Trubadur 4(21)/2001  

The best way to find the best possible prices on doxycycline prescription for acne.com is to use our coupons. Learn about gabapentin for your specific medical https://snow.kiteboarding-reschen.eu/61068-sildaristo-100-mg-30-stück-preis-72216/ need from a trusted healthcare provider. Ivermectin 12 mg tablet price in south africa, the drug has no known side effects or interactions.

In addition, it may also decrease cortisol and increase prolactin. This has been flagged by the drug controller general of india (dcgi) as a huge threat and warned of seizure and closure of Māgadi viagra kauf all such sites. I also want to talk about a lot of different types of treatments, which i've used in the past.

Krystyna Kujawińska pożegnała się ze sceną!
Rozstanie z księżniczką gmachu pod Pegazem

Przychodzi taki czas, w którym artyści będący jeszcze w pełni sił twórczych rezygnują z dalszej pracy. Krystyna Kujawińska postępowała rozważnie. Woli, aby publiczność pytała, dlaczego już odeszła, a nie dlaczego jeszcze śpiewa. Była gwiazdą wielkiego formatu i jednocześnie człowiekiem niezwykłej skromności. Być może z tego powodu w repertuarze Teatru Wielkiego im. St. Moniuszki w Poznaniu na afiszu spektaklu Nabucca 18 października 2001 roku nie było nazwiska Kujawińskiej. Nie było też okolicznościowego plakatu zapowiadającego pożegnalny występ ulubienicy poznańskiej publiczności, wobec czego na przedstawienie nie przybyły ogromne rzesze melomanów, wielbicieli zjawiskowego talentu pani Krystyny. Wolała tak jak podczas scenicznego debiutu zaśpiewać dla zwykłej publiczności.

Krystyna Kujawińska jest kaliszanką i w tym mieście ukończyła średnią szkołę muzyczną. W 1962 r. rozpoczęła studia w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Poznaniu. Przez ostatnie dwa lata studiów współpracowała z Państwową Filharmonią w Poznaniu. Był to okres zdobywania doświadczenia w „pocie czoła”, gdyż na estradzie nie chronił śpiewaczki kostium, nie pomagała jej akcja sceniczna – stając sam na sam z muzyką musiała precyzyjnie kształtować własny wizerunek artystyczny. Dyplom uzyskała w 1967 roku i została zaangażowana na etacie solistki Państwowej Opery Śląskiej w Bytomiu, gdzie debiutowała 12 marca 1968 roku jako Zofia w Halce Stanisława Moniuszki, którego muzyka miała stać się ważną częścią jej repertuaru. Przez trzy lata w Bytomiu śpiewała Arabellę, Alicję w Falstaffie, Liu w Turandot, Mimi w Cyganerii, Lady Bilows w Albercie Herringu, Desdemonę, Magdalenę w Andrea Chénier. W Operze Śląskiej poznała swojego przyszłego męża, wspaniałego basa, Stefana Dobiasza. Był on uczniem Adama Didura. Razem ze swoim nauczycielem brał udział w inaugurującym działalność Opery spektaklu Halki, 14 czerwca 1945 roku. Adam Didur śpiewał partię Dziemby, a Stefan Dobiasz – Dudziarza.

Od sezonu 1970/71 Krystyna Kujawińska i Stefan Dobiasz zostali zaangażowani do Państwowej Opery w Poznaniu (obecnie – Teatr Wielki). Był to jeden z piękniejszych okresów poznańskiego zespołu zarówno pod względem repertuaru, jak i całej plejady wysokiej klasy artystów. Krystyna Kujawińska posiadała ciemnej barwy sopran dramatyczny z możliwościami koloraturowymi. Głos z natury ogromny, o skali od d w górze do a w dolnym rejestrze, dawał młodej solistce wprost nieograniczone możliwości wykonawcze. Dodatkowym atutem było idealne wyrównanie emisji powodujące nośność wszystkich dźwięków niezależnie od tego, czy partytura wymagała potężnego forte, czy delikatnego pianissimo. Przy takich warunkach od samego początku stała się jednym z filarów gmachu pod Pegazem, a przecież królowały tam wielkie heroiny: Antonina Kawecka, Janina Rozelówna, czy Barbara Zagórzanka. Po rozpoczęciu pracy w Poznaniu Kujawińska wchodziła w role, które już śpiewała w Bytomiu (m.in. Zofia w Halce, Mimi w Cyganerii). Mieczysław Nowakowski wiedząc, że nowa solistka może udźwignąć najpoważniejszy repertuar zarówno współczesnej, jak i klasycznej literatury operowej, postanowił Kujawińską obsadzić jako Elżbietę w Don Carlosie Verdiego. Premierowy spektakl 15 października 1970 r. był ogromnym sukcesem artystki – niebywała technika wokalna oraz siła brzmienia, umiejętność zmiany zabarwienia głosu dla podkreślenia wyrazu artystycznego przyniosły jej krajowy rozgłos.

Artystka doskonaliła warsztat wokalno-aktorski, koncentrując się głównie na pracy związanej z indywidualnym sposobem interpretacji roli. I w tej dziedzinie doszła do wysokich wyników. Na ogół oszczędnymi środkami aktorskimi w sensie gestu i wzmocnionym aktorstwem głosu budowała postać sceniczną. Efekt był znakomity.

Mimo stałych związków z Poznaniem rozpoczęła triumfalny pochód po wszystkich scenach operowych w kraju. Wszędzie była owacyjnie przyjmowana i z żalem żegnana. Stała się wielką kreatorką Moniuszkowskiej Halki, którą łącznie (w Poznaniu, Krakowie, Bytomiu, Warszawie, Gdańsku, Bydgoszczy, Wrocławiu i Łodzi) wykonała ponad 150 razy. Poza tym była niekwestionowaną, wybitną interpretatorką partii Verdiowskich, takich jak: Aida, Abigaille, Desdemona, Leonora w Trubadurze i w Mocy przeznaczenia, Elżbieta, Alicja Ford oraz partia sopranowa w Requiem, które w Poznaniu miało wersję sceniczną. Aidę na scenach Poznania, Łodzi, Wrocławia i Warszawy wykonała ponad 100 razy. Z repertuaru werystycznego z powodzeniem śpiewała Santuzzę, Magdalenę w Andrea Chénier, wykonywała także większość oper Pucciniego – poza wymienianą już Mimi, kreowała partie tytułowe w operach: Tosca, Madama Butterfly, Siostra Angelica i rewelacyjna Turandot, którą zaśpiewała aż 85 razy! Ponadto do czołowych osiągnięć Kujawińskiej należą partie: Elzy (Lohengrin), Giocondy, Elektry (Idomeneo), Antonii i Giulietty (Opowieści Hoffmanna), Małgorzaty (Faust), Leonory (Fidelio), Jarosławny (Kniaź Igor) oraz Saffi w operetce Baron cygański Straussa.

Krystyna Kujawińska odnosiła także sukcesy na scenach zagranicznych: występowała we Włoszech, w RFN, NRD, Bułgarii, Hiszpanii, Holandii, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii, Francji i na Kubie. Artystka nie prowadziła statystyki drogi artystycznej, ale ja doliczyłem się ponad 60 miast, w których występowała. Miała oczywiście wiele propozycji dotyczących stałych kontraktów na zagranicznych scenach, ale z nich nie skorzystała. Zamieszkała pod Poznaniem na skraju Wielkopolskiego Parku Narodowego i za żadną cenę nie chciała się z tym miejscem rozstać. Wraz z mężem mieszka tam do chwili obecnej.

Na przestrzeni kilkudziesięciu lat miałem możliwość podziwiania artystki w większości ról, jakie grała. Jednak trudno jest mi wymienić jej szczytowe osiągnięcia, jest ich zbyt wiele. Z bogatego dorobku chciałbym wyróżnić bogactwo interpretacyjne wagnerowskiej Elzy oraz Giocondy. Jak widać, opera późnoromantyczna nie sprawiała śpiewaczce najmniejszych trudności. Na pewno wysokiej rangi kunsztem odznaczała się partia tytułowa w Aidzie. Kompozytor przed odtwórczynią tej roli postawił niezwykle trudne zadania, którym Kujawińska sprostała znakomicie. Liczne fragmenty o charakterze lirycznym śpiewała delikatnie, ukazując bogactwo najsubtelniejszych odcieni dźwięku. W miejscach wymagających większego nasilenia dramatyzmu szczyt ekspresji osiągała łącząc swobodne panowanie nad głosem z absolutną perfekcją techniczną. Cała skala sopranowa opanowana w doskonałym stopniu pozwalała jej z niezmierzonym artyzmem górować nad zespołem w wielkich scenach zbiorowych. Fantastycznie brzmiało śpiewane dwukrotnie fortissimo wysokie c, pianissimo w duecie z Amneris czy karkołomna aria nad Nilem, gdzie wznosi się w arcytrudnym pianissimo crescendo. Tę interpretację cechowała pełnia artystycznego przeżycia, dzięki czemu na przestrzeni wielu lat stała się jedną z najwybitniejszych odtwórczyń etiopskiej niewolnicy. Śpiewając Aidę na wielu renomowanych scenach, była wysoko oceniana przez krytykę muzyczną i publiczność. W 1974 r. po występie w Hamburgu (z Fiorenzą Cossotto jako Amneris) niemieccy dziennikarze w gazetach pisali, że monopol po Nilsson nie obsadzony i Kujawińską warto kupić.

Lodowatą księżniczkę Turandot, poza Poznaniem i Warszawą, widzowie podziwiali również w Hanowerze, Wiesbaden, Wrocławiu, Karlsruhe, Moguncji i Luksemburgu. Bez przesady można stwierdzić, że właśnie tą partią Kujawińska udowodniła, że jest śpiewaczką bardzo wysokiej próby muzykalności. Dysponując całkowicie poprawną emisją głosu, potrafiła przekazać pełnię bogactwa niuansów muzycznych. Ponadto posiadła wymaganą umiejętność swobodnego i bardzo częstego operowania dźwiękiem w wysokim rejestrze. W scenie z zagadkami, a więc tam, gdzie przeważa siła napięcia dramatycznego, tworzyła pełnowymiarową postać sceniczną, wyraz artystyczny dodatkowo wzbogacała wewnętrzną dynamiką zmieniających się czynników psychologicznych. Taką interpretacją elektryzowała publiczność. Już w początkowej arii In questa regia pozwoliła przewidzieć wewnętrzną złożoność córki cesarza. Była tak intensywna, że brała udział w akcji nawet wówczas, gdy na scenie wcale nie była obecna. Chłodem, który może rozgrzewać w wykonaniu Kujawińskiej – poniekąd sama księżniczka demaskowała absurd własnego porządku (Principessa Lou-Ling) zasugerowanego motywami gwałtu i zbrodni. Kujawińska tworząc postać okrutnej chińskiej księżniczki opanowanej zimną zawiścią, stopniowo przekształcała ją w istotę ludzką pod wpływem rodzącej się miłości. Przedstawiła własną wizję baśni nieco odmiennej od estetyki weryzmu. Rainer Wagner na łamach Hannoversche Allgemeine Zeitung (11 maja 1984) tak pisał: Podczas gdy cały zespół stanowił pewną nowość dla hanowerskich miłośników opery to niektórzy z solistów byli już tutaj znani poprzez swoje występy gościnne: Krystyna Kujawińska, która śpiewała już u nas partię Aidy, a teraz mogliśmy ją usłyszeć jako Turandot. Bohaterce tytułowej przekazała więcej niźli mściwość Furii: była Turandot z półtonami, a także i ostro zarysowaną postacią. W Mainzer Allgemaine Zeitung (7 maja 1994) można było przeczytać: Rolę tytułową śpiewała Krystyna Kujawińska z niespotykanie przejmującą siłą, która pozwalała na energiczne rozbrzmienie głosu aż do wysokości fortissima, bez cienia ostrości. Ten godny szczególnej uwagi głos ma bazę o ciemnym zabarwieniu.

Pełna analiza osiągnięć Krystyny Kujawińskiej zapewne zostanie dokonana w pracach magisterskich. Wspomnę jeszcze o Abigaille, którą wybitna śpiewaczka rozstała się ze sceną. Była fenomenalna i precyzyjna. W wielkiej arii Anch’io dischiuso un giorno pokazała rozdartą duszę. W jej interpretacji aria typu spokojnego cantabile czy gwałtownej cabaletty wstrząsała w zależności od potrzeb płomienną nienawiścią, dziką radością czy pokorną prośbą o miłosierdzie w finałowej scenie Su me… morente.

Żegnaj, księżniczko Turandot, księżniczko gmachu pod Pegazem.

Wilfried Górny