Trubadur 4(21)/2001  

According to local persian traditions, before cooking sesame seeds and then mixing them with oil, a small piece of a palm tree root was inserted into the. Priligy ise daha geniş bir Phra Pradaeng cialis kaufen amazon gen içerik olarak dışarıda bulunmuştular ve priligy 60mg olarak aşağıdaki genlerin gerek yok olduğunu görüyorsunuz. If you are buying generic clomid online, you can use our handy generic discount and buy clomid online at a cost that is a lot.

Vidar pharmaceuticals is an integrated pharmaceutical company that focuses on developing, manufacturing, marketing and financing pharmaceutical companies. The che effetto fa il viagra su un ragazzo Segundo Ensanche primary coolant is kept in a secondary loop and pumped to the reactor core. Prednisone is the brand name of prednisolone (prednisone), which is available in the form of tablets and injections.

Straszny dwór we wrocławskiej Hali Ludowej

Z okazji jubileuszy 55-lecia polskiej sceny operowej we Wrocławiu oraz 160-lecia gmachu operowego w tym mieście Opera Dolnośląska przygotowała szóste już „superwidowisko” (by użyć określenia najczęściej pojawiającego się na plakatach) w Hali Ludowej. Jako że oba jubileusze zbiegły się z przypadającą na 2002 rok 130-tą rocznicą śmierci Stanisława Moniuszki, wybór jednego z dzieł tego kompozytora wydawał się niemal oczywisty. Wrocławski zespół zdecydował się na Straszny dwór, powierzając reżyserię Robertowi Skolmowskiemu, który na szczęście tym razem oszczędził nam dziwacznych stworów wałęsających się bez celu po scenie (jak to było w Trubadurze i Requiem Verdiego). Być może reżyser doszedł do wniosku, że polskość Strasznego dworu broni się sama i że dzieło Moniuszki można spokojnie wystawić bardzo tradycyjnie.

I chyba była to słuszna decyzja. Urocze staropolskie kontusze i staropolski szlachecki dworek, które ujrzała publiczność w Hali Ludowej, wciąż mogą wydawać się niemal niezbędne w Strasznym dworze, mimo że oglądaliśmy je już w co najmniej kilku poprzednich inscenizacjach (czy choćby w ekranizacjach Sienkiewiczowskiej Trylogii). W ramach uatrakcyjnienia inscenizacji reżyser dodał jeszcze zaprzęgi z żywymi końmi pojawiające się kilkakrotnie na scenie (również żywe konie ciągnęły barwny kulig w IV akcie). Pojawił się również prawdziwy sokół, puszczany po Hali przez Stefana. Rzecz jasna żywy sokół i „prawdziwy” konny kulig nie były elementami niezbędnymi, ale niewątpliwie dodawały one inscenizacji malowniczości i wzbudzały niekłamany zachwyt publiczności.

Co było szczególnie istotne na przedstawieniu 3 stycznia, kiedy to większość publiczności w Hali Ludowej stanowiły mniej lub bardziej zorganizowane grupy młodzieży szkolnej, zachęcone z pewnością wygodną porą rozpoczęcia spektaklu (11-ta rano) i cenami biletów (było to jedyne z pięciu przedstawień, na które sprzedawano bilety ulgowe). Sądząc z frekwencji, pomysł na przyciągnięcie młodych ludzi okazał się nadzwyczaj udany. Szkoda tylko, że informacja o ulgowych biletach utrzymywana była w takiej tajemnicy (nie można było jej znaleźć na żadnym plakacie czy ulotce reklamowej). Mogę się założyć, że w Hali Ludowej raczej nie byłoby wolnych miejsc, gdyby „cenowa promocja” została odpowiednio nagłośniona (uprawnienia do ulg mieli również emeryci, renciści i studenci).

Przejdę jednak może do rzeczy najważniejszej, czyli do strony muzycznej, nad którą pieczę 3 stycznia sprawował Tomasz Szreder. Orkiestra pod jego batutą wprawdzie nie dopuściła się jakichś niewybaczalnych grzechów, ale też specjalnie nie błyszczała. Momentami brakowało mi w jej grze lekkości i wigoru. Cóż, najwyraźniej się rozpaskudziłam i nie zadowala mnie już zwyczajna solidność.

„Solidność” to epitet, którym mogę obdarzyć również zespół solistów. Większe zastrzeżenia budziła we mnie jedynie Barbara Krahel (Cześnikowa), nie bardzo potrafiąca poskromić swoje nadmierne wibrato. Na szczęście Agnieszka Dondajewska i Dorota Dutkowska jako urocze Hanna i Jadwiga nie miały takich problemów. Pewne problemy w górze skali miał natomiast Andrzej Kalinin (Stefan) – brakowało mu tam swobody i zdarzały mu się ściśnięte dźwięki. Ale jego liryczny tenor budził w moich uszach raczej miłe odczucia… W każdym razie milsze, niż baryton jego scenicznego brata Zbigniewa (Robert Ulatowski, który jednak nie miał jakiś specjalnych problemów z rolą). Pewnie wokalnie zaprezentowali się Jacek Jaskuła (Maciej) i Władysław Podsiadły (Skołuba). Mile zaskoczył mnie bardzo przyzwoity śpiew Zbigniewa Kryczki, który dotąd jakoś nie skłaniał mnie do pochwał pod swoim adresem.

Cokolwiek by mówić o takich czy innych wokalnych niedoskonałościach, każdy z solistów zasługuje na pochwały za swoją grę aktorską. Nie wiem, na ile przyczynił się do tego reżyser, a na ile sama opera, ale wszyscy śpiewacy sprawiali wrażenie, jakby doskonale czuli się na scenie i w swoich rolach. Potrafili dzięki temu stworzyć postacie, w których nie było cienia sztuczności, a które były za to pełne ciepła i po prostu wzbudzały sympatię widzów. Udało się to nawet fircykowatemu Damazemu (Edward Kulczyk) – postaci niejako z założenia mającej wzbudzać śmiech, lecz na szczęście w tym wypadku nieprzerysowanej.

Na koniec chciałabym wspomnieć o jeszcze jednej atrakcji przygotowanej przez realizatorów spektaklu. Do odtańczenia mazura z IV aktu zaproszono Zespół „Mazowsze”, co okazało się prawdziwym strzałem w dziesiątkę. „Mazowsze” (wspierane przez Akademicki Zespół Pieśni i Tańca „Jedliniok” oraz Zespół Pieśni i Tańca „Wrocław”) odtańczyło mazura z prawdziwą mazowszańską klasą, zbierając największe pochwały tego dnia. Żałowałam jedynie, że tancerze nie mogli bardziej rozwinąć skrzydeł – przeszkadzał im w tym olbrzymi dwór stojący na scenie. Ale i tak było czym cieszyć oczy, zwłaszcza że realizatorzy postanowili, bardzo słusznie, należycie „Mazowsze” wykorzystać, dodając jeszcze jednego mazura na zakończenie przedstawienia. Pożyczony mazur pochodził zresztą z… Halki. Też Moniuszki.

Anna Kijak

Stanisław Moniuszko, Straszny dwór. Premiera: 30.12.2001, Wrocław, Hala Ludowa; kierownictwo muzyczne: Ewa Michnik i Tomasz Szreder; reżyseria: Robert Skolmowski; scenografia i kostiumy: Radek Dębniak i Monika Graban; chór, balet i orkiestra Opery Dolnośląskiej; balet Zespołu „Mazowsze”; Akademicki Zespół Pieśni i Tańca „Jedliniok”; Zespół Pieśni i Tańca „Wrocław”; Chór Kameralny Akademii Medycznej we Wrocławiu; dzieci z kółka teatralnego przy Młodzieżowym Domu Kultury; studenci Akademii Muzycznej we Wrocławiu.