając „Kulig! kulig!” uderza nią po ramieniu Stefana i Zbigniewa i obiega dokoła Miecznika, po czym znika w tłumie. Muzykanci przybyli z kuligiem, ustawiają się w rogu sali. Goście, jedni poprzebierani w stroje cudzoziemskie, inni, mianowicie mężczyźni w ubiory przedniejszych bóstw Parnasu, inni w wiejskie z różnych okolic, a najwięcej krakowskie, w maskach i bez masek, witają ochoczo Miecznika, a wielu z młodzieży ściska po przyjacielsku Stefana i Zbigniewa. Skołuba wchodzi i zatrzymuje się przy drzwiach środkowych, czekając rozkazów.

Chór
Od terema do terema,
Czy to śnieg, czy lodu łom,
Do Miecznika zajedziema,
Kulig! kulig w jego dom!

Arlekin
Kulig! kulig!
Znika w tłumie.

Chór
Gdy ci mróz do gardła sięga
Złotym je węgrzynem płucz…
Hej Mieczniku! zima tęga,
Od piwnicy dawaj klucz!

Skołuba zbliża się i podaje Miecznikowi klucze, które ten oddaje gościom.

Miecznik
Cokolwiek roztargniony, oddaje klucze powtarzając do siebie.
Pan Damazy… Pan Damazy.

Kilkoro młodzieży wziąwszy klucze wybiega za Skołubą nucąc.

Chór
Od terema do terema,
Czy to śnieg, czy lodu łom,
Do Miecznika zajedziema,
Kulig! kulig w jego dom!

Służba wchodzi z tacami pełnymi kielichów z winem i ciast, które obnoszą między gośćmi. Niektóre osoby spostrzegają roztargnienie Miecznika.

Niektórzy z gości
Gospodarzu! coś z twych gości,
Nie znać w tobie dziś radości.
Jakiś kłopot? czy źle w domu?…

Miecznik
jeszcze bez humoru
Nie, najdrożsi, wcale nie…
Żal mi tylko przyjaciela,
Co zabawy nie podziela,
Co dziś rano, po kryjomu
Z mojej chaty wyniósł się…

Chór
ze śmiechem
Hej uspokój serce rzewne!
Toć to on, to on zapewne,
To arlekin luby nasz!…

Miecznik, Stefan i Zbigniew
Pan Damazy!!?

Chór
wypychając Damazego naprzód
Tak! w te strony
Musiał wrócić i zmuszony,
Przebrał się! oto go masz!

Miecznik
Pan Damazy!…

Chór
zatrzymując Damazego, który chciał schować się
Ha! ha! Ha!

Miecznik
Pan Damazy!…

Damazy
zdejmując pokornie maskę
Tak! to ja…

Miecznik
serio do Damazego
Wybornie!… więc wobec tych panów i pań,
Mości Damazy, wyjaśnisz może,
Czemu źle trzymasz o moim dworze,
Czemu kalumnię rzuciłeś nań?
Skąd prezumpcja, że ten gmach
Na braterskich stawion łzach?

Chór
Ach! to jakiś dziwny żart!…
Kto śmiał wyrzec, że ten gmach
Na braterskich stawion łzach,
Należytej kary wart!

Stefan i Zbigniew
między sobą
To złośliwy pewno żart,
Patrz, blednieje piękny gach…
do Damazego
Nie daremny waści strach,
Doznasz kary, jakiejś wart!

Miecznik
do wszystkich
Czyż te baśnie sunt de fide?

Damazy
Mówi prędko ze strachem.
Mea culpa! aj Mieczniku!
Przy wieczerzy, jak na biedę,
Człek toastów pił bez liku,
A po winie, wszak się zdarza,
Palnąć koncept z kalendarza!
śmiech ogólny

Damazy
mówiąc dalej
Zwłaszcza, kiedy w mózgu pali,
W jaki sposób się oddali,
Niebezpiecznych dwóch rywali.

Chór
ze śmiechem
Dwóch rywali! bagatela!

Miecznik
z uśmiechem
Lecz któż waści szepnął to,
Że synowie przyjaciela,
Rywalami twymi są?…
Im się o tym ani śni…

Damazy
do Miecznika
Trudno wierzyć!… dowiedź mi!
przybierając uroczystą postawę
Od dawna serce z głową na wyścigi,
Każą cię błagać, rojąc cudne sny,
O rękę…

Zbigniew
podchodząc z drugiej strony, ciszej do Damazego
Tylko nie panny Jadwigi,
Lub oba uszy obetnę ci!…

Damazy
ze strachem przycisnąwszy oburącz uszy
Aj! nie, nie!…
wracając do pierwszej postawy
Pragnę jak niebiańskiej manny,
Błagać z pokorą u twoich stóp,
O rękę…

Stefan
podchodząc podobnie jak Zbigniew
Tylko nie panny Hanny,
Lub karabelą popchnę cię w grób!

Miecznik i chór
Czyjejże waść pragniesz ręki?

Damazy
wystraszony
Byłem pewnym, co za męki!
Pragnę, pragnę błagać o nią,
Lecz rywale gwałtem bronią!…

Stefan
żywo zbliżając się do Miecznika
Tak! o dłoń Hanny błagam w pokorze.
Panie! racz synem nazywać mnie!…

Zbigniew
podobnie
O drugą córkę w serca ferworze
Na przyjaźń ojca zaklinam cię!

Chór
wesoło
Co za dziwne wydarzenie.

Miecznik
Proszę! proszę uniżenie!
Jam to czytał z waszych lic,
Lecz nie będzie z tego nic,
Aż się każdy jasno dowie,
Skąd i odkąd w Kalinowie
Dwór się strasznym dworem zwie…
Idzie żywo ku drzwiom z prawej strony i woła córki, które natychmiast ukazują się,
Hej! dziewczęta!… otóż one,
Jak biedaczki zasmucone…
Pójdźcie, pójdźcie wesprzeć mnie!
Bierze za ręce Hannę i Jadwigę, które goście witają uprzejmie i zaprowadziwszy na przód sceny staje między nimi.

Chór
Więc się każdy jasno dowie,
Skąd i odkąd w Kalinowie
Dwór się strasznym dworem zwie!
Damazy wybiega na prawo.

SCENA 8
Ci sami prócz Damazego, Hanna i Jadwiga.

Miecznik
Którego wszyscy goście ciekawie słuchają.
Przed stoma lat,
Mój zacny dziad,
Kazał zbudować ten dwór,
I dziewczę kwiat
Zaślubił rad,
I Bóg im dał dziewięć cór!

Wszyscy
I Bóg im dał dziewięć cór!

Miecznik
Pierwsza z tych róż,
Gdy wzrosła już,
Gdy powab głoszono jej,
Zjawił się tuż
Młodzian…
do Hanny
I cóż?…

Hanna
spuszczając oczy
I wnet pokochał się w niej…

Wszyscy
I wnet się pokochał w niej!

Miecznik
Za tamtą trzy,
Hoże jak skry,
Więc młodzież sąsiednich strzech
W konkury grzmi,
Zajeżdża…
pytając Jadwigi
I?…

Jadwiga
spuszczając oczy
I ożeniło się trzech…

Wszyscy
I ożeniło się trzech!

Miecznik
W taki to ślad,
Przez kilka lat,
Za zięciem zjawiał się zięć.
Aż zacny dziad,
Wyprawił w świat…

Hanna i Jadwiga
Najmłodszych dziewczątek pięć.

Wszyscy
Najmłodszych dziewczątek pięć!

Miecznik
Lecz gdy tu hucznie
Wesela grzmiały,
Wkoło kaducznie,
Panny starzały.
Więc matki, ciocie,
W próżnym kłopocie,
W daremnej złości
Czekając gości,
Za gratką gratka
Gdy je mijały,
Dwór mego dziadka
Strasznym przezwały!

Wszyscy
wesoło
Za gratką gratka
Gdy je mijały,
Dwór jego dziadka
Strasznym przezwały!

SCENA 9
Ci sami, Cześnikowa przesadnie wystrojona i Damazy, który wyszedłszy z nią, opowiada po cichu co się stało.

Miecznik
do Cześnikowej
I niesłusznie w pani mowie,
Każdy z nich był niby tchórz!

Stefan i Zbigniew
do Cześnikowej
Skąd się dwór ten strasznym zowie,
Stryjeneczko, wiemy już!

Miecznik
I tak strasznym będzie wciąż,
Boska wola!…
do Stefana i Zbigniewa
Wasza chęć!…
wskazując na Zbigniewa
Patrz Jadwisiu! to twój mąż!
wskazując na Stefana
Hanno! to mój drugi zięć!

Dziewczęta tulą się do ojca. Stefan i Zbigniew, każdy przy swojej narzeczonej klękają, Miecznik daje im błogosławieństwo.

Chór
biorąc kielichy
Wiwat! wiwat pary dwie!
Zły sam, kto im życzy źle!

Cześnikowa uspokaja się i myślą nową zajęta, spogląda z zadowoleniem na młodzież.

Miecznik
wesoło
Z Bożej łaski,
do Damazego
Z twojej winy,
Większa radość wita nas,
Przy kuligu zrękowiny
W jeden się odbędą czas!

Chór
Przy kuligu zrękowiny
W jeden się odbędą czas!

Cześnikowa
Biedna pani Stolnikowa,
Z jej córkami będzie źle,
Z moich swatów, z mego słowa,
Zyska stare panny dwie!…
Ale gdy w tym strasznym dworze,
Tak do dziewcząt młodzi lgną,
Nie wyjadę stąd, bo może
I na wdówkę spojrzy kto!

Zbigniew
do brata
Nie ma niewiast w naszej chacie!
Znać tak nie chciał światów pan,
Więc z pokorą miły bracie
Niezależny żegnaj stan!

Stefan
do brata
Bóg z łaskami niebiańskimi,
Dzielnych synów da nam z nich,
Na rodzinnej chwałę ziemi,
I na chlubę ojców swych!

Chór
Na rodzinnej chwałę ziemi,
I na chlubę ojców swych!

Miecznik
Widzę waszych lic uśmiechy,
A nie wierzy ojca wzrok,
Ile szczęścia i pociechy
Bóg mu zsyła w Nowy Rok.
Drodzy goście mego gniazda,
Duszę bym wam oddać rad,
Niech jak tu, nadziei gwiazda
I do waszych zajrzy chat!

Hanna i Jadwiga
Widzę wszystkich lic uśmiechy,
A nie wierzy ojca wzrok,
Ile szczęścia i pociechy
Bóg nam zsyła w Nowy Rok.
Ojcowskiego goście gniazda,
Dzielcie uczuć błogich kwiat,
Niech jak tu, nadziei gwiazda
I do waszych zajrzy chat!

Chór
Niech jak tu, nadziei gwiazda
I do waszych zajrzy chat!

Miecznik
do kapeli
Hejże ostro rżnij kapela,
Sił wam doda wina dzban,
Animuszu niech udziela,
Złota radość, hoży tan!
Muzyka rozpoczyna grać, mnóstwo nowych par wbiega środkowymi drzwiami, tańczą.