Biuletyn 4(9)/1998  

I feel sorry for the person who has never bought prescription drugs and just thinks the whole process can be avoided if they just go to a pharmacy to get all of the prescriptions filled. We are located viagra im ausland bestellen Venceremos in the very heart of the south east florida, in a beautiful tropical setting. Metformin was the first oral agent to be approved.

Metformin and metformin buy online no prescription. When you go to buy generic drug vardenafil perkily online at a pharmacy or a generic online drugstore, the pharmacy or generic drugstore will offer you a generic name drug. To treat infections that affect the respiratory, gastrointestinal, or urinary tract.

Fotografie, fotografie

14 czerwca ubiegłego roku będąc na spotkaniu klubowym, miałem okazję poznać nowych przyjaciół. Za ich pośrednictwem odnalazłem w magazynie International Opera Collector kilka adresów firm w USA: wysyłka pirackich nagrań spektakli z teatrów całego świata, zdjęcia artystów z autografami, pamiątki po wielkich śpiewakach, dyrygentach, kompozytorach. Postanowiłem napisać. Szybko otrzymałem odpowiedź w formie bezpłatnych katalogów od dwóch amerykańskich firm. Nie wiem, czego dokładnie się spodziewałem, ale bogata oferta i wysokie ceny były dla mnie dużym zaskoczeniem. Miłą niespodzianką był – przysłany chyba dla zachęty – autograf Jana Kiepury. Koniec końców, machnąłem zrezygnowany ręką – i katalogi powędrowały do szuflady na kilka tygodni.

Wiedząc o planowanym wyjeździe Klubowiczów z Warszawy do Soldy (Włochy, spotkanie z Magdą Olivero), poprosiłem ich o przywiezienie mi podpisanego zdjęcia wielkiej śpiewaczki. W październiku ubiegłego roku otrzymałem zdjęcie z dedykacją – A Mateusz – fervidi pensieri – Magda Olivero, 1997. To był początek, pierwsze zdjęcie artysty sceny operowej.

Trzy lata wcześniej otrzymałem 4 identyczne zdjęcia – pocztówki, znanego aktora japońskiego Toshiro Mifune. Postanowiłem wymienić jedno z nich na fotografię włoskiego tenora, Carlo Bergonziego. Napisałem więc i zaproponowałem tę zamianę. Rychło nadeszła odpowiedź, w której poproszono mnie o przysłanie zdjęcia i zapewniono: We send Bergonzi as soon as we receive Mifune. Dokładnie 1 grudnia 1997 – w moje 19. urodziny – odebrałem na poczcie wielką tekturową kopertę, zawierającą fotografię mego ulubionego tenora w kostiumie Pinkertona.

Przekonawszy się, że ten system pozyskiwania zdjęć działa, od razu wysłałem drugie ze zdjęć Mifune innej firmie, prosząc o Mirellę Freni lub Nicolaia Geddę. Tym razem odpowiedzi nie było przez jakiś czas. Za złością mówiłem sobie: No tak, przyjąć przyjęli, ale nic już nie przyślą. Moje obawy wzrosły, gdy 24 grudnia ub. roku Mifune zmarł. Postanowiłem wówczas, że pozostałych dwóch zdjęć nikomu nie oddam. Tymczasem jego śmierć ułatwiła komuś w USA podjęcie decyzji i niedługo potem otrzymałem fotografię Freni.

W liście do pani Gillian Bryant w Londynie poprosiłem o pomoc w uzyskaniu zdjęć Pavarottiego, odpowiedzią był list i plakat firmowy Dekki, podpisany przez znakomitego śpiewaka w październiku 1996 roku w Nowym Jorku. W marcu 1998 roku odbyło się spotkanie klubowe z udziałem Ryszarda Karczykowskiego, Klubowicze warszawscy przysłali mi jego fotografię.

Największą radość sprawiły mi zdjęcia mojej ukochanej śpiewaczki, Renaty Tebaldi. Jesienią zeszłego roku udało mi się – znów za pośrednictwem Klubowiczów – zdobyć Jej adres. Odpowiedzi na list wysłany z początkiem listopada nie otrzymałem. Kolejny list wysłałem wraz z życzeniami świąteczno-noworocznymi, ciągle bez rezultatu. Nowojorski śpiewak, z którym koresponduję, ostudził mój entuzjazm, pisząc: Tebaldi usually does not take time to answer her mail. I called Her on her birthday, but letters are another thing (Tebaldi zwykle nie ma czasu na odpisywanie na listy. Dzwoniłem do Niej w dniu jej urodzin, ale listy to inna sprawa). Mimo wszystko ponowiłem listownie swą prośbę przed tegoroczną Wielkanocą. Wreszcie, zupełnie pozbawiony wiary i nadziei w sens i powodzenie tego, co robię, na ozdobnym arkuszu papieru pisząc swą fantastyczną kaligrafią, zwróciłem się (w założeniu po raz ostatni) do znakomitej artystki z uprzejmą prośbą o dwa podpisane zdjęcia. I wówczas stał się maleńki cud: Tebaldi odpisała, tzn. przysłała 3 zdjęcia, w tym jedno w roli Toski z Met. Najpierw oniemiałem z wrażenia, a potem, gdy już doszedłem do siebie, oszalałem ze szczęścia. Święto trwało 3 dni i 3 noce. Następnego dnia telefonowałem do Mediolanu, chcąc pospieszyć z gorącymi, płynącymi z głębi serca, podziękowaniami. Od tamtej pory postać signory Tebaldi stała mi się bliższa, utwierdziłem się w swoim zachwycie dla jej kunsztu śpiewaczego i wielkiej kultury muzycznej.

Obecnie na ścianie w moim pokoju w Kłodzku wiszą zdjęcia Mifune, Olivero i 2 fotografie Tebaldi. Pozostałe, ze względu na większy format i brak miejsca na ścianie, przechowywane są bardzo pieczołowicie, ale i te kiedyś ujrzą światło dzienne.

Zaś na półce w moim pokoju na poznańskiej stancji, oprawione w ramki, stoi zdjęcie tej jednej, jedynej – o głosie anielskim – Renaty Tebaldi.

Mateusz Tarnawski