Trubadur 4(21)/2001  

Viagra is the most prescribed remedy for male sexual dysfunction and clomid is the only approved medication available in the country for its use in the management of premature ejaculation. When you find a treatment that works for you, then buy it and Saldanha effetto viagra 50 mg non sufficiente continue the treatment. Tetracycline 250 mg and 250 mg, orally twice a day, po, on alternate days, for the treatment of uncomplicated urinary tract infections, acute cystitis, or recurrent uti; or for severe uncomplicated cystitis.

This is the only drug that has been approved for the treatment of male infertility, although it is used in the treatment of some reproductive cancers, including breast cancers, and the treatment of benign testicular tumors. The use of this drug is not meant to cure furto di viagra e cialis Camanducaia every cancer but for its pain relieving and other anti-cancer properties. The statement said that citizens from all countries except the uae and iraq were banned from flying to the uae, and that all expatriates in transit to the uae were required to present a valid passport, passport card, return flight or visa.

Konferencja przed premierą Siedmiu grzechów głównych

Premierę Siedmiu grzechów głównych Kurta Weilla w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej poprzedziła konferencja prasowa, na której byli obecni wszyscy twórcy spektaklu: Janusz Wiśniewski – reżyser i autor inscenizacji, Emil Wesołowski – choreograf, Irena Biegańska – autorka kostiumów, Wojciech Myjak – autor kukieł, Tomasz Bugaj – dyrygent i kierownik muzyczny spektaklu. Obecne były również dwie odtwórczynie głównej roli żeńskiej – Krystyna Janda i Joanna Liszowska.

Dyrektor Waldemar Dąbrowski opowiedział, jak doszło do realizacji tego właśnie utworu na scenie Teatru Wielkiego:

– Jeżeli pod jednym dachem jakiegokolwiek teatru udaje się zgromadzić tak świetne osobistości kultury i sztuki, jak Krystyna Janda, Janusz Wiśniewski, Irena Biegańska, Tomasz Bugaj, to oznacza, że dyrekcja ma obowiązek coś zrobić. W tym szczególnym wypadku przyczyną był, w moim odczuciu, bolesny brak Weilla we współczesnej polskiej kulturze. Ja na ten pomysł wpadłem w płytowych sklepach Paryża, gdzie osacza nas prawie nieograniczona ilość nagrań Weilla w najświetniejszych wykonaniach. Jestem zaszczycony, mówię to również w imieniu dyrektora Jacka Kaspszyka, że możemy przy tym stole spotkać się w tak świetnym gronie i przywrócić współczesnej polskiej kulturze wysokiej – kulturze znajdującej się w stanie defensywy wobec tego wszystkiego, co jest erzacem kultury – Weilla i Brechta w najlepszym, na jakie nas stać, wykonaniu (.) Spektakl ten jest kolejnym wyjściem poza konwencję operową. Dla mnie ten teatr jest domem kultury polskiej i miejscem, w którym powinny zespalać się najświetniejsze talenty w formach niekoniecznie konwencjonalnie operowych.

Reżyser Janusz Wiśniewski: Jako reżyser miałem zadanie dosyć proste. Właściwie mogliśmy razem z Wojtkiem Myjakiem bawić się dość swobodnie plastyką, gdyż geniusz Krysi pozwalał oddać w jej ręce wiele podstawowych rzeczy. To jest właściwie recital. U Brechta w didaskaliach jest tak: wychodzi bohaterka Anna, to są dwie Anny, dwie siostry, które być może są jedną osobą, dwiema stronami tej samej osoby. One w czasie siedmioletniej podróży do siedmiu miast zdobywają doświadczenie. To jest takie babskie medium, które opowiada o czymś, z czym my się także spotykamy w naszych wersjach losu. W didaskaliach tak jest i na premierze tak było, że Lotte Lenya stała przy tablicy i pokazywała pałeczką całą tę trasę od Luizjany po San Francisco. Jak pokazać, bo w muzyce jest to bardzo ilustracyjne, jak ona podrywa cudzych mężów, jak coraz bardziej się stacza? Jak to zrobić – w ogóle nie wiedzieliśmy. Wpadliśmy na taki pomysł, żeby balet opowiadał trochę coś innego, nie te obrazki, które są w tekście. Obecność baletu nie jest więc ilustracyjna (.). Będziemy snuli opowieść, nie za długą. Krótkie to będzie przedstawienie, ciekaw jestem, czy pełne, bo jak wiadomo, jeżeli jest dobra dramaturgia, to przedstawienie może trwać tylko 40 minut. Czy to będzie spełnione, czy nie – nie wiem, zobaczymy (.) Ortodoksyjni spadkobiercy Weilla, jak wiadomo, nie pozwalają w ogóle w tym utworze dodać jednej nuty. Ja od razu miałem pomysł, żeby inkrustować to innymi rzeczami i zrobić pełną opowieść – to było niemożliwe. Cały wysiłek polegał więc na tym, by sprawić, że to będzie zamknięte (.), być może w przyszłości da się to z czymś „żenić”.

Zawsze robiłem wszystko „w pudełku”, to uwielbiam (.). Pomyślałem, że tutaj wyjście poza „pudełko” musi mi coś dać, korzyść obcowania z materią teatru. Ja sam lubię, kiedy obok mnie machnie kurtyna, doleci zapach pudru, zobaczę z bliska fakturę rekwizytu (.). Tu chcemy sprawić, żeby publiczność wchodziła i mogła podejść, zobaczyć z bliska, dotknąć. tak, jak na wystawie hiperrealistów, zobaczyć i powiedzieć: Podobna do mojej ciotki, ta, co siedzi koło wózka! Chcieliśmy całą scenografię dać do oglądania z trzech stron, jak rzeźbę i stąd publiczność musi siedzieć na jednym poziomie, jak najbliżej. Ta scena tutaj jest tak genialna, że można na niej ustawić wszystko.

Krystyna Janda opowiadała, w jaki sposób przygotowywała się do roli Anny:

– Oczywiście doskonale wiedziałam, że istnieje taki utwór i że przede mną śpiewały to największe na świecie. Były i wykonania operowe i inne, i Lotte Lenya, bo dla niej zostało to napisane, śpiewała to w sposób nadzwyczajny. Wszyscy Niemcy, jakich znam, wszyscy Austriacy, wszyscy z obszaru języka niemieckiego uważają, że jej wykonanie jest podstawą ich wykształcenia w ogóle (.). W najśmielszych oczekiwaniach nie mogłam marzyć o tym, żeby ktoś kiedyś przede mną postawił to zadanie. Nawet nie śmiałabym sięgnąć do takiego marzenia, takiego życzenia. Jest to chyba szczyt tego, na co można w swoim życiu zawodowym liczyć. Rozumiem, że nie muszę tu Państwu tłumaczyć, jaki wielki jest przede mną lęk, i jak bardzo, zanim powiedziałam „tak”, świetnie zdawałam sobie sprawę z tego, co dla mnie oznacza to „tak”. Od razu zostałam zapewniona, że ze mną będą pracować najwięksi specjaliści w tym kraju, że będą pilnować tego, co niosą ze sobą nuty i partytura. Ja sama wszystko to, co wiem na temat stylistyki Weilla i Brechta, wiem od profesora Bardiniego. To z nim przez cztery lata pracowałam nad songami Brechta i wszystko, co powstało w mojej głowie na ten temat, mam w sobie od profesora. Natomiast to, co stanęło przede mną tutaj, właściwie do dzisiaj uważam, że jest ponad moje siły. Staram się słuchać wszystkich, którzy mnie otaczają (.). Moja współpraca z orkiestrą i dyrygentem jest dla mnie wielką nową przygodą i wyzwaniem. To prawda, że skończyłam szkołę muzyczną, wiem, co znaczy pauza ćwierćnutowa, półnutowa, ósemka, co znaczy wytrzymanie tych wartości, ale tak do końca nigdy nikt ode mnie tego nie wymagał. Mogłam interpretować bardziej spuszczona ze smyczy, w mniejszym gorsecie. Tym razem jestem włożona w tryby wielkiej machiny, której działanie muszę respektować.

Joanna Liszowska jest tzw. drugą obsadą roli Anny i – jak się wyraził dyrektor Dąbrowski – pierwszą w swoim pokoleniu. Joanna Liszowska jest absolwentką Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Na scenie debiutowała rolami drugoplanowymi w Pracowni krawieckiej w reż. Wojciecha Pszoniaka i Rajskim ogródku w reż. Pawła Miśkiewicza. Ma na swoim koncie nagrody dwóch kolejnych edycji Festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu (nagroda im. Agnieszki Osieckiej i III Nagroda ZASP-u), wyróżnienie Festiwalu Interpretacji Piosenek Agnieszki Osieckiej w Sopocie. Otrzymała także Grand Prix V Festiwalu Piosenki Artystycznej w Rybniku.

Joanna Liszowska: Jeżeli pani Krystyna mówi, że pracy nad tą rolą towarzyszy jej lęk, to teraz proszę sobie wyobrazić, jaki jest mój lęk, świeżo upieczonej absolwentki szkoły teatralnej, śpiewającej bardziej z zamiłowania, niż z jakiegokolwiek wykształcenia (.) W moich najśmielszych oczekiwaniach i wyobrażeniach o moim debiucie, bo jest to niejako mój debiut, pierwsza prawdziwa praca po szkole, na pewno nie wyobrażałam sobie, że tak prędko spotkam się w pracy z panią Krystyną i to jeszcze pracując nad tą samą rolą. Jest to dla mnie i ogromny zaszczyt, i odpowiedzialność, ogromny lęk, i ogromna radość (.), na pewno włożę w to całą siebie.

Tomasz Bugaj: – Nie będzie to konwencjonalne przedstawienie operowe, zresztą utwór, nad którym pracujemy, operą nie jest. W partyturze znajduje się podtytuł ballet chanté, czyli śpiewany balet, co już oddala nas od konwencji operowej. Jak ustawić tutaj proporcje – my w tym gmachu przyzwyczajeni jesteśmy, że muzyka jest przed słowem (.) Sądzę jednak, że w przypadku duetu Weill-Brecht obaj ci twórcy mieli równy wkład w ostateczny kształt dzieła. Na pewno niemały udział będzie tu miał także Stanisław Barańczak ze swoim genialnym tłumaczeniem (przygotowanym specjalnie dla Teatru Wielkiego – przyp. red.) Moja rola jako dyrygenta jest tu nietypowa. Muszę znaleźć takie miejsce dla muzyki, żeby była ona służebna wobec sceny, słowa, kreacji aktorskich, ale żeby nie była tylko drugoplanowa. Bardzo radosny jest fakt docenienia Kurta Weilla jako kompozytora, w Polsce bowiem go prawie z tej strony nie znamy. Weill kojarzy się wszystkim z Brechtem, z songami. Specjaliści oczywiście wiedzą o istnieniu opery Mahagonny, ale mało kto miał okazję widzieć i słyszeć ją na żywo. Nie mówiąc już o Weillu jako o kompozytorze symfonicznym, a skomponował on całkiem przyzwoite symfonie i w świecie uważany jest za jednego z klasyków I połowy XX wieku. Jest to okres w historii muzyki, który był mi zawsze bardzo bliski, więc propozycja poprowadzenia tego spektaklu była dla mnie niezwykle atrakcyjna (.). Zerwaliśmy z konwencją, nie korzystamy z kanału, wszystko odbywa się na scenie, Państwo jako publiczność też się na niej znajdą. Pewnym wyzwaniem dla nas są problemy akustyczne, teraz z nimi walczymy. Mam nadzieję, że damy sobie radę ku Państwa satysfakcji (.) Jest to typowy Weill, tylko rozbudowany – Weill symfoniczny, Weill-prześmiewca, ironista, mistrz pastiszu, deformujący w dyskretny sposób modne tańce tamtej epoki. Ta muzyka jest jakimś zwierciadłem czasów, w jakich powstawała i chciałbym, żeby m.in. taką rolę odgrywała w naszym spektaklu. Będzie grała mała orkiestra symfoniczna ze wszystkimi swoimi elementami składowymi, wzbogacona o kilka instrumentów perkusyjnych i banjo.

oprac. Katarzyna K. Gardzina

Kurt Weill i Bertolt Brecht, Siedem grzechów głównych (premiera 16 listopada 2001), Reż. Janusz Wiśniewski, chor. Emil Wesołowski, kost. Irena Biegańska, proj. kukieł. Wojciech Myjak, kier. muz. Tomasz Bugaj, Obsada: Anna – Krystyna Janda/Joanna Liszowska, Anna II – Dominika Krysztoforska/Małgorzata Dębska (tancerki), Anna Cień – Iwona Kurowska/Anna Nowak (tancerki), Ojciec – Ryszard Cieśla, Matka – Czesław Gałka, Syn – Jacek Parol, Syn – Krzysztof Szmyt, Ferdynand – Marcin Kaczorowski/Walerij Mazepczyk (tancerze), Współlokatorka – Beata Grzesińska/Ewa Nowak (tancerki), oraz soliści, balet i orkiestra TW.