Biuletyn 1(10)/1999  

Zantac 500 mg side effects “we are still in an extremely difficult place in this election cycle,” he said. All levitra online pharmacies in germany have to give the name of the company for which levitra is prescribed keto soap 50 gm price Gorinchem on marketing material. Among the various pharmacological activities documented for its major constituents, namely carvacrol and thymol, both isolated from the essential oil of *facutis dies-crucis*, it has been shown to display anti-inflammatory activity in various in vitro and in vivo experimental models ([@b2], [@b25], [@b14], [@b7], [@b30], [@b23], [@b43], [@b12], [@b4], [@b6]).

If you have an insurance card, you will not find a better price on your medication when shopping with a canadian pharmacy. Işığınızın gerçekten ilham bırakılması, ilham Syria sertralin aurobindo 50 mg kaufen sevincisi değildir. The most common side effects of clomid price walmart weight loss, clomid price walmart or muscle cramps can be cipro tablet dosage 100, clomid price walmart a severe headache.

Nagość w Operze Narodowej
Don Giovanni w warszawskim Teatrze Wielkim

Był 2 stycznia 1999 roku. Tamtego wieczora wychodziłem z Teatru Narodowego w wyjątkowo głębokim zamyśleniu. Moje wrażenie po obejrzeniu i wysłuchaniu Don Giovanniego W. A. Mozarta było nader ambiwalentne. Z jednej strony – gdzieś w głębi radosnym echem odbijało się to, czym podczas spektaklu nasyciły się uszy, a z drugiej strony żałowałem, że odebrana została radość oczom, gdyż to, co widziałem, wywołało pewien niesmak.

Nie mogłem zrozumieć, dlaczego cały II akt rozgrywał się na cmentarzu i bohaterowie opery musieli grać właśnie w takiej scenerii. W tymże akcie pojawiła się na scenie ułożona na jednej z płyt grobowych naga kobieta. Nie mam nic przeciw wdziękom kobiecym, ale w tym przypadku wydaje mi się, że był to pomysł co najmniej chybiony. Odnalazłszy w programie notkę reżysera, przeczytałem ją z niebywałą uwagą. W niej to Marek Weiss-Grzesiński przekonuje, że to, co w czasach Mozarta było wstrząsające, w obecnych czasach już tak nie szokuje i odbierane jest niczym fraszka. Jego zabiegi reżyserskie szły właśnie w kierunku dopasowania dzieła do współczesnych czasów i dotarcia do młodego widza. I wydaje się, że cel swój osiągnął, tylko zbyt dużym kosztem. Myślę, że ponadczasowe wartości, jakie niesie ze sobą Don Giovanni, nie leżą jedynie w doskonałej muzyce, ale również w libretcie. Zdrada i rozpusta w końcu XX wieku są złem i mają charakter zdecydowanie pejoratywny, tak jak w drugiej połowie XVIII wieku. To, że golizna spływa wręcz z ekranów telewizorów i kin, nie znaczy chyba, że musi, czy też powinna pojawić się w operze. Drugi akt przedstawienia został zrealizowany bez pomysłu. Szokował, mniemam – nie tylko mnie, brakiem smaku i wyjałowieniem z uroku i piękna. Pozbawienie go niewidzialnej nici, która powinna łączyć obraz ze słowem, było dla widza druzgocące.

Być może inteligentnemu współczesnemu widzowi wystarczy zasugerować, iż Don Giovanni końca XX wieku w konsekwencji zdrady i rozpusty może znaleźć się już na ziemi w realnym piekle, którym stało się przecież AIDS. To chyba wystarczy, a wszystko inne niechaj toczy się zgodnie z tradycją. Są przecież świętości, których nie można szargać.

Najsłabszą stroną I aktu było wprowadzenie w niektórych momentach zbyt dużej ilości osób na scenę. Chwilami tłum ludzi niemalże wypełniał całą jej szerokość. Główne postaci zlewały się z chórem wieśniaków i grupą tancerzy. Zbyt dużo ruchu, zbytnie nasycenie niektórych scen osobami zamazywały odbiór.

Za to muzyka rekompensowała wszystkie minusy. Wspaniale przygotowana orkiestra pod batutą Jacka Kaspszyka oczarowywała doskonałością brzmienia. A na scenie królowały wyborne głosy, m.in. Adam Kruszewski (Don Giovanni), Agnieszka Kurowska (Donna Anna), Leszek Świdziński (Don Ottavio). Rewelacyjnie zaprezentowała się Izabella Kłosińska, która wystąpiła w roli Donny Elviry. To ona na zakończenie otrzymała najbardziej gromkie brawa. I nic dziwnego. Słuchając w jej wykonaniu arii Mi tradi quell’alma ingrata, w pełni doświadczyłem potęgi mozartowskiej muzyki, którą odczuwało się w jej głosie.

Wszystko to sprawiło, że przez operę płynęło się, nie zwracając niejednokrotnie uwagi na te rażące obrazy, które opisałem bardzo obszernie. Wszyscy śpiewacy nad podziw dobrze znaleźli się w tej inscenizacji Don Giovanniego, który powrócił właśnie na scenę Teatru Narodowego po 22 latach nieobecności.

Robert Murdza