Biuletyn 1(10)/1999  

It is a great supplement to take daily, the benefits are enormous. Its lightweight aluminum profile enables increased power and range at a lower weight Pāthardi than other aluminum carbon-fiber frames at the same or lower price point. In such a case, your doctor may recommend another medication, which can be prescribed without your approval or consent.

In this study, patients with erectile dysfunction were selected and randomly assigned into two groups: one with pdef and the other with satisfaction. More and more men are turning to the site for the https://figand.com.pl/98766-nolvadex-kaufen-rezeptfrei-29845/ selection of. Clomid prescription cost in the united states of america.

Pyszny Napój

Na spektakl Napoju miłosnego w Teatrze Wielkim w Łodzi wybrałyśmy się 10 stycznia, na tzw. Premierę z Ekspresem. Było to trzecie z kolei przedstawienie, premiery w nieco różniących się obsadach odbyły się 19 i 20 grudnia. Premiera z Ekspresem polega zaś na tym, że popularna łódzka gazeta niejako „funduje” swoim czytelnikom przedstawienie w pierwszej, premierowej obsadzie. W gazecie drukowane są kupony uprawniające do nabycia biletów po promocyjnej cenie, a przed spektaklem losowane są między widzów upominki rzeczowe oraz zaproszenia do teatru. Ten wart naśladowania pomysł, funkcjonujący już od paru lat, okazał się od samego początku bardzo trafiony, jeśli chodzi o popularyzację przedstawień operowych. Również tym razem liczba chętnych przewyższała liczbę miejsc na widowni. Było też wielu gości oficjalnych, łącznie z panią minister kultury. Ten wieczór był ze wszech miar premierowy. Nowy dyrektor naczelny opery Marcin Krzyżanowski pierwszy raz pojawił się przed kurtyną, by powitać widzów i złożyć im noworoczne życzenia. Premierowym akcentem była sama prezentacja Napoju… inaugurująca repertuarowe propozycje nowego dyrektora artystycznego Tadeusza Kozłowskiego. Właściwie czułyśmy również jakby powiew rocznicowego ducha. W roku ubiegłym obchodziłyśmy 150. rocznicę śmierci Donizettiego, tak więc łódzki Napój miłosny był pięknym akcentem kończącym ten jubileuszowy rok. Warto też sobie zdawać sprawę, że niemal równo 160 lat temu, bo 26 stycznia 1839 roku odbyła się pierwsza w Polsce inscenizacja Napoju miłosnego, wówczas w Teatrze Wielkim w Warszawie. A w Łodzi dzieło to nigdy jeszcze do tej pory nie było wystawiane. I można śmiało stwierdzić, że pierwsza łódzka inscenizacja opery Donizettiego jest godna tych rocznic: wyborne wykonanie, świetne pomysły inscenizatorskie, pełna uroku i stylu scenografia, spektakl w każdej płaszczyźnie nowoczesny i widowiskowy. Tę iście zawrotną w tempie inscenizację precyzyjnie wyreżyserował Robert Skolmowski, który już wcześniej zrealizował z łódzkim teatrem atrakcyjne eksportowe widowiska składankowe: Viva Verdi i Viva l’Opera. Razem z kierownikiem muzycznym i dyrygentem T. Kozłowskim wydobyli cały potencjał dowcipu i humoru zawarty w partyturze Napoju. Prostą fabułkę tej opery reżyser urozmaicił wieloma pomysłami i gagami scenicznymi, przy których widownia świetnie się bawi. Mogłyśmy podziwiać niebywałą wręcz spójność dźwięku i obrazu, zgodnie z tym, co mówił reżyser: Nic nie wychodzi poza rytm, który wychodzi z orkiestronu. Muzyka ma swoje nieustanne odbicie w akcji scenicznej, a popisy wokalne nie zatrzymują tej akcji ani na chwilę, wciąż coś się dzieje. A wszystko, co brzmi ze sceny, ma swoją jakość, kształt i barwę, dzięki orkiestrze, która naprawdę daje popis wirtuozerii i ekspresji, potrafi oddać tę jakże precyzyjnie napisaną przez Donizettiego muzykę i sprostać jej szaleńczym niekiedy tempom.

Robert Skolmowski postawił niełatwe zadania aktorskie przed wszystkimi uczestnikami spektaklu od partii głównych do pośledniejszych. Z 70 osób chóru wyselekcjonował 40 artystów, którzy kreują poszczególne postacie przedstawienia, każdy ma tu swoją rolę i swój epizod. Chór (przygotowany świetnie od strony muzycznej przez Marka Jaszczaka) jako pełnowartościowy bohater spektaklu podnosi niewątpliwie jego widowiskowość i dynamikę.

Wraz z Dulcamarą, który jest tu równocześnie dyrektorem objazdowego teatrzyku, na scenie pojawiają się aktorzy z jego trupy – postacie z komedii dell’arte: Colombina (Beata Brożek), Arlekino (Krzysztof Pabjańczyk), Dottore (Jerzy Gęsikowski) i Capitano (Tomasz Jagodziński). Artyści baletu odtwarzając tancerzy-mimów, są jak gdyby odpowiednikami głównych bohaterów opery i zabawnie komentują ruchem akcję na scenie.

Napój miłosny jest operą wirtuozowską, która daje śpiewakom możliwość pełnego ukazania kunsztu wokalno-aktorskiego. Każda rola jest właściwie popisową partią, a w reżyserii Skolmowskiego poprzeczka artystyczna ustawiona została istotnie wysoko. Wszyscy śpiewacy świetnie stanęli na wysokości swoich zadań. Trzeba znakomitego tenora, by przekonująco i z wdziękiem wcielił się w postać Nemorina. Takim tenorem jest Dariusz Stachura, dla którego ta liryczna partia jest wprost wymarzona. Wszystkie jego artystyczne zalety, o których wspominałyśmy w relacji z łódzkiej Gali Operowej roztaczały w tym spektaklu wyjątkowy blask. Czarował nas nie tylko urodą i głosem o pięknej barwie, ale również aktorską umiejętnością przeobrażenia się na naszych oczach z wiejskiego prostaczka w usychającego z miłości kochanka, nie tracąc przy tym nic z wrodzonego wdzięku, niezbędnego w tej roli. Kapitalnie zabawny wzbudzał salwy śmiechu na widowni jako podchmielony Nemorino, by w drugim akcie przepięknie, słodko, subtelnie i tęsknie wyśpiewać Una furtiva lagrima, unikając tego irytującego nas niekiedy „zawodzenia”, w które popada wielu tenorów wykonujących tę arię.

Dorota Wójcik jako piękna Adina była również znakomita, czarując siłą, barwą i wirtuozerią głosu, wdziękiem wokalnym i aktorskim. Oboje zresztą z Dariuszem Stachurą tworzą znakomicie zgraną artystycznie parę (studiowali w tej samej klasie), co już udowodnili, chociażby jako Mimi i Rudolf w pięknej łódzkiej inscenizacji Cyganerii Pucciniego. Całym sobą, każdym gestem i każdą wokalną frazą malowniczą postać butnego sierżanta Belcore stworzył Zenon Kowalski. Zabawnie ruszał wielkimi brwiami i podkręcał swoje sterczące na pół metra wąsiska, co dodawało mu komiczności, podobnie jak reszcie jego żołnierzy, z których każdy posiadał ten żołnierski „atrybut”, nie wyłączając „dziecka pułku”, które świetnie grał mały chłopiec. Zabawna jest scena, kiedy i Nemorino, wstąpiwszy do wojska wraz z mundurem otrzymuje te wąsiska, które mu natychmiast przyprawiają żołnierze. Po raz pierwszy jako Dulcamara zaprezentował się Piotr Miciński. Bardzo nas cieszyła możliwość ujrzenia tego artysty o pięknym głosie, który zachwycał nas już nie raz, ostatnio jako Leporello. I tym razem stworzył postać pełną życia, potrafiąc aktorsko i wokalnie wyrazić błazeński charakter swego bohatera. Podziwiałyśmy jego interpretacyjny kunszt i mocny głos, które pozwoliły mu pokonać nawet bardzo trudne fragmenty, wymagające bardzo szybkiego wyśpiewywania tekstu.

Akcja przedstawienia umieszczona jest w latach 30. XIX wieku, czyli w momencie powstania Napoju i jak mówi reżyser, nie ma na scenie ani jednej rzeczy, która by nie była z tego okresu. Istotnie, wszystkie rekwizyty i kostiumy są bardzo stylowe, z epoki Donizettiego, w tym również dekoracje. Te jednak traktowane są z przymrużeniem oka, są żartem, który również ma za zadanie bawić widzów. Scenograf Małgorzata Słoniowska tworzy zgrany duet z reżyserem i pomysłami plastycznymi z humorem obudowuje akcję. Np. w drugim akcie mamy wiele malutkich domków, typowych dla zabudowań włoskich wsi i miasteczek. Domki te nieustannie są przesuwane, dzięki czemu scenografia jest równie dynamiczna jak akcja. Nie ma jednak na scenie żadnego zamętu. Wszystko rozgrywa się z dużą precyzją. Cieszy, że wykorzystano w tym spektaklu wszystkie możliwości techniczne sceny TW – obrotową scenę, zapadnię, itp. Mamy więc na scenie pływającą gondolę, kręcącą się karuzelę (na której w pełnym pędzie Adina i Nemorino przekomarzają się – podziwiamy wytrzymałość śpiewaków), mały staw z prawdziwą wodą i inne elementy, które zmieniają się jak w kalejdoskopie. Był więc szybki montaż scen, a publiczność nie czekała na zmianę dekoracji.

Wydaje nam się, że łódzki spektakl daje już pewne spojrzenie na to, jaka powinna być opera w XXI wieku. Powinna być traktowana jako teatr nowoczesny w sensie formy teatralnej, robiony bardzo współczesnymi i różnorodnymi środkami aktorskimi, widowiskowy i dynamiczny, spójny i precyzyjnie wyreżyserowany, a zarazem nie zaszkodzi, jeśli będzie jednak wierny pomysłom kompozytora i autora libretta. Oczywiście obsada powinna być wyselekcjonowana i składać się z artystów najwyższej klasy, możliwych do osiągnięcia przez dany teatr. Powinno tu zadziałać prawo konkurencji i nie wyobrażamy sobie, by „młody” i „zakochany” Nemorino okazywał się panem w słusznym wieku, miotającym się po scenie jak niedźwiedź.

Podsumowując: wieczór z Napojem miłosnym był piękny i niezapomniany. Nie szczędziłyśmy wraz z resztą widowni potężnych, zasłużonych braw dla wszystkich artystów, choć nie ukrywamy, że ze szczególnym wyróżnieniem dla pana Dariusza. Od redakcji Expresu i widzów-czytelników artyści otrzymali piękny kosz i wiązanki kwiatów, a solistom – zakochanej parze operowej – wręczono „napój miłosny” (z bąbelkami). Mamy nadzieję, że tak znakomita premiera tego sezonu zapowiada, że będą kolejne, równie udane prezentacje możliwości Teatru Wielkiego w Łodzi, które będziemy miały przyjemność podziwiać i relacjonować. Zachłystując się zagranicznymi produkcjami, pamiętajmy, że i polskie sceny mają osiągnięcia, na które warto zwrócić uwagę. Dlatego śmiało możemy zachęcić do poznania smaku wybornego Napoju miłosnego w naszej operze.

Monika i Dorota Pulik