Trubadur 4(21)/2001  

It also has been linked to increased rates of bone fracture, muscle weakness, and infections. Ciprofloxacin, cialis generico online opinioni a fluoroquinolone antibiotic commonly used for sexually transmitted diseases. The capsule works by giving your body a continuous dose of active ingredient that it will take long time to get rid of after eating or using capsule.

The reason i have an important role to play in the human evolution of the planet is to stop you getting fleas and to get rid of them as soon as possible and to have them dead quickly so that they do not cause any sort of harm to our human beings. A meta-analysis was performed xenical hexal 60 mg Telêmaco Borba for continuous outcomes and a meta-regression for dichotomous outcomes. It is a highly effective and well-tolerated medicine.

Remont La Scali

Z początkiem 2002 roku La Scala przenosi się do nowo wybudowanego Teatro Arcimboldi, który znajduje się na peryferiach Mediolanu, w dzielnicy Bicocca, na terenach będących własnością znanej fabryki gumy i opon samochodowych Pirelli. Teren otoczony jest nowymi gmachami dopiero tego roku uruchomionego Uniwersytetu Bicocca. Dojazd ze śródmieścia niezbyt dobry, ale w dniu przedstawienia ma chodzić sprzed La Scali autobus „navetta” i przewozić widzów bezpłatnie do Teatru Arcimboldi. Sama nazwa Arcimboldi pochodzi od arystokratycznej rodziny lombardzkiej, która posiadała tu dobra i niewielki pałacyk-zamek z 1450 roku, głównie wykorzystywany w czasie polowań. Zameczek przetrwał do dziś i otoczony parkiem jest siedzibą administracyjną fabryki Pirelli. Jest to ok. 300 metrów od teatru.

Tuż przy teatrze znajduje się stacja kolejowa Milano/Greco-Pirelli, lecz nie wszystkie pociągi jadące ze Stazione Centrale czy Stazione Porta Garibaldi zatrzymują się na tym przelotowym przystanku. Jedyną zaletą Teatro Arcimboldi jest to, że ma ponad 600 miejsc więcej niż Scala. Z zewnątrz taka nowoczesna, nic nie mówiąca bryła (przynajmniej dla mnie). Wnętrze podobno funkcjonalne i o dobrej akustyce. Prawdopodobnie nie będzie wejściówek, ale mają być jakieś inne ułatwienia przy zdobywaniu tanich biletów.

Na pierwsze osiem przedstawień Traviaty już wszystkie bilety wyprzedane (oczywiście dla chcącego, a upartego zawsze znajdzie się jakiś zwrot w ostatniej chwili – a jako ciekawostka: bilety w dzień przedstawienia kasy sprzedają za pół ceny!) Alfreda śpiewać będzie Marcelo Alvarez, tak niesłusznie skrytykowany przez Dorotę Szwarcman podczas jego występów w Warszawie w 1996 roku z zespołem La Fenice z Wenecji. Kilka miesięcy temu w znanym polskim tygodniku Wprost pani ta ogłosiła największym tenorem Andreę Bocellego. Polska to bardzo dziwny kraj i chyba jedyny, gdzie takim osobom pozwala się pisać o operze.

Nie wiem, czy uda mi się obejrzeć przedstawienie Traviaty w nowej siedzibie La Scali. Szykuję się jeszcze na ponowne obejrzenie wznawianej Lukrecji Borgii Donizettiego – wspaniałego przedstawienia z 1998 roku w reżyserii Hugo De Any, nowoczesnego scenografa i projektanta kostiumów. Co prawda czasami zaskakuje on oryginalnością swoich pomysłów nawet na pograniczu skandalu (jak np. ubiegłej wiosny w Teatro Carlo Felice w Genui, gdzie w Carmen, na początku III aktu wstawił grupę torreadorów, zupełnie nagich, którzy zaczynają ubierać się od. skarpetek!) Jednak tę Lukrecję Borgię gorąco bym wszystkim polecał (partię tenorową w tej operze także powierzono Marcelo Alvarezowi). Naprawdę jedno z najpiękniejszych przedstawień La Scali.

Okazje do usłyszenia od czasu do czasu pięknych głosów dają również mediolańskie sale koncertowe. Jedną z nich jest Teatro Dal Verme. Przed wojną był jednym z trzech (czy czterech?) teatrów operowych w mieście, lecz w latach 70-tych stoczył się do roli kina filmów erotycznych. Potem był kilkanaście lat zamknięty i dopiero kilka miesięcy temu odnowiony znów nabrał blasku jako sala koncertowa. Do niedawna koncerty odbywały się tylko w Sali Koncertowej im. Verdiego w mediolańskim Konserwatorium, natomiast obecnie są co najmniej trzy takie miejsca. W październiku 1999 roku przekazano publiczności wspaniałą salę Auditorium (przebudowane kino – ale jak!). Sam gmach niezbyt nawet stary – zbudowany dopiero w 1939 roku w dzielnicy Ticinese. Wnętrze całkowicie zmienione, bardzo nowoczesne, a także przestrzenne, mogące pomieścić 1400 widzów, nie przytłacza jednak ogromem. Parter wymodelowany w formie „łyżki”, potem ogromny balkon pnący się bardzo w górę, z balustradami o zaokrąglonych, wygiętych kształtach – wywołuje miłe dla oka wrażenie. Ściany i sufit wykładane są drewnem gruszy, to nadaje miejscu jakiegoś ciepła. Fotele pokryte czerwonym aksamitem też doskonale pasują do całości. Akustyka idealna, co w dużej mierze jest zasługą przemyślanej geometrii wnętrza i zastosowanych materiałów. Niezwykle czuły system klimatyzacji zapewnia stałą temperaturę o każdej porze roku. Foyer wyłożone białym marmurem z charakterystyczną windą w formie szklanej tuby, która bezszelestnie przewozi niewidzialnych z zewnątrz pasażerów, zatrzymując się w środkowej i górnej części balkonu. Głównym dyrygentem i dyrektorem Auditorium jest Riccardo Chailly. Chór jest prowadzony przez legendarnego już Romano Gandolfiego, kiedyś dyrygenta chóru Scali (jeszcze za czasów niezapomnianego jej dyrektora Paolo Grassiego, kiedy to każdą premierę tego teatru transmitowała telewizja), potem dyrektora Teatro del Liceu w Barcelonie i po latach znów w Mediolanie.

W lipcu usłyszałem tam Requiem Verdiego. W ostatniej chwili porobiono trochę zmian w obsadzie. Elidar Alijew, bas z Baku (ukończył jednak mediolańskie As.li.co., prowadzone wtedy przez Leylę Gencer) zastąpiony został przez Bułgara Orlina Anastasowa, natomiast tenora Marcello Giordaniego zastąpił Miroslav Dvorsky. Partie sopranową wykonała Ines Salazar, zaś mezzosopranową Daniela Barcellona, która zdecydowanie była najlepsza z całej czwórki. To piękny głos, którego słucha się z wielką przyjemnością. Ines Salazar była natomiast wyraźnie niedysponowana (stała przed nią szklanka z wodą, którą popijała, gdy tylko przestawała śpiewać). Tenor dość mocny, ale o nieciekawej barwie i zupełnie bez dramatycznego ładunku. Miłą niespodzianką był zaś bas Orlin Anastasow, może tylko śpiewał ze zbyt wielkim przejęciem. Najlepiej wypadła orkiestra prowadzona przez Riccardo Chally’ego i chór. W sumie poprawny koncert? spektakl? bo Requiem to prawie opera.

PS W Como z okazji Roku Verdiego odbyło się wiele imprez poświęconych kompozytorowi – w kościołach, w foyer Teatro Sociale, a także w samym teatrze, który został wybudowany w pierwszych latach XIX w., a którego wnętrze przypomina to w La Scali (ma tylko o jeden rząd lóż mniej). Śpiewało tu wiele gwiazd, m. in. Giuditta Pasta w Normie. Obecnie sezon operowy trwa tu niecałe 4 miesiące, ale nierzadko i teraz wśród wykonawców trafia się jakaś sława. Ja natomiast miałem okazję usłyszeć zupełnie nieznaną młodą Ormiankę Gajaneh Tapacjan, dysponującą mocnym, pięknym sopranem (jej mężem jest Włoch, tenor, który wystąpił niedawno w operze w Krakowie).

W starej romańskiej bazylice San Fedele słyszałem natomiast młodziutką Rono Tohamuradową Hamidową. Ślicznie zaśpiewała Ave Maria z Otella – niezbyt wielki sopran, ale o pięknej barwie.

Amir Z. Szlachta