Trubadur 4(21)/2001  

The first of the tamoxifen was developed in 1971, and has since been used to treat breast cancer. It may also be used cialis 0 5 a giorni posologia Mikhalkovo for men with advanced prostate cancer. I have a 5 week old cat who seems to get really scabby.

Also, pharmacy of clindamycin is almost twice the cost of pharmacy of propranolol. Amoxicillin potassium clavulanate has no https://giuseppedagostino.it/59371-pillole-per-dimagrire-xenical-62362/ known side effects. Those with psychiatric disorders or with alcohol or other substance abuse should avoid neurontin use.

Bolesław Pawlus
Głos jak spiżowy dzwon

Jan Kiepura usłyszawszy Bolesława Pawlusa powiedział: Głos jego brzmi jak wspaniały, spiżowy dzwon. Piękna barwa oraz metaliczny timbre głosu sprawiają, iż słucha się go z olbrzymim zainteresowaniem. Z takimi warunkami trzeba się urodzić i one właśnie powinny doprowadzić go do czołówki tenorów światowych. I rzeczywiście. Swój piękny głos, w pewnym sensie może i nawet unikalny, Bolesław Pawlus otrzymał od natury. Później szlifował go tylko, doskonalił, rozwijał.

Artysta urodził się 12 grudnia 1929 roku w Krakowie w wielodzietnej, niezamożnej rodzinie. Konieczność wczesnego podjęcia pracy zarobkowej rozwinęła w przyszłym śpiewaku poczucie odpowiedzialności, dyscypliny i pracowitości, z których był powszechnie znany już w okresie pracy artystycznej. A jej początek tak opisuje sam śpiewak: Zacząłem w chórze kościelnym, byłem solistą chóru w kościele św. Szczepana w Krakowie. Następnie była ponura okupacja. Później podjąłem naukę śpiewu u profesora Józefa Gaczyńskiego. U niego zetknąłem się z tak wybitnymi śpiewakami jak Wanda Polańska i Kazimierz Pustelak. W okresie choroby i po śmierci swego profesora naukę kontynuowałem u prof. Stanisławy Hoffmanowej, dziekana wydziału wokalnego krakowskiej PWSM. Jednocześnie śpiewałem w Operze Krakowskiej. Ściślej rzecz traktując, Bolesław Pawlus profesjonalnie zaczął śpiewać już w 1953 roku w krakowskiej Filharmonii, zaś jego właściwy debiut operowy miał miejsce na scenie Krakowskiego Teatru Muzycznego 17 marca 1958 roku. Artysta wystąpił od razu w dużej partii – zaśpiewał Jontka w Halce. Partia Jontka stała się zresztą później jego ulubioną i koronną. Śpiewał ją około 1500 razy na różnych scenach i w różnych inscenizacjach uzyskując na ogół bardzo pochlebne recenzje. Pisano m.in., że Pawlus śpiewał tę partię wręcz wspaniale, imponując zarówno mocą i blaskiem swego głosu, jak również wzorowym prowadzeniem frazy i zdyscyplinowaniem muzycznym (J. Kański) oraz był bardzo zadziorny i zazdrosny. [Śpiewał] pięknym, zwłaszcza w forte głosem oraz [był] świetny aktorsko (E. Wybraniec).

Na scenie krakowskiej, której solistą pozostaje do 1966 roku, śpiewa jeszcze: Pinkertona, Spalanzaniego (Opowieści Hoffmanna), Cania, Stefana, Geralda (Lakme), Rinuccia (Gianni Schicchi), Don Josego. To właśnie w okresie krakowskim Bolesław Pawlus po raz pierwszy podjął partię Cania w Pajacach Leoncavalla. Stała się ona wkrótce jego „rolą życiową”. Podobnie jak partię Jontka, wykonywał ją na różnych scenach, w różnej oprawie scenograficznej, a także w różnych krajach i w 10 językach. I zawsze z niezmiennym powodzeniem. On nie grał Cania, on nim po prostu był! W tej właśnie roli szczególnie zachwycał publiczność nie tylko walorami pięknego głosu, ale i pełną ekspresji interpretacją. Słynnymi z niej ariami, zwłaszcza Śmiej się, pajacu wzbudzał niezwykły entuzjazm. Również i krytycy podkreślali ujmujące i szczere aktorstwo śpiewaka, wielką muzykalność, przekonującą siłę wyrazu oraz nieskazitelne wykonawstwo wokalne. Jeden z nich napisał: jego interpretacja ma wstrząsającą siłę przekonywania. Okres krakowski przyniósł więc podwaliny przyszłego repertuaru, szlifowanie aktorstwa i rozwój wokalny, a także pierwsze gościnne występy zagraniczne: Jugosławia, Rumunia, Czechosłowacja. W 1964 roku artysta zostaje stypendystą rządu włoskiego i w ramach tego stypendium podejmuje doskonalące dwuletnie studia wokalne w mediolańskiej La Scali połączone z nauką w rzymskiej Accademia di Santa Cecilia. We Włoszech głos kształcił u Vincenza Cinque i Emilia D’Angelo. Włoskie studia obejmowały również udział w spektaklach La Scali: w Mediolanie śpiewał Kalafa, a podczas gościnnych występów zespołu La Scali w Szwajcarii i ówczesnej RFN – Radamesa i Cania. Wystąpił także przed papieżem Pawłem VI podczas uroczystej mszy z okazji poświęcenia Sztandaru Pompejańskiego. Wykonał wówczas Agnus Dei, Panis Angelicus i, co stało się ewenementem, zaśpiewaną po polsku pieśń Moniuszki Panie, weź nas pod swoją opiekę. Wracając do wokalnych interpretacji partii Kalafa i Radamesa, warto przytoczyć oceniające je głosy prasy: przepięknym głosem śpiewał partię Kalafa młody polski tenor Bolesław Pawlus, który jednakowo błyszczał nawet w eksponowanej górze oraz Bolesław Pawlus odtworzył postać Radamesa muzycznie i aktorsko po mistrzowsku, tak, jak uczynić to mogą tylko Włosi. W 1966 roku Bolesław Pawlus wraca do kraju, do Opery w Krakowie. Ale na krótko, bowiem rok później wiąże się na długi czas z Operą Śląską w Bytomiu. Pozostanie w niej (z przerwą) do 1988 roku. Swą „etatową” karierę wokalną zakończy w tej Operze śpiewając 18 czerwca 1988 roku partię Jontka w spektaklu Halki, który stanowił również uhonorowanie jego 35-letniej działalności artystycznej.

Występy w Operze Śląskiej to osobny i ważny rozdział w karierze artysty. Nie zawęża swego repertuaru do kilku sprawdzonych wcześniej, popisowych partii. Przeciwnie, podejmuje nowe, odpowiedzialne i trudne zadania artystyczne: Don Carlos, Andrea Chénier, Herman, Herod (Salome), Manrico, Ismael, Des Grieux (Manon Lescaut), Pollione. Recenzenci piszą: Pełnią wielkiego głosu błyszczał Bolesław Pawlus (Don Carlos); śpiewał wspaniałym metalicznym tenorem dramatycznym; trudno do tej partii wyobrazić sobie lepszy głos (Des Grieux); jest idealnym interpretatorem Manrica. Jego tenor przekonywająco pokonywał fragmenty liryczne i z dostatecznym zapasem sił dramatyczność tej opery (Manrico); prawdziwym bohaterem spektaklu stał się Bolesław Pawlus, któremu niebywale forsowna partia Hermana zdawała się nie sprawiać żadnych trudności, a przeciwnie, pozwoliła zabłysnąć walorami autentycznego bohaterskiego głosu (Herman); postać porywczego i władczego króla Heroda stworzył wspaniałym dramatycznym głosem, doskonałą dykcją, żywą, „nieoperową” grą aktorską Bolesław Pawlus (Herod).

Lata bytomskie to okres pełnej dojrzałości wokalnej artysty. Jego repertuar liczy wówczas już ponad 30 partii tenora dramatycznego. Jest to również początek i okres ścisłej współpracy ze scenami operowymi ówczesnej Republiki Federalnej Niemiec. Wyjeżdża tam na jeden gościnny występ w 1970 roku (Otello w Bremie), a zostaje na 5 lat. Występuje właściwie na wszystkich liczących się scenach RFN (wiąże się natomiast stałym kontraktem z operą w Essen, debiutując w niej partią Riccarda w Balu maskowym). A gościnnie śpiewa także w Belgii, Holandii, Danii, Szwecji, Francji, Szwajcarii i Austrii. W tym czasie jego repertuar wzbogaca się o dalsze interesujące partie: Turiddu, Hoffmann, Cavaradossi, książę Mantui, Samson. Recenzje i oceny prasy zachodniej są wręcz entuzjastyczne. Znany krytyk włoski Bruno Baldinotti napisał: Bolesław Pawlus przypomina swoim głosem naszych wielkich śpiewaków, takich jak Mario Lanza czy Giacomo Lauri-Volpi. Jest talentem wyjątkowym. Takich śpiewaków spotyka się rzadko – nawet we Włoszech. W trakcie występów na scenach niemieckich artysta włączył do swego repertuaru partie z oper Ryszarda Wagnera. Śpiewał więc: Tannhäusera, Lohengrina, Siegmunda, Zygfryda (w Zygfrydzie i Zmierzchu bogów), Tristana i Waltera von Stolzinga.

W 1975 roku Bolesław Pawlus powraca do zespołu Opery Śląskiej. Wcześniej nawiązuje również współpracę z Teatrem Wielkim w Warszawie debiutując na tej scenie partią Jontka w Halce w 1972 roku. Po tym jego występie Józef Kański napisał: Bolesław Pawlus imponuje znakomitą równością prowadzenia głosu, techniką gospodarowania oddechem oraz swobodą i pewnością w atakowaniu górnych tonów. Współpraca z TW trwała do roku 1977, do głośnej premiery Pajaców, podczas której artysta zmuszony został do bisowania głównej arii. Po tej premierze Janusz Ekiert stwierdził: Brzmienie głosu, interpretacja, styl, postać Bolesława Pawlusa w roli Cania mogły skutecznie konkurować z kreacjami jego renomowanych kolegów włoskich. Ten wybitny śpiewak jest godnym reprezentantem naszego kraju w operach zagranicznych.

Jak śpiewał Bolesław Pawlus? Myślę, że na to pytanie odpowiadają dość jednoznacznie cytowane w niniejszym tekście recenzje i głosy prasy. Mimo to spróbujmy jednak scharakteryzować jego głos i sposób wykonawstwa. Bolesław Pawlus dysponował tenorem o dużej nośności i wielkich możliwościach dynamicznych, tenorem określanym z włoska tenore robusto. Szeroki wolumen, ładna barwa, metaliczne, szlachetne brzmienie, łatwość śpiewania wysokich nut – to kolejne zalety tego głosu. Umiejętność prowadzenia długiej frazy, wyrównania brzmienia w poszczególnych rejestrach, właściwego gospodarowania oddechem i, jak na tak wielki głos, stosowania piano – powodowały, że jego śpiew potrafił fascynować i wzruszać. Głos ten i dzisiaj zachował wiele ze swej dawniej świetności. Mogli się o tym przekonać uczestnicy spotkania z artystą w krakowskim Ośrodku Kultury im. C. K. Norwida w dniu 11 października 2001 roku. Na zakończenie tego szkicu przypominającego sylwetkę artystyczną niewątpliwie wybitnego śpiewaka, oddajmy głos samemu artyście: Każdy występ bez względu na to, czy śpiewam w operze, czy gdzie indziej, staram się możliwie najlepiej przygotować. Bardzo poważnie i z sercem traktuję i wykonuję wszystkie powierzone mi partie. Publiczność oczekuje i zasługuje przecież na najlepsze!

Może istotnie także w tym tkwi przyczyna sukcesów i wielkiej popularności Bolesława Pawlusa.

Jacek Chodorowski