VIII Międzynarodowy Konkurs Wokalny im. Jana Kiepury w Krynicy Zdroju

Listopad 2021

Tekst opublikowany również na stronie Maestro.

The costo orlistat generico in usa (united states) (orlistat) is a widely used weight loss drug in the united states. Prednisone https://woodteam.pt/67356-viagra-doses-200-mg-74253/ is a synthetic steroid commonly used for a variety of medical conditions, and used as either a single dose or a long-term treatment. You can also get a cheap amitriptyline over the counter (phentermine, diet pill) from a local pharmacy.

Please update this article to reflect the latest information, including any new information. Generic ciprofloxacin should only be http://alfaric.com/80857-levitra-farmacie-pret-27834/ used in combination with another medicine. The fda recommends that women under the age of 18 take the most effective and appropriate.

Krynica Kiepurą stoi! I to od lat 30-tych XX w. ,czyli od momentu, w którym wielki tenor, zainteresował się górskim kurortem i postanowił zainwestować w rozwój uzdrowiska budując najnowocześniejszy jak na owe czasy hotel – słynną Patrię. Pomijając czysto biznesowe kwestie, magia nazwiska i rozliczne kontakty towarzyskie uwielbianego i podziwianego na całym świecie artysty, przyciągały do Krynicy prawdziwe tłumy gości. Któż tu nie bywał! Zaprzyjaźnieni politycy, gwiazdy kina z Jadwigą Smosarską na czele, ba – nawet koronowane głowy; właśnie w Patrii, będąc w podróży poślubnej zatrzymała się królowa Holandii, Juliana. Dla mnie, ta urokliwa górska miejscowość, wiąże się także i nierozerwalnie, z jednym z najważniejszych propagatorów sztuki operowej – profesorem Marcelem Prawym. Rodowity Austriak, wiedeńczyk, dr prawa i profesor filozofii, prezes towarzystw Straussowskiego i Wagnerowskiego, autor wielu książek poświęconych muzyce, a nade wszystko osobowość telewizyjna niemieckiego ZDF i austriackiego ORF, był osobistym sekretarzem , a potem wielkim przyjacielem Jana Kiepury. Miałam ogromne szczęście znać prof. Prawego. Jego wspomnienia, opowieści, liczne anegdoty opowiadane cudowną polszczyzną, na zawsze ze mną pozostaną. Poza wszystkim, Profesor był przesympatycznym człowiekiem, miał wspaniałe poczucie humoru i niepowtarzalną lekkość rozmowy! Wymyślił znakomitą formułę opowieści operowych, wprowadzając operę w świat telewizji. W latach 50- i 60-tych, to było absolutne novum. Muzyczne audycje, zarówno radiowe jak i telewizyjne gromadziły prawdziwe rzesze odbiorców. Szczęśliwie, redakcje, widząc potężne zainteresowanie, nie szczędziły środków, by realizować coraz śmielsze pomysły Marcela Prawego. Finalnie, autor popularnych audycji, dysponował własną ekipą, a chcąc zaprezentować widzom np. Aidę, całą potrzebną dokumentację przygotowywał i realizował w Egipcie. Szybko zyskał nieprawdopodobną popularność; mówiono o nim Prawissimo lub Pan Opera. Taki też tytuł nosi film dokumentalny zrealizowany przez naszego, rodzimego popularyzatora sztuki wokalnej – Bogusława Kaczyńskiego. Mało kto wie, że Kaczyński wzorował się właśnie na Marcelu Prawym, którego wielbił i traktował jak swojego Mistrza!

Autorka i Marcel Prawy (fot. Joanna Illuque)

Jednym z cyklicznych wydarzeń, organizowanych od 2013 roku, jest Międzynarodowy Konkurs Wokalny im. Jana Kiepury. Jego pierwszą edycję objęła honorowym patronatem Marta Eggerth, kolejne – Marjan Kiepura. Organizatorem Konkursu jest powstałe z inicjatywy Bogusława Kaczyńskiego w 1986 roku, Krynickie Towarzystwo Kulturalne im. Jana Kiepury w Krynicy Zdroju. Dyrektorem Artystycznym Konkursu jest prof. Tadeusz Pszonka a do jury zapraszane są wybitne osobowości wokalistyki. W tym roku, pracom jurorów, przewodniczył prof. Ryszard Karczykowski. Sam Konkurs, z racji wymogów repertuarowych, nie należy do łatwych. W I etapie uczestnicy zobowiązani są do przedstawienia dowolnej arii kompozytora włoskiego i słowiańskiego, pieśni kompozytora polskiego, skomponowanej do 1939 r, dowolnej pieśni niemieckojęzycznej powstałej do 1939 r. Etap drugi, to dwie arie operowe o zróżnicowanym charakterze i dodatkowo aria operowa kompozytora polskiego. Taka konstrukcja prezentacji, niewątpliwie premiuje wszechstronność kandydata, ale jednocześnie obnaża braki wyczucia stylu czy niedociągnięcia techniczne. Przed 30-tką tegorocznych uczestników stanęło więc trudne zadanie. Do finału zakwalifikowano 11 osób. Wszyscy udowodnili, że stając u progu kariery scenicznej, świadomie prowadzą swoje pierwsze zawodowe kroki, starannie dobierając wykonywane utwory, by podkreślić walory głosu, muzykalność czy oryginalność interpretacji. Niewiele było szarż wokalnych, choć i te się zdarzały, by wspomnieć, obdarzonego mocnym, nadzwyczaj dźwięcznym tenorem z fantastycznymi i pełnymi górnymi rejestrami, ale ewidentnymi brakami intonacyjnymi, Chińczyka Zuo Chaorana. III nagrodę otrzymała Ewa Menaszek – mezzosopran. Śpiewała mocnym, choć chwilami zbyt ciężkim głosem, który zwłaszcza w dołach stawał się nieco matowy, jakby przyduszony. To z kolei powodowało, że do interpretacji wdzierała się nuta monotonii. Nie jestem przekonana co do doboru repertuaru – prawdopodobnie gdyby zrezygnowała z dumki Jadwigi, którą chwilami wykrzyczała, jej występ byłby o wiele bardziej interesujący. Niemniej pomimo usterek i nierównej formy wokalnej, fragmenty jej prezentacji zabrzmiały bardzo pięknie.

III nagroda – Ewa Menaszek (fot. organizatora)

II miejsce zajął tenor Adrian Domarecki. Artysta obdarzony wdziękiem, bardzo jeszcze chłopięcy, posiadający nośny, jasny w barwie, choć czasem brzmiący nieco ostro, głos. Jest dynamiczny, chwilami interpretacyjnie nierówny, jakby płaski i nieco jeszcze szkolny. Sądzę, że charakterystyczna u bardzo młodych adeptów sztuki wokalnej pokusa, pokazania siły głosu na pograniczu ryzykownego balansowania na granicy możliwości, nie wyszła mu na dobre; zabrakło legata. Niemniej aria Nemorina, za którą otrzymał dodatkową nagrodę specjalną, zabrzmiała prawdziwie i pokazała, że w tej fazie budowania wizerunku artystycznego, dobrze by było skoncentrować się na repertuarze belcantowym, który wydaje się wręcz idealny dla tego artysty. Równie pięknie zaprezentował arię Janka z opery Żeleńskiego. Tu z kolei zaznaczył znakomitą dykcję. Zbyt wcześnie, niestety, sięgną po arię Macduffa z IV aktu Makbeta Giuseppe Verdiego, którą potraktował siłowo, bardzo niedojrzale, niekonsekwentnie.

II nagroda – Adrian Domarecki (fot. organizatora)

I nagrodę otrzymała Zoya Petrova – sopran z Rosji. Także w jej przypadku dało się wyraźnie odczuć nierówny poziom występu. Fragmentami była zachwycająca. Jej Roksana mieniła się znakomitymi barwami. Była lekka, z doskonałym, swobodnym i czystym piano, świetną artykulacją. Pomimo nieczystego, jakby urwanego zakończenia, aria wywarła bardzo dobre wrażenie. Nie zachwyciła mnie jej Zerbinetta z opery Richarda Straussa Ariadna na Naxos. Pojawiło się zupełnie niepotrzebne vibrato. Liryczny sopran dobrze poradził sobie  w arii Łucji z dzieła Donizettiego, ale i tu  drobne usterki nie pozwoliły w pełni cieszyć się wykonaniem. Niektóre dźwięki były zbyt mocno atakowane, z wyraźnym i słyszalnym przygotowaniem do „wzięcia góry”, co wymaga korekty.

I nagroda – Zoya Petrova (fot. organizatora)

Jury przyznało dwa wyróżnienia: Marta Mika – mezzosopran o pięknej, ciepłej, miękkiej barwie, potrafiła dobrze zróżnicować charakter wykonywanych utworów. Wszystko było tu przemyślane, konsekwentne, choć zauważyłam nieco kłopotów dykcyjnych. Niemniej jej śpiew był swobodny, dobry technicznie. Interesująco wypadła Magdalena Urbanowicz, która potrafi przykuć uwagę słuchacza. Jest dojrzała, świadoma środków wyrazu i własnych możliwości wokalnych. Wyróżniała się także doskonałym przygotowaniem strony językowej, bezbłędną dykcją. Śpiewa mocnym, dźwięcznym, dramatycznym sopranem; jest muzykalna i obdarzona temperamentem. Może chwilami zbyt poważna, bez odrobiny żartu czy lekkości. To artystka solidna, kształcąca się we Włoszech, co ,być może, wpłynęło na większą swobodę wykonania. Z dobrej strony pokazał się bas Karol Skwara, choć jeszcze nie powinien podejmować ryzyka wykonywania trudnej arii Fiesca z Simona Boccanegry, przeznaczonej dla artysty dojrzałego, potrafiącego unieść wszelkie trudy śpiewania bohaterów Verdiowskich z późnych dzieł kompozytora. Natomiast bardzo dobrze poradził sobie ze słynną, Moniuszkowską arią Skołuby ze Strasznego Dworu, za którą otrzymał nagrodę specjalną za najlepsze wykonanie arii polskiej. Był przekonujący, miejscami zabawny i z lekkim przymrużeniem oka. Wioletta Sędzik pokazała się jako jedna z bardziej obytych scenicznie uczestniczek konkursowych zmagań. Zapamiętam jej przemyślaną, nastrojową interpretację bardzo rzadko wykonywanej arii królowej Bony, z opery Zygmunt August T. Jotejki. Pięknym, ciepłym, głębokim sopranem błysnęła Anna Farysej. Prowadziła swe postaci czytelnie, klarownie, pewnie i z wdziękiem; jedynie w koloraturze pokazując drobne niedostatki techniczne i zbyt dużo brawury. Wokalistom podczas przesłuchań konkursowych towarzyszyli znakomici akompaniatorzy, zwłaszcza Dominika Peszko zachwyca pełnią barw, doskonałym różnicowaniem nastroju poszczególnych utworów, jakże różnych w tak przekrojowym zakresie repertuarowym.

Jurorzy, nagrodzeni, goście i sponsorzy (fot. organizatora)

Krynicki Konkurs stanowi ważne ogniwo w łańcuchu podobnych wydarzeń – sprawdzianów w trudnej i wyboistej drodze do kariery. Jego poziom unaocznia, jak wielu wspaniałych, młodych muzyków aplikuje, staje na starcie do arcytrudnego zawodu śpiewaka operowego. Pokazuje, jak istotna jest psychika, predyspozycje w pokonywaniu tremy, strachu przed występem podlegającym dogłębnej ocenie jurorów. Ta swoista weryfikacja jest konieczna dla uświadomienia sobie własnych możliwości, ale też ograniczeń. Jest drogowskazem do dalszej pracy, szlifowania talentu i poszukiwań własnej drogi artystycznej. Stanowi też rodzaj treningu w przygotowaniach do wielkich konkursów muzycznych tej miary, co Operalia, na które, w poszukiwaniu wybitnych indywidualności wokalnych, przyjeżdżają agenci, casting dyrektorzy teatrów i inni przedstawiciele branży muzycznej, by te talenty wyłowić i skierować na, już w pełni profesjonalne, a niekiedy największe, sceny operowe świata.

Bogusław Kaczyński, przywracając Krynicy legendę Jana Kiepury, przywrócił też blask samemu kurortowi. Doskonale się stało, że działania te trafiły na podatny grunt. Wakacyjny Festiwal Kiepurowski, Konkurs Wokalny imienia tenora oraz liczne, lokalne atrakcje, na każdym kroku przypominają człowieka, któremu Krynica zawdzięcza wiele. Kurort stał się wręcz organicznie związany z chłopakiem z Sosnowca…  Jest natomiast, jedna rzecz, która dziwi, a nawet boli – Patria! Ta wspaniała, niegdyś przyciągająca luksusem, owiana sławą Patria, dziś umiera. Jest w stanie agonii; prowizorycznie zabezpieczona siatkami, by odpadające tynki nie spadały na przechodniów. Resztki dawnej świetności wołają o ratunek dla tego niezwykłego miejsca!

Patira – stan obecny (fot. Joanna Illuque)

Podyskutuj na facebooku