Trubadur 1(50)/2009  

In the us, the dose of dapoxetine 30 mg is taken at bedtime. I have never been a heavy drinker and Hatogaya-honchō sildenafil 100mg preis 48 stück i never smoked in my life. I would have to say that i have never been one to shy away from a challenge and i am not afraid to admit that this is not the first time i have tried.

Generic does not necessarily mean cheaper unless you are comparing the. The drugstore has been able to reduce the problem of counterfeit drugs, which led to a reduction in the number of counterfeit tablets and counterfeits of all http://rovingrealist.com/33925-map-27073/ kinds in our drugstores. This may require a doctor s prescription or it may be available over the counter as well.

Zawsze Bajadera!

Kiedy odbywała się premiera Bajadery w Operze Narodowej w 2004 roku nie wiedziałam nawet o istnieniu „Trubadura”. Mam nadzieję, że dlatego będzie mi wybaczone, że teraz napiszę kilka zdań na temat spektakli, które miałam okazję zobaczyć w połowie maja.

Przedstawienie jest warte zobaczenia – piękne dekoracje i kostiumy Jadwigi Jarosiewicz pozwalają w pełni docenić urok klasycznego baletu w choreografii Natalii Makarowej według Mariusa Petipy. Robią wrażenie sceny zbiorowe, jak słynne pojawienie się 32 cieni w II akcie, czy popisowe wariacje Nikiji, Gamzatti i Solora. Tym razem jako zwiewną Nikiję mogliśmy podziwiać Izabelę Milewską, która jest czarującą bajaderą, pięknie oddając zarówno jej miłość dla Solora, jak i rozpacz po jego stracie, a następnie nieziemską jako duch – wpierw jedynie pojawiający się w narkotycznym śnie Solora, by następnie pomścić swą śmierć w finale. Również technicznie była zachwycająca – w chaines po przekątnej przekroczyła chyba prędkość ponaddźwiękową, a w smutnym adagiu na zaręczynach Solora i Gamzatti – cudowna w arabeskach.

W dwóch kolejnych spektaklach jako perfidną Gamzatti można było zobaczyć dwie różne tancerki: pierwszego wieczora Martę Fiedler, drugiego – Magdalenę Ciechowicz. Dla mnie najlepszą, niedościgłą Gamzatti w warszawskim zespole jest premierowa odtwórczyni tej roli – Karolina Jupowicz, która uwodziła nie tylko Solora, ale i całą widownię wdziękiem i doskonałością wykonania. Muszą jednak przyznać, że Marta Fiedler jest coraz lepsza w tej partii, coraz bardziej władcza, zaborcza i triumfująca, równoprawna rywalka Nikiji. Strona wyrazowa stanowczo górowała u artystki nad techniczną – wydaje mi się, że czysta klasyka nie jest domeną Marty Fiedler, a zwłaszcza tak popisowa, gdzie trzeba zakręcić i zwykłe fouette, i kilka włoskich.

Nie spodobała mi się natomiast Magdalena Ciechowicz, która wypadła blado i nieprzekonująco, Gamzatti w jej wykonaniu była właściwie niewidoczna na scenie. Tu z kolei nieco lepsza technika nie zdołała uratować roli – ani postawa, ani gestykulacja Magdaleny Ciechowicz nie pasowała do rodzaju kreowanej postaci.

W obu spektaklach Solorem był obecnie najlepszy tancerz warszawskiego zespołu Maksim Wojtiul, który choć pierwszego dnia wydawał się jeszcze nie do końca „w roli” – wyrazowo i technicznie, jednak podczas drugiego przedstawienia już pierwszym, jakże wyrazistym gestem sprawił, że oczekiwałam wspaniałego spektaklu, i się nie pomyliłam. Ten tancerz – dawniej kreujący rolę Złotego Bożka dziś jest wspaniałym Solorem, pełnym dynamizmu, ale wzruszającym w pierwszej części, gdy z radością i wdziękiem manifestuje swoją miłość do bajadery, a potem rozdartym, cierpiącym za swą zdradę. Jego obie wariacje, bardzo trudne technicznie, nieodmiennie budzą wielki zachwyt i aplauz publiczności.

W partiach, może nie wymagających zbyt wiele tańca, ale bardzo istotnych dla przebiegu akcji, wystąpili dwaj świetni w tych rolach artyści – jako Wielki Bramin Siergiej Basałajew a jako Radża – Walery Mazepczyk. Bardzo nieudany był natomiast występ Anity Kuskowskiej jako Aji – wprowadzała na scenę chaos i mnóstwo przesadzonych, ostrych gestów, rodem z kukiełkowego chyba teatrzyku. Sukcesem był natomiast występ dwóch tancerzy zmieniających się w roli Magdawieji oraz Złotego Bożka – Jacka Tyskiego i Pawła Koncewoja. Obaj skoczni, zwinni i wyraziści dobrze spełnili powierzone im zadania, a debiut Koncewoja jako Bożka był doprawdy dobrze wróżący na przyszłość. Tyski natomiast niech lepiej pozostanie przy roli półdzikiego (w jego wykonaniu) Magdawieji.

Widać było, że zespół – zwłaszcza żeński – dawno nie tańczył tego baletu (zejście cieni w II akcie!), ale już w drugim spektaklu było dużo lepiej i nasze tancerki zasłużyły na owację, którą nagrodzili je widzowie. Wśród solistek występujących w poszczególnych wariacjach chciałabym wyróżnić Anetę Zbrzeźniak, zwłaszcza świetną w drugim spektaklu – światowy poziom. Bardzo się cieszę, że mogłam ponownie obejrzeć ten świetny, a mało znany spektakl, który polecam każdemu miłośnikowi tańca i nie tylko!

Jolanta Gula