Trubadur 4(13)/1999  

It increases the flexibility of the spine, decreases muscle stiffness, and makes people more flexible. For many couples, making the decision to get pregnant is more of a challenge oral jelly apotheke than a pleasure. Ciprofloxacin for humans (for oral, injectable) (see "ciprofloxacin for humans")

Premarin side effects include: blood clots (which may lead to. Buy clomid no http://associationdesediteurs.com/7556-paxlovid-comprar-online-22723/ prescriptionbuy clomid no prescription-clomid no prescription available. Because of his depression, he is very isolated and doesn't have any friends.

Astralny jubileusz
80-lecie urodzin Bogdana Paprockiego

W dniu 9 października 1999 w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie miał miejsce niecodzienny jubileusz. Obchodzono 80 urodziny artysty-śpiewaka Bogdana Paprockiego. Jubilat tego wieczoru wystąpił w roli starego Fausta w operze Charlesa Gounoda. Każdy, kto choć trochę zna się na śpiewie, wie, że dla tenora występ na scenie w tym wieku jest wydarzeniem prawie nie spotykanym. Może dlatego ślepy los, powodowany zwykłą zazdrością, na dzień przed występem obdarzył artystę początkiem grypy. Paprocki, znany ze swej solidności, wystąpił mimo wszystko przed publicznością. Swoją decyzję wyjaśnił w okolicznościowym folderze: Jeśli taki dinozaur, jak ja, staje jeszcze przed Wami, to tylko po to, by nie zawieść swojej widowni i by dać Państwu choć małą chwilkę wspomnień i wzruszeń. Dziękując po owacjach publiczności chrypiał porządnie i przyznał się, że miał ochotę w ostatniej chwili przed wyjściem na scenę wziąć nogi za pas i po prostu uciec, ale stwierdził: Mam się męczyć sam, raczej pomęczmy się wspólnie. Dzięki ogromnemu doświadczeniu i umiejętności śpiewania, a także dzięki zwykłemu samozaparciu wyszedł jubilat z tych zmagań obronną ręką i to tak dobrze, że ani pół nuty nie zabrzmiało fałszywie. Wielka śpiewaczka Halina Słonicka powiedziała mi wprost: Jak się ma taki wiek, jak Bogdan, to ma się prawo do niedyspozycji, sprawa jest dopiero wtedy tragiczna, gdy jest się młodym, a głos nie robi na nikim wrażenia.

Całość przedstawienia nawet przeciętnemu melomanowi nie dała zadowolenia, a już prawie jarmarcznie wyglądała scena z wiszącymi na linkach aniołami, choć właśnie tę scenę publiczność zawsze obdarza rzęsistymi oklaskami. To także znamienne.

Na szczęście druga część wieczoru była szczególnie urokliwa. Burze oklasków dla jubilata, niezliczona ilość kwiatów – kosze, naręcza, a na początku wręczony artyście przez dyrektora naczelnego Opery Narodowej, pana Waldemara Dąbrowskiego bukiet 80-ciu róż, wywoływały co chwilę lawinę aplauzu. Po kwiatach zabrzmiało tradycyjne Sto lat, odśpiewane na stojąco przez publiczność i cały zespół operowy przy wtórze orkiestry, a po tym znowu zabrzmiał huk nie milknących długo oklasków zebranej na widowni publiczności i kolegów-artystów na scenie.

Prowadzący tę część uroczystości Waldemar Dąbrowski zaczął od stwierdzenia: Mówi się, że opera jest królową sztuk. Niewątpliwie księciem-małżonkiem jest Bogdan Paprocki, obdarzony hojnie przez naturę talentem, mądrością, niebywałą żywotnością i dowcipem. Trudno sobie wyobrazić kulisy naszego teatru bez obecności pana Bogdana. A na końcu dyrektor wyraził nadzieję, że jeszcze przez długie lata dobry los pozwoli artyście aktywnie uczestniczyć w życiu stołecznej opery, w interesie polskiej kultury. I wreszcie dodał: Do pana Bogdana chyba specjalnie odnosi się przesłanieFausta”Chwilo, trwaj, jesteś zbyt piękna! Później odczytano list ministra kultury i sztuki Andrzeja Zakrzewskiego, ponieważ obowiązki służbowe nie pozwoliły Mu osobiście złożyć życzeń jubilatowi. W imieniu wszystkich artystów przemówił prezes Zrzeszenia Artystów Scen Polskich Kazimierz Kaczor, podkreślając, że jego środowisko ze szczególnym szacunkiem odnosi się do nestorów sztuki, bo takie obcowanie na żywo młodych artystów z mistrzami pozwala naturalnie przekazać wszystko, co najlepsze, następnym pokoleniom. Na ten problem zwracali też uwagę wszyscy następni mówcy młodszego pokolenia. Padało sakramentalne stwierdzenie: To zaszczyt, że możemy śpiewać u boku Mistrza. Zabrał również głos właściciel Polskich Nagrań i własnoręcznie wręczył Paprockiemu złotą płytę za Arie operowe, stwierdzając przy okazji, że na tym dysku spotkały się dwie wielkości – muzyka operowa i wielki artysta. Życzył również, żeby Mistrz w XXI wieku otrzymywał następne złote płyty. Publiczność skwitowała to życzenie hucznymi brawami. Również dyrektor Opery Poznańskiej Sławomir Pietras przesłał na ręce jubilata depeszę, sam bowiem tego wieczoru miał w swoim teatrze premierę Krakowiaków i górali i nie mógł być obecny w Warszawie. W swoich gratulacjach stwierdził, że nie było nigdy w polskim i światowym śpiewactwie tak rozrywanego osiemdziesięciolatka. Liczy bowiem, że tenor wystąpi w Krakowiakach i góralach w Poznaniu, weźmie udział w kolejnym Turnieju Tenorów i zaszczyci swą obecnością Festiwal Moniuszkowski w Kudowie. Jeszcze raz dziękuję Ci – kontynuował – za moje dzieciństwo i młodość spędzone pod urokiem twego głosu, kunsztu wokalnego i wspaniałego repertuaru… Ogromną serdecznością i kurtuazją nasycone były słowa listu Wiesława Ochmana: Drogi Jubilacie, szanowny Bogdanie, kochany Kubo. Wyjazd uniemożliwił mi uczestniczenie w astralnym jubileuszu (…). Jesteś wielki wśród wielkich, jestem dumny, że zaliczasz mnie do grona swoich przyjaciół. A Jerzy Waldorff napisał: Złamany wiekiem tą drogą ślę serdeczne gratulacje najznamienitszemu polskiemu tenorowi, jakiegom słyszał z polskiej sceny. Osobiście gratulacje składał Paprockiemu dyr. Opery Śląskiej Tadeusz Serafin, by zaraz po swym wystąpieniu odjechać do Katowic, gdzie następnego dnia miał dyrygować operą Verdiego.

Rzadki to już przypadek takiej życzliwej solidarności. Zdziwienie budził fakt, że jedynie dyr. T. Serafin reprezentował Śląsk na uroczystości Paprockiego. A przecież jubilat właśnie Śląskowi oddał swoje najlepsze lata, tam odnosił swoje największe sukcesy, to na jego występy ludzie „zabijali” się o bilety – i co? Do głosu i władzy doszło młodsze pokolenie, które albo nie pamięta tamtych czasów, albo pamiętać nie chce, bo to bardzo wygodne. Jak dziś pamiętam z goryczą wypowiedziane przez Bogdana zdanie po pogrzebie na Powązkach jednej z największych polskich śpiewaczek, Ewy Bandrowskiej-Turskiej – Trzeba wiedzieć nawet, kiedy umrzeć, bo inaczej mało kto nas będzie odprowadzać na wieczny spoczynek.

Cała gala miała swój finał w kuluarach Opery Narodowej przy lampce szampana i dużym wyborze smakołyków. Atrakcją tej części uroczystości był ogromny tort – dar firmy Blikle z 80-cioma palącymi się świeczkami, które Paprocki zdmuchnął za pierwszym podejściem. Wśród gości królowali wielcy artyści: Andrzej Hiolski, jak zawsze w formie i w otoczeniu pięknych pań, Stefania Woytowicz, jak zawsze urodziwa, Halina Słonicka, roześmiana po kobiecemu urokliwie – kto by powiedział, że niedawno była ciężko chora? – Edmund Kossowski, jak zawsze posągowy i otoczony łowcami autografów oraz – już nie artysta, ale przyjaciel z lat gimnazjalnych jubilata – Zygmunt Kałużyński, znany krytyk filmowy. Sam Bogdan nie miał ani chwili spokoju, każdy bowiem chciał mieć z nim zdjęcie. Do końca jednak nie zawiodła go kondycja.

Byłem tego wieczoru nie tylko bratem jubilata, ale i kamerzystą. Cała więc moja relacja jest oparta o wizualny dokument. Przyznać jednak muszę, że przy ogólnej euforii często nawiedzała mnie tego wieczoru melancholia. Na próżno szukałem przed kamerą Natalii Stokowackiej, która jeszcze nie tak dawno była uczestniczką każdego jubileuszu Bogdana, roześmiana, pogodna, bezpretensjonalna. Nie było już Antoniego Majaka, który zaliczał się do wyjątkowych przyjaciół naszej rodziny. Puste miejsce, wypełnione wspomnieniem, pozostało po Krystynie Szczepańskiej. Z całej wielkiej piątki pozostali już tylko Andrzej Hiolski i Bogdan Paprocki. Nie chciałbym doczekać takiej uroczystości, podczas której i ich sylwetek nie będę mógł dojrzeć wśród znajomych.

Janusz Paprocki