Molier kontra Mozart

Zanim dokonałam wyboru opery Mozarta przewertowałam informacje na temat wszystkich jego najbardziej znanych dzieł i takim to sposobem wybór padł na Don Giovanniego. Jednak zanim przystąpiłam do oglądania, przeczytałam dwie publikacje: Don Juana Moliera oraz Zwodziciela z Sewilli i kamiennego gościa de Moliny, które z pewnością służyły jako inspiracja do tej opery. Dopiero po takiej lekturze przystąpiłam do oglądania. I to była najlepsza decyzja, jaką podjęłam. Dlaczego? Obawiam się, że jako laik w tematyce muzykologii, mogłabym po prostu nie zrozumieć, szczególnie w języku włoskim i bez tłumaczeń, tej opery. Na szczęście wiedza teoretyczna, jaką zdobyłam na początku tej przygody poprowadziła mnie i przeprowadziła przez całą operę. Typowy literaturoznawca.

We are pleased to announce the release of our new, exciting, and unique line of products designed to give the couple a little "kick" in a new and exciting way!we’ve been making the ultimate gift for the ultimate couple with our gift sets... The only problem https://ludicomix.it/65966-a-cosa-serve-kamagra-100-54154/ is, the brand name brand is not available for the online order. It is also a useful antibiotic as it kills the bacteria that causes pimples.

Priligy 60 mg kullanımında teslimat ve kapamadiği: teslimat kapasit ki̇ldir. For this purpose, we developed the viagra bestellen per nachnahme Savigny-le-Temple use of the term 'doxycycl. Dox injection price can be used with any muscle relaxant available to help relieve back pain and discomfort.

Premiera Don Giovanniego miała miejsce w II połowie XVIII wieku, kiedy literacka wizja uwodziciela fascynowała środowiska artystyczne, a ludzie chętnie oglądali i czytali dzieła o tejże tematyce. Molier napisał Don Juana w XVII wieku i spotkał się z jego odrzuceniem ze względu na krytykę obyczajowości. Tekst Don Juana pisany był w pośpiechu i do tego prozą, a nie popularnym wówczas wierszem. Być może ta formuła przeważyła o braku popularności nowej komedii Moliera, a być może on sam ponownie wyprzedził swoją epokę i okazał się również w tej dziedzinie wizjonerem. Ciekawe, że niespełna wiek później ten odrzucony społecznie tekst podbił serca publiczności dzięki muzyce Mozarta.

Obejrzałam trzy wersje opery Mozarta – jedną z Opery Wrocławskiej z 2019 roku w reżyserii Andre Heller-Lopes, drugą zwaną hipsterską, zrealizowaną w ramach Festiwalu Aix-en-Provence z 2017 roku w reżyserii Jean-François Sivadiera oraz trzecią z 1997 roku w reżyserii Claudio Abbado wystawioną w Teatro Comunale di Ferrara.

Dwie pierwsze to, oczywiście poza sferą muzyczną, interpretacje reżysera. Akcja pierwszej rozgrywa się w domu dla obłąkanych w sławnym XVIII-wiecznym zespole pałacowo-klasztornym w Mafrze, w którym z dawnych czasów pozostała bogata biblioteka, a wówczas leczono tam ludzi chorych psychicznie. Reżyser zakłada, że w jego przedstawieniu wszyscy zwariowali od czytania. Główny bohater Don Giovanni ma swoje odzwierciedlanie w rzeczywistości. Z założenia reżysera to artysta Arturo Bispo do Rosário, który został zdiagnozowany na schizofrenię paranoidalną, gdyż utożsamiał się z Jezusem Chrystusem, z kolei Donna Elvira nieodparcie przypominała nam Fridę Kahlo. Chór podzielony został na sanitariuszy i pacjentów, a liczne nawiązania do kultury Ameryki Południowej możemy odnaleźć m.in. w strojach. Drugi spektakl w reżyserii Jean-François Sivadiera to wersja współczesna, okrzyknięta hipsterską. Miejsce wydarzeń związane jest z pustostanami, kawiarniami, akcja toczy się podczas imprezy, biesiadowania. Jedną z charakterystycznych cech była scena (niczym podium) i podscenie, dookoła którego działa się akcja. I trzecia, klasyczna, z epokowymi strojami, scenografią, dokładnie odzwierciedla tekst Moliera. Każda z tych interpretacji jest inna, ale łączy je jedno – nie ma w nich humoru. Tylko muzyka jest niezmienna, wyjątkowa i wspaniała. Muzyka Mozarta stanowi drugą warstwę, przestrzeń, żyje poza tekstem a jednocześnie ma czynnik sprawczy uzupełnienia go. A czy tekst Moliera posiada w sobie potencjał muzyczności? Muzyka od zawsze adaptowała teksty literackie do swoich celów, to odrębny i bardzo rozbudowany temat. Muzyka wykorzystująca jakikolwiek walor czy aspekt tekstu słownego zawsze stanowi rodzaj palimpsestu, który tworzy się (do pewnego stopnia w sposób zamierzony, do pewnego – samoistnie) w procesie nakładania tekstu muzycznego na tekst słowny lub, rzadziej, tekstu słownego na tekst muzyczny (A. Hejmej, Muzyczność dzieła literackiego). Generalnie teksty sceniczne konstruowane są w taki sposób, że najlepiej można je dostosować do utworu muzycznego. Dlatego również Don Juan to tekst, który świetnie nadaje się do „umuzycznienia”.

Opera jak i teksty opowiadają historię lowelasa i jego podbojów miłosnych oraz morderstwa, którego się dopuścił. Wobec popularności tego dzieła nie ma sensu przytaczać samej treści, ale w tym miejscu warto zastanowić się na operą jako coraz popularniejszą formą sztuki muzycznej, gdyż to zrozumienie gatunku doprowadzi mnie do meritum tego wywodu. Choć Mozart w swoim prywatnym katalogu wpisał utwór pod prostą nazwą opera buffa, dzieło to częstokroć przypisywane jest do węższego gatunku – dramma giocoso („wesoły dramat”). Opera buffa to nic innego jak opera komiczna, zatem cała sztuka ściśle związana była z komizmem, podobnie jak dzieło Moliera, które jest komedią, a zawężając: satyrą społeczną. Jako laik muszę oprzeć się na wypowiedziach profesjonalistów, zatem za Mieczysławem Klimowiczem:

Opera komiczna obok realistycznych postaci, przyjętych z obyczaju włoskiego, o zabarwieniu satyrycznym, starała się doprowadzić do zgodności między muzyka i akcją dramatyczną, likwidowała nie mające związku z treścią sztuki wokalizy, arie koloraturowe, stanowiące partie popisowe solistów. W tekście przeważa recytatyw, podparty akompaniamentem muzycznym, odpowiadający zmianom toku dialogu. Podobnie arie i duety są ‘mową podniesioną do określonego tonu muzycznego’, zespolone na ogół dość ściśle z przebiegiem akcji, mają charakter piosenek, które mogli wykonywać nawet śpiewacy uliczni.

Don Juan Moliera jest komedią-satyrą, ale czy mogę dzisiaj powiedzieć o nim, że jego wydarzenia są tragikomiczne? Być może. Postać Komandora jest właśnie tym czynnikiem tragicznym, pojawia się na początku i w zakończeniu – jednak mimo iż jest kluczową postacią i niejako determinuje zdarzenia to usunięcie jej w cień powoduje uczucie oddechu i lekkości w odbiorze dzieła – i znowu postać Don Juana/Don Giovanniego i jego perypetie bawią nas i rozśmieszają. Przynajmniej powinny. Jednak odnoszę wrażenie, że o ile w tekście zasadniczym ciągłość humorystyczna jest zachowana, to w operach, które oglądałam (nie w kwestii muzycznej) – zanikł w ogóle komizm. Z założenia w operze Mozarta akcja ma bawić odbiorcę – wskazuje też na to muzyka – szybka, wesoła.

I ta wesoła część, u Mozarta bardzo klarownie przedstawiona muzycznie, w interpretacjach scenicznych jakby zamarła. Tutaj z odsieczą przychodzi tekst Moliera, doskonała kreacja sługi – dwulicowego, bojaźliwego lizusa Leporella, zabawne scenki i sytuacje. A najbardziej urzekająca jest miłość Pietrka do Karolci (w książce), czyli Zerliny i Masetta, w której to chłopak rozumie miłość jako dawanie sobie kuksańców. Świetną sceną, którą również możemy oglądać w operze Mozarta jest moment kiedy Don Giovanni policzkuje Masetta (w tłumaczeniu Boya-Żeleńskiego Don Juan policzkuje Pietrka). Słowna gra między nimi to raczej zabawna przepychanka niż dramatyczna rozgrywka: „A to!  Don Juan uderza go w twarz. Do licha, nie bij pan. Drugi policzek. O Jezu! Jeszcze policzek. Do choroby! Jeszcze policzek. Do kaduka! Milion diabłów! To niepięknie tak bić ludzi. To ma być nagroda, żem się panu nie dał utopić?” (i właśnie ten moment nie został przez wszystkich zrozumiany w moim odczuciu; przeczytałam pewną recenzję, w której osoba recenzująca spektakl w Operze Wrocławskiej wyraziła się o tej scenie z dezaprobatą i, o ile dobrze pamiętam, zasugerowała, że jest to fragment niezrozumiały i zbędny). Śmieszne jest również przyjmowanie ojca przez Don Juana (książka), gdzie Don Juan źle mu życzy i czeka dnia jego śmierci. Brzmi ono zabawnie i generalnie wskazuje na, chyba, odwieczny problem różnic pokoleń (choć nie jestem do końca przekonana czy w słowach Don Juana taki jest tego wydźwięk): Et! Umrzyj, jak możesz najprędzej, oto co możesz najlepszego uczynić. Trzeba, aby każdy miał swoją kolej; doprawdy wściekłość mnie bierze, gdy patrzę na ojców, którym się zachciewa żyć tak długo, jak ich synowie.

Postać Don Giovanniego jest specyficzna. O ile są nam znane postaci bawidamków i bałamutników, to raczej kojarzą nam się, mimo etycznie niepoprawnego zachowania, raczej pozytywnie. Być może wynika to z formuły jaką taki osobnik stosuje – uwodzi, podrywa, szepce miłe słówka, porzuca, łamie serca, ale również raczej pilnuje granic utartych społecznych norm. Jednak w przypadku Don Giovanniego / Don Juana mamy do czynienia z osobnikiem, którego żądza jest natury zwierzęcej, jest niepohamowana i nieograniczona a każda przeszkoda, która stoi na drodze do osiągnięcia celu zostaje bezlitośnie usunięta. Don Juan zabija miłość. Jest ona dla niego czymś w rodzaju polowania. Sprowadza ją do rzeczy pospolitej; nie wie, że rozkoszą w miłości jest kochać. (M. Tomaszewski, Mozarta Don Giovanni) U Don Giovanniego/Don Juana nie ma miejsca na jakiekolwiek uczucia, cechuje go osobowość iście psychopatyczna. Główny bohater zdobywa serca kobiet podstępem i sztuczkami, czasami siłą, niekiedy słodkimi słówkami, zawsze – kłamstwem. Złość podsyca zazdrość i pragnienie; nie może patrzeć na szczęście i miłość innych, kalkuluje, przemyśla, planuje – wszystko aby osiągnąć to, o czym marzy. U niego cel uświęca środki, jak w Księciu Machiavellego, choćby na wzór: Lepiej jest być gwałtownym niż oględnym, gdyż szczęście jest jak ta kobieta, którą trzeba koniecznie bić i dręczyć, aby ją posiąść.

Według Kierkegaarda Don Giovanni fizycznie pragnie wszystkich, ale nie czyni tego z wyrachowania czy zezwierzęcenia – to jego własna, wewnętrzna siła, której rozgryźć nie jesteśmy w stanie i zapewne on sam jej nie rozumie, ponieważ nie potrafi nad nią zapanować i jej poskromić. Zakłamany, pozbawiony hamulców łajdak – tak go widzimy. Albo tak chcemy na niego patrzeć. Ale jak w takim razie określić fascynacje takim typem człowieka – ograniczonego do jego własnej biologii i instynktów? A może mamy tu do czynienia z problematyką zbrodni i kary i właśnie ten proces jest pasjonujący? A może ta bezwzględność, obłuda i fałsz to cechy naszego człowieczeństwa? Nie możemy stwierdzić, że był to człowiek niezaznajomiony z zasadami etycznymi czy moralnymi – pamiętamy, że pochodził z tzw. dobrego domu (zatem zakładamy, że podstawy owych posiadał, chociaż teoretycznie), dysponował określonym majątkiem (służba, piękne stroje, choć w tekście Moliera popada w długi), był wykształcony, o czym świadczyło jego zachowanie, umiejętność prowadzenia rozmowy, wyrażanie się. Ale był również przebiegłym manipulatorem i właśnie dzięki tej umiejętności był w stanie lawirować i przetrwać w społeczeństwie, które kompletnie nie dostrzegało w nim niczego złego. Tylko to co boskie, metafizyczne nie ulegało jego podstępom i w odpowiednim momencie został rozliczony ze swoich czynów.

Tak wypowiada się o Don Juanie u Moliera jego sługa: (…) powiadam ci inter nos, że w don Juanie, moim panu, masz szczęście oglądać największego zbrodniarza, jakiego ziemia kiedykolwiek nosiła, opętańca, wściekłego psa, diabła, Turka, heretyka, który nie wierzy ani w niebo, ani w świętych, ani w Boga, ani w wilkołaka, który pędzi to życie jak prawdziwe bydlę, jak wieprzek Epikura, jak prawdziwy Sardanapal, który zamyka uszy na wszelkie chrześcijańskie napomnienia i uważa za koszałki-opałki wszystko, w co my wierzymy. Powiadasz, że wziął ślub z twoją panią; wierz mi, uczyniłby więcej, byle tylko dogodzić zachciance, i, razem z nią, zaślubiłby jeszcze i ciebie, jej psa i jej kota. Zawrzeć małżeństwo to dla niego drobnostka; nie używa innych sideł dla łowienia damulek, gotów jest do żeniaczki na prawo i lewo. Pani, panna, mieszczanka czy chłopka, nic dlań nie jest za zimne ani za gorące.

Zatem kim jest owy łajdak o nieludzkim zachowaniu? Człowiekiem? A może kimś pomiędzy człowiekiem i siłą – ale jaką? Dobra, zła? Zakładamy, że każdy z nas ma w sobie pierwiastek dobra i zła – zależności od czynników zewnętrznych (wychowanie, środowisko itp.), ale również wewnętrznych (inteligencji, wiedzy, mądrości) rozwijamy w sobie dany pierwiastek i on determinuje nasze zachowanie – w dużym uproszczeniu oczywiście. A może powinniśmy zając się tematyka odróżniania dobra od jego pozorów jak chciał Platon? Zatem czym jest dla bohaterów zło? Czy jest utożsamiane z grzechem? Czy grzech cielesny, jak żądzę określa religia, jest grzechem?

W zasadzie w kontekście zachowania głównego bohatera zbyt łatwo jest nam oceniać i kategoryzować dobro-zło. Don Giovanni/Do Juan był przesiąknięty złem, w znaczeniu, jakim używamy na co dzień, to jednak Mozart zainteresował się właśnie nim. Temat ten był w apogeum popularności powszechnej – pozwolę sobie użyć słów Einsteina o tej operze – być może to skłoniło Mozarta do takiego wyboru.

Don Giovanni/Don Juan nie przeszedł oczyszczenia, nie zmienił się, nie żałował, nie naprawiał swych czynów, sam powiedział w pewnym momencie, że Nie, nie, nie odmieniłem się wcale; zawsze jestem wierny samemu sobie, by następnie stwierdzić Nie ma w tym żadnego wstydu; obłuda jest dziś bardzo w modzie, każde zaś modne szelmostwo może uchodzić za cnotę. Nie ma lepszego zawodu niż rola świętoszka. Taka mistyfikacja, uprawiana zawodowo, daje dziś nadzwyczajne korzyści. To sztuka, w której komedianctwo zawsze może liczyć na względy, bo chociaż kto je przejrzy, nie ośmieli się wystąpić przeciw niemu. (…) Czy myślisz, że mało znam ludzi, którzy, dzięki takiej sztuczce, zręcznie rzucili zasłonę na wybryki młodości, otulili się szczelnie płaszczem nabożeństwa, i, pod tym czcigodnym ubraniem, kupili sobie przywilej na wszelkie łajdactwo? Zachowanie Don Juana/Don Giovanniego prowadzi do swoistego szaleństwa rozumianego jako wychodzenie poza przyjęte normy, nie licząc się z niebezpieczeństwem ani zagrożeniami (wyznacznikiem tego stanu jest zdeterminowanie człowieka ogarniętego wielką namiętnością i żądzą, działającego destrukcyjnie i często irracjonalnie). Podobnie rzecz się ma u de Sade’a, który żył w tym samym momencie dziejowym co i Mozart, a jego „dzieła” są specyficzną kwintesencją obyczajów libertyńskich owego czasu, głównie właśnie wśród kleru. Sam swoją postawą dowodził słuszności swych poglądów. I właśnie takiego Markiza de Sade’a widzę na scenie jako Don Juana/Don Giovaniego. Słyszę tu również pieśni sowizdrzalskie, „czuję” Szekspira i trochę Mickiewicza, czytam wszelkie moralitety, nawet Kochanowski „pomachał do mnie” swoimi fraszkami. Ale przede wszystkim Molier i Fredro „podają sobie ręce”, obaj baczni obserwatorzy uciech życia. Bo jak wskazuje przykład tych ostatnich, nie trzeba korzystać, by poznać, nie trzeba patrzeć, żeby widzieć i nie trzeba być ani libertynem, ani hedonistą, aby czuć radość życia.

Don Giovanni to opera, zatem cała historia została oparta na muzyce. Należy podkreślić, że opera doskonale prezentuje bohaterów, uwypukla ich wady i zalety, pokazuje ich w całej okazałości. Stają się oni dla nas realni, poznajemy ich emocje, łączymy się z nimi, być może jedne postaci stają się nam bliskie, inne nie. Nie stanowią oni tła dla głównego bohatera, nie są nawet uzupełnieniem dla tej historii, to oddzielne byty, samodzielne, tworzące własne historie, a jedynie połączone ze sobą postacią Don Giovanniego. Doskonałe Donna Anna, Donna Elvira czy Zerlina – każda inna, pochodzą z innych środowisk, każda z nich znajduje się na innej pozycji i na innym etapie życia, ale poznając je widzimy, że łączy je cierpienie po uświadomieniu sobie sytuacji z Don Giovannim. Dzieło Mozarta do taka muzyczno-literacka sinusoida – zmienna, zachowująca pełen wachlarz emocji, doznań i odczuć. Bo sam tekst upraszcza i spłaszcza ów postaci, uwypukla tylko to, co według autora najważniejsze.

Bardzo odpowiada mi analiza Don Giovanniego Kierkegaarda. Podkreśla on, że tam, gdzie słowo i gest nie wystarczają, tam musi pojawić się muzyka, jako bardziej abstrakcyjna, ale może i ponadczasowa forma. Bo właśnie muzyka nadaje tej historii przestrzeń, dopełnia ją. Poza tym „Zdaniem duńskiego filozofa, Don Giovanniego nie można w jakikolwiek sposób sprowadzać do kontaktu ze światem materii (a zatem nie powinniśmy dociekać na temat jego przeszłości, rodziny, czy statusu majątkowego), gdyż przywiązanie go do jakiejkolwiek z tych rzeczy zniszczyłoby jego uniwersalność. Czy jest więc jakikolwiek sposób by odkryć jego tajemnicę? To już trudniejsze pytanie. Według Kierkegaarda jedynym możliwym rozwiązaniem jest muzyka, w której każdy powinien odszukać swojego uwodziciela. I dalej: Według Kierkegaarda niepowstrzymywana potęga Don Giovanniego bierze się wyłącznie z muzyki, która oplata wszystkich bohaterów i nie pozwala nikomu o sobie zapomnieć. To raczej manifest wewnętrznej siły Don Giovanniego – według filozofa uwodziciel pokazuje ile w nim energii, siły, życia, ale też i niecierpliwości by zatopić się w żądzy. Co więcej Don Giovannni tak naprawdę tworzy namiętność sam z siebie – niczym szampan, wiecznie buzuje się w nim coś, co zmusza go do natarcia. Nie musi zakochiwać się w kobietach, nie musi ich pożądać – on jest żywym ucieleśnieniem żądz, a tym co wprawia go w ruch jest muzyka. Kierkegaard całkowicie oddał tekst pod władanie muzyki, to jej oddał pierwszoplanowość i istotę tej historii. Ale pamiętać należy, że Don Giovanni jest dziełem niezwykle pojemnym, w którym zmieści się nieograniczona ilość interpretacji, bo i tak muzyka im towarzysząca jako jedyna stała, będzie niezmienna. Dzisiaj Don Juana uważamy za dzieło w wielkim stylu, z którego powodu w XVII wieku Molier poważnie ucierpiał. Z kolei Mozartowi zarzucono podjęcie tak błahej i mało istotnej tematyki. A może właśnie dopiero od XIX wieku widzimy to, czego społeczeństwo XVII-wieczne nie było w stanie zobaczyć?

Może my dzisiaj chcemy widzieć w Don Giovannim dramat nad dramaty, być może nie śmieszy on nas tak, jak z założenia powinien, może zbyt poważnie podchodzimy do mozartowskiego dzieła przytłoczeni gatunkiem opery i z góry zakładając, że opera, jakakolwiek, musi być poważna i dramatyczna. Owszem, jak wspomniałam wcześniej, Don Giovanni jest dziełem otwartym do interpretacji, ale być może należy zachować pewien dystans i pozostawić go w kanonie gatunkowości, która sprawia nam przyjemność.

Podyskutuj na facebooku